Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: gruszka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: gruszka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 maja 2024

Zotter Utopia Wine & Fruit / Obst mleczna 50% z kremem śmietankowym z białym winem oraz kremem jabłkowo-gruszkowym z miodem

W zasadzie owocowe nadziewane czekolady mleczne można krótko zaklasyfikować jako "nie dla mnie", ale zdarzają się wyjątki. Gdy mogę dostać jakiegoś dziwnego, ciekawego Zottera za darmo, w przypadku niektórych kompozycji włącza mi się tryb "dlaczego nie?". Ten był w sumie w miarę ciekawy - z racji nadzienia z jabłek i gruszek, które bardzo rzadko występują w czekoladach. W ogóle właśnie opis nadzienia na stronie był bardzo ciekawy, sympatyczny. Wg Zottera idealnie odzwierciedla symbiozę wina i owoców w jego winiarni, gdzie winogrona na wino rosną w cieniu drzewek owocowych w systemie mieszanym (ponoć najlepszym). Podobnie w tej tabliczce winny krem znalazł się pod kremem z owoców. Interesująca inspiracja.


Zotter Utopia Wine & Fruit / Obst to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao nadziewana śmietankowym kremem "ganache" z białym winem Souvignier gris i grappą oraz kremem z jabłek, suszonych gruszek i miodu.

Po otwarciu poczułam bardzo mocny i słodki zapach alkoholu, dyktującego ciężki klimat kompozycji. Pomyślałam o białym, owocowo słodkim winie i grappie. Mieszały się ze słodyczą
miodu oraz słodką, wyraźnie mleczna czekoladą o nieco chlebowo-orzechowym charakterze. Spód wydawał się nieco bardziej owocowy i słodko-ciężko-alkoholowy. Choć nasiliło się to po przełamaniu, wtedy ujawniła się też wyrazista śmietankowość. Wpisała się w ciężkość słodkiego alkoholu, który dominował.

Tabliczka była niby konkretna, ale miała w sobie coś z delikatności. Łamana nie trzaskała, mimo że nie była miękka. Sama czekolada łamała się krucho, ale wnętrze było miękkie i ewidentnie delikatne. Obie warstwy odznaczały się plastycznością.
Nadzienie dolne, winne, wyszło bardziej maziście-tłusto. Wyglądało na rzadkie. Górne wydawało się zżelowano-dżemowatym, średnio zbitym kremem z grudkami, pojedynczymi kawałeczkami owoców.
W ustach całość rozpuszczała się w szybkawo-umiarkowanym tempie.
Czekolada rozpływała się kremowo i maziście. Dała się poznać jako gęsta i tłusto maślana. 
Nadzienia szybko do niej dołączyły z racji swojej miękkości. Winne okazało się mocno śmietankowe i maziste, bardzo miękkie i wręcz rzadkie. Znikało najszybciej, z czasem wydając się, mimo gładkości,  trochę pudrowym.
Krem owocowy przypominał połączenie trochę zżelowanego dżemu i soczystego, grudkowatego marcepanu z owoców zamiast migdałów. Wydał mi się rozlazły i bardzo, bardzo plastyczny, gibki. Nie rozpuszczał się jednak tak szybko. W ogóle to bardziej się.. rozchodził.
Na koniec zostawało sporo trzeszcząco-skrzypiących drobinek (mieszanka mikroskopijnych skórek i jakby zmielonych wiórków kokosowych?) i pojedyncze, soczyste i jędrne, wciąż jakby zżelowane kawałki owocowe. To trochę malutkich farfocli i trochę większych żelkowatych kawałków o wyższej soczystości (obstawiam jabłka). Do tego kawałki jędrne i ze skórkami (rodzynki?) i o niższej soczystości, z wyczuwalnymi rzężącymi kuleczkami (gruszki). Gryzione to wszystko było raczej miękkie. Sporadycznie zaplątało się coś trzeszczącego (też soczystego).
Żaden z kawałków nie zaprezentował się jako gąbczaste, suszone owoce, czego można by się spodziewać. Za to, co mnie chyba nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę moje "szczęście" - trafił mi się kawałek łuski od jabłka.

W smaku czekolada przywitała mnie karmelową słodyczą i mleczno-maślanym smakiem. Wydała mi się kryć niemal wiejską nutkę, siankowo-orzechowy akcent. Chlebowy akcent już chciał się zaznaczyć, gdy do gry weszły nadzienia.

Alkohol odezwał się bardzo szybko - miałam wrażenie, że czekolada nim lekko przesiąkła. Winny krem podłączał się pod czekoladę konsekwentnie, natomiast owocowe przeszywało ją i bardziej zwracało na siebie uwagę motywem soku jabłkowego.

Krem winny okazał się bardzo słodki. Wydał mi się nieco biało czekoladowy i mocno śmietankowy. Rozgrzewał alkoholem i cukrem. Także w nim pojawiły się soczyste akcenty, ale nie samych owoców, a rześkiego, owocowego białego wina. Alkohol wydał mi się zaskakująco mocny i podkręcił słodycz. Rozgrzał gardło już w ciągu paru sekund. Przewinęła się winogronowa nuta, a ja pomyślałam o grappie. Podpięła się pod kwasek drugiej warstwy, acz winny krem spróbowany osobno okazał się sam w sobie też lekko kwaskawy.

Krem owocowy wplótł w całość trochę kwaśności. Pomyślałam o soku jabłkowym, mieszającym się z kwaskawymi jabłkami, wkomponowanymi w słodką, przecierową masę. Wyobraziłam sobie masę z pieczonych jabłek i gruszek, zalanych miodem. Tego nie pożałowano, acz wydaje mi się, że pod miodem i tu kryła się alkoholowa nuta (nie wykluczam, że warstwa przesiąkła drugą). Wyszło to jak połączenie dżemu jabłkowego z dodatkiem słodkich gruszek i przecieru-musu owocowego (zwłaszcza, gdy spróbowałam osobno, to skojarzenie było mocne). Przewinęły mi się tam jeszcze rodzynki i... jeszcze coś nieuchwytnego. Ten krem dołożył się do rosnącej słodyczy całości, a jego kwasek delikatnie przeplatał całość. W pewnej chwili, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, okazał się podkręcony cytryną. Chyba też przewijała się tam nuta czerwonych owoców.

Mimo kwaśności, gdy miód z dżemowatej warstwy i alkohol z drugiej się połączyły, zrobiło się zdecydowanie za słodko. Drapało i rozgrzewało, a wszystko pod wpływem tych mocnych czynników nieco się spłyciło. Słodycz zrobiła się ciężka i zaczęła męczyć. Kremy połączyły się, że ich owocowość była nierozerwalna i trochę już niedookreślona, choć jabłka akurat czuć cały czas. Słodycz i alkoholowość nakręciły się nawzajem.

Gryzione kawałki owoców w dużej mierze były słodkie w sposób bardzo soczysty, ale dzięki nim czasem wracał też kwasek. Czułam wyraźnie słodko-dżemowate, chwilami kwaskawe, a chwilami wyraźnie suszone, ale soczyste jabłka. Do tego kwaskawe wtrącenia niedookreślone, chyba m.in. rodzynek, a także sporadycznie słodkie, delikatne gruszki.

Po zjedzeniu został posmak mocnego alkoholu o słodko-owocowym smaku, rozgrzanie nim wywołane, a wzmocnione słodyczą oraz sporo owoców. Czułam kwaśno-słodkie jabłka, gruszki, ale i mnóstwo innych. Kwasek był niejednoznaczny. Słodycz zwieńczył miód i białoczekoladowo-śmietankowy, może nawet lekko kokosowy wątek.

Całość zupełnie mnie nie przekonała, mimo że potencjał w niej czuć. Dżemowata warstwa z jabłek i gruszek była bardzo przyjemna. Mimo miodowej słodyczy, nie brakowało w niej soczystego kwasku. Specyficzna, dżemowato-żelowata struktura zacnie wyszła. Takie coś połączone z "białym kremem" mogłoby robić za alternatywę dla typowych nadziewanych czekolad, ale... właśnie ten biały krem za bardzo się rządził. Wyszedł za ciężko do drugiej, ciekawszej warstwy. Ogrom alkoholu, słodycz - to wszystko zaczynało z łatwością męczyć. Gdyby ten krem zrobić delikatniejszym, bardziej bazowym, kompozycja mogłaby zachwycać. A tak wyszła z potencjałem, a spłycona.

Z 72g zjadłam 33g i tyle wystarczyło, by nacieszyć się ciekawostkowością jabłkowej warstwy i bez emocji resztę oddałam Mamie. Opisała czekoladę tak: "Sama czekolada na wierzchu dobra, ale jakaś za słodka do tego wnętrza mi się wydawała. Górne nadzienie z jabłek i gruszek bardzo, bardzo ciekawe, ma ogromny potencjał, ale jego efekt zepsuła cała reszta. Ten biały krem stłamsił ten owocowy. Mocny alkoholowo, białe wino i coś jeszcze czuć, takie to intensywne, słodkie i aż niepotrzebnie. Za bardzo uwagę przyciąga, a to ta owocowa warstwa powinna stanowić sedno tabliczki. Przekombinowane, za bardzo złożone. Z czasem tam nawet coś jakby piernikowego poczułam, co może i fajne było, ale za dużo tego wszystkiego i w końcu za słodko się trochę robi. Dostawałam od Ciebie lepsze Zottery, bo ten po prostu niezły był".


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 18,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 469 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, suszone jabłka (11%), mleko pełne w proszku, syrop cukru inwertowanego, miód, sok jabłkowy (4%), suszone gruszki (3%), rodzynki, odtłuszczone mleko w proszku, białe wino (2%: zawiera siarczany), masło, grappa, syrop skrobiowy, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), koncentrat soku cytrynowego, suszone maliny, słodka serwatka w proszku, verjuice – sok z zielonych winogron, suszona żurawina, proszek kokosowy (pasta kokosowa, mleko kokosowe, mąka kokosowa), napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), emulgator: lecytyna sojowa; sól, sproszkowana wanilia, chipsy kokosowe, pełny cukier trzcinowy, cynamon, ziele angielskie, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), emulgator: lecytyna słonecznikowa

środa, 31 maja 2023

Auchan noir Saveur Poire & Amandes ciemna 64 % z kawałkami gruszkowymi i karmelizowanymi migdałami

Lubię gruszki - w zasadzie tylko deserowe, które odkryłam dopiero w 2022 roku - ale mogę bez nich żyć, jak i bez gruszkowych produktów. Nie robią na mnie wrażenia, lecz w przeszłości gdy zobaczyłam czekoladę gruszkową, ciekawiła. Żadna z jedzonych czystych z dodatkiem nie była jakaś szczególna. Na wyróżnienie zasługuje jedynie nadziewany Zotter Pear Cardamon. A jednak, wbrew jakiejkolwiek logice, pod koniec lata 2022, widząc tę w Auchan, włożyłam do wózka. I tak płacił ojciec, a ja pomyślałam, że "może na uczelni się zje". Stało się jednak tak, że w zimowym semestrze nie miałam dni na uczelni takich, by zabierać czekoladę i przyszło mi wreszcie, niezbyt chętnie, za tabliczkę zabrać się w warunkach domowych. Nie miała więc lekkiego startu.

Auchan noir Saveur Poire & Amandes to ciemna czekolada o zawartości 64 % kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej z kawałkami gruszkowymi (10%) i karmelizowanych migdałów (6%), marki własnej Auchan.

Po otwarciu uderzył zapach gruszkowy i naturalnych, lekko prażonych migdałów. Gruszki dominowały, wraz z migdałami niemal zupełnie zagłuszając czekoladę. Kojarzyły się z likierem gruszkowym i galaretkami gruszkowymi (niech nawet im będzie, że w ciemnej czekoladzie) - z wyczuwalnym aromatem, ale jeszcze i z naturalnym wątkiem. Mieszały się z bardzo wysoką, cukrową słodyczą. Lekka palona gorzkawość czekolady była dopiero w tle.

Tabliczka w dotyku była złudnie tłusta, trochę ulepkowata, a w ogólnym kontakcie twarda i krucha. Trzaskała głośno, a dodatki wraz z nią.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym. Miękła w gęsto-mazisty sposób, racząc mnie średnią, maślaną tłustością. Tę przełamała pylistość i wyłaniające się z czekoladowej mazi kawałki.
Dodano ich mnóstwo, różnej wielkości; w moim odczuciu aż przesadzono. Po paru chwilach w ustach kęs zmieniał się w rzadkawo-gibki, najeżony zlepek, nieprzypominający czekolady. 
"Gruszki" były się drobniutkimi, przezroczysto-białymi cząstko-kawałkami. Kawałkami nie owoców.
Początkowo suche i jakby kandyzowane kawałki czegoś, w trakcie jedzenia okazały się mięknącymi i rzężącymi, kuleczkowymi jakby suchymi galaretkami (ale nie zupełnie). Czuć w nich mocne scukrzenie, "gruszkową kuleczkowość"... i właśnie jakby kandyzowanie. Były trochę lepkawe, ale szybko znikające po starciu z zębami.
Migdały z kolei były średnio twarde i średnio chrupiące, a częściowo pokryte twardszą i bardziej chrupiącą skorupką z cukru. Gdy turlały się po ustach, dzwoniły tym po zębach. Zlep dodatków jawił się nieprzyjemnie, że aż w sumie nie wiadomo, co z nim w ustach robić. Bardzo mi się taka forma nie podobała.
Jako jednak że dodatki zostawiałam, aż czekolada się rozpłynęła, także ta warstwa w większości zdążyła się rozpuścić.

W smaku od początku uderzała wysoka, cukrowa słodycz. Miała nieco likierowy charakter, w którym gruszka zaraz zdradziła swoją obecność. Tchnęła lekką soczystość.

Szybko zaznaczyła się też palona gorzkość, przywodząca na myśl dym i marcepan, także z nieco likierowym akcentem. Niestety jednak wydawało mi się, jakby była nieco rozmyta od środka. Lekko wodnista? Przemknęła myśl o nazbyt wodnistej, delikatnej kawie.

Po chwili gruszki zagrały już bardzo wyraźnie. Poczułam sok gruszkowy i leciuteńki dosłownie kwaseczek. Do głowy przyszły mi dość naturalne galaretki gruszkowe, podkręcone likierem. Cukrowo słodkie, z aromatu, a jednak też lekko soczyste. W czekoladzie podkreśliły cierpkość, jednak podniosły też ogólną słodycz. Wpisały się w likierowy wydźwięk.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czekolada złagodniała w maślanym sensie. Pomyślałam o bardzo rozmytym marcepanie, podprażonych migdałach i orzechach. Pozwoliły szaleć gruszkom i likierowo-cukrowej słodyczy. Ta zaczęła drapać w gardle i ogólnie męczyć, irytować. W pewnym momencie pomyślałam o cukrze pudrze i białym cukrze po prostu. Od gruszek rozchodziła się przeogromna słodycz, ale też lekki kwasek.

Wyłaniające się kawałki podkreślały cukrowość. "Karmelizowane" migdały okazały się zaskakująco zadowalająco wyrazistymi kawałkami, z których rozpuszczała się cukrowa warstwa, niespecjalnie palona.
Gruszkowe kawałki, niegryzione, wnosiły galaretkowato-cierpki motyw, robiły się coraz bardziej sztuczne. Rosła jednak też słodka soczystość, delikatny kwasek zaś wydał mi się podkręcony cytryną. Był jednak delikatny, zmieszany z cukrowością, wpisaną także w te kawałki.

Gdy czekolada znikała, wydawała się nijako-maślana i jedynie gorzkawa w sposób palony, migdałowy - bo nasiąkła ewidentnie.

Kawałki gryzione już po czekoladzie smakowały w miarę wyraźnie. Migdały pozbawione już części cukrowej otoczki były do rozpoznania, choć ich smak cechowała delikatność. Gruszkowe cząstki okazały się cukrowe, a gdy chodzi o owocowość, to w połowie były naturalnie gruszkowe, a w połowie wciąż jak sztuczna mieszanka galaretki i likieru gruszkowego.

Po zjedzeniu został posmak migdałów i gruszek z aromatu, pewna cierpkość... Też cierpkość kakao? Wkomponowana w bardzo maślaną tłustość. Na pewno cukrowość, a więc ciężkie zasłodzenie i drapanie w gardle.

Od razu przypomniała mi się przy niej Carrefour Selection Noir Pepites Saveur Poire. Wydają się na mniej więcej tym samym poziomie, acz obecnie po prostu doskonale oddają czekolady, które nie są mi do szczęścia potrzebne.
Całość mi nie pasowała, ale nie mogę powiedzieć, by była tragiczna. W zasadzie nawet wyszła ponadprzeciętnie, dodatków nie pożałowano i świetnie je czuć. Były poniekąd naturalne. A jednak mam problem, że spod nich czekolady nie czuć i... gruszki były mi nazbyt podkręcone aromatem, a migdały niepotrzebnie ocukrzone. To podniosło cukrowość całości. Palono-likierowa baza niedomagała. A wydawała się w porządku.
Silny zapach gruszkowych galaretek mnie przeszkadzał i niezbyt mi się podobał, ale np. Mama uznała go za bardzo przyjemny, ładny. Ja bym powiedziała, że tabliczka została nim aż naperfumowana, ale to akurat chyba bardzo subiektywne.
Już przy pierwszej kostce zaczął mi doskwierać dyskomfort w jedzeniu. Taki zapach, uciekająca czekoladowość, a wysoka cukrowość, najeżenie dodatkami, do których mam spore zastrzeżenia - no, nie dla mnie i prawie całość oddałam Mamie. Ona też jej nie podołała, ale trochę zjadła.

Mamie czekolada mimo wszystko była za gorzka, ale to oczywiście nie zarzut. Tym jednak, co bardzo Mamie nie podobało się w czekoladzie było: "jest tak gruszkowa... jakby naperfumowana! Zapach to ładny, ale w smaku to aż nieprzyjemnie. Rozpuszcza się niefajnie, dziwnie w taki zlep dodatków idzie. I potem tak dużo tego wszystkiego, migdałów, orzechów czy coś, nie wiadomo. Skupiliby się na tych gruszkach i porządne kawałki dali, choćby jakieś kandyzowane, a nie takie coś". Stwierdziła, że ogółem okropna i tabliczka trafiła do ojca. A jednocześnie obie przyznajemy, że niby... jest czym jest, tylko że nie smakuje to najlepiej.


ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 8,79 zł (ojciec płacił)
kaloryczność: 540 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kawałki gruszkowe 10% (sok gruszkowy z koncentratu 4,5%, cukier, dekstroza, sok z cytryny z koncentratu, substancja żelująca: pektyny, aromaty naturalne), karmelizowane kawałki migdałów 6% (migdały 4,2%; cukier), lecytyna słonecznikowa, aromaty

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Vanini 62% Bitterschokolade mit Birnen und Zimt ciemna z Peru z gruszką i cynamonem

Jakoś tak myśląc, od której z trzech zakupionych Vanini zacząć, padło na gruszkową. Uznałam ją za najciekawszą, czemu nie towarzyszył strach, że coś pójdzie nie tak - wszak tej marki np. słodzony rozmaryn w 62% Dark Chocolate with Rosemary bardzo mi smakował. Już zaplanowałam na konkretny dzień i przy Wedlu ze śliwką i cynamonem coś mnie tknęło. Oto zupełnie nieświadomie zaserwowałam sobie zestawienie cynamonu z owocami. Typowe i... trochę mniej? Utwierdziłam się, że to dobry wybór.

Vanini 62% Bitterschokolade mit Birnen und Zimt / fondente con pera e cannella to ciemna czekolada o zawartości 62 % kakao z Peru z prowincji Bagua z kawałkami gruszki i cynamonem.

Po otwarciu od razu uderzył zapach bardzo słodkiej i soczystej gruszki częściowo w kontekście zaskakująco świeżo-surowym, a częściowo... wędzonym (gdybym nie jadła wędzonych gruszek, opisałabym ten zapach jako "wędzone powidła z gruszek"). Wszystko to osiadło w za słodkiej, mocno palonej i aż wędzonej czekoladzie, kojarzącej się z piernikiem... z cukrowo-kakaową polewą lub nawet lukrem. Plątał się w tym gorzki cynamon, acz bardzo słabiutki. Trochę, wraz z i tak mocarną gruszką, nasilił się przy łamaniu i w trakcie jedzenia.

Przy łamaniu tabliczka okazała się bardzo twarda; trzaskała głośno, czym skojarzyła mi się z "kamienną porcelaną". Już w przekroju widać sporo kawałków gruszek (mniejszych i większych). Obstawiam, że to po prostu suszone owoce.
W ustach rozpływała się dość tłustawo i powoli, acz ochoczo. Zmieniała się w mazisty krem. Wydała mi się jedynie lepkawa, acz mięknąca i długo trzymająca dodatki. Cynamon ujawniał się chwilami jako minimalnie proszkowo-pylisty efekt. Kawałki gruszki wypadały po pewnym czasie.
Suchawe dodatki błyskawicznie nasiąkały i wydawały się nieco gąbczastymi, ale bardziej świeżo-miękkawymi farfoclami. Ich struktura zawisła gdzieś między miękką świeżą gruszką, a jędrno-twardawą wędzoną (może właśnie suszoną? takich nie znam).
Gryzione już po czekoladzie okazały się dość kulkowo-rzężące, twardawe, ale skore do mięknięcia zupełnego (oczywiście bez "kuleczek", które leciutko niemal chrupały).
Tabliczki nie najeżono przesadnie, choć kawałków gruszek dodano dużo. Kęsy bez nich się zdarzały, ale całościowo wyszło bardzo zacnie, bo rozmieszczono je równomiernie.

W smaku od razu czułam przesadzoną, aż cukrową słodycz. Prędko zaskoczyła na tor przesłodzonego piernika, w którym czuć palono-karmelowo-maślany motyw i ogólną paloność, ale który skupił się na słodyczy. Pomyślałam nawet o pierniku pokrytym lukrem czy małych, miękkich piernikach w glazurze... No, powiedzmy, że o miksie, bo parę może i w cukrowo-kakaowej polewie / ciemnawej czekoladzie się tam zaplątało.

W tle (nawet w kęsach bez dodatku) pojawiła się prędko naturalna i bardzo, bardzo słodka nuta gruszki soczystej i dojrzałej.

Na odsiecz po pewnym czasie przybyła jednak także gorzkawość, palono-goryczkowaty splot. Gorzkawość rozeszła się jako tło i, choć mocno palona, to gorzkością trudno ją nazwać. Po ustach wędrowała wraz z łagodzącym, maślanym motywem. Zaserwowała mi motyw czekoladowego piernika, lekko wędzoną nutkę, a potem kawę rozpuszczalną creme - łagodną i z pianką. Cieplutką, rozgrzewającą... I z cynamonem. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam jego lekki akcent, podkreślający goryczkę.

Choć czekolada całościowo przesiąkła gruszką, smak owocu rósł oczywiście przy kawałkach. Podniósł słodycz, która i tak szybko nasilała się. Ta ogólna, mimo palono-karmelowego, ciepłego podszycia, wyszła dość cukrowo. Może nie strasznie, ale było niebezpiecznie. 

Gruszki również zdecydowały się na słodycz aż mulącą. Z racji piernikowości, gruszka przybrała wydźwięk gruszki powidlanej, wędzonej. Wydaje mi się, że przy niej wzrastała cynamonowość - jakby dodano gruszki w cynamonie. Odebrałam je trochę jak suszone gąbczaste owoce, lecz zaraz przystroiły się w bardziej słodko-soczystą szatę gruszek świeżych i surowych. Z tym że bardzo, bardzo słodkich.

Palono-podwędzana nuta pobrzmiewała i w niej właśnie odnalazł się cynamon. Na mocy przybierał z czasem. Dodał piernikowi lekkiej ostrości, ciepła. Wydawało mi się, że w gardle ciepło podkreśliło drapanie słodyczy. To zaś przełożyło się na myśl o pierniku z gruszkami lub leciutko alkoholowej gruszce (wyobrażenie analogiczne do cukierków "śliwka w czekoladzie"), ale szybko rozmyła się na rzecz czekoladowego piernika. Po debiucie dodatków bowiem czekolada sama w sobie wydała mi się nieco bardziej ciemnoczekoladowo cierpkawa, acz wciąż lekko maślana i aż lukrowo-karmelowo słodka.

Gruszka pod koniec dominowała i do niej także wemknął się cynamon, podkreślając jej soczystość i suszono-wędzoną nutę. Przyprawę tę również czuć tak ogółem, ale jako gorzkawą i delikatną.
Gdy zaś czekolada zniknęła zupełnie, a ja zajęłam się kawałkami gruszki, smakowały bardzo przykładnie świeżawymi gruszkami (może trochę zalatując suszoną gruszką? gruszką z czegoś, np. jogurtu?). Wyszły jak to kawałki gruszki - gruszkowo, naturalnie. Wydały mi się łagodne, słodkawe. Chyba... suszone, po prostu.

Po zjedzeniu został posmak cukrowo-karmelowo przesłodzonej czekolady palono-piernikowej i ostrawego cynamonu. W jedno złączyła to leciuteńka goryczka. Gruszka była wyraźnie wyczuwalna jako aż za mocno, ale naturalnie słodka. Niestety czułam się przesłodzona. Nie jakoś wyjątkowo, ale jednak.

Tabliczka smakowała mi. Dobra, mimo że nieco za słodka, czekolada była jednoznacznie piernikowa, że to aż dziwne. I to nie tylko ze względu na dodatek cynamonu! Ten czuć, ale wcale nie pchał się na pierwszy plan. Miło zgrał się z naturalną gruszką, którą czuć i jako świeższą (kawałki na koniec), i jako wędzono-suszone gruszki. Niestety nie było tu elementu, który umiejętnie przełamałby słodycz. Ta może nie była aż taka przesadzona, ale po prostu oprócz niej brakowało mi wyrazistszego smaku. Kompozycja ciepła, milusia, a jednocześnie aspirująca do poważniejszej.

Z jednej strony wyszła lepiej od Cachet Pear & Almonds (zawierała suszone gruszki, czego tak mi brakowało w podlinkowanej!), a już na pewno o wiele lepiej od Lindt Excellence Noir Poire Intense z drugiej jednak... Mam problem z czystym sumieniem z wystawieniem jej 8/10 przez jej słodycz i łagodny smak. Nie chcę jednak jej krzywdzić, bo i wariant gruszka&cynamon jest niecodzienny... Hm, gdyby nie "odosobniona słodycz", gdyby była bardziej gorzka, spokojnie miałaby 9, a tak... no niestety. Uznałam jednak, że trochę z przymrużeniem oka ocenę nieco podciągnę.


ocena: 8/10
kupiłam: Kaufland
cena: 6,99 zł
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie wiem

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kawałki gruszki 2%, cynamon 1%, lecytyna sojowa, naturalny aromat gruszkowy, ekstrakt z wanilii

piątek, 12 lutego 2021

Carrefour Selection Noir Pepites Saveur Poire ciemna 64 % z kawałkami gruszkowymi i karmelizowanymi migdałami

Kiedyś czekolady z gruszkami wydawały mi się czymś bardzo rzadkim, obecnie jakoś... kuszą o wiele mniej. Na podstawie paru wywnioskowałam, że mimo iż nieźle, to wychodzą niesatysfakcjonująco. Co nie zmienia faktu, że ogółem carrefourowe nowości, jak mnie zaciekawiły, to zaciekawiły hurtowo, że tak powiem. Widziały mi się jako "trochę analogiczne" do Cachetów, co jakoś pozytywnie wpłynęło na podświadomość tym bardziej, że czysta Carrefour Bio 74 % Cacao to jedna z moich ulubionych łatwo dostępnych czekolad.

Carrefour Selection Noir Pepites Saveur Poire to ciemna czekolada o zawartości 64 % kakao z kawałkami o smaku gruszkowym (10%) i karmelizowanymi kawałkami migdałów (6%); marki własnej Carrefour, zatwierdzone przez Gault&Millau.

Już rozrywając sreberko poczułam jednoznaczny i intensywny zapach gruszek: świeżych, soczystych i dojrzałych owoców oraz rześki motyw kojarzący się z cudownie orzeźwiającym, soczystym sorbetem. Było to w pełni naturalne i zarysowane na palono-goryczkowatym, ale jednocześnie słodkim tle. Skojarzył mi się z kawowym likierem lub kawą z syropem... Może nawet coś miodowo-podkarmelizowanego w tym było? Z zaleciałością miodowego marcepanu? Migdały w wydaniu właśnie marcepanowo-słodkim zdradzały swoją obecność.

Tabliczka w dotyku wydawała się kremowo-tłusta, ale przy łamaniu ładnie trzaskała. Robiła to częściowo za sprawą dodatków. Większe kawałki migdałów bowiem też chrupały / trzaskały.
Kawałki owocowe zaś... były dziwne i trzymały się mocno. To małe i mikroskopijne kawałki i kulki jakby scukrzonego przecieru.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i gęsto-kremowo. Była tłusta w maślany sposób i zalepiająca. Bazowo gładka, pozbawiona jakiegokolwiek oporu z wolna odsłaniała dużą ilość drobnych dodatków, zaburzających tę gładkość. Wydaje mi się, że nieco przesadzili z rozmieszczeniem ich jako takiej drobnicy.
Migdały to chrupiące, średnie i małe, siekane kawałki. Niektóre miały skórki i wyszły dość świeżo, inne wydały mi się sucho-prażone, a jeszcze inne karmelizowane, choć raczej w palonym cukrze. Miałam wrażenie, że cukier wystąpił także osobno pod postacią kryształków, co jednak mieszało się z podobnymi kryształkowymi kawałkami owoców.
Gruszki bowiem to miękkawe cząstki gruszkowe, takie jędrne zżelowano-zacukrzone przecierowe drobinki, które rozpływały się jak sok z cukrem, czasem pozostawiając liche farfocle i pojedyncze kuleczki (?). Niektóre przypominały kulki zawilgoconego cukru o smaku gruszkowym. Wyszło to wszystko trochę dziwnie, bo w gładkiej czekoladzie pojawił się rzężący element jak w gruszkach właśnie, ale nie był uzyskany poprzez dodanie kawałków takowych gruszek.

W smaku czekolada od zrobienia kęsa uderzyła wysoką słodyczą i paloną gorzkością. Pierwsza pomknęła w cukrowo-miodowo likierowym kierunku, druga zaś zagrała kawą. Splotły się spójnie, by następnie zahaczyć o cięższą, migdałową nutę.

Tu jednak szybko wkroczył słodko-soczysty smak gruszek. Nie był może jedyny na pierwszym planie, ale bardzo tam istotny. Podkreślił w czekoladzie cierpkość, dyktując jej owoce. Ta nuta wplatała się w poważniejsze otoczenie i ogólnie wydała mi się też po prostu owocowa i owocowo-likierowa.

Poczułam sugestię alkoholowo-miodowego marcepanu, wraz z pewną goryczką oraz narastającą maślaność. Migdały przewijały się delikatnie z tyłu. Nie musiałam ich gryźć, by je poczuć, choć ze strony świeższej dały się poznać dopiero później. Owocowe cząstki podobnie. Najpierw podsunęły trochę cukru i gruszek, potem słodko-owocowy motyw, a w drugiej połowie rozpływania się kęsa snuły się wśród likierowych nut.

Czułam cierpkawość sosów i likierów, w czym były też alkoholowe gruszki, coś jabłkowo-ananasowego i niedookreślonego. Słodycz w tle cały czas podkręcała świeżo-przecierową gruszkę. Paloność coraz bliżej końca, przy coraz większej ilości dodatków, szła w kierunku dżemowo-przypalonym. Mieszał się z marcepanem, który wraz z odsłanianiem się kawałków migdałów, znikał na rzecz tych prażono-cukrowych. Dodatki nieco pociumkane i possane, wypuściły odrobinę soczystego kwasku cytryny, który rozkręcił wyrazistszy - właśnie owocowy - smak gruszek. Czułam się, jakbym jadła te słodkie owoce, a potem sorbet gruszkowo-wieloowocowy. W nim jednak co i raz podskakiwał czysty smak cukru, gdy tak trafiałam na niektóre kryształki.

Bliżej końca czekolada zrobiła się palono cukrowo-miodowo przesłodzona, ale wciąż nieźle cierpka. Dodatki rozgryzane pod koniec i już na koniec oczywiście dominowały. Wtedy to czułam jakby minimalnie podprażone, niby świeżawe (choć niezbyt wyraziste, bo naturalnie delikatne) migdały i wreszcie gruszki... choć wciąż nie same w sobie, a podkręcone. Dosłownie trzy-cztery razy poczułam zacny smak ewidentnie karmelizowanych migdałów (jako duet karmelu i migdałów, nie zaś chrupiące orzechowości w cukrze).

Po zjedzeniu został posmak słodkich gruszek, niewyrazistych migdałów, ale też cukrowe przesłodzenie i palono-likierowy posmak samej czekolady o mocnym stopniu palenia i owocowej, bliżej nieokreślonej rześkości. Czułam leciutką suchawość kakao, ale także tłustość i... zaskakującą soczystość.

Mimo że w czekoladzie przewijało się sporo gruszkowych nut i migdałowych sugestii... Dodatki mi się tu nie podobały. W smaku gruszkowe nuty przyjemnie zaadoptowały przesadzoną słodycz, która przy tym stopniu maślaności mogłaby być irytująca. Likierowo-palona baza sugerująca migdały wydawała się całościowo bardziej migdałowa niż same kawałki migdałów. I... co ciekawe, te większe ze skórkami, naprawdę były smaczne, jednak niestety - dominowały te suche, przeprażone i w cukrze, a więc przygłuszone. Gruszkowe kawałki też niepotrzebnie dodały jeszcze więcej cukru. I tymi właśnie kiepskimi kawałkami czekolada była strasznie najeżona jak jeż.

Całość autentycznie mi smakowała; zjadłam, mimo że się przesłodziłam i trochę denerwowała mnie forma. Z jednej strony męczyła, bo zaburzała rozpływanie się, a potem było mnóstwo do gryzienia, ale było w niej coś "innego": to rzężenie. Jeszcze się nie spotkałam z taką formą tego duetu. Zdecydowanie wolę (i teraz już to wiem!) płatki migdałów niż karmelizowane kawałki (ale chyba wolałabym niekarmelizowane kawałki), a gruszki... mam mieszane uczucia. To połączenie zżelkowanego przecieru z Lindta Excellence Noir Poire Intense z cukro-kulkami Cachet Pear & Almonds. Lindt utrzymał się jako faworyt, a Cachet wygrał tylko tym, że nie miał tak cukrowych dodatków. Migdały w cukrze Carrefour to jakaś porażka.


ocena: 6/10
kupiłam: Carrefour
cena: 6,99 zł
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada ciemna (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyny słonecznikowe, naturalny aromat waniliowy), cukier, migdały 4,2%, przecier gruszkowy 3%, jabłko, dekstroza, błonnik ananasowy, naturalne aromaty, substancja żelująca: alginian sodu; stabilizator: fosforany wapnia; regulator kwasowości: kwas cytrynowy

poniedziałek, 3 lutego 2020

Studentska Hruska mleczna z kawałkami o smaku gruszki, galaretkami gruszkowymi i orzeszkami arachidowymi

Na zakupy do pewnych miejsc wybywam bardzo rzadko ze względu na np. odległość. Przez to, gdy rzucą jakieś limitki albo macham na nie ręką (co obecnie zdarza się często), albo kupowałam od razu kilka smaków. Ta była ostatnią z trzech w ten sposób zakupionych w ciemno Studentskich z Aldi, po tym jak naiwnie uwierzyłam po smacznej z solonym karmelem, że tego typu tabliczki mogą mi smakować. Tak patrząc jeszcze przed otwarciem, zrobiłam się sceptyczna - wyglądała bowiem na tę gorszą linię, jak ta z kokosem, którą jednak całymi dwoma procentami zawartości kakao przebiła (wow!), mogąc "pochwalić się" całymi 27 % kakao.


Orion Studentska Mlecna S Chuti Hrusek / Mliecna S Chutou Hrusiek / Hruska to mleczna czekolada o zawartości 27 % kakao z orzeszkami ziemnymi, cząstkami gruszkowymi i galaretkami (gruszkowymi?).

Od razu po rozerwaniu sreberka poczułam intensywny aromat prażonych, charakternych fistaszków na delikatnym tle cukrowej czekolady. Mieszała się z nią słodko owocowa nuta gruszki podchodzącej pod cytrusy.

Gruba tablica już w dotyku zdradzała swą ulepkowatość, wydając się miękko-kruchą. Wprawdzie nie topiła się w dłoniach, dodatki dobrze się jej trzymały, acz wpłynęły na jej łamliwość. Miałam wrażenie, że jest proszkowo-tłusta.
W ustach całość rzeczywiście okazała się zlepkiem-ulepkiem wielu dodatków. A baza... to ulepkowata, szybko rozpuszczająca się czekolada, zalepiająca trochę tylko. Stawała się bowiem kremowo-tłustą masą, która jakby chciała być gęsta, ale własna wodnistość pokrzyżowała jej plany.
Za ogromną wadę uważam, że kawałków gruszek nie dodano wcale. Była za to raczej drobna (w porównaniu do innych dodatków) kostka koloru białawo-żółtawego. Na dotyk i z wierzchu niemal żelkowo-twarda. Rozpuszczała (albo raczej rozpadała) się z ochotą, kojarząc mi się z twardą galaretką w cukrze. Zrobiona jakby z grudek rzężącego cukru, trochę jakby zagęszczono-przecierowa. Dziwna, właściwie idzie pomylić ją z galaretko-żelkami, tylko jakby stwardniałymi.
Galaretko-żelki były jednak wielkie i okrągłe, białe. Wyróżniały się na oko. Miękkie, szybko miękły jeszcze bardziej, minimalnie oblepiały zęby, by już po chwili odpuścić. Przyjemnie soczyste, wewnątrz idealnie gładkie, tylko na wierzchu suchsze. W zasadzie trudno im coś zarzucić.
Orzeszkom też nic do zarzucenia nie mam oprócz tego, że było ich za dużo w stosunku do pozostałych. Porządne, konkretne sztuki, które chrupały przednio, zachowując zarówno świeżość, jak i motyw prażenia.

W smaku czekolada okazała się bardzo, bardzo cukrowa i dość mleczna. Znośna, mimo że już nieco polewowo-mleczna. Trochę przesiąkła dodatkami, a więc orzeszkami i owocową nutą.

Galaretko-żelki podbijały cukrowość, by zaraz tchnąć namiastkę soczystości. Była to odrobinka cytrynowego kwasku, który podkreślił owocową zaleciałość. Wydały mi się odlegle gruszkowe, ale w sposób bardzo, bardzo cukierkowo-żelkowy. Cukierkowo-cukrowe i mało wyraziste, mimo wszystko nie były tragiczne.

Gruszkowa kostka w pierwszej chwili uderzała cukrem, by po chwili w swej słodyczy nieco złagodnieć i wyeksponować smak słodkich, delikatnych gruszek. Były na tyle niewyraziste, że można by mi wmówić że to połączenie gruszka-jabłko, ale zaskakująco przy tym naturaln...awe. Zacukrzone do bólu, ale w miarę autentyczne. Niestety, galaretko-żelki naturalność tłamsiły, a fistaszki zagłuszały je całościowo.

Wspomniane fistaszki zabijały smak kostki, a do galaretek o mdłym, cukrowym smaku nie pasowały. Przy nich wydawały się dziwne, staro-mdłe, a jednak arachidowe bez dwóch zdań. Przy ich rozgryzaniu zagarniały sobie scenę, acz... ta scena była z cukru zrobiona. Impet dobrych orzeszków został więc popsuty ogólnym natężeniem cukrowości.

Po wszystkim, oprócz przesłodzenia, pozostał cukrowo-cukierkowy posmak sztucznych... gruszko-galaretek? Motyw niby cytrynowej soczystości? Na pewno ogrom cukru, sztuczność i orzeszki.

Kolejny studentski śmietnik. Bezsensowne połączenie, wszystko mało wyraziste. Kostkę gruszkową idzie pomylić z galaretkami. Powinni dać porządną, galaretkową gruszkową kostkę i kawałki prawdziwej gruszki, a nie jakąś badziewną kostkę i galaretko-żelki o smaku bliżej nieokreślonym. Czuć gruszkę, chwilami nawet naturalnie, ale całość i tak wyszła głównie cukrowo, niskobudżetowo. A ja głupia i naiwna myślałam, że to z galaretkami gruszkowymi i kawałkami (suszonej / kandyzowanej - nad tym już się nie zastanawiałam) gruszki.
Większość trafiła do Mamy, która lubi galaretki w Studentskich, więc i tym razem jej smakowały. Uznała, że "no tak, trochę gruszkowe", ale bardzo się zdziwiła, gdy powiedziałam jej, że galaretki są swoją drogą, a kostka swoją. Zgodziła się ze mną co do proporcji dodatków i tego, że przełożyło się to na efekt śmietnika, w którym gruszka była za słabo wyczuwalna. Przez to całość jej niezbyt smakowała ("a takie to, żeby sobie dogryźć bezmyślnie, jak się jeszcze czegoś chce, a już nie ma co wieczorem").


 ocena: 4/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,99 zł (za 180 g)
kaloryczność: 513 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, 13% galaretki (cukier, syrop glukozowy, woda, substancja żelująca: pektyny; kwas: kwas cytrynowy; regulator kwasowości: cytrynian sodu, naturalny aromat, substancja żelująca: wosk carnauba), 13% orzeszki ziemne, tłuszcz kakaowy, 10 % kawałki o smaku gruszek (koncentrat gruszkowy 51%, cukier, mielone cytryny, substancja żelująca: pektyny; naturalny aromat), pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, shea), emulgatory (lecytyny, rycynolan poliglicerolu), tłuszcz mleczny, laktoza, serwatka w proszku, ekstrakt waniliowy

czwartek, 5 grudnia 2019

Lindt Excellence Noir Poire Intense ciemna 48 % z gruszką i migdałami

Znalazwszy się w sytuacji, w której myślałam, że czekała na mnie jeszcze jedna Studentska - limitowana gruszkowa, a ja znów wróciłam do punktu wyjścia, czyli do tego, że jednak nie lubię tych czekolad (nigdy nie lubiłam, a Kokosowa pokazała mi, że w sprawie tych zbliżonych do klasyków, nic się nie zmienia - mimo ze z solonym karmelem naprawdę im się udała)... sięgnęłam po tę czekoladę. Gdy tylko jakiś czas temu pomyślałam, że czuję niedosyt w kwestii gruszkowych czekolad na rynku, pojawiło się ich aż kilka. A ja oczywiście kupiłam. Zaczęłam od Cacheta, ale Lindt zaskoczył mnie, że ilością gruszki aż o tyle % przebił tę uwielbianą przeze mnie markę. Niestety, odpuścił w kwestii kakao. To jednak nie zmieniło perspektywy miłej degustacji na uczelni, czego nie mogłam powiedzieć o Studentskiej. A tak mi się chciało czegoś gruszkowego, że to po prostu musiała być któraś z nich.

Lindt Excellence Noir Poire Intense to ciemna czekolada o zawartości 48 % kakao z kawałkami gruszkowymi i płatkami migdałów.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, uderzyła mnie intensywna woń cukrowo-palonej ciemnej czekolady, kojarzącej się wręcz z likierowym sosem oraz soczysta, świeżo-"jogurtowa" gruszka. Zwłaszcza po przełamaniu. Wtedy dodatkowo podkreśliła to wszystko nieśmiała nutka świeżo-marcepanowawych migdałów.

Prz łamaniu tabliczkę odebrałam jako dość tłusto-kruchą, nietwardą. Na szczęście nie topiła się w rękach. Gęsto rozmieszczone w niej dodatki trzymały się jak trzeba, nie wzmocniły o wiele bardziej i tak już występującej lekkiej ulepkowatości.
W ustach bowiem czekolada szybko miękła, zmieniając się w gładką, gęsto-kremową masę. Mimo to, nie była tak bardzo tłusta. Wlepione dodatki trochę spowalniały tempo jej rozpuszczania się.
Była nimi wypełniona odpowiednio, bo nie czułam niedosytu, a do granicy zlepka-ulepka zbliżyła się niebezpiecznie, ale nie przekroczyła jej. Proporcje między dodatkami zachowano równe.
Migdały to tradycyjnie płatki i kawałki płatków, podprażone chyba minimalnie, bo zachowały soczystą świeżość, nie odbiły w kierunku zbyt marcepanowym. Delikatnie pochrupywały.
Gruszki z kolei to jędrno-miękkie, galaretkowate żelki z przecieru. Rozpuszczały się w średnim tempie, upuszczając lekką soczystość. Nie miały gładkiej struktury, jakby nieco zagęszczono-podsuszone mąką, przez co wydawało się, że lada moment zaczną przy gryzieniu rzęzić. Zahaczały o naturalność i w całkiem udany sposób udawały owoce, zwłaszcza gdy trafiłam na skórkę.

W smaku jako pierwsza odezwała się słodycz, bez oporów rosnąca do poziomu przesady. Z lekkim opóźnieniem pojawiła się również wyrazista paloność o trochę likierowo-kawowym klimacie.
Do procesu umacniania się nut szybko dołączył także odległy wątek gruszek. Wycofane, wpisały się we wręcz cukrową słodycz.

Czekolada roztoczyła intensywnie "ciemny", ale nie gorzki smak. Cierpkość kakao i gruszki, mieszając się z otoczeniem przełożyły się na silne skojarzenie z likierem czekoladowym / czekoladowo-gruszkowym. Paloność odgrywała istotną rolę, choć baza była głównie maślana, co złagodziło wydźwięk. Aromat gruszek robił się przy tym coraz soczystszy, a przy odsłaniających się kawałkach coraz naturalniejszy. I wciąż bardzo słodki. W maślano-palono-likierowy charakter, w sumie głównie w maślaność, wchodziły też subtelne migdały.

Mniej więcej w drugiej połowie rozpływania się kęsa za nic nie mogłam pozbyć się następującej wizji: maślano-migdałowa tarta - naprawdę bardzo maślana - i z migdałową kruszonką, lekko przypalona i kakaowa, cierpkawa... Mimo to nie sucha, a z wnętrzem bardzo wilgotnym, bo raz że wyraźnie soczystym dzięki słodkim gruszkom, to jeszcze nasączonym kakaowo-gruszkowym likierem.

Gdy bardzo blisko końca i na sam koniec rozgryzałam i podsysałam dodatki, nie zabiły czekolady, mimo że dominowały. Między sobą nie walczyły. Gruszki podbiły poniekąd słodycz, choć przemodelowały ją na właśnie słodko-owocową i taką słodko-naaromatyzowaną. Smakowały świeżymi, bardzo dojrzałymi gruszkami, a tylko zalatywały "czymś gruszkowym" (jogurtem? galaretko-cukierkami?). Doszukałam się nawet lekkiego kwasku.
Migdały z kolei, z racji minimalnego podprażenia, skłaniały się raczej ku świeżym i łagodnym, a zawilgocono-"podmarcepanowane" wydawały się tylko chwilami.

O ile naturalne motywy zacnie wpasowały się w maślaność, tak aromatem i nutą marcepanową skutecznie zajęło się palone kakao, przerabiając je na likier. Pod koniec sama czekolada uległa wprawdzie, ale wciąż pobrzmiewała takim poważniejszym, cierpkawym i lekko kawowym echem, mimo że i cukru było co nie miara.

Do tego stopnia, że po zjedzeniu bezsprzecznie czułam przesłodzenie, ale... także przyjemny posmak gruszek. Zaskakująco naturalny, trochę z aromatu (co ważne: raczej jak likier / galaretki, od biedy perfumy itd., a nie słodziaśne cukierki dla dzieci). Z racji zostawienia dodatków na koniec też migdały - delikatne, a jednak z w pełni zachowanymi walorami.

Tabliczka wyszła naprawdę zacnie, mimo że dla mnie zbyt maślanie. Za słodko, ale wciąż z charakterem. Wyraziste, dobrze wykonane gruszki i migdały, które mimo że rewolucji nie przeprowadziły, to w udany sposób się wpasowały. Chwała im za to! W końcu nie miały dominować, a wizja gruszkowo-migdałowej tarty z likierem podoba mi się (mimo że nie cierpię tart - nigdy takiej nie jadłam i zjeść bym nie chciała, ale wyobrażenie / nuta to co innego). Podobało mi się, że nie brak nieprzesadzonej cierpkości. Niestety jednak słodycz była za silna. Podobnie jak maślaność - i w smaku, i strukturze, choć ta druga nie była aż taka tłusta. Maślany smak był gorszy.
Mnie przeszkadzała miękkość czekolady, ale w sumie nie raziła. Podobnie z kawałkami owocowymi - według mnie wyszły nieco zbyt żelkowato, ale ja po prostu nie przepadam za takimi tworami i jestem wyczulona. Jakby nie patrzeć, autentyczności też im nie brak.
Zjadłam ze smakiem, ale tyle elementów wyszło nie do końca w moim guście, że postrzegam ją jako czekoladę na miłe, jednorazowe spotkanie.


ocena: 7/10
kupiłam: Tesco
cena: 6,99 zł (promocja chyba)
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, kawałki gruszkowe 7% (przecier gruszkowy i sok gruszkowy z soku zagęszczonego 37%, syrop fruktozowy, cukier, mąka ryżowa, tłuszcz kakaowy, aromat, substancja żelująca: pektyny; błonnik z cytrusów, kwas cytrynowy, regulator kwasowości: cytryniany potasu), migdały 7%, tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, aromaty

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Cachet Pear & Almonds ciemna 57 % z gruszką i migdałami

Lubię gruszki, ale nad tym, czy lubię rzeczy gruszkowe się nie zastanawiałam, bo... w moim życiu prawie się nie pojawiają. Sklepowych jogurtów / serków raczej nie jadam, ale jak już jakiś gruszkowy akurat wpadnie mi w ręce, zawsze boję się, że owoc ten wyjdzie jak kamień. Jedyną gruszkową czekoladą, którą jadłam była pyszna Zotter Pear Cardamon, po której raz i drugi zdarzyło mi się pomyśleć, że jakąś inną dobrą z gruszką bym zjadła, więc gdy tylko zobaczyłam tę tabliczkę, kupiłam. Zjedzenie jej przyspieszyłam, ponieważ jakiś czas później trafiłam w sklepie na ówczesną nowość - Lindta z gruszką i nie wiedziałam, czy kupić (po zjedzeniu tej i porównaniu składów, kupiłam).

Cachet Pear & Almonds to ciemna czekolada o zawartości 57 % kakao z granulatem gruszkowym i płatkami migdałów.

Po otwarciu uderzył mnie zapach wilgotnego murzynka z migdałami - takimi podkradającymi się pod marcepan. Po poprzełamywaniu stało się jasne, że poczucie wilgoci wynika poniekąd z lekkiej, słodkiej soczystości roztaczającej się woni. Gruszki nie były jednak zbyt wyczuwalne.

W dotyku tabliczka wydała mi się nie za tłusta, nie za sucha. Przy łamaniu okazała się przyjemnie twardawa, dodatki mocno się jej trzymały i łamały wraz z nią. Jej trzask przypominał trochę chrupanie (pewnie za sprawą płatków migdałów). Przekrój ukazał mnóstwo migdałów i mniej, ale też sporo, jasnych drobinek (gruszkowych kawałków na bazie inuliny - naturalnego, ponoć prozdrowotnego cukru).
Czekolada rozpływała się leniwie, ale raczej w umiarkowanym tempie. Wydała mi się dość tłusta, gdy tak zmieniała się w gładki i miękki krem. Chwilami podchodziła pod ulepek - chyba z racji gęsto rozmieszczonych, raczej drobnych dodatków.
Gruszkowe kawałki rozpuszczały się powoli, a gryzione skrzypiały / chrupały trochę w cukrowy sposób. W kwestii struktury daleko im do soczystości. Migdały, obecne pod postacią cienkich płatków i słupków, już trochę soczystości zawierały. Chrupały, ale zachowały delikatność. Wyszły świeżo. Osobiście rozgryzałam je systematycznie pod koniec, gdy wyłaziły z czekolady.

W smaku od pierwszego kęsa poczułam palony charakter delikatnej czekolady. Był to duet łagodnej gorzkości przywodzącej na myśl paloną kawę i słodyczy.

Początkowo słodycz wydała mi się także palona, potem wzrosła, obejmując dowodzenie. Ta pozycja trochę ją spłyciła, ale szybko pomogła jej gruszkowa nuta. Dobiegała z oddali i wydawała się naturalna. Nabierała mocy jeszcze zanim wyłoniły się dodatki. Okazała się znacząca, ale nie zagłuszała czekolady.

Palona gorzkość w tym czasie do kawy dorzuciła wyraźny smak niemal przypalonego ciasta czekoladowego / murzynka. Słodycz była nieodłączna, więc to niewątpliwie słodkie ciasto, ale... zaraz zrobiło się bardzo wilgotne i charakterne, bo... z marcepanem? Lekka nutka migdałów zasugerowała jakiś kawowy marcepan albo kawowo-marcepanowe ciasto. Silna słodycz z tym wszystkim złączona podsunęła też jakiś nieco wytrawniejszy sos czekoladowo-kakaowy.

Gdy językiem zaczęłam trafiać na dodatki, smak gruszki jeszcze się nasilił. Był wyraźniejszy od migdałów i wydał mi się lekko przearomatyzowany (raz i drugi poczułam się, jakbym jadła perfumę). Naturalna, bardzo, bardzo słodka i w pewien sposób soczysta gruszka dominowała, ale kawałki miały w sobie też pewien mdło-słodki, dziwny posmak. Wydaje mi się, że także jakaś goryczka się przy tym pałętała.
Migdały z kolei wyszły jednoznacznie, bo po prostu delikatnie migdałowo - jak to blanszowane migdały.

Pod koniec rosło poczucie słodyczy z leciutko goryczkowatymi akcentami, ale w dużej mierze takiej prostszej. Delikatna czekolada zespoiła gruszki i migdały, kojarząc się z mocno wilgotnym i bardzo słodkim, kawowo-czekoladowym ciastem z gruszkami i migdałami.

Po wszystkim pozostał autentycznie gruszkowy posmak, ale też silnej słodyczy i lekkiej goryczki kakao, odrobinki migdałów.

Mam problem z podsumowaniem tej czekolady. To propozycja niewątpliwie niespotykana, mająca swoje wady i zalety. Smakowała mi, ale wiele bym w niej zmieniła. Podobało mi się, że naturalna gruszka cały czas była wyraźnie wyczuwalna, a jednak nie zbyt nachalna. Szkoda tylko, że dodano granulat, a nie np. liofilizowane gruszki (albo zmienić kolejność gruszki sproszkowanej i inuliny). Migdały w sumie też wyszły poprawnie, acz ja akurat preferuję je ze skórkami. Takie delikatne... no, tu się sprawdziły. Czekolada wyszła delikatnie i przyjemnie, ale jednak za słodko. Mimo to, dobrze spajała wszystko. Podobał mi się klimat mokrego ciasta i te wszystkie kawowo-marcepanowe, takie nasączone, wątki.
Struktura wyszła też nie w moim stylu, ale nie źle. Nazbyt miękka (jak na ciemną - gdyby była ciemną mleczną, chwaliłabym) i bardzo wypchana. Skrzypiący granulat to takie sobie rozwiązanie, a migdały jako płatki... Nie mam zdania, ale chyba spoko, tylko że dla mnie za dużo. Za dużo do gryzienia chyba... Albo nie?


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 7,49 zł
kaloryczność: 523 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, migdały 8%, kawałki gruszki (inulina, gruszka w proszku 5%, naturalny aromat), tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa

sobota, 7 listopada 2015

Zotter Pear Cardamon ciemna mleczna z gruszkowo-kardamonowym nadzieniem i kremem z gruszek z brandy

Jesień jest moją ulubioną porą roku. Smaki, zapachy, kolory jesieni... Czyż nie są piękne? Dynie, gruszki, jabłka, przyprawy korzenne... Wilgotne powietrze, ciężka mgła, nadająca światu szarego, melancholijno-depresyjnego kolorytu. Albo połączenie tego. Siedzenie w cieplutkim mieszkanku, w którym unosi się woń ciepłej owsianki, czy jakiegoś dania gruszkowego, czy dyniowego z wachlarzem przypraw korzennych, w momencie, gdy za oknem wilgotna mgła potęguje uczucie odosobnienia. Czyż to nie jest cudowne? Niby marznę, gdy tylko wyjdę z domu, ale dla takiego klimatu... warto się trochę poświęcić. Nieodłącznie z jesienią kojarzą mi się gruszki i kardamon. Nie mogę pojąć ludzi, u których nie goszczą w kuchni. A gdy do tego doda się jeszcze jakiś rozgrzewający alkohol... Fakt, Lindt z gruszkową brandy niespecjalnie mi smakował, ale nie powiedziane, że z inną czekoladą z tym dodatkiem będzie tak samo.

Zotter Pear Cardamon to ciemna mleczna czekolada (z zawartością 50 % kakao) z gruszkowo-kardamonowym nadzieniem i warstwą ganaszu z gruszek z dodatkiem gruszkowej brandy. To ręcznie czerpana tabliczka z jesiennej linii, bez której moje zamówienie byłoby po prostu niepełne, choćbym wykupiła wszystkie inne czekolady Zottera. Ta czekolada po prostu doskonale wpasowuje się w moje wizje o idealnej jesieni.


Kiedy rozłożyłam złotko i zobaczyłam ciemnawą tabliczkę, poczułam zapach równie ciemnawej czekolady, wzbogacony o nuty kardamonowo-alkoholowe. Zapowiadało się smakowicie, toteż rozłamałam tabliczkę, a tam... czekały mnie dwie warswy: ganaszu, będącego wręcz plastycznym jasnym kremem i części gruszkowej, przypominającą idealnie zmiksowaną gruszkę, w formie może odrobinę galaretkowatej. 
Odgryzłam kawaleczek czekolady. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jak napiszę, że była świetna? Lekko słodka, delikatnie gorzkawa z bezkresnie maślaną nutą i mlekiem, gdzieś tam w tle. Cierpkość nie była zbyt wyraźna, ale gorzkość (wbrew pozorom jest minimalna różnica między czymś gorzkim, a po prostu cierpkim) połączona z mlekiem wynagrodziła mi to. Czekolada sprawiała wrażenie rzadkiej, nie zalepiała, nie tworzyła "bagienka". Jej warstwa była solidnie gruba.

Pod nią, na dole, krył się ganasz, czyli gruszkowy krem z gruszkową brandy.
Jego lekka konsystencja była przyjemnie tłustawa, maślana. Pierwszym wyczutym smakiem była tu słodycz, naprawdę dość silna. Ta warstwa miała w sobie całkiem sporo motywu mlecznego, ale gościł tu także lekko gruszkowy akcent (sok z gruszki?). Ta słodycz nie wydała mi się w 100 %-ach owocowa, ale przyjemnie komponowała się z... mocnym alkoholem, który także skrywał w sobie gruszkowy szczególik. Nie było to tak ordynarne, jak w przypadku Lindt'a. Tu miałam do czynienia z rozgrzewającym, wybitnie alkoholowym smakiem, który świetnie wpasował się w słodycz kremu.

Górna warstwa ma konsystencję lekko galaretkowatą, jest zbita, lecz miękka. Podczas jedzenia jej, miałam wrażenie, że to... zmiksowana gruszka! Gęsta mikstura z gruszki z charakterystyczną dla tego owocu strukturą. Było to słodkie, jak taka bardzo dojrzała gruszka (a takie potrafią być czasem słodsze od bananów!). Mimo lekkiej wilgoci ta warstwa nie była soczysta, ale i tak mnie zadowoliła. Zwłaszcza, kiedy ujawnił się w niej kardamon. Wyrazista, lekko cierpka nuta, równie rozgrzewająca, co alkohol. Odrobinę ostrawa ciężka słodycz, charakterystyczna dla tej przyprawy, doskonale wpasowała się w gruszkę.

Całość, nie rozdzielana na poszczególne części, momentalnie rozgrzewała, brandy wybijała się ponad kardamon, nie zagłuszając go całkowicie. Słodycz ganaszu łączyła się z kakaowym akcentem samej czekolady, odrobina mleka i silna, ewidentnie gruszkowa słodycz stanowiły hipocentrum jesiennego, smakowego trzęsienia ziemi.


ocena: 9/10
kupiłam: zamówiłam u dystrybutora
cena: 16 zł
kaloryczność: 448 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś z chęcią bym do niej wróciła

Skład: surowy cukier trzcinowy, suszone gruszki (15%), masło kakaowe, pełne mleko w proszku, masa kakaowa, syrop fruktozowo-glukozowy, sok gruszkowy (6%), gruszkowa brandy (5%), mleko, migdały, sól, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, wanilia, kardamon (0.03%), lecytyna sojowa, płatki róż, proszek cytrynowy (cytryny, skrobia kukurydziana)