poniedziałek, 12 grudnia 2022

Beau Cacao Asajaya Malaysia 78 % ciemna z Malezji

Beau nie zdobyły mojego uznania, więc gdy na liście posiadanych tabliczek została jedna osamotniona, uznałam, że jak najszybciej się za nią wezmę, by mieć z głowy. Nie łudziłam się, że mnie zachwyci, ale na szczęście też nie obawiałam się porażki. Co ciekawe, choć nie przepadam za żółtym kolorem, to połączenie kanarkowego ze złotem w przypadku jej opakowania jakoś pozytywnie na mnie wpłynęło. Może bo przyszła na nią pora w marcu, w naprawdę słoneczny i wiosenny dzień?
Tę tabliczkę zrobiono z kakao zakupionego od farmerskiego małżeństwa Chang (zapewne prowadzącego plantację) z miejscowości Asajaya, położonej w stanie Sarawak. To obok Parku Narodowego Bako, który jest najstarszym Parkiem Narodowym w okolicy. Las deszczowy spotyka się tam z zacisznymi plażami. Liczyłam, że przełoży się to chociaż na ciekawe nuty (bo do formy nie miałam złudzeń, nie lubię cienkości, jaką serwuje ta marka).

Beau Cacao Asajaya Malaysia 78% to ciemna czekolada o zawartości 78 % kakao z Malezji, stanu Sarawak, miejscowości Asajaya.

Po otwarciu poczułam delikatne, słodkawe orzechy laskowe, otulone wanilią i kokosem. Do laskowców podkradło się trochę fistaszków, do wanilii lekka cukrowość, natomiast do kokosa... nie tyle podkradło się, co śmielej podeszło parę nut: palm kokosowych, których w wyobraźni widziałam grube, ciemnobrązowe pnie oraz liści różnych palm itp., np. liście bananowców, bambusa. Wprowadziły egzotyczny wątek, niosący też słodkie owoce: mango oraz czerwone... chyba granaty konkretniej. Odrobinkę podsycone sokiem wiśniowym? Wraz z orzechami przywołały skojarzenie z połączeniami "PB&jelly", przy czym myślę o naturalnym, czekoladowym maśle orzechowym i żelo-galaretce na bazie owoców, nieznacznie podkręconej wanilią i cukrem. Kompozycja wydała mi się dość ciężkawa.

Miejscami okropnie cienka tabliczka była twarda. Trzaskała aż zaskakująco głośno, kojarząc się ze szkłem. Wydawała się chrupko-krucha w szklisto-kryształowy sposób. 
W ustach wydała mi się początkowo lekko suchawa. Rozpływała się raczej łatwo i a to wolniej, a to średnio szybko - przez miejscową cienkość. Miała potencjał do bycia gęsto-kremową, bo wykazywała także miękkość i z czasem tłustość (bliżej końca aż nieco za mocną), na pewno zwartość, ale gdy tylko zaczynała się nieco giąć, zaraz opływała smugami, rzedła i znikała, nie pozostawiając za wiele po sobie. Jedynie poczucie tłustości na ustach, a cierpkawą suchość w ustach (dziwne uczucie).

W smaku pierwsze rozeszły się naturalnie słodkie orzechy laskowe, bawiąc się czekoladowością i podrzucając skojarzenie z pastą orzechową czekoladową... Taką 100% z orzechów, a złudnie czekoladową? Potem czekoladowo-kakaową coraz bardziej i bardziej.

Zarówno słodycz, jak i gorzkość szybko rosły.

Słodycz łączyła w sobie nadrzędną wanilię i trochę cukru, nieco może palonego, a trochę zwyczajnego. Nieco złagodził to kokos i jakby naturalna słodycz orzechów. W tle obecność nieśmiało zgłosiła owocowa nutka "jakiś ciemnoczerwonych".

W tym czasie przed oczami wyobraźni pojawiły mi się palmy, a więc pewna drewnianość. Masywne, ciemnobrązowe pnie umocniły gorzkość i podkreśliły orzechy, wydobyły migdały. Kokosa czułam coraz wyraźniej, acz niemal do końca częściowo w drewnianym kontekście palmy. Wyobraziłam sobie też świeże orzechy kokosa - te jeszcze zielone - a także brązowe, poprzekrajane, z których już łatwo dobrać się do miąższu. Wprowadziły łagodność i rześkość.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa rześkość ośmieliła owoce. Wyraźnie czułam słodko-cierpkie granaty i słodkie mango. Odrobinka kwasku się tam zawinęła, ale zaraz schowała, wpuszczając raczej poczucie egzotyki. Owoce wydały mi się rozkręcać w słodyczy. Może dosłodzono je wanilią i... przerobiono na żelo-galaretkę?

Oto rozbrzmiało PB&jelly, czyli masło orzechowe z masą z owoców. Tu w wydaniu bardzo naturalnym, bo musiało być ono ze zmielonych fistaszków, z dodatkiem laskowych i tyle... acz w wariancie czekoladowo-kakaowym. Na pewno z istotną, naturalną maślanością. Wyszło ciężkawo... bo w owocach doszukałam się czegoś niby cięższego - docukrzono-dosłodzonego? Ale może np. cukrem kokosowym, który jest rześki? Nie było to więc jednoznacznie "ciężkie", a "niby ciężkawe" itd.

Ta rześkość nie odpuszczała, mimo ciężkości obok. Znów, obok arachidowych i laskowych o maślanym charakterze, myślałam o orzechach kokosowych... i wodzie z nich? Także o liściach "od owoców", a więc np. bananowców. Może jakiś bambusa, palmowych i innych. Zielone grube liście łączyły się z pniami i konarami drzew, palm. Pod koniec gorzkość znów przybrała na znaczeniu.

Gorzkość kryła w sobie cierpkość. Drewno w pewnym momencie zbliżyło się do kawy, co w owocach też jeszcze więcej cierpkości obudziło. Czerwone były cierpkawe, to już nie jednoznaczne granaty, ale też inne. Pomyślałam o odrobince soku z wiśni, ale to oczywiście nie wszystko. Reszty nie mogłam uchwycić - to jednak na pewno ciemnoczerwone owoce. Może też mieszanka porzeczek...?

Po zjedzeniu został posmak fistaszkowej pasty, może czekoladowej, z motywem docukrzono-cierpkawej masy z czerwonych, egzotycznych owoców. Wyszły aż taninowo... nie kwaśno, bardziej cierpko.

Całość smakowała mi, choć bez szału. Nuta kokosa i pni palm była cudowna. Orzechy laskowe i arachidowe również. Świetnie to wszystko się zgrało, racząc mnie gorzkością. Rześkość była interesująca, acz nuty liści "owocowych", pewne jakby docukrzenie podeszły mi już nieco mniej. Owoce, choć wyraźnie były, nie uczyniły kompozycji owocową - takie rozwiązanie z kolei znów okazało się ciekawym plusem. Podobało mi się, że czuć konkretnie ciemnoczerwone oraz ta egzotyka. Ogólnie, choć mam zastrzeżenia, jestem raczej na tak. Ogromna wada to konsystencja i forma... Obstawiam, że gdyby nie była tak rozwałkowana miejscami, smaki lepiej by się rozkładały.

Choć w pierwszych chwilach pomyślałam, że wyszła nieco podobnie do wiśniowo-drzewnej, tropikalnej Beau Togis Malaysia 78%, to z czasem wyszło, że więcej konkretnych, wspólnych nut miała z Beau Serian Malaysia 78% (nieco gorszą). Serian była bardziej drzewna, wiśniowa, bliska winu, ale "liście bananowca/bambusa" i "coś czekoladowego" (jako ciasto, w dzisiejszej krem orzechowy) wydały mi się bardzo, bardzo podobne. 
Nawet porzeczkowo-migdałowa Benns Ethicoa Sungai Ruan - Malaysia 72% była w pewnym sensie (charakteru) podobna.


ocena: 8/10
cena: 49 zł (za 55 g - cena półkowa)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.