sobota, 26 lutego 2022

U Dziwisza Czekolada Artystyczna Darkmilk 70 % ciemna mleczna z Peru, bez cukru

Niewiele jest chyba marek, które aż tak zalazły mi za skórę podłością swoich wyrobów jak U Dziwisza. Stylizowane na wysoko jakościowe tabliczki... okazały się definicją braku kwalifikacji do wyrobu czekolady. Uważam, że jeśli nie umie się czegoś robić, lepiej się za to nie brać. A przynajmniej nie wypuszczać na rynek, dopóki się sprawy nie ogarnie. Nie umiesz zrobić czegoś ze słodzikiem? To nie rób. Nie umiesz zrobić czekolady? Nie rób jej sam. Po prostu. A gdy do tego dochodzi jakieś niezrozumienie rynku nawet w kwestii zapakowania wyrobu - ręce opadają. Składy i wartości umieszczać w środku? Przecież dla wielu są ważnym elementem przy podejmowaniu decyzji, czy w ogóle kupić. W dodatku, bardzo ciekawie podliczyli procenty poszczególnych składników na opakowaniu... Przynajmniej na stronie już to poprawili. I tak też, gdy doszłam do wniosku, że marka ta nie umie zrobić ani ciemnej czekolady (klasyczna 72 %), ani tym bardziej ze słodzikiem (Stewia czy Erytrytol), byłam pewna, że ich ciemna mleczna okaże się porażką. Pytanie tylko, jak ta porażka się objawi? Tak sobie pomyślałam, że podobnie do wyższej półki aspirował sobie taką Lindt - ogólnie markę raczej lubię, mimo że sporo ma też tabliczek niesatysfakcjonujących - ot, trzeba wiedzieć, co brać, ale generalnie dla każdego coś się znajdzie. Jednak ciemna mleczna Excellence 65 % to jakiś potwór, nie czekolada. Pomyślałam, że dzisiaj prezentowana mogła okazać się jeszcze gorsza, bo nie liczyłam, że dorówna pysznym Zotterom: 80 % i 70% Milk "dark style"(dawnej czy nawet nowej).

U Dziwisza Czekolada Artystyczna Dark-Milk to ciemna mleczna czekolada o zawartości 70 % kakao Chuncho z Peru; bez cukru.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach mleka... takiego naturalnego, ze wsi, prosto z obory od krowy. Ewentualnie od kozy... Na pewno było czuć "zwierzakowość" oraz masło o niemal serowych, wytrawniejszych zapędach. W złudnie koziej nucie przewijała się cierpkawość, łącząca mleko z kakaowo-cierpkawymi nutami. Wśród tych na pewno czułam orzechy laskowe i kwaskawe czerwone owoce. Te podsyciła cytryna. Z czasem byłam w stanie wyróżnić dojrzałe, cierpko-słodkie wiśnie, granaty, czereśnie... owoce chwilami zwłaszcza w trakcie jedzenia wydawały się nieco perfumowe. 

Jedynie ciemnawa na oko tabliczka w dotyku była lepkawa i nawet klejąca. Sprawiała wrażenie ulepkowatej, co potwierdziło się przy łamaniu. Okazała się miękka i krucha zarazem. Dosłownie się kruszyła, odsłaniając bardzo proszkowy przekrój. Nie wydawała trzasku. 
W ustach rozpływała się w średnim, choć raczej średnio-wolnym tempie. Na pewno błyskawicznie miękła jak masło w bardzo ciepłym miejscu. Miękła na tłustą i lepiszczą, kleistą masę. Zalepiała usta zupełnie i przytykała. Tłuszcz po chwili ewidentnie czułam na wargachch. Chwilami grudko-masa dziwacznie aż przylepiała się do podniebienia, by skleić je z językiem. Oklejała zęby i męczyła. Całościowo okazała się też bardzo maślana, trochę jak zapychająco-tłusty, zaklejający ser i odpychająca w tym.

W smaku uderzyła wyraźną kwaśnością i mlekiem. Jednoznacznie skojarzyła się ze zsiadłym mlekiem. Kwasek nieco uspokoił się, trwał jako spokojny i nie za mocny, taki jak... w przypadku jogurtu greckiego? Mleczność natomiast pomknęła bez ograniczeń. Była pełna i naturalna, podobnie jak zapach dosłownie wiejska. Było w niej coś... ze zwierzakowości, obory. Odnotowałam nieprzyjemny posmak (wsi?).

Pomyślałam o sianie, wiadrze z metalu, w którym to jest mleko tłuste, prosto z dojenia. Za tym trafiłam na lekką cierpkość. Może już nie tyle metaliczną, co złudnie kozią? Cierpkawość rosła i przypomniała o gorzkości. Ta jednak jak tylko błysnęła, tak się wyważyła i złagodniała.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam gorzkawość. Lekką, onieśmieloną, ale wyczuwalną. Pomyślałam za jej sprawą o dymie, węglu. Węgiel rozepchał się, robiąc nieco miejsca... orzechom? Orzechom aż oleistym, odymionym.

Karykaturalnie podkreślił ją kwasek. Najpierw płynący ze zsiadłego mleka (może też kefiru czy śmietany), mleczny, a dopiero z czasem coraz bardziej cytrusowy. Wprowadził rześkość i soczystość, która kontrastowo nie pasowała do tłustego smakowo otoczenia. Odnotowałam czerwone owoce... po cytrynie przyszła myśl o gorzkawych skórkach cytrusów... Grejpfrucie? Potem myśli przemknęły na jakąś przejrzałą, goryczkowatą, cierpko-słodką wiśnię? Dziwną, mało czereśniową czereśnię? Owoce wplotły słodycz, ale stało się coś dziwnego. Kwasek osłabł, ukrył się w owocach, a potem zniknęły i one. Słodkawość jednak została. 

Oleista nuta umocniła się i zaraz zupełnie ukryła resztki gorzkawego dymu. Wróciło za to mocniejsze tłuste mleko aż nijakie od tłuszczowości. Przed oczami wyobraźni stanęło mi masło. Mleko zsiadłe było jedynie w tle, pozycję nadrzędną zajęło masło słone, a w końcu sama słoność. Wyobraziłam sobie słony, maślany ser. Może leciutko odymiono-podwędzony? Bliżej nieokreślony, ale... z nutą owoców? Z dodanymi cytrusami i owocami czerwonymi? Było w tym coś perfumowego, słodkiego, acz słoność nagle wydała mi się przesadzona (choć realnie soli w składzie brak). Był to aż soczysty w swej słoności twór. Istna solna siekiera.

Słone masło podkreśliło zsiadłe mleko, samą naturalna mleczność. Końcówka natomiast, pod tą słonością, zrobiła się mlecznie słodka.

W posmaku zostało zsiadłe mleko naturalne, tłuste i aż słodkawe mleko po prostu oraz kwaśność. Tę określiłabym raczej jako głównie cytrusową z nutą dymu i cierpkości kakao. Odymiona cytryna wiązała się z mleczno-wiejską cierpkością. Czułam też dziwaczny, złudnie słony posmak.

Czekolada wyszła... niezwykle intrygująco. Obrzydziła mnie jej tłustość, odrzuciła słoność i masło, ale pierwsze chwile, w których czuć zsiadłe mleko były ciekawe i smaczne. Niska słodycz na plus, ale nuty "brudnej wsi, zwierzakowe" i masła przeszkadzały. Do pewnych aspektów można się przyzwyczaić (do serowości?) lub przymknąć oko, bo pojawiały się epizodycznie - mówię o nutach, jednak inne... Tłustość, kleistość i ta słoność, która pojęcia nie mam skąd się wzięła - odpychały mnie. W zasadzie jeszcze tłustość przy serowych zapędach mogłabym znieść, ale w połączeniu z "soczystą słonością" wyszło to kompletnie nie dla mnie. Zjadłam 4 kostki, bo twór to iście niespotykany, ale resztę wepchnęłam ojcu. Mama z ciekawości porwała się na kostkę i była w szoku. "O ku***, o cholera, jaka... gorzka! Kwaśna! Ja nic o tym ci więcej nie powiem, jak tylko że to okropne. Słone jakie! Taak, słone. Masło mówisz? Konsystencja to tak, taka tłusta jak masło, a do tego klejąca." Tata z kolei: "może być, ale mi tam cukru brakuje. Mówicie że słona? Wcale! Ani trochę słona nie jest. A rozpuszcza się jak masło i taka... lepiąca jest."
Nie mogę powiedzieć, by była jednoznacznie tragiczna, ale nieporównywalna do wciągających Zotterów mlecznych bez tłuszczu.


ocena: 5/10
kupiłam: Sklep U Dziwisza (dostałam)
cena: 15 zł (za ok. 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: 515 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: kakao, mleko w proszku 30%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.