środa, 23 lutego 2022

Domori Trinitario 70 % Teyuna Colombia Dark Chocolate ciemna z Kolumbii (nowa 2021); + neapolitanka

Co przeważyło, że jako kolejną do zjedzenia plantacyjną Domori musiała być właśnie dzisiaj przedstawiana? Sama nie wiem. Trochę chęć porównania, jak się ma do jedzonych w bliskim okresie czasu kolumbijskich, a trochę... może ze względu na koliberki? Tak jakoś wdzięczyły się do mnie za każdym razem, gdy otwierałam szufladę. W końcu Kolumbia jest znana z wielu gatunków kolibrów (czy tylko mi przypomniała się Pocahontas?). 
A teraz trochę poważniej. Tierralta to miasto w Kolumbii (w departamencie Córdoba) w dorzeczu rzeki Sinú, na skraju parku Paramillo Natural Park. Jest on nadzwyczajnie zróżnicowany biologicznie, że aż dało radę się tam zachować specyficzne trinitario. A dokładniej trinitario Teyuna, noszące nazwę po indiańskim Zaginionym Mieście (Ciudad Perdida), odkrytego przez archeologów w 1976 roku w Sierra Nevada de Santa Marta. Nie wiem dokładnie, jak kakao z miasta Teyuna zawędrowało do Tierralta, ale jedno do mnie dotarło: specyficzne kakao, specyficzny region daleki od cywilizacji, a więc stan dość pierwotny. Podobało mi się to. Podobnie jak to, że od ponad 8 lat stowarzyszenie rolników Integrasinú w naturalnym duchu odbudowuje strukturę gospodarczą społeczności wiejskiej, dotkniętej w tym regionie konfliktem zbrojnym. Obecnie liczy 193 członków.

Domori Trinitario 70 % Teyuna Colombia Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario Teyuna z Kolumbii, z okolic miasta Tierralta; wersja 2021.

Po otwarciu przywitał mnie miód zmieszany z soczystością, jakby współtworzący syrop wraz z mnóstwem słodkich, czerwonych owoców: malin, truskawek. Już w trakcie degustacji dojrzale truskawki zaczęły przeważać. Obok tego pojawiła się gorzkość kawy... w dużej mierze też ziaren kawy - wyobraziłam sobie je w czekoladzie... choć było w nich też coś soczystego... jakby przyozdobić takimi ciasto? Jakby miały okazję już zmięknąć przyjemnie od ciasto-deseru czekoladowego z syropem truskawkowo-miodowym. Soczystość ziaren kawy przełożyła się też na pewną... orzechową soczystość? Pojawiło się również skojarzenie z orzechami nerkowca... może jako krem z subtelną nutką soli. Ta podsyciła owocowość, która w tle mignęła duetem brzoskwiń i moreli. Znacząco słodkim, jednak też soczystym. Pewna wytrawność i cierpkość związane z czerwonymi owocami uczyniły kompozycję przyjemnie szlachetną, zwieńczając wszystko odrobiną czerwonego wina. 

Masywna tabliczka przy łamaniu trzaskała głośno niczym gałęzie. Wydawała się twardo-chrupka, pełna.
W ustach rozpływała się aksamitnie, roztaczając wszędzie gładko-gęste, maziste smugi. Napływały jakby jedna na drugą jako fale... soczyste w sposób... świeżo orzechowy? Z czasem wydawała się specyficznie twardo-miękka (jak niektóre orzechy potrafią być?), pełna.

W smaku pierwsza uderzyła słodka truskawka. Słodka, dojrzała, w pełni sezonu. Po chwili pojawiły się za nią delikatne, również naturalnie słodkawe orzechy nerkowca. Słodycz wzrosła, a ja wyobraziłam sobie krem a'la masło orzechowe na bazie nerkowców, dodatkowo z dużą ilością czerwonych owoców: truskawek właśnie. Mógł być jednak... truskawkowo-malinowy? Łączony i soczyście-słodki. W tle odezwała się delikatna, szlachetna gorzkość.

Choć początek należał głównie do owoców, już po paru sekundach zdradził się miód - jasny, delikatny, może właśnie malinowy. Może, bo... truskawka wciąż przodowała. A że było słodko, nagle okazało się, iż dołączyło do niej sporo miękko-dojrzałych bananów. Miękkich, że aż porozgniatanych na potrzeby jakiegoś deseru... dodatkowo jeszcze z jasnym miodem. Słodycz wzrosła, że wydało mi się to aż trochę  cukrowo męczące. Banany zasugerowały jakieś wymyślne biszkopty-tosty w owocowych (zdrowych?) wariantach.

Soczystość jednak od samego początku również była znacząca. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pod miodową soczystością pojawiły się dżemowate nuty brzoskwiń i moreli. Te żółte owoce najpierw pojawiły się jako usłoikowione z miodem, następnie zaczęły wykazywać skłonności do kwasku. Nabrały soczystości.

Wówczas biszkoptowo-tostowość przejęły orzechy. Przez chwilę wyraźniej jeszcze czułam tosty (orzechowe?), a jednak nerkowce zupełnie je zagłuszyły. Drogę torowały prażone, ale potem już nie. Wyobraziłam sobie nerkowce wyłaniające się z miodu (jak Afrodyta z wodnych fal), który je "kiedyś tam oblał". Robiły się coraz czystsze, delikatniejsze. Czułam ich naturalnie słodkawy smak, który odrzucił masłoorzechową nutkę. Zmierzały ku maślaności, co trafiło na kolejny przypływ jasnego miodu. Całość stała się bardzo łagodna, bardzo słodka w miodowo-orzechowym stylu. Pomyślałam o miodowo-orzechowym cieście... A nagle wstrzeliła się w nie gorzkość. O cieście czekoladowym z miodem i orzechami, chciałam powiedzieć! Albo chociaż z sosem czekoladowym.

Z czasem bowiem, pojawiająca się nagle kawa uzmysłowiła mi, że robi się coraz bardziej gorzko. Do ciasta chyba dodano też kawę. Albo przynajmniej przyozdobiono je ziarnami. Ziarna kawy jawiły mi się jako trochę soczyste, zawilgocone od czekoladowego ciasta, otulone słodką czekoladowością. Może to było wręcz... coś daktylowego (ciasto, baton?), a w wariancie kawowym? Daktyle nadziane kawą? Albo naturalnie nią zalatująca odmiana? A jednak goryczkowate, może nawet cierpkie.

Poczułam ciepło... zaparzonej kawy? Podrasowały ją korzenne przyprawy, wręcz pikanteria. Raz po raz wyłapywałam cynamon. Pod koniec ostrość została wyraźnie nasączona... Ale już nie kawą.  Słodycz z miodowej, przeszła w ciemne, miodowawo-słodkie daktyle, jakby ściemniała. Od słodkiego, miodowo-czerwonego syropu z początku popłynęło skojarzenie ze słodkim, a jednocześnie wytrawnym czerwonym winem. Końcówka zrobiła się poważniejsza.

W posmaku została właśnie... niemal winna soczystość czerwonych owoców, choć wciąż czułam też ogólnie słodkie twory owocowe (z truskawek, brzoskwiń, moreli i bananów) wymieszane z miodem. Obok miodu stały nerkowce i nerkowcowe smarowidło. Wszystko oprószone kawą, przyozdobione jej ziarnami w czekoladzie. Z lekkim ściągnięciem, cierpkawością.

Całość była niczym błogie przesłodzenie... wywołane czekoladowym, wilgotnym, bananowo-biszkoptowatym ciastem, posłodzonym miodem; z kremem orzechowym, ozdobione kawą, częścią owocową (z truskawek), które jadło się po śniadaniu z tostami z dżemami: brzoskwiniowym, truskawkowym. Trochę kawy, trochę bananów skubniętych w trakcie przygotowywania ciasta... Jakby raz czy drugi wylizać łyżeczkę miodu... A po całym dniu beztroskiej "pracy" ze słodkościami raczyć się winem.

Wydała mi się podobna do dawnej (2016), ale słodsza w sposób soczystszy. Więcej w niej owoców - pojawiły się banany. Dawna to raczej miód, kajmak, karmel i daktyle, aniżeli miód z owocami (truskawki, banany, brzoskwinie; także jako dżemy) i daktyle z kawą (ciekawe, bo w dawnej czułam wyobrażenie o syropie daktylowym, daktylo-rodzynki; z kawą to chyba bardziej rodzynki). Kawę czułam w obu, orzechy nerkowca również. Tylko... że orzechy dawnej były mniej jednoznaczne, podprażone. W dzisiaj prezentowanej zyskały na neutralnej wyrazistości, podkreślone korzennością, wyczuwalną też w dawnej. Dawna wydała mi się bardziej podprażona (orzechy, nuta karmelowo-syropowo klonowa). Dzisiejszą jednak zwieńczyło jeszcze wino.
Neapolitanka zdawała się streszczać i łączyć obie. Ciekawe, że ją postrzegałam jakby wszystkie te nuty dodać do kaszy na słodko, a dzisiejszą - do lepko-wilgotnego ciasta.
Aż mi się przypomniała Coco Colombian Dark 61 % - łączy je chyba tylko soczystość, nie skojarzyłabym, że to ten sam region.

Osobiście wolę dzisiejszą, bo wyszła słodko w bardziej soczysty, ale wciąż integralny sposób, a do tego zyskała na wyrazistości orzechów i lekką powagę. Była delikatniejsza w sensie: "czystsza", przejrzysta w nuty kakao (pewnie ziarna słabiej prażyli).
To jednak wciąż prawie ten sam klimat: dzień spokojny i bez zwrotów akcji, leniwy i bardzo słodki, a mimo to głęboki.


ocena: 10/10
cena: 39 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 561,5 kcal / 100 g
czy znów kupię: możliwe

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

------------

Domori Cacao Trinitario 70 % Teyuna Napolitain  to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario Teyuna z Kolumbii, z okolic miasta Tierralta w formie neapolitanki (miniaturki ważącej 4,7g). 

Po otwarciu poczułam delikatną kawę z pianką i kwiaty. Zaraz za nimi pojawiła się nuta karmelu i syropu malinowego... może w kaszy mannie? Jak słodkie danie i już deser?

Pierwszym, co poczułam w smaku to (w odróżnieniu od pełnowymiarowej dawnej) kawa i jej gorzkawość, a dopiero po niej pojawiła się wysoka słodycz. Znów okazały się wyrównane. Neapolitanka jednak bardziej skupiła się na czarnej, rozpuszczalnej kawie z pianką. 
Orzechy pojawiły się z czasem, ale bardzo wyraźnie; wtórował im karmel, kajmak... może coś orzechowego, słodkiego w naturalny sposób?
Albo deser - jakaś masa 0 wymieszany z owocami... i owocowymi ciastkami. Znów do głowy przyszła mi kasza z syropem, ale niekoniecznie malinowym. Z owocowych nut to raczej cała mieszanina, w tym żółtych, np. brzoskwiń. Słodkich jak... z puszki? W ciastkach jako masa-dżem? Niosło to wszystko pewne ciepełko... może nie przyprawy jak w przypadku pełnowymiarowej, ale jednak na zasadzie "coś tam czuć".

Wyszła bardziej słodko niż obie pełnowymiarowe i aż dość nudnawo jak na Domori w tej słodyczy, choć... mająca takie chwile, które sugerowały, że gdyby była grubsza, większa to już by zachwyciła.

Jako neapolitanka, a więc streszczenie, przedsmak może i się sprawdza, ale... pozostawia niedosyt tego rodzaju, że np. gdybym na jej podstawie miała osądzić, czy kupić pełnowymiarową, na pewno nie byłaby "must buy". Nie zapowiada bowiem czegoś aż tak pysznego, jak obłędna jest pełnowymiarowa. Z kolei jako "przypomnienie nut" dla osoby, która zna pełnowymiarowe, też niezbyt się spisuje, bo czuć jej braki.

ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady (dostałam)
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: mogłabym dostać

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.