czwartek, 17 lutego 2022

Wegańskie Serce Czekolada Gorzka 70 % ciemna z Afryki, Ameryki Północnej i Południowej

Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z małą marką Wegańskie Serce w ramach której dostałam trzy smaki ich czekolad oraz kubek. Choć nie jestem fanką wegańskich zamienników mlecznych / białych (te warianty więc pominęliśmy), przypadło mi do gustu podejście do życia (i zamiłowanie do gór!) właściciela firmy oraz akcja związana z adopcją zwierząt. W ogóle to zapraszam na stronę Wegańskiego Serca. W zgodzie z naturą, powoli, z refleksją... Lubię takie życie i takie degustacje. Testowanie zaczęłam od klasycznej ciemnej.

Wegańskie Serce Czekolada Gorzka 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Afryki, Ameryki Północnej i Południowej.

Czekolada pachniała bardzo mocno paloną, gorzką kawą łagodzoną przez lekką maślaność... może maślaność nieco orzechową? Palona kawa wiązała się też z motywem palonej, przypalanej polewy - kakaowej? Jakbym nachyliła się nad torbą z suchym kakao w proszku. Potem naszła mnie wizja rondla, w którym, lekko przypala się rozpuszczana czekolada, jak jest to-to opalane... drewnem. Sporo miejsca w kompozycji zajęło drewno i drzewa. Częściowo palone i aż zwęglone, a częściowo reprezentujące las, korę i ziemię. Ziemia była raczej sucha, czarna... Może lekko duszna? Za tym optowała niska, a właśnie duszna i wyraźna, prosta słodycz.

Na dotyk tabliczka sprawiała wrażenie tłustawo-ulepkowatej. Wydawała się pylista i lekko brudząca dłonie, przy łamaniu natomiast dość miękkawa. Mimo że miękka nie była. I mimo pewnej solidności, nie trzaskała. Była zwarta i nie kruszyła się, mimo proszkowego przekroju. Gdy kawałek odgryzałam, lekko chrupała, ale wciąż miałam wrażenie, że w ustach zaraz zmięknie.
I do pewnego stopnia rzeczywiście miękła. Rozpływała się w umiarkowanym tempie, bardzo chętnie. Najpierw gładko i aksamitnie. Z czasem bardziej miękła i dała się poznać jako tłustawo-mazista, gęstniejąca, a jednocześnie pylista. Pozostawiała maziste smugi, kojarzące się z rozrzedzonym smarem. Pylistość nasilała się z czasem, przechodząc we wręcz trzeszczącą proszkowość. Nie gryzłam, a i tak to czułam jako proszek osadzający się na zębach. Było w niej coś trochę z ulepka, ale takiego kremowego i do pewnego stopnia przyjemnego.

W smaku jako pierwsza swoją obecność zgłosiła słodycz o prostym, trochę cukrowym wydźwięku. Pomyślałam o wacie cukrowej, a raczej jej zacukrzonym patyczku. Nie była wysoka, ale wyrazista. Podkreślał ją, jakby scalony z nią na stałe, motyw orzechów włoskich (w które błyskawicznie zmienił się patyczek). Wyobraziłam sobie przesłodzony nugat z nich, może nawet z "karmelizowanymi drobinkami orzechów, które realnie wyszły jak kawałki w cukrze". Oprócz słodyczy wyraźnie czułam gorzkość.

W ciągu kolejnych sekund słodycz gwałtownie wzrosła, a ja poczułam się, jakbym jadła świeże lub świeżawe daktyle, które naturalnie się scukrzyły. Wyobraziłam sobie daktyle nadziane orzechami (zamiast pestki - orzech). Odnotowałam iluzję waniliową... Nie czystą wanilię, ale jakiś syrop o jej smaku? Zadrapał nieco w gardle, przez co pojawiła się myśl o likierze waniliowym... nasączającym jakieś ciasto / batona (surowego, tzw. raw bara) orzechowo-daktylowego.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa orzechy dzielnie trzymały się dominującej pozycji, choć słodycz... zdawała się pociągać za sznurki z drugiego planu. Tak naprawdę trudno orzec, co bardziej zwracało na siebie uwagę. Wyobraziłam sobie, że nugat z zrobiono z włoskich i cukru pudru, następnie zaś posypano go kakao w proszku. Odnotowałam także je, w ilości dość sowitej. Pewne jest, że nugat z włoskich z czasem zmienił się w po prostu cukrowopudrowo słodki nugat, cukrowy nugatowy likier / syrop czy sos. Ten zaś, całe to aż ciężkie, duszne przesłodzenie wlał w opisywanego już ciasto-batona. Wyobraziłam sobie, jak kleistą, lepką masę-papkę z daktyli i orzechów nasącza taki zasładzacz... a sytuację wciąż próbuje ratować kakao w proszku, które zagubiło w tym wszystkim swoją gorzkość.

Zrobiło się słodko-ciężko, jednak zawalczyła o siebie pewna drobna soczystość (daktyli?), a z czasem też gorzkawość wzrosła. Poszła w kierunku palonego drewna, palonych drzew... ogólnie drzew. Wyobraziłam sobie suchawy las - te wszystkie stare pnie, kora, sucha, czarna ziemia...

Drzewa wydały mi się zwęglone. Trochę pomagały im orzechy - acz jako cukrowe "coś" (nugato-likier?). Jakby na zasadzie kontrastu podkreśliły nutę węgla. Albo raczej czegoś zwęglonego... Wyobraziłam sobie cukrowo-maślaną polewę kakaowo-jakąś (kawową? orzechową?) przypalaną właśnie w rondlu postawionym na piecu, w którym palono drewnem. Spalenizna i węgiel zaczęły bliżej końca wykazywać lekką kwaskawość, jednak i w niej czuć przesłodzenie - tu wyobraźnia podsunęła mi przypalony cukier puder. Polewą tą postanowiono zalać opisywany już zlepek.

Pod koniec - obok zasładzania - zrobiło się kwaśno-cierpko od kakao proszku. Jednocześnie było zdecydowanie za słodko w cukrowo-waniliowaty, syropowy sposób.

Po zjedzeniu czułam cierpkość, goryczkę kakao w proszku i nutkę spalenizny, węgla, niestety jakby tuszowane zbyt ciężką i silną słodyczą głównie cukru. Drapało w gardle już po małej ilości i czułam, jakbym usta miała wyprane dosłownie daktylami i cukrem.

Całość uważam za przeciętną. Oprócz przesłodzenia, kakao w proszku i poprzypalano-tanich nut, nie było tu gigantycznych wad, które sprawiłyby, że czekolady nie chce się jeść. Wręcz przeciwnie! Chciałam jak najbardziej wczuć się w te wyłapane nuty. Chciałam, by wyszły na wierzch. Chwilami spalenizna wyszła nawet pozytywnie, ale brakowało jej lepszego, wyrazistszego otoczenia kakao. Nugat z włoskich mógłby zachwycić, podobnie jak orzechowo-daktylowy splot, gdyby słodycz cukrowa nie pchała do tego swoich paluchów kryształków; gdyby nie zagłuszyła reszty. Słodycz tej czekolady ogółem mi się nie podobała. Było tu za dużo wszystkiego, wyszła topornie. Dodatkowo podkreślona została cierpkością kakao w proszku. Orzechy włoskie i daktyle, drzewa i węgiel miały potencjał, ale na tym koniec. Cały punkt odjęłam też za strukturę.
Fakt, że otrzymałam dwie tabliczki, przyjęłam z: "ok, zje się kiedyś tam".


ocena: 6/10
kupiłam: Wegańskie Serce (dostałam)
cena: dostałam
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat naturalny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.