Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Primavika. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Primavika. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 grudnia 2022

krem Primavika Active Orzechowe 100% Arachidowe

Jakoś na początku kwietnia podczas comiesięcznych zakupów z ojcem, jak zwykle ruszyłam w Auchanie do działu z kremami orzechowymi, by uzupełnić zapas (Sante) Auchan Peanut Paste Smooth 100 %, jednak... sklep chyba zrobił sobie ze mnie prima aprilisowy żart, bo była tylko wersja Crunchy. Takich Mama nie uznaje, a te masła mają być dla nas obu. Wzięłam słoik, który najbardziej wpadł mi w oko: zawartość nie wyglądała ani na specjalnie lejąco-oleistą, ani nie była zbyt ciemna, co mogłoby sugerować za mocne prażenie. Uprzedzam wszelkie pytania: recenzja została napisana w połowie kwietnia 2022.

Primavika Active Orzechowe 100% Arachidowe to pasta / masło orzechowe / pasta 100 % z orzeszków arachidowych prażonych.

Po otwarciu poczułam pełną moc fistaszków, podprażonych średnio. Pojawiło się skojarzenie ze  smarowidłem typu amerykańskiego, a więc "typowym peanut butter", ale nie było osamotnione. Jakby podprażone, złudnie lekko słonawe fistaszki wymieszać z samymi, łagodniejszymi i bardziej surowymi.

Olej prawie się nie wydzielił i nie było co zlewać. Częściowo i tak je jednak przemieszałyśmy jako tako.
Ja spotkałam się więc z kremem gęstawym, prawie gęstym. Ciągnął się w zwięzły sposób. Daleko mu do rzadkości czy lania się. Nie był też zbyt oleisty.
W trakcie jedzenia oleistość nieco na jaw wyszła, ale wciąż pozostawała minimalna. Pasta w ustach dziwnie ani specjalnie nie gęstniała, ani nie rzedła. Pozostawała zwięzła. Zalepiała na chwilę, po czym rozpuszczała się, odsłaniając mnóstwo drobinko-kawałków orzeszków. Dała się poznać jako tłusta i masywna w pozytywnym sensie. Nie była gładka, a z wyczuwalnymi i widocznymi drobinkami, kawałkami do gryzienia. Nadały całości chrupkości. Urozmaicającymi całość do tego stopnia, że pasty nie zaklasyfikowałabym do "smooth" (ale jednak do "crunchy" też nie). To też na tyle istotne wypełnienie całej masy, że nie nazwałabym tego swoim "efektem miazgowości" (czyli wyczuwalnymi po prostu niedomielonymi drobinkami, które jednak nie wymagają porządnego gryzienia). Kawałki ogółem zdrowo chrupały i skrzypiały, bo były i bardziej miękkie, i twardsze; bez skórek.
Im bliżej dna, tym zawartość oczywiście gęstsza, choć nieznacznie.

W smaku od początku krem był intensywnie fistaszkowy. Witał się prażonymi fistaszkami, zahaczającymi o masło orzechowe typu amerykańskiego - prażono-słodkawe, tylko że bez soli, po czym nieco łagodniało.

Prażoność słabła, ale fistaszkowość nie. Dała się poznać jako łagodna i niemal maślana. Okazała się naturalnie słodka w szokująco wysokim stopniu. W połowie rozpływania się porcji w ustach, kiedy to już bardzo dużo drobinek wyległo na język niemal osobno od pasty, otarła się o słodziuteńkość. Baza punktowo, chwilami wydawała się niemal miodowa. Prażony aspekt jednak nie zniknął. Częściowo podkręcały go kawałeczki orzeszków.

Z czasem poczułam aż pewną oleistość, roślinność. Niektóre drobinki dodawały aż pewnej fasolkowości, wyłapałam bardziej surową nutkę. Tę otaczała kremowa, niewiarygodna słodycz.

Gdy baza zniknęła, a ja zaczęłam gryźć kawałki i drobinki, wróciło mocniejsze prażenie. Choć nie wszystkie wydawały się prażone tak samo mocno, to jednak kawałki były jakby wytrawniejsze i w porywach gorzkawe. Gorzko-przeprażone, gorzkawe po prostu, a niektóre delikatne i zwyczajnie fistaszkowe. Skórek nie uświadczyłam.

Po zniknięciu pasty z ust zaś arachidowość zaszczyciła mnie nieco mocniejszym prażeniem. Splotła je z maślano-oleistą słodyczą, znów - chyba przez kontrast - aż nienaturalnie słodziusią.

Pastę uważam za "może być". Ogólnie była średnio prażona, jednak zaplątało się w niej sporo za mocno wyprażonych orzeszków. I chyba ogółem gorszych sztuk, które poszły "na kawałki"? Gorzkawe wtrącenia mi tam przeszkadzały, bo w dodatku rozkręciły słodycz, że aż wydawała się nienaturalna. O ile zachwyca mnie naturalna słodycz np. pasty nerkowcowo-kokosowej Orzechowni (Rafaelka), tak do fistaszków mi po prostu nie pasuje (słodycz i kontrastowa gorzkość nie współpracowały).
Podobnie taka struktura do mnie nie przemawia. Wolę, jak pasta jest albo gładka (choć z efektem "miazgowości"), albo ewidentnie chrupiąca, a więc z porządnymi kawałkami, a nie kawałko-drobinkami.
Krem odebrałam jako np. robioną nieco w pośpiechu (chodzi mi o te gorzkawe pstryczki, przeprażanie miejscowe) i słodszą wersję Basia Basia Krem orzechowy naturalny Orzechy ziemne + nic więcej. Podlinkowana wyszła znacznie atrakcyjniej.
Mamie nie smakowała, bo też jej przeszkadzała ta "dziwnie za wysoka słodycz", a w dodatku z każdym kolejnym śniadaniem czuła coraz większe, kontrastowe zgrzyty między tą właśnie słodyczą a goryczką: "rzeczywiście, w nim też są jakby takie punkty czy kawałki gorzkie, tak obok tej słodyczy nieprzyjemne. Paskudne, ale jakoś zmęczyłam". Zdarzyło jej się jeść to masło orzechowe z bułeczkami mlecznymi (z Kauflandu), co podsumowała, że wtedy: "i te kiepskie bułeczki, i masło orzechowe zyskują".


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 12,35 zł (za 470g)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: prażone orzechy arachidowe 100%

środa, 10 lutego 2021

Primavika masło z orzechów nerkowca prażone

Dawno temu współpracowałam z Primaviką, ale producentowi nie spodobało się, że nie chwaliłam wszystkiego. Przyznaję, że trochę się potem na markę obraziłam. W sklepach tęsknie spoglądałam więc na ich masło z nerkowców z dwóch powodów. Raz, że tej marki, a dwa... było smażone. A smażonych rzeczy po prostu nienawidzę. Nie rozumiem też, po co masło orzechowe, a dokładniej orzechy do niego, smażyć. Prażenie orzechów jeszcze rozumiem, ale smażenie? Pozwolenie, by się masa smażyła w swoim własnym tłuszczu czy jak? Nie podobało mi się to. Tym bardziej, że z migdałów mogli od razu zrobić prażone. W maśle z nerkowców to smażenie jednak trochę mi przeszkadzało. Nic dziwnego, bo jestem na ten posmak wyczulona. Podobała mi się natomiast wielkość słoików, dla mnie akurat. Gorzej z ceną. Gdy w końcu pojawiły się w Lidlu w przystępnej, kusząc pięknym napisem "prażone", musiałam je zdobyć.

Primavika masło z nerkowców prażone to krem ze zmielonych prażonych orzechów nerkowca z solą morską (1%); słoik zawiera 185 g.

Po odkręceniu słoika przywitał mnie wyrazisty zapach prażonych orzechów nerkowca, który obracał się głównie właśnie wokół samych orzechów. Przejawiały leciutką naturalną słodkawość, maślaność, choć także niezaprzeczalnie sól zarejestrowałam.

Na wierzchu wydzieliła się odrobinka oleju, którą zlałam. Przemieszawszy masę odkryłam, że gęstą na pewno nazwać jej nie mogę. Nie była jednak też specjalnie rzadka, ale już ciągnąco-miękka owszem. Słabo przemielona, dzięki czemu pełna drobinek i kawałeczków orzechów, nie wydawała się aż tak bardzo ciężko-tłusta, acz oczywiście tłusta była.

W smaku czułam od początku do końca przede wszystkim orzechy nerkowca. Były naturalnie słodkawe, delikatne, a jednak w pewien sposób charakterne.
Bardzo szybko zaskoczyła mnie sól. Jej bowiem nie pożałowali i co jakiś czas podkręcała smak nerkowców, specjalnie w nie nie ingerując.
Ich specyficzny posmak podkreśliło dość znaczące, ale nienachalne podprażenie.

Ja jadłam je m.in. z twarogiem, co do głowy mi przyszło po tym, jak przypomniałam sobie nernik z kokosowym "twarożkiem" jedzony w krakowskim Cakestrze. Nerkowce i twaróg to naprawdę fajna para, polecam. Muszę się jednak przyznać, że było tak wyraziste, słonawe... że nawet jako dziwna przekąska do łyżeczkowania zdało egzamin. Mi jednak właśnie twaróg zacnie wyważył sól (tak na ilość akurat w punkt w moim odczuciu). Wiadomo, że już jak i z czym jeść, to jak kto lubi, ale to masło orzechowe na tyle wbrew pozorom wyraziste, że świetnie sobie radzi, nie daje się zagłuszyć.

To zdecydowanie o wiele, wiele lepsza opcja niż ta stara smażona. Tu wreszcie przede wszystkim czuć nerkowce, nie zaś smażenie. Strukturę... może i wolałabym bardziej zbito plebejską i albo z większymi kawałkami, albo gładkie, bo coś pomiędzy średnio mi odpowiada.


ocena: 9/10
kupiłam: Lidl
cena: 14,99 zł (za 185g)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak (kiedyś i też w promocji)*

Skład: prażone orzechy nerkowca 99%, sól morska

*Aktualizacja z 2022: Mimo że wciąż uważam to za bardzo dobry produkt, nie jest już dla mnie i nie wracam. Po prostu tak przeszkadza mi obecnie we wszystkim sól, że jej dodatek wyklucza to, że obecnie ta pasta by mnie cieszyła.

wtorek, 14 marca 2017

Primavika masło orzechowe piernikowe

Uwielbiam słone masła orzechowe, ale przy Smucker's Goober Grape Peanut Butter & Grape Jelly Stripes odkryłam, że i ze słodkawą nutą może mi smakować. Dlaczego miałabym w takim razie nie próbować eksperymentalnych smaków? Takich jak... piernik? W końcu piernikowe przyprawy uwielbiam, a ostatnio coś mnie wzięło na jakąś kanapkę na chlebie ze śliwką - toż to smarowidło wydaje się do niego strzałem w dziesiątkę!

Primavika masło orzechowe piernikowe jest masłem orzechowym z fistaszków z przyprawami piernikowymi (lub jak kto woli "korzennymi") i solą morską dostępne w słoiczku 185 g.

Po otwarciu słoika poczułam oczywiście zapach trochę słonawych, prażonych fistaszków, ale także słodko pierniczkowy, ze znaczącym udziałem cynamonu i goździków oraz nieco mniejszym imbiru.

Masło okazało się nieco ciągnące, o wiele rzadsze od np. lidlowego ale nie tak lejące jak TerraSana 4-Mix, pełne było malutkich drobinek orzeszków oraz przypraw.

W smaku było oczywiście prażono fistaszkowe. Przy tym prażeniu wyraźnie zaznaczała się sól, ale nie było jakoś bardzo słone. Raczej słonawe.
Po prostu słodkim... też bym go nie nazwała. Raczej pierniczkowo słodkim, w taki specyficzny sposób. O tak! Tutaj wyczułam bardzo mocny smak goździków oraz oczywiście cynamon. Z czasem robiło się nieco pikantnie w charakterystyczny korzenny sposób. Ogólnie jednak cała mieszanka przypraw korzennych przywodziła na myśl słodkie pierniczki (a nie piernik). Słodkawe do tego stopnia, że nawet mi nie przeszkadzało (a kocham słone masła orzechowe, więc jest dobrze!). Przyprawy także nie były na tyle silne, by zaburzyć smak masłoorzechowy, choć były wyraziste. Bez przegięcia w żadną ze stron. Bardzo dobrze wyważone.

Łyżeczką ze słoika oprócz cynamonu wyraźnie czuć i goździki, i imbir - barrdzo to smakowite, ale delikatne, nieprzesadzone, wtedy słodycz bardziej daje się we znaki.

Jadłam je z chlebem ze śliwką i.... ta pierniczkowość świetnie do niego pasowała. Dopiero na chlebie odkryłam, jak istotna była w tym maśle słonawość (nie słoność!). Świetnie się to uzupełniało z kwaskowatymi śliwkami.

Smaczne, ciekawe, takie "z pomysłem", ale raczej jako ciekawostka na zimowe poranki lub wieczory.
Sama wolałabym chyba jednak... ja wiem? Czy to więcej soli (rzecz gustu), czy mniej cukru... Nie pogardziłabym też mocniejszymi ostrymi przyprawami (mimo że były trafione, ja wolę naprawdę mocne smaki), chociaż w sumie było uroczo znacząco goździkowo-cynamonowe  i... chyba wolałabym większe kawałeczki niż takie drobinki. Wszystko to na zasadzie "chyba wolałabym...", a nie "powinni dać mniej / więcej", więc to takie "moje narzekanie" (w końcu kobietą, i w dodatku Polką, jestem).
Może i skład mogłoby mieć lepszy, ale w sumie ma stosunkowo niską cenę.
Polecam, mimo że niczego mi nie urwało, bo po prostu warto spróbować, ale nie żeby tam zaraz latać i specjalnie szukać.


ocena: 8/10
kupiłam: sklepvita.pl
cena: 5.09 zł (była jakaś promocja -20% + przesyłka)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki arachidowe prażone 81 %, cukier, lecytyna sojowa, mieszanka przypraw, sól morska

czwartek, 4 sierpnia 2016

Primavika masło migdałowe prażone

Przy całej mojej miłości do masła orzechowego, migdałów i różnego rodzaju migdałowych kremów, marcepanów, uwierzycie, że nigdy nie jadłam masła migdałowego? Mi też ciężko w to uwierzyć, ale serio... to miało być moim pierwszym, więc to aż dziwne, że udało mi się zostawić je na koniec przygody z Primaviką. Zrobiłam to wedle zasady "najlepsze na koniec", układając to w ciemno, ale biorąc pod uwagę skład (bo tym razem jest naprawdę świetny) - nie mam się czego obawiać.

Primavika masło migdałowe prażone to krem w 99 % z migdałów z solą morską (1 %).

Skład idealny, w dodatku prażone, a nie smażone - co mi przeszkadzało w przypadku masła z nerkowców - z czego bardzo, bardzo się cieszę. Słoiczek ma 185 g, co dla mnie jest kolejnym pozytywem (nie lubię zbyt wielkich słoi).

Gdy tylko odkręciłam nakrętkę, poczułam wyrazisty zapach prażonych migdałów. Poraził mnie niczym piorun, a potem do moich nozdrzy dotarła też lekko słonawa nutka. Naprawdę mocny zapach, a co najlepsze - w pełni naturalny.

Wreszcie spróbowałam. Masło okazało się oczywiście tłuste w sposób jedynie migdałowy, a także cudownie nie całkiem przemielone. To znaczy, nie ma tu kawałków migdałów, ale struktura jest lekko chropowata, czuć drobinki. 

Smakuje jak... prażone migdały, tylko że w formie kremu. Po prostu, to jest ten smak. Skojarzyło mi się to z zotterowskim migdałowym nugatem (np. z Cherries and Almonds), tylko że zupełnie nie słodkim, albo słodkim minimalnie (naturalnie).
Migdały zostały podkreślone doskonałą ilością soli. Wyraźnie ją czuć, chociaż masło nie jest słone jak np. amerykańskie smarowidła, jednak... w tym wypadku mi to jak najbardziej pasowało. Sól jest tutaj tylko wykończeniem. Świetnie się to łączy z prażonym (chociaż nie przeprażonym) smakiem. 

Jedno i drugie podkręciło po prostu migdałowość, bo to właśnie migdały są tu gwiazdą wieczoru.

Co więcej, masło ma tak naturalnie mocny smak, że pasuje dosłownie do wszystkiego! Na żytnim razowym chlebie było przepysznie, w jaglance - bosko! Migdały ani trochę nie są wtedy zakłócane. 
Połowę słoiczka zjadłam po prostu łyżeczkując, to było tak pyszne, że nie mogłam się oderwać... A trzeba Wam wiedzieć, że nie mam w zwyczaju dopadać tak cokolwiek nie planowo. 

To było moje pierwsze masło migdałowe, ale na pewno nie ostatnie.


ocena: 10/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 628 kcal / 100 g 
czy kupię znów: nie wiem

Skład: migdały prażone (99%), sól morska

środa, 2 marca 2016

Primavika Masło z nerkowców smażone

Od rozpoczęcia mojej współpracy z firmą Primavika trochę już minęło, ale nie oznacza to, że skończyły mi się ich produkty. Jak to możliwe, że masła wytrzymały u mnie bez otwierania tak długo? Poprzednio próbowane okazały sie trochę nie w moim stylu, a i ciągle wyskakiwały mi po drodze tygodnie amerykańskie w Lidlu. :P
Do tego konkretnego masła podchodziłam z pewnym dystansem przez słowo "smażone" na słoiczku (a np. na migdałowym jest "prażone"), więc jako, że bardzo niewiele smażonych rzeczy mi smakuje, nie byłam do końca przekonana.

Primavika masło z nerkowców smażone to oczywiście smarowidło ze smażonych orzechów nerkowca, które stanowią aż 99% składu. Reszta to sól morska.
Słoik jest niewielki, jedynie 185 g.
Jak na razie, oprócz smażenia, same pozytywy!

Kiedy odkręciłam słoiczek, pierwszym zapachem, jaki poczułam był taki "smażony" zapach. Jakby ktoś coś smażył. Nie spodobało mi się to, prawdę mówiąc trochę mnie zniechęcił.
Obok niego czuło się subtelny orzechowy zapach.

Zanurzyłam łyżeczkę i spróbowałam.
Masło okazało się kremowe, ale nie było idealnie gładkie. Tłustość jest tu chyba oczywistym elementem, ale to smarowidło wydało mi się tłustsze niż większość maseł.

Co do smaku... odkryciem chyba nie będzie, że czuło się tu głównie charakterystyczny smak orzechów nerkowca? Taki maślany, minimalnie słodkawy. To był ich naturalny smak, bardzo podkręcony przez smażenie. To także się czuło w smaku... przy pierwszej łyżeczce w głowie mignęło mi skojarzenie z takimi orzeszkami w smażonych "skorupkach" w puszkach.

Dodatkowym elementem podkreślającym smak delikatnych orzechów była sól. Co prawda masło to nie było słone, a jedynie czuło się szczyptę soli, ale i tak ucieszyło mnie to. Sól bardzo wiele zrobiła dla zaakcentowania lekkiego smaku nerkowców.

Spróbowałam tego masła także na chlebie żytnim razowym (innego nie jem) i... odradzam to połączenie. Smak nerkowców jakoś tu zanikał i czułam jedynie delikatny posmak, wydało mi się bardziej mdłe.
Zawsze tak jem masło orzechowe... no, w tym przypadku to się nie sprawdziło.

Myślałam, że najlepszym sposobem jest w tym przypadku jedzenie łyżeczką ze słoika, ale... do czasu! Dokładniej do dnia, w którym spróbowałam połączyć to masło na kanapce z serem z niebieską pleśnią - to dopiero smakowało rewelacyjnie! (Ocena takiej kanapki? 10/10!)

Mimo tego "smażonego" elementu, nie mogę powiedzieć, że mi nie smakowało. 

Nie wiem za bardzo, do czego można by to masło użyć, tak, żeby nie naruszyć delikatnego smaku nerkowców (bo chyba nie jest do jedzenia samodzielnie?). Może to kwestia tego, że po prostu nie pasuje do silnego smaku żytniego chleba (co mnie trochę rozczarowało), a może tego, że nie są to moje ulubione orzechy (chociaż i tak bardzo je lubię)?


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 607 kcal / 100 g 
czy kupię znów: nie

Skład: smażone orzechy nerkowca 99%, sól morska

niedziela, 8 listopada 2015

Primavika masło orzechowe z wiórkami kokosowymi

Od czasu, gdy rozpoczęłam współpracę z firmą Primavika, minęło już trochę czasu, jednak nie znaczy to, że produkty mi się skończyły. Wręcz przeciwnie: mam jeszcze trzy słoiki. Co było powodem tej długiej przerwy? Po pierwsze, byłam strasznie zniechęcona po ich maśle orzechowym z kawałkami cukru (!) o smaku czekoladowym (dobre sobie), któremu jednak wystawiłam aż 5/10, próbując być obiektywną (słodkie masła orzechowe to raczej nie moja bajka, ale nie było jakieś wybitnie koszmarne), a po drugie... Miałam zapas masła z cynamonem z USA

Dzisiaj jednak przyszła pora na otworzenie nowego słoika i padło na Primavika masło orzechowe z wiórkami kokosowymi (orzeski to 61 %, a wiórki 15 %), a jako, że uwielbiam wiórki kokosowe, łudziłam się, że może być nawet w porządku. No dobra... pomyślałam sobie, że spróbuję, zjadę w tym wpisie, a resztę oddam mamie. Z tą myślą otworzyłam słoik.

Rzut oka, by mieć ogólne rozeznanie w sytuacji. Wyglądało na dość suche, więc pomyślałam, że pewnie będzie sie wręcz kruszyć, bo mimo, że olej z wierzchu (jak się jakiś wytworzy( z maseł zawsze zlewam, to uważam, że musi być ono nieco tłuste (wiadomo - orzeszki są tłuste). 

Zanurzyłam łyżeczkę i... to masło ma dość specyficzną konsystencję. Nie jest to gładki krem, a raczej krem z jakby przemieloną strukturą. Wiórków co prawda nie dostrzegłam, ale poczułam zapach! Wyraźnie kokosowy, aż zbliżyłam słoik do nosa. Nie. Teraz czułam fistaszki. Znów zanurzyłam łyżkę i ponownie poczułam kokosowe nuty. Tak jakby te zapachy grały sobie w chowanego. 

Przyszła pora na spróbowanie i od pierwszego momentu poczułam smak fistaszków. Czysty, tylko lekko podprażony. Nie były to długo prażone orzeszki, a takie tylko co podprażone, delikatne... Wydaje mi się, że ilość orzechów (61 %) miała na to duży wpływ. Nie jest to bezkresnie orzechowy smak, tylko taki bardziej lekki, choć niewątpliwie wyraźny. Masło jest, nawet jak na masło orzechowe, bardzo tłuste i... całe napchane chrzęszczącymi wiórkami kokosa. Ich smak promieniuje od nich na wszystkie strony, mimo, że są raczej miękkie, czyli raczej nie prażone (albo prażone minimalnie). 
W przeciwieństwie do zapachów, w przypadku których jeden drugiego jakby unika, smaki... łączą się w ciekawy sposób.

Tutaj dochodzi jeszcze kwestia "słodko-słono". Powiem tak: sól jest obecna, ale... masło jest słodkie. Przyznaję, że w tym duecie (fistaszki & wiórki), słodycz mi odpowiadała. Kiedy spróbowałam zjeść łyżeczkę samego masła, właściwie było w porządku, jednak kiedy zjadłam jego większą ilość... odrobina soli znikała i było po prostu kokosowo-słodko.
Na bułeczce mlecznej (nie jem ich normalnie, kupiłam specjalnie do tego masła, bo do kwaskowatego chleba żytniego zupełnie nie pasuje) jest już o wiele za słodko. Smak wiórek jest nieco osłabiony, a fistaszki w ogóle gdzieś się gubią momentami.

Jako dodatek do kaszy manny było pysznie, ale... ja tę kaszę mannę posoliłam. Inaczej też pewnie byłoby za słodko.
Jako dodatek do owsianki - niebo w gębie... prawie (bo przeważnie jem same płatki owsiane ugotowane na mleku).

Całość, mimo, że słodka, smakowała mi. Fistaszków powinno być więcej, wtedy miały by na pewno jeszcze wyrazistszy smak, a wiórki... były pyszne i dosłownie cały czas się pojawiały. Mam tylko jedno wielkie zastrzeżenie: po co tam tyle cukru? Naprawdę nie zaszkodziłoby, gdyby został pominięty na rzecz większej ilości orzeszków.
Całkiem niesłone to masło nie jest, więc można powiedzieć, że jest nawet dobrze. 
Słoik na razie stoi u mnie otwarty i nie bardzo wiem, co z nim zrobić. Niby jest smaczne, ale... dla mnie po prostu za słodkie. Albo inaczej: nie mam do czego jeść słodkiego masła orzechowego.


ocena: 7/10 (gdyby skład był lepszy - mniej cukru, więcej orzechów - ocena byłaby wyższa)
kupiłam: dostałam od firmy Primavika (ale można kupić na sklepvita.pl)
cena: ja nie płaciłam, ale kosztuje ono 10.99 zł
kaloryczność: 616 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki arachidowe 61%, wiórki kokosowe 15%, cukier, lecytyna sojowa, częściowo utwardzony tłuszcz palmowy (zawartość tłuszczów trans ,1%), błonnik pszenny (bez glutenu), sól morska, aromat: wanilina

czwartek, 16 lipca 2015

Primavika pasta sezamowa słodzona syropem z agawy

Jak już pisałam wiele razy - uwielbiam masło orzechowe. Nie znaczy to jednak, że do innych tego typu past mnie nie ciągnie. Tahini również często gości w mojej kuchni, jednak przeważnie używam je do dań ze słodką, a dokładniej miodową, nutą. 
Jest to spowodowane tym, że tak samo, jak masła orzechowe lubię słone, tak pasta z sezamu zdecydowanie bardziej smakuje mi trochę słodka.
Ostatnio, gdy znalazłam przepis na kurczaka w tahini i miodzie, przypomniałam sobie o kilku słoikach (no dobra, pamiętałam o nich, ale najpierw skrupulatnie wyjadałam masła orzechowe z Lidla), które dostałam w związku ze współpracą z firmą Primavika. Wybrałam niepozorny, 185-gra,owy słoiczek.

Primavika masło sezamowe słodzone syropem z agawy wydało mi się wręcz doskonałe. Co prawda, nie wiem, jak smakuje syrop z agawy, chociaż słyszałam, że jest on dość słodki.
Patrząc na skład, mogę stwierdzić, że w zasadzie jest w porządku. Nie jest to naturalna, domowa pasta, ale 60 % sezamu i 36 % syropu z agawy dla mnie wystarczy. Jednak ja nie jestem surową maniaczką zdrowego odżywiania.

Po odkręceniu wieczka, poczułam bardzo przyjemny, wyrazisty zapach. Był to sezam, wraz ze swoją goryczką (w mojej głowie od razu padło pytanie: "czy będzie wyczuwalna też w smaku?"), przytłumioną nieco przez słodycz.

Zlałam olej, który wytworzył się na wierzchu (to naturalne, można do czegoś użyć lub wymieszać, ja jednak wolę mniej tłuste pasty) i nabrałam pierwszą łyżeczkę. 
Pasta jest bardzo plastyczna i taka twardo-miękka, nie ma doskonale kremowej struktury, mimo tego, że jest dobrze przemielona.

Wreszcie spróbowałam. W pierwszej chwili pomyślałam tylko, że nie ma tu jednej wiodącej nuty. Czułam bowiem sezam i dziwną, straszliwą wręcz, słodycz. Nie było to nic cukrowego, trochę taki jakby trochę sztuczny miód z roślinną (dosłownie roślinną, skojarzyło mi się to z łodygą, a nie np. - kwiatową) nutą. Nie wiem, jak smakuje syrop z agawy, ale myślę, że to właśnie jego smak. Słodycz była silna, nawet jak na moje kubki smakowe, przyzwyczajone do tahini dosładzanego miodem.
Wydaje mi się, że tego syropu było po prostu za dużo. Wyeliminował on prawie całkowicie sezamową goryczkę.
Smak sezamu, mimo słodyczy, wciąż pozostał silny, jednak bardzo okrojony z goryczki właśnie. Dla wielu osób może to być minus, jednak ja nie miałam nic przeciwko temu.

Pasta ta wydała mi się chałwą w formie pasty. Bardzo, bardzo sezamowa i bardzo, bardzo słodka. 

Pasta sezamowa smakowała mi, ale smakowałaby jeszcze bardziej, gdyby ten syrop z agawy był zastąpiony miodem.
Trzeba wziąć pod uwagę to, do czego taką pastę się używa. Ja na razie przetestowałam cztery opcje:
-łyżeczką ze słoika (po łyżeczce było już o wiele za słodko!) - na łyżeczce się skończyło, a i tak myślałam, że nie wytrzymam przez tę słodycz
-w owsiance z truskawkami - pychota, ale tylko łyżeczka, - zniknął ten dziwny posmak łodygi (?)
-do kurczaka jako marynata z sosem sojowym - to było wręcz boskie
-na chlebie razowym z dżemem wiśniowym - całkiem niezłe, kwaśne wiśnie poradziły sobie z przełamaniem słodyczy, ale.. wolę masło orzechowe do takich kanapek
Tak też stwierdzam, że pasta jest dobra, jednak chyba nie do wszystkiego. Dla mnie smakowała w konkretnych daniach, mimo, że sama jest o wiele za słodka. Gdyby zamiast tego syropu był miód - byłabym w niebie! Za nadmierną słodycz obniżam ocenę o punkt, a kolejny za cenę (około 7.50 zł), bo taki mały słoiczek za tyle powinien być doskonały.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć między innymi na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: pasta sezamowa 60%, syrop z agawy 36%, lecytyna sojowa, wanilina

piątek, 29 maja 2015

Primavika Deser tropikalny ananas z ziarnami zbóż

Po dość długiej przerwie od deserów Primaviki, wracam z nimi w wielkim stylu. Ze smakiem, od którego całkiem sporo oczekiwałam, a o którym, najzwyczajniej w świecie, zapomniałam. Zapytacie: jak to jest możliwe? A postawiłam gdzieś w szafce, a potem zastawiłam herbatami... Wiecie, pamięć bywa dość ulotna. Całe szczęście, że ostatnio zachciało mi się jakiejś herbatki właśnie, zaczęłam myszkować po kuchni, a tu taka niespodzianka. 

Primavika Deser tropikalny ananas z ziarnami zbóż, to chyba najbardziej egzotyczny ze wszystkich deserów. Nie ukrywam, że ananasy bardzo lubię, ale jem dość rzadko. A czy może być coś lepszego od pina colady? Właściwie, pewnie tak, ale w momencie pisania tego wpisu nie przychodzi mi nic do głowy.

Odkręciłam czerwoną nakrętkę, której chciałam pozbyć się jak najszybciej, od momentu wzięcia słoiczka do rąk, bo działała na mnie jak na byka płachta. To ona dzieliła mnie od kolejnego (rewelacyjnego?) deseru. 

Wreszcie łyżeczką nabrałam sporą ilość przecieru z ananasa i dyni, słodzonego syropem z agawy. Spróbowałam... Smakuje jak właśnie takie połączenie: jest bardzo słodki i delikatny, chociaż z przyzwoicie wyczuwalnym ananasem. Dojrzałym, słodkim ananasem z nutą kwaskowatości. Wyłapałam także cytrynę, która próbowała podbijać smak tropikalnego, tytułowego owocu.

Sam deser nie podbiłby za bardzo mojego serca, bo był smaczny, ale bardzo zwyczajny. Anansowo słodko-kwaśny i... chwilami aż nieco za słodki. Coś, co zadziałało na mnie jak magnes, były (nie wierzę, że to piszę) owe "ziarna zbóż". Nie chodzi mi tutaj o ziarna jako normalnie rozumiane ziarna. W tym deserze bowiem, mamy do czynienia z kaszą jaglaną, wiórkami kokosowymi i amarantusem. Nie znam smaku tego ostatniego, ale kaszę jaglaną i wiórki wyczuję na kilometr! Kasza dodawała smacznego, ciekawego posmaku, typowego dla niej, oczywiście dobrze ugotowanej. Nie było tu żadnej goryczki, nic z tych rzeczy (ja trochę żałowałam). W składzie widnieje tylko 4,1%, ale wydaje się, że jest jej o wiele więcej. Jest miękka, ale nie rozmiękła. 
Elementem, który mnie zachwycił, były wiórki kokosowe, których w ogóle się nie spodziewałam. Skład czytałam już przy jedzeniu, a zaskoczenie, jakiego doznałam, gdy zaczęły mi przyjemnie chrzęścić pod zębami było naprawdę spore. Twardawe, ale nie wysuszone. Gdy się na nie trafiało, wyraźnie było czuć smak kokosowy.
Taka trochę udziecinniona wersja pina colady.
Jak zwykle przyczepię się do ilości wiórek, bo mogłoby być ich o wiele więcej, ale nie można mieć wszystkiego. Dobre i tyle, ile jest. Do tego kasza, a i sam ananasowy deserek. Smaczna i zdrowa przekąska, jeśli ktoś się leni zrobić samemu.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć w PiP, Almie, realu i na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 97 kcal / 100 g, słoiczek 170 g - 165 kcal
czy znów kupię: raczej nie

czwartek, 14 maja 2015

Primavika masło orzechowe piegowate

O mojej bezkresnej miłości do masła orzechowego pisałam już pewnie ze sto razy. Nie szkodzi, napiszę i sto pierwszy. Dodatkowo, pozwolę dopisać jeszcze, że moje ulubione to te słone, z kawałkami orzechów do pochrupania. W Polsce niestety mamy strasznie ograniczony wybór, jeśli o masła chodzi, a już na zadu**u, na którym mieszkam to już w ogóle. Lubię próbować nowe firmy, ale w smakach jestem bardzo ograniczona. Znaczy... masła z dziwnymi dodatkami są dla mnie za lewackie (haha), ale trzeba wiedzieć, czego właściwie się tak unika, prawda?

W tym wpisie mam zaszczyt zaprezentować Wam masło orzechowe piegowate od Primaviki, czyli masło orzechowe z kawałkami cukru o smaku czekoladowym, z której to masłem jest to moje pierwsze spotkanie.

Już na wstępie powiem, że nie podoba mi się ilość orzechów, a i sam dodatek nie zachęca. Osobiście bym nie kupiła. Czy wiele bym straciła?

Po otwarciu poczułam przyjemny, fistaszkowy zapach. Masło w konsystencji jest bardzo kremowe i plastyczne, co zauważyłam już przy zanurzeniu łyżeczki.
Spróbowałam samego kremu. Rzeczywiście gładki i kremowy, przyjemnie tłustawy. Element, który był tu bardzo silny to słodkość. Silna, to znaczy bardzo łatwa do wyczucia, a nie przecukrzona. Nie wyglądało to, jakby krem z orzechów wymieszano z cukrem, a współgrało w sposób, dla mnie, nowy i ciekawy. Jak już pisałam, wolę słone masła orzechowe, ale wiem także, że dużo osób ma odmienne zdanie. To na pewno posmakuje komuś, kto ceni sobie bardziej słodycz, niż sól.
Na tym jednak nie koniec. Dodatek, który wchodzi w skład tego smarowidła to te kawałki cukru o smaku czekoladowym. Smakują... cukrowo, jakby z dodatkiem kakao, ale przede wszystkim cukrowo. Są twarde i przyjemnie chrupią, to fakt, ale co z tego, jak przy każdym rozgryzieniu uwalnia się cukrowa słodycz, której w samym maśle o dziwo nie było czuć? Słodycz - ok, ale typowo cukrowa cukrowość? Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie dla mnie i nie w maśle orzechowym.
Osoba obdarowana przeze mnie tym masłem orzechowym jest tą słodyczą zachwycona, więc powtórzę się, że ono może smakować, ale nie dla kogoś, kto lubi, tak jak ja, słone smarowidła.


ocena: 5/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć w PiP, Almie, realu i na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 572 kcal / 100 g, łyżka 25 g - 143 kcal
czy znów kupię: nie

Skład do przejrzenia, jak kogoś interesuje.

wtorek, 5 maja 2015

Primavika Deser soczyste jabłko z ziarnami zbóż

O moim stosunku do gotowych deserów i firmy Primavika już pisałam dwa razy (przy deserze ze śliwką i przy deserze z pomarańczą), więc teraz napiszę w skrócie - gotowce dobrej jakości bardzo lubię, bo mam mało czasu, a jak już czas znajdę, to jestem leniwa. Szczerze, wiem. Równie szczera będzie ta recenzja, jak i każda inna. Pytanie tylko: czy deser soczyste jabłko z ziarnami zbóż od Primaviki posmakuje mi, jak dwa poprzednie, czy zawiedzie mnie? 

Gdy odkręciłam słoiczek, poczułam zapach jabłek i zboża. Właściwie już tutaj można odpowiedzieć sobie na pytanie ze wstępu. Deser ma kolor pomarańczowo-brązowy, taki jak przecier jabłkowy (przypomniało mi się dzieciństwo!).
Pierwsza łyżeczka i tylko utwierdziłam się w przekonaniu o jakości Primaviki.

Jabłko, takie dojrzałe, słodziutkie i soczyste. To jest to, co czułam przede wszystkim. Żaden jakiś tam kwaskowaty posmak, żaden sok jabłkowy. Po prostu jabłko, które miało czas dojrzeć na drzewie, dzięki promieniom słońca... Aż wyobraziłam sobie ten widok.
Szczerze? Spodziewałam się smaku soku jabłkowego, na który bym mogła sobie ponarzekać... Tu jednak pola do popisu mi nie pozostawiono, bo smak jest czysto jabłkowy, świeżo-owocowy.

Oprócz jabłka wyczułam tutaj łagodny smak dyni. W końcu to na bazie przecieru właśnie z niej zrobiono ten deser. 

Cząstki zbóż dodały całości zbożowego smaku. Kasza gryczana niepalona, płatki owsiane, ziarno pszenicy - to wszystko zachowało swój smak, miało porządną konsystencję, czyli nie było tutaj nic ostrego, ani zbyt rozmiękłego. Wszystko tak, jak należy.

Deser jabłkowy jest słodszy od tych, które próbowałam dotychczas. W dużej mierze to słodycz pochodząca z syropu z agawy, ale tu w składzie (co prawda bardzo daleko, w musie z jabłek) jest też cukier. Na pewno jest go mało, ale jednak jest. Dla mnie, skąd by ta słodycz nie płynęła, z jabłek, cukru, czy syropu, jest ona za silna. 

Deser smakował mi, jednak założę się, że wielbicielom jabłek posmakuje jeszcze bardziej, dla nich szczerze polecam. Ja po prostu wolę inne owoce, chociaż jabłka też lubię.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć w PiP, Almie, realu i na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 96 kcal / 100 g, słoiczek 170 g - 163 kcal
czy znów kupię: raczej nie

sobota, 25 kwietnia 2015

Primavika Deser słoneczna pomarańcza z ziarnami zbóż

Mój romans z pomarańczami jest bardzo długi i skomplikowany. Kiedyś bardzo je lubiłam, ale skórek w niczym nie cierpiałam. Potem owoce wydawały mi się za kwaśne (nawet jak były słodkie), a w stronę skórek pomarańczy skierowałam wręcz nienawiść. Jakiś czas temu znów wróciłam do pomarańczy (i teraz nawet nie wiem, czy wolę je, czy mandarynki), a i do skórek zmieniłam nastawienie. Znaczy... w ciastach są dla mnie nie do przyjęcia, a już o sernikach nie mówiąc. W czymś innym jednak, np. czekoladzie, czy deserze, dlaczego miałabym nie dać im szansy? 
Tym bardziej, że jadłam już jeden deser Primaviki i smakował mi. 

Deser słoneczna pomarańcza z ziarnami zbóż, również od Primaviki, brzmi i wygląda bardzo zachęcająco. (Ja chcę, żeby wreszcie było dużo słońca!) Skład ma przyjemny dla oka, w porównaniu do tego, co na rynku jest o wiele łatwiej dostępne.

Kolor jest podobny do tego ze śliwką, czyli brązowawy, jednak tutaj kieruje się nieco bardziej w stronę pomarańczowego. Nie wygląda zbyt ładnie, ale gdy tylko po odkręceniu nakrętki poczułam smakowity, cytrusowy zapach, od razu wzięłam się za próbowanie. 
Lubicie soki? Ja nie, acz zdarzyło mi się próbować świeżowyciskane z owoców - przeciw takim nic nie mam, ale nie pijam.

Taki sok z pomarańczy jest smaczny, przyznaję. Właśnie z takim sokiem skojarzył mi się smak tego deseru. Kwaśny, ale jest w nim coś słodkiego. Smaki te są ze sobą równo splecione, jak ściśle związany warkocz. Potem zostawał w ustach posmak, jak przy zwykłych sokach (a przynajmniej tak mi się wydaje). Czuć tutaj jeszcze łagodniejszą nutę, pewnie dlatego, że deser jest na bazie przecieru z dyni, która jest łagodna i słodkawa, jakby ktoś nie wiedział. 
W całym słoiczku aż roi się od ziaren i skórek pomarańczy. Ziarna zbóż są lekko chrupiące i zarazem delikatne. Nie są rozmiękłe, tylko takie... nietwarde. Nadają całości lekko zbożowego posmaku. Skórki są słodko-kwaśne i o dziwo bardzo mi ten dodatek przypadł do gustu.

Lubiącym owocowe smaki, a zbyt leniwym, żeby zrobić samemu, polecam.



ocena: 7/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć w PiP, Almie, realu i na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 99 kcal / 100 g, słoiczek 170 g - 168 kcal
czy znów kupię: nie


sobota, 18 kwietnia 2015

Primavika Deser jesienna śliwka z ziarniami zbóż

Jak mantrę będę powtarzać, że ubolewam nad tym, że pewnych sklepów nie ma w mojej okolicy. Zawsze jak w nich jestem, to coś wypatrzę. Alma, Piotr i Paweł, czy nawet real. Ileż tam jest ciekawych produktów! Jakiś czas temu w oczy rzuciło mi się czerwone logo mało znanej firmy, o nazwie Primavika. W blogowej sferze co prawda jest raczej rozpoznawalna, ale ja miałam okazję zapoznać się z nią stosunkowo niedawno. 
Produkt, któremu poświęcam dzisiejszy wpis, jest tak prosty, że aż genialny. Deser ze śliwkami i ziarnami, a konkretniej deser jesienna śliwka z ziarnami zbóż od Primaviki właśnie. 
Dlaczego uważam takie rzeczy za genialne? Nie raz sama próbowałam zrobić taki deserek, czy po prostu przecier. Nigdy nie mogę utrafić ze słodkością, czy proporcjami owoców. Na ratunek dla takich jak ja przybywa 170-gramowy słoiczek. W dodatku, z wartym uwagi składem. To, co oferują nam zazwyczaj sklepowe półki woła o pomstę z cukrem na pierwszym miejscu w składzie. Tutaj nie będę się rozpisywać, zapraszam do zjechania trochę niżej (zdjęcie składu).

Gdy tylko odkręciłam nakrętkę, dobiegł mnie silny zapach suszonych śliwek. Osobiście uwielbiam takie jesienne, śliwkowe zapachy. Wiem, że trochę się z tą jesienią spóźniłam (albo trochę za szybko z nią wyleciałam), ale po prostu nie mogłam jej się oprzeć. Śliwki są dobre o każdej porze roku! Kolor i wygląd może nie zachwycają, ale są naturalne, bez żadnych barwników, a to już plus.

Skoro zapach wywarł na mnie tak pozytywne wrażenie, łyżeczka zanurkowała w słoiku bardzo szybko. A potem powędrowała do ust. Smak? Jest śliweczka, oj jest! Suszone śliwki mają dość mocny smak, tutaj na szczęście jest stonowany czymś "lżejszym", co czyni deser właśnie deserem. On z założenia jest lekki. Przecier z dyni robi kawał dobrej roboty.

Mamy tutaj lekką kwaskowatość, jednak słodycz zdecydowanie przeważa. Nie jest to przecukrzony produkt, w żadnym razie. Ani grama cukru! Wszystko za sprawą syropu z agawy, czego w smaku nie wyłapałam, ale słodycz jest, a cukru w składzie brak - mnie to cieszy. A cieszyłoby jeszcze bardziej, gdyby słodycz nie była trochę przesadzona.
Sam przecier, ze śliwkami, czy bez, byłby nieco nudny. Tutaj wkraczają nazywane przeze mnie "chrupaczami", bądź urozmaiceniami konsystencji, ziarna zbóż. Konkretniej ziarno pszenicy, kasza jaglana i kasza jęczmienna. Żadne z nich nie jest rozmiękłe, czy bez wyrazu. Są twardawe, ale zębów nie łamią. Do woli można gryźć, gryźć i gryźć, bo co chwila człowiek na coś trafia. Te dodatki dodają lekkiego ziarnistego posmaku, co wypada naprawdę smacznie. 

Polecam osobom, które mają ochotę na jakiś słodki deser, zamiast przesłodzonych jogurtów czy przecierów, a są zbyt leniwe (tak jak ja), żeby zrobić samemu.



ocena: 6/10
kupiłam: dostałam, ale produkty Primaviki można znaleźć w PiP, Almie, realu i na stronie: sklepvita.pl
kaloryczność: 95 kcal / 100 g, słoiczek 170 g - 162 kcal
czy znów kupię: nie