Ze zdobycia tej czekolady czułam ogromną satysfakcję, bo uwielbiam tę markę, ale czuję żal, że wiele ich propozycji to mleczne lub np. nasączane alkoholem, a więc takie, które mnie nie interesują. Ta w dodatku nie dość, że czysta, to jeszcze o zawartości kakao niestandardowo dla Fruition wysokiej. Zostawiłam ją na koniec, licząc na niezwykłe doznania. Z tego co o samej tabliczce mogę napisać, to to, że zrobiono ją z kakao z okolic portowego miasta Tumaco w departamencie Nariño. 30 mil dalej jest granica z Ekwadorem. Brzmiało zacnie.
Fruition Chocolate Works Colombia Tumaco Dark 85 % to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Kolumbii, z departamentu Nariño, z miasta Tumaco.
Po otwarciu najszybciej, ale wcale nie najmocniej, rozbrzmiał zapach ciemnych owoców, niosących głównie słodycz i bezkres soczystości. Pomyślałam o dżemie i syropie jeżynowym, potem doszukałam się jeszcze truskawek. Zapach był nie tyle owocowy, co właśnie soczysty. Z czasem odnotowałam jeszcze niemal pikantnawe, słodkie kwiaty łąkowo-polne. Do tego wyraźnie czułam gorzkość kawy i ciasta kakaowego, może brownie. Do słodyczy wtrąciło pieczoność / paloność, co wykorzystał maślany karmel. Ten był trochę, acz wyraźnie palony. Wyobraziłam sobie też wilgotny, ciemny chleb posmarowany kajmakiem lub jakąś masą-kremem karmelowo-maślanym.
Bardzo twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała niczym grube, suche gałęzie; głośno. Była nadzwyczajnie masywna. Jednocześnie sprawiała wrażenie kruchej.
W ustach rozpływała się powoli, serwując bezkres kremowości. Okazała się gęsta i tłusta jak idealnie gładki sernik z pełnego twarogu i masła albo maziście-maślane brownie. Miała maślany, pozytywnie ciężkawo-syty charakter. Pod koniec lekko rzedła i pozostawiała właśnie maślane, tłuste wrażenie, ale nie przegięła w zakresie tłustości.
W smaku pierwsza pojawiła się nuta maślana, wsparta tonami innego nabiału. Zarejestrowałam też nieokreślony, owocowy przebłysk w tle.
Niemal w tej samej chwili poczułam gorzkość ciasta czekoladowo-kakaowego zrobionego właśnie ze sporą ilością masła. Mazistego, gęstego i rozkręcającego się w swojej gorzkości. Palony czy pieczony aspekt był subtelny. W wyobraźni obcowałam z miękkim i wilgotnym ciastem. To jakby... bardziej puszysta, lżejsza stylizacja na brownie?
Maślaność ukryła się trochę, a z innego nabiału wyłonił się rześki, kwaskawo-cierpki maślanko-kefir. Zarówno kwaśność, jak i cierpkość przekazał owocom, po czym prawie zniknął (została raczej delikatniejsza maślanka, ale też jako echo)...
Owoce z ochotą je przejęły, same dokładając mnóstwo soczystości. Poczułam jeżyny: dojrzałe i miękkie, a więc także bardzo słodkie. Przez moment były bardzo wyraziste, lecz z czasem wymieszały się z innymi ciemnymi owocami.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, trochę wiążącą się z jeżynami, trochę niezależnie, odnotowałam czarną kawę, która jeszcze bardziej podkreśliła wilgotność ciasta. Miało tak mokry wydźwięk! Doszukałam się oleju kokosowego, a później bardziej ogólnie kokosowej nuty... Też w pewien sposób rześko-soczystej i trochę kwaskawej. Uderzyły wiórki kokosowe i migdały, po czym odeszły na tyły, zabierając ze sobą część ciastowości.
Słodycz ciasta jednak została. Lekko, leciuteńko palona podszepnęła jeżynom dżemy i syropy. Rzeczywiście przez jakiś czas to tego typu masy owocowe były, a w końcu przebiła to wyraźniejsza kwaśność. Najpierw aronii, potem też cytryny. Soczyste, acz z wyczuwalną także gorzkością skórki. Przekierowały słodycz z powrotem na owoce surowe i świeże. Najpierw na zasadzie kontrastu było to trochę jednoznacznie słodkich truskawek, potem jeszcze więcej jeżyn. To były owoce już dojrzałe, ale też na krzakach, które zadbały o rześkość. Aronia podkreśliła ich cierpkość, sama aż lekko ściągając.
Przez myśl o owocach na krzakach pomyślałam o pewnej roślinnej, słodkiej pikanterii... takiej polnej, łąkowej, pochodzącej od dzikich kwiatów.
Kwasek przemknął do gorzkawych, poważniejszych nut i część ciasta czekoladowego zmienił w ciemny i wilgotny chleb na zakwasie (z masłem?)... może pojedynczą kromkę z jeszcze cierpko-kwaśnym, ale już też znacząco słodkim dżemem z ciemnych owoców, który jeszcze bardziej nasącza chleb, wsiąkając w niego. To jednak też inne kromki, posmarowane kajmakiem i/lub jakimś kremem w wariancie "palony karmel". Wzrosła maślaność, trzymała się jej tym razem paloność i słodycz.
Mimo to, kompozycja do końca zatrzymała wilgotny, soczysty i wręcz rześki charakter. Krzaki, kwiaty i kokos na końcówce przywołały trochę nut... "powietrza", pola i łąk, zarośniętego, nieuporządkowanego ogrodu. A także świeżości owocowej działki, na której to ktoś raczy się kakaowym ciastem i chlebem z karmelowymi kremami oraz łagodną maślanką. Ostatnie w końcu przerobiły kwaśność cytryny na znacznie słodszą pomarańczy.
Po zjedzeniu został posmak jeżyn i cytrusów, słodko-maślana nuta jakby kajmako-karmelu oraz cierpkość kawowo-kakaowa ciasta z nutką rześkiego kokosa i maślanki, a także cierpkim ściągnięciem wywołanym aronią.
Całość była przepyszna, mimo że w moim odczuciu ryzykowanie maślana. Konsystencja dla mnie jeszcze do stolerowania, ale już na granicy, a smak... Maślaność tu gdzie była, akurat w zasadzie pasowała (choć wolałabym jej nieco mniej). Dobrze, że mieszała się z maślanką. Wilgotne, porządnie gorzko kakaowe ciasto, podkreślone kawą i z kokosowym echo. Zarówno to, jak i owoce zbudowały bezkres soczystości, przy czym czekolada wcale nie była mocno owocowa. Jeżyny, aronia i podkreślenia innymi wiele wniosły, acz były delikatne. Słodycz płynęła w dużej mierze z nich, a karmel, jaki tu wystąpił, nie narzucał się reszcie. Podobało mi się, że mimo mocniejszych, a więc i gorzkich, maślanych i właśnie słodkich nut, nie było to ciężkie, a rześko-lekkie.
Pralus Colombie 75% był wyraźnie bardziej dymny, kawowy, a jednak właśnie też rześki (ale owocowo, czułam np. papaje) i karmelowy, migdałowy. Wyszedł bardziej korzennie, pikantnie; dużo w nim drzew i liści. Pralus był cierpko-taninowy, dzisiaj prezentowana też cierpko-ściągająca. Okazała się łagodna, maślana, mimo że porządnie gorzka i kwaskawa jednocześnie.
Domori Trinitario 70 % Teyuna Colombia (2021) była inna, bo słodsza, ale też po prostu o innych nutach, jednak tu też pojawiła się wspólna: maliny i wino Domori jakoś odlegle można porównać z nutą truskawek w cierpkich ciemnych owocach dzisiejszej.
ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 48,82 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: może kiedyś i bym chciała
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.