Przy Fruition Colombia Tumaco Dark 85 % pomyślałam, że dawno nie jadłam czekolad z Kolumbii. O niej pomyślałam jako o zaskakująco kwaskawej (choć nie bardzo kwaśnej) jak na Kolumbię i to mnie właśnie tknęło. Koniecznie chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, jak ten region widzi inna uwielbiana przeze mnie marka, czyli Chapon. Jak na razie skończyłam zakupione Fruition, tak przygoda z Chapon w zasadzie dopiero się zaczynała.
Chapon Colombie Torrefaction Longue / Conchage Long to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao z Kolumbii, o wydłużonym czasie konszowania.
Po otwarciu mignął mi czarny chleb, zaraz zasnuty dymem. Ten prowadził paloną, ale mało istotną nutkę, po czym odsłonił herbatę. Czarna liściasta herbata okazała się dominującym, bardzo intensywnym i jednoznacznym wątkiem. Do jej gorzkości od palenia podkradła się chyba odrobinka kawy. Herbata mieszała się z liśćmi suszonymi oraz żółknącymi i zasuszającymi się już na drzewach. Niemal słyszałam ich szelest... Liście z kolei związały się z kwiatami, także suszonymi. Pomyślałam o jaśminie i białych różach. Jaśminowej herbacie? Kwiaty zbudowały słodycz, harmonizując ją z resztą nut. Palone echo spróbowało podrzucić karmel, ale coś nie wyszło... ja odnotowałam z czasem jeszcze jakby suchą słodycz suszonych fig.
Tabliczka w dotyku sugerowała jakby kremową pylistość. Twarda i głośno trzaskająca przy łamaniu, sprawiała wrażenie gęstej i zbitej. Jej przekrój wydał mi się właśnie zbito-ziarnisty. Gdy odgryzałam kęsa, parokrotnie zdarzyło jej się zaskrzypieć w sposób drobno kryształkowy.
W ustach potwierdziła swą gęstość i zaprzeczyła ziarnistości. Rozpływała się w tempie umiarkowanym. Okazała się niemal idealnie gładka i soczysta. Była niczym gęstawy i mazisty, mało tłusty budyń i lżejszy sernik, więc łatwo rzedła. Obklejała usta, po dłuższym czasie zdradzając lekką pyłkowość. Sprawiała wrażenie skorej do trzeszczenia.
W smaku pierwsza pojawiła się gorzkość dymu, w którego szarych kłębach wychwyciłam sugestię ciemnego chleba na zakwasie i soku z ciemnoczerwonych owoców.
Nie zdążyłam się na nich skupić, bo z dymu wyłoniły się słodkie suszone figi. Wyszły ponad dym, gorzkość zaczęła szybko słabnąć, a słodycz rosła, uwypuklając swą głębię. Wyraźnie czułam dokładnie jasną skórkę suszonego owocu, do którego dołączyła pewna delikatność... Śmietanka? Maślaność? Pomyślałam o żytnim chlebie z masłem, a potem śmietankowa biel... zmieniła się jednak w kwiaty (białe róże i jaśmin?). Figi i kwiaty splotły się, a za nimi... gorzkość przybrała postać liści. Raczej suszących się, albo... nasiąkających? Niby związanych z suszonością, ale nie suchych.
Słodycz, choć nie rosła, w pewnym momencie zaczęła dominować za sprawą swojej złożoności. Oto przez skórkę dostałam się do soczystego miąższu pełnego strzelających pesteczek. Był wręcz miodowy. Słodycz zalała mi usta zupełnie, wyłapałam karmel, który zadbał o poważniejszy wydźwięk.
Figi, choć suszone, były soczyste i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa odnotowałam w soczystości owoce wyraźnie świeższe. Mianowicie mieszankę czarnych i czerwonych porzeczek. Były bardzo subtelnie kwaśne, raczej z sugestią kwasku. Ich charakter przypominał trochę czerwone wino. Epizodycznie zawinęła się myśl o truskawkach, też w tym guście... Może to nie tyle same porzeczki, co sok z porzeczek?
Szybko jednak świeżo owocowe tony jakoś się rozproszyły, a dym przypomniał o gorzkości. Delikatna nutka palonej kawy otworzyła drogę czarnej herbacie, a konkretniej indyjskiej Assam (która miewa niemal słodowe zapędy i w zasadzie bywa kwiatowa). Uderzyła, by stanąć na czele kompozycji, dominując i rządząc wszystkim. W wyobraźni widziałam wilgotniejące, unoszące się w kubku liście naparu.
Jako że słodycz miodowo-figowa cały czas była, pomyślałam o herbacie z miodem, ale tylko przez chwilę. To nie była słodka herbata, a właśnie charakterna asamska, cierpkawa. Figi wycofały się więc na tył, tam znów stykając się z owocami świeższymi. Niejednoznacznymi, ale jakimiś cierpkimi, ciemnoczerwonymi, którym towarzyszył sok z czarnych porzeczek (niemal nieuchwytny)? Cierpkością mieszały się z tą herbacianą. Całość wyszła dzięki temu soczyście-wilgotnie, mimo że sporo nut było suszonych. Zupełnie, jakbym już piła końcówkę herbaty, wysysając niemal czarny, bordowo-brunatny napar z mokrej gęstwiny liści na dnie.
Do herbaty siłą rzeczy przedostawały się też inne nuty, w tym liście nieherbaciane. Poprzez nie wemknął się jaśmin. Czyżby to była czarna herbata jaśminowa?
Pod koniec kompozycja zaczęła znów łagodnieć. Słodycz zelżała znacząco dzięki kwiatom, a te przywróciły śmietankę, maślaność... To było, jakby pojawiła się tam nuta mlecznej czekolady (czekoladowa Incepcja, co?). Jak o figach myślałam, to już tylko o skórkach, bez zasładzającego miąższu.
W posmaku została herbata czarna i cierpka, raczej mocna oraz soczystość jakby... mieszanki soku porzeczkowego, porzeczkowego miodu... W figowo-karmelowym, słodkim towarzystwie. Czułam też maślaność, pewną mleczność... które jednak nie złagodziły, a na zasadzie kontrastu podbiły charakterek czarnej herbaty.
Całość zachwyciła mnie, mimo że wolałabym, by konsystencja była gęstsza, całość rozpływała się dłużej, a jednak te łagodniejsze motywy maślano-śmietankowe nie wkradły się. Słodycz ogólnie była tu bardzo istotna, jak dla mnie mogła by być niższa, ale - co ważne - była głęboka i nieprzesadzona, więc choć ryzykownie, to wyszła zacnie. Figi z rozróżnieniem na skórki i miąższ oraz kwiaty były niezwykle ciekawe. Rządziły najpierw, potem pałeczkę przekazały czarnej herbacie. Podbicie soczystością cierpkich owoców, dymem, a także jakieś przebłyski chleba i kawy kupiły mnie zupełnie. Zafascynowała mnie nutka mlecznej czekolady - prawie nieuchwytna, ale jednak; dziwne (pozytywnie!) wrażenie. Nie dość, że pyszna, to jeszcze o tak ciekawych, niespotykanych nutach.
Z kwiatami, ciemnymi owocami w o wiele większej ilości, maślanością spotkałam się w Fruition Colombia Tumaco Dark 85 %, jednak były tylko trochę podobne. Już bliżej Chapon do dymnego, cierpkiego Pralusa Colombie 75%, acz owoce nie zgadzają się (rześkie papaje w Pralusie). Natomiast od Domori (Trinitario 70% Teyuna Colombia 2022, czy dawnej z 2016) zupełnie inna. Hm, co tabliczka z Kolumbii, to coś innego, ciekawa sprawa.
ocena: 9/10
kupiłam: chocolat-chapon.com
cena: 6,20 € (za 75g)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie (ale chciałabym)
Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kwiat soli morskiej Guerande (0,04%)