Musiało minąć trochę czasu, bym zapomniała, jak niesatysfakcjonująco wyszła Zaini 70 %. Pocieszałam się, że jeśli wyszła za słodko, za tłusto i za nudno, to wersja o większej ilości kakao miała szansę przynajmniej mniej słodko wyjść, a to już zawsze coś.
Zaini 80 % Extra Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej.
Po otwarciu poczułam intensywny zapach, który w mojej głowie zaobfitował w słowa: "palone masło" (widywałam w internecie jakieś "brown butter" - nigdy nie miałam z tym do czynienia, ale pasowałoby). I to palone na drewnie! Oczami wyobraźni patrzyłam, jak dogasa zwęglone już drewno. Aromat w istocie był mocno palony, aż przesadnie. Pomyślałam o nim jako o ciastowym, ale... zarówno jako definicja suchego, zwietrzałego piernika staropolskiego oraz maślanej masie na ciasto. Do niego musiały być już przygotowane prażone migdały. Wprowadziły wątek wyrazistych drzew iglastych, szyszek i kory. Migdały zawarły w sobie pewną słodycz, mieszającą się z oddzielnym wątkiem słodyczy likierowo-sosowej, nieco cukrowej. Ta była lekko cierpka i kakaowo-duszna.
Tabliczka wydawała się krucho-kamienna i jednocześnie tłusta w dotyku. Musiałam włożyć sporo siły w to, by ją przełamać. Nie zawsze trzymała się linii.
Rozpływała się powoli i bez oporu, ale nie jakoś specjalnie ochoczo. Odznaczała się wysoką, miękką tłustością masła, które wystawione z lodówki powoli sobie mięknie w cieple. Odlegle chwilami kojarzyła się ze smarem, trochę olejem. Zawarła w sobie też leciutki element woskowości, przy czym jej tłustość wydała mi się nazbyt ciężka. Z czasem okazała się kremowo-gładkawa, choć i sugestii pyłkowości jej nie brak - to jednak dopiero na końcówce.
W smaku pierwsza ruszyła gorzkawość. Spokojna i wręcz leniwa... jakby już zwietrzała i niemająca ochoty na starcie z innymi nutami.
To wykorzystała słodycz, która zaznaczyła się już w kolejnej sekundzie, by następnie wzrosnąć. Czerpała z gorzkawości, wydobyła cierpkość i przybrała postać słodzonego cukrem pudrem, dusznego kakaowego sosu / syropu. Rosła, wydając się nieco alkoholową, a potem... wyrównała się i złagodniała. Było w niej coś ordynarnego i zgaszonego zarazem.
Za gorzkawością pojawiło się ciasto. Pomyślałam o poprzypalanym i już suchym. Był to stary piernik - w zasadzie same te ciastowe warstwy rudawego koloru (bez żadnej owocowej itd. części). Suchawy, bez cienia kakao czy wilgotności, ale za to... z migdałami.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęs pojawiły się prażone migdały, przejmując trochę cierpkawej słodyczy. Karmelizowane? W cukrowych skorupkach? Nie tylko. Wydały mi się aż lekko korzenne, na pewno ciepłe. Zaprosiły do kompozycji szyszki i drzewa. Oczami wyobraźni widziałam wonne choinki i las iglasty. Zaczął przewijać się kwasek sosen, a i właśnie coraz więcej drzew zaczęło się pojawiać. Gorzkawość zmieniała się w gorzkość. Wciąż należała jednak do spalenizny, która wyszła tanio i... stała się dowódczynią paloności ogółem. Pomyślałam o... palonym, trochę podsłodzonym maśle (gdyby coś takiego istniało, pewnie tak by smakowało i może te jakieś "brown butter" zrobione na słodko? w googlu jednak nie znalazłam nic, co by tę wizję dobrze oddało).
Z czasem jednak słodycz i piernik, gdy połączyły się... stały się maślaną masą na ciasto. Jasną i aż cukrowo-słodką, nieco duszną. Łagodniejąca kompozycja przegoniła gorzkość gdzieś na tyły, sama natomiast... skojarzyła mi się z przygotowanym ciastem, o którym ktoś zapomniał (w konsekwencji czego podeschła i zwietrzała?). Maślaność panoszyła się, dziwnie podkreślona paloną goryczką. Przez większość czasu niemal dominowała, czyniąc kompozycję mdło-neutralną.
To wykorzystała słodycz i z czasem mocno wzrosła. Była cukrowa, jak właśnie taka masa mieszana z cukrem, a potem... bardziej budyniowa? Jak przesłodzony, ciepły budyń z maślanym zacięciem? A może jakiś taki krem z cukru pudru? Przesadzona słodycz osiadła w wypiekach... tu znowu wróciły migdały i piernik. W cukrowości zrobiło się jeszcze bardziej duszno, potem nieco alkoholowo i... słodycz przejęła nieco życia lasu.
Poczułam zasładzający sos cukrowo-kakaowy. Jakby nasączył stary piernik, nadał mu innego wydźwięku, ożywił. Rozruszał w nim gorzkość, pewne ciepło cynamonu. Nieco zwietrzałego, w ilości przesadzonej, ale tonującego słodycz.
W posmaku została właśnie pewna sucha cierpkość, goryczka cynamonu, drzew i sososwo-likierowa. Lekko kakaowa i w tym sensie cierpkawo-kwaskawa, ale niesoczysta. Czuć kakao w proszku. W posmaku wyszła też wyraźniej cukrowa słodycz, jednak i ona nie była zbyt nachalna.
Poczucie tłustości było za to znaczące. Smakowo aż wyciszało resztę, a jako po prostu ciężkie poczucie, przytłaczało.
Całość okazała się w zasadzie od biedy zadowalająca. Mało czekoladowa, mało dynamiczna... Ale z dynamiczniejszym zrywem (powiedzmy), choć dość tłusta i jakby zwietrzała. Suchy piernik, potem masa na ciasto wyszły tak sobie, jednak przynajmniej migdały i las iglasty sprawdziły się. Co jednak z tego, jak tłustość, tania paloność i męcząca w wydźwięku, bo przyziemna (silna, a nudna) słodycz sprawiły, że wyszły nudno i bez polotu?
Zaini 70 % wyszła jeszcze bardziej irytująco słodko, ale ogólnie intensywniej. Była podobnie iglastoleśna i migdałowa, ale bardziej lukrowo-cukrowa jak pozacukrzane migdały, ciasto-herbatniki, budynie... Była taka tanio słodyczowa, w momencie gdy 80 % irytuje słodyczą (choć spodziewanie niższą) i nijakością. Tłustość przygasiła wszelkie nuty, a szkoda. 80 % była bardziej żadna niż piekielnie cukrowa 70 %. A jednocześnie do zjedzenia; uwierzę, że obiektywnie, ta jej niegorzkość i niekwaśność mogą do kogoś bardziej trafić. Ja zjadłam, bo... bo nie wyrzuciłam.
ocena: 6/10
kupiłam: Auchan
cena: 8,89 zł (za 75 g)
kaloryczność: 547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.