Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Carla. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Carla. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 kwietnia 2025

Carla Chocolate 70 % Horka Cokolada s Konopnymi Seminky ciemna z konopiami

Tę czekoladę kupiłam razem z Carla Chocolate Cokolada s prichuti Rum & Rozinky / Chocolate with Raisins and Rum Flavour, chcąc spróbować czekolad tej marki z linii niby eleganckiej, prezentowej i potencjalnie naprawdę porządniejszej. Tak zaklasyfikowałam dziś przedstawianą. Może chcieli wpisać się w prozdrowotnościowy nurt, który jakiś czas temu zrobił się modny na Zachodzie? Bob Marley na opakowaniu, jak rozumiem, miał napędzać odbiorców? Ale to jakiś tani chwyt marketingowy, który mnie wydał się... desperacją? Wydawało się, jakby nie wiedzieli, kto w zasadzie ma być grupą docelową produktu. Może się myliłam...
Z konopiami jadłam już parę czekolad (np. MIA 65 % Madagascar Hemp & Almond czy Mulate Cannabis dark chocolate with Hemp Protein and Sweetener), więc tu nie byłam jakoś specjalnie hurra optymistycznie nastawiona. Chciałam je jednak poznać bardziej "na czysto", bo jednak z intensywną bazą i obok migdałów czy ze słodzikiem i białkiem były tylko jednym z wielu elementów. Wzięłam ją ze sobą na miejsce pod Błyszczem, gdzie wiódł czerwony szlak, na który weszłam trochę wcześniej z niebieskiego z miejscowości Podbranske. Czyżbym liczyła, że tabliczka adekwatnie zabłyszczy zacnością? Zdjęcia co prawda zaczęłam robić jeszcze wcześniej, bo nawiewało chmur i bałam się, że nim dojdę do zbocza Błyszcza, widoki zakryją się zupełnie, ale nie. Na miejscu wciąż cieszyły oczy.

Carla Chocolate 70% Horka Cokolada s Konopnymi Seminky / Dark Chocolate with Hemp Seeds to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z nasionami konopi (10%).

Po otwarciu poczułam mocno palony, trochę cierpki, ale nie bardzo gorzki, zapach mieszający się z motywem... Zielonych roślin i jakby bardziej roślinnych, sianowatych orzechów. Połączyła to maślaność. Słodycz wydała mi się niska, jakby trochę speszona, a obecna w tle.

Cienka tabliczka była średnio twarda i średnio głośno trzaskała przy łamaniu. Okazała się krucho-skalista (mimo średniej twardości) i kruszyła się. Nie trzymała się linii podziału. Dodano do niej sporo kulek konopi.
W ustach rozpływała się powoli i maziście. Cechowała ją średnia gęstość i dość wysoka tłustość. Niemal od razu miękła i pokrywała podniebienie smugami, trzymając jednocześnie uparcie kulki dodatku. Było ich dużo, ale nie uczyniły z czekolady zlepka-ulepka. Zrobienie jednak kęsa tak, by choćby nie zahaczyć o dodatek, było prawie niemożliwe.
Tylko na próbę w przypadku dwóch kęsów pogryzłam je obok czekolady, tak wolałam zostawiać na koniec.
Gdy czekolada zniknęła, zajęłam się gryzieniem konopi. Były miękkie niczym plastelinowe, bardzo, bardzo rozmokle orzechy. Może ze dwie czy trzy kulki zaskoczyły twardością i chrupnęły. 

W smaku pierwsza rozeszła się delikatna gorzkość, natychmiast łagodzona zbożową, niedookreśloną nutą. Pomyślałam o bardzo, bardzo roślinnych, mdławych orzechach.
W samą czekoladową bazę mocno wgryzł się motyw dodatku - gdy na próbę trochę zgryzłam samej czekolady (co było wyzwaniem), zachowała siankowy smak, acz słabszy. Wówczas bardziej zwróciłam uwagę na jej maślany, mdły wydźwięk i cierpko-paloną gorzkość odtłuszczonego kakao.

W tle rosła słodycz. Niby bardzo, ale wydawała się nieco speszona i w sumie wcale nie dawała się tak we znaki. Przybrała postać wegańskiego, roślinnego nugatu, opierającego się na cukrze pudrze.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiła się niemal śmietankowo-mleczna nuta, a ze względu na cały czas wyraźnie utrzymującą się zbożowość, do głowy przyszły mi płatki z mlekiem - coś jak owsiane - jako owsianka - ale mdłe. Możliwe, że z dodaną odrobiną kakao, lecz bez gorzkości.

Gdy kulki konopi bardziej wyłaniały się z czekolady, nasilał się wątek roślinny, kojarzący się z sianem i suchą trawą. Sianem, które próbuje udawać orzechy?

Gorzkość słabła jeszcze bardziej. W jej miejsce wchodziła jakby trochę roślinna maślaność. Nieśmiała cierpkość odtłuszczonego kakao prawie znikała, acz na końcówce wychwyciłam jeszcze jakby soczystość... Kompotu jeżynowego? Też jednak tonął w zbożowo-siankowej toni.

Gryzione po czekoladzie konopie okazały się bardzo delikatne. Smakowały jakby lekko orzechowym sianem. Były neutralno-mdłe, acz parę razy, gdy w ustach zebrało się ich wyjątkowo dużo, sugerowały pewną pikanterię.

Po zjedzeniu został posmak mdło-sianowaty, maślany i tak prawie, prawie orzechowawy. Czułam też palony motyw, ale nie gorzkość. Wystąpiła za to maślaność i średnio wysoka, mdło-nugatowa słodycz. 

Szczerze czekolada nie przekonała mnie do siebie i średnio mi smakowała, jednak czuję, że głównie dlatego, że nie smakują mi konopie, a ona była mocno konopna. Do oceny mam mieszane uczucia, ale nie chcę skrzywdzić czekolady przez to, że czegoś nie lubię. A tak widać kiepski dodatek z kiepską czekoladą dało coś ciekawego, czyli dwa minusy dały plus. Nudno-delikatna, wręcz mdła baza wydaje się logicznym, rozsądnym wyborem, jeśli chciało pokazać się ten dodatek - charakterniejsza zagłuszyłaby te kulki. Myślę, że jak na czekoladę z konopiami, ta była naprawdę dobrze, z głową, zrobiona. MIA 65 % Madagascar Hemp & Almond jako czekolada była smaczniejsza, ale właśnie jej dodatki nie pasowały do niektórych nut bazy. Coś w niej smakowo zgrzytało. Dziś przedstawiana takiego problemu nie miała.

Poczęstowałam znajomego na szlaku ("mało czekoladowa" - usłyszałam i sama dodałam, że jak dla mnie, jakby z orzechowym sianem, co spotkało się z komentarzem: "lepiej bym tego nie ujął") i trochę dałam Mamie. Opisała: "gdybym nie wiedziała, co to i z czym, to nie umiałabym w żaden sposób zgadnąć. Do niczego to niepodobne, ogólnie takie bez wyrazu kompletnie. No, ale jak te konopie są takie mdłe, a chodziło, by jakoś je pokazać, to chyba rozsądnie zrobiona".


ocena: 8/10
kupiłam: mały sklep spożywczy przy granicy z Czechami
cena: 9,99 zł (za 80g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, łuskane nasiona konopi 10%, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator: lecytyna sojowa; aromat waniliowy

czwartek, 20 marca 2025

Carla Chocolate Cokolada s prichuti Rum & Rozinky / Chocolate with Raisins and Rum Flavour ciemna 44 % rumowa z rodzynkami

Nie lubię aromatów. Prawie zawsze je wyczuję i mi przeszkadzają. Sztuczny posmak w jedzeniu od razu odbiera mi przyjemność. Tak też czekolady "o smaku..." a bez danego składnika mnie nie interesują. Zdarza się za to, że sięgam po te, które mają i to, i to albo że właduję się w aromatyzowaną przez bezmyślność czy niedopatrzenie. Przy kupowaniu dziś przedstawianej straciłam czujność, bo było to w miejscowości Zieleniec blisko Czech, w małym sklepie tuż przed zamknięciem. Ogół bowiem, choć marka wątpliwa, wydał mi się ciekawy. Połączenie rumu i rodzynek z Polski kojarzyłam bowiem głównie z czekoladami mlecznymi. A tu proszę! Ciemna. Znaczy no... Taka udająca, bo zawartość kakao śmiesznie niska. Miałam jednak nadzieję, że rodzynki i otoczenie - Jagnięcy Szczyt, na którym ją otworzyłam - poratują aromat rumu. Widoki naprawdę zacne się trafiły, że spędziłam tam prawie godzinę, nie mogąc się nimi nacieszyć. A potem już czekał mnie powrót tą samą drogą przez Zielony Staw Kieżmarski, przy którym już złapał mnie deszcz.


Carla Chocolate Cokolada s prichuti Rum & Rozinky / Chocolate with Raisins and Rum Flavour to ciemna czekolada o zawartości 44 % kakao o smaku rumowym (z aromatem rumowym) z rodzynkami.

Po otwarciu poczułam cukierkowy rum i niemal równie cukierkowe rodzynki. Był to zapach sztuczny, ale jeszcze nie okrutny. Czekolada stanowiła jedynie tło o wysokiej słodyczy i lekkiej cierpkości - tak niewyraźne tło, że aż w sumie trudno wypowiadać się o jej jakości. 

Spód i przekrój tego nie ujawniły, jednak gruba tabliczka okazała się bogato nadziana. Łamana trzaskała średnio głośno, ale chrupko. Była twarda, ale z elementem rwania się, za którym stanęły rodzynki. Rodzynki porządnie się jej trzymały. W zasadzie trudno zrobić kęs bez rodzynek lub by zębem o rodzynkę chociaż nie zahaczyć.
W ustach czekolada rozpływała się opornie. Trochę trwało, nim w ogóle zaczęła, a potem robiła to, jakby niekoniecznie chciała. Wyszła mazista i jakby zgęstniała w polewowy sposób. Była tłusta, zbita i znikała dość rzadko. Cechowała ją aksamitność, acz wkomponowana w ulepek.
Rodzynki długo siedziały w niej zatopione. Gdy się wyłaniały, czuć, że niektóre były bardziej soczyste, inne suchsze i dopiero nasiąkały. Żadne jednak nie były bardzo soczyste. 
Na próbę pogryzłam ze dwie rodzynki obok czekolady, ale ogólnie wolałam je zostawiać już na koniec. Ewentualnie tylko raz po raz lekko podgryzać.
Gryzione po zniknięciu czekolady rodzynki były lekko soczyste, żujno-lepkie i dość jędrne, chwilami trochę farfoclowate, a sporadycznie lekko scukrzono-stwardniałe. Dodano kiepskiej jakości - na dwóch (a ogólnie zjadłam 30g ze 180g) trafiły mi się patyczki.

W smaku pierwszą poczułam intensywną rumowość, a tuż za nią słodycz. Wpisała rum w alkoholowe cukierki typu trufle (np. Odry, Mieszko). Słodycz rosła, a alkohol skojarzył mi się ze spirytusem, jednocześnie... Szedł w sztucznym, udawanym kierunku? Przemykała za nim wodnistość, mdłość. 

Czasem mocniej, czasem słabiej zaraz po tym pojawiała się pseudosoczystość. Rozchodziła się od rodzynek, acz ich wydźwięk był zmieniony przez bazę. Sama rodzynkowość jawiła się jako średnio wyrazista, baza tylko przy rodzynkach nimi przesiąkła. To jednak całkiem sporo miejsc. Odzywały się nawet nie gryzione.

Niezależnie od nich, powoli płynęła drobna gorzkość. Częściowo należała do taniej, plastikowo-polewowej i mdlej czekolady, a częściowo do.... Rumu? Niby rumu. Dodatkowo łagodziła ją... Zgaszona maślaność?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa myśli na dobre uchwyciły się tanich, rumowych trufli na wagę i... Cukierko-żelek (jelly beans?) rumowo-alkoholowych? Cukierkowość robiła się coraz bardziej irytująco cukierkowa właśnie, mimo że słodycz nie była taka wysoka. Owszem, była silna, ale jeszcze nie tak mocno przesadzona. Nieprzyjemny był jej wydźwięk.

W dodatku mieszał się z goryczką taniego rumu. Mdła czekolada nie domagała, zgłuszona nim, a i rodzynki chwilami wydawały się speszone cukierkową rumowością.

Niegryzione rodzynki końcowo trochę unormalniły słodycz, ale i tak nie zagłuszyły cukierkowego niby alkoholu.

Rodzynki gryzione obok czekolady wychodziły całkiem wyraźnie, ale przy nich czekolada w ogóle wydawała się mdło-plastikowa do potęgi. O wiele lepszym wyborem było więc zostawienie ich na moment, gdy już zniknęła.
Rodzynki gryzione na koniec okazały się wprawdzie bardzo słodkie, ale też lekko soczyste, co dawało wytchnienie od sztucznej słodyczy bazy.

Po zjedzeniu został posmak sztucznego rumu, udawanej alkoholowości i motyw cukierkowy, a dość często (jeśli akurat były w kawałku) rodzynek. Było bardzo goryczkowato w nijaki sposób, a choć słodycz nie wydawała się mocno przesadzona, męczyła wydźwiękiem.

Ta czekolada była zła. Aż trudno w niej znaleźć choćby mały plusik. No... Może dużo rodzynek? Ale i je dali kiepskie - z patyczkami. Tak naaromatyzowali bazę, że aż w tej cukierkowej rumowości czekolada chwilami się chowała. A prawdziwego rumu nie uświadczyłam. Bardzo zła baza pod złe dodatki. Acz dla odbiorcy, który jest przyzwyczajony do chemii...? Może? Nie wiem, nie umiem wyobrazić sobie, komu mogłaby smakować.

Ledwo, bardzo na siłę w górach (w tym trochę w samochodzie, by zweryfikować odczucia) zjadłam niecałe 30g, a w domu już nie potrafiłam się zmusić, by do niej wrócić. Szczerze to po pierwszym kęsie nie chciałam brać tego więcej do ust. Większość oddałam więc Mamie, współczując jej.

Mama zjadła trochę, a resztę oddała ojcu. Czekoladę opisała: "No ja bym nie była aż tak okrutna, by wystawić 2, mimo że i dla mnie nie smakowała. Taka no po prostu kiepska, rumowo-rodzynkowa, chociaż... zakładam, że rumu w niej nie było? Ale nie poraziła mnie aż tak chemią, chociaż ja pewnie na taką lekką chemiczność nieco bardziej odporna jestem. Nie była jednak strasznie sztuczna. Wydaje mi się, że właśnie ten aromat rumowy mógł trochę od jej taniości uwagę odwracać. Rodzynki mi się w porządku, bez żadnych patyków, trafiły. Ale za nic nie powiedziałabym, że to czekolada, która za 100g około 10 zł kosztuje".


ocena: 2/10
kupiłam: mały sklep spożywczy przy granicy z Czechami
cena: 19,99 zł (za 180g)
kaloryczność: 485 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, rodzynki 20% (rodzynki, olej słonecznikowy), miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgatory: lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu; aromat rumowy, aromat waniliowy

czwartek, 27 kwietnia 2023

Carla Chocolate 70 % Horka / Dark ciemna

Ostatnio ułożyło mi się jakoś sporo recenzji produktów z różnych, rzadko spotykanych na polskim rynku krajów. Tym razem padło, że testować miałam zwykłą, czeską czekoladę. Byłam w sumie ciekawa, jak taka zwykła stamtąd smakuje. Wiadomo bowiem, że w każdym kraju znajdziemy i marki lepsze, i beznadziejne. Tu miałam poznać sąsiedzką średnią półkę. Acz jak popatrzyłam na opakowanie, wymuskali je! Carla została założona w 1992 roku w Dvůr Králové nad Labem. Oprócz czekolad robią produkty dla przemysłu, gastronomii. Piszą, że "używają tylko najwyższej jakości surowców z całego świata" i dbają o przetwarzanie tradycyjnymi metodami. Deklarują też dbałość o środowisko, zwłaszcza blisko ich zakładów produkcyjnych, a także, że kładą nacisk na jakość pracy i zaplecze socjalne. Do tego ponoć zapewniają pracownikom różne zajęcia (np. sportowe, kulturalne - btw. jestem ciekawa, czy to nie przypadkiem "uwielbiane" wyjazdy integracyjne czyt. służbowe i obowiązkowe). Wyniuchałam tu pozowanie na markę premium i zrobiłam się sceptyczna, bo skład temu przeczył.
A czekoladę nabyłam przy okazji, bez emocji, bez polowania. Po prostu zamawiałam kremy od Grizly i zaproponowali mi, że mogę też coś wybrać z ich czeskiej strony.

Carla Chocolate 70 % Horka / Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao.

Po otwarciu uderzył mocno palony zapach. Sporo w nim kawy, ale też palonego drewna. Gorzkość była średnio wysoka, bo tonowała ją zdecydowana maślaność, która próbowała wyjść na prowadzenie. Podążały za nią delikatne migdały. Słodycz kompozycji była stonowana, ale dość toporna. Czułam drobną cukrowość i aromat waniliowy, co przełożyło się na pewien zaduch. Zapach był niezbyt zachęcający, ale też nie nieprzyjemny. Nisko-średniopółkowy.

Tabliczka w dotyku zdradzała lekko tłusto-ulepkowatą kremowość, ale nie była bardzo tłusta. Przy łamaniu wydawała z siebie dosłownie huki - aż zaskakująco głośne (biorąc pod uwagę to, jak cienka była) z racji twardości. I ta zaskoczyła.
W ustach rozpływała się powoli i lepkawo. Potrzebowała chwili, by zacząć, a potem ujawniała miękkość i trochę zbitą ulepkowatość. Nie była wprawdzie mocno zbita, ale na pewno gęsto-tłusta w maślanym kontekście. Wydała mi się nieco śliskawa, ale faktycznie kremowa. Z tym, że to krem raczej średniej jakości, chwilami patrzący w kierunku ulepka i pod koniec wykazujący drobną pylistość.

Jako pierwszy rozszedł się delikatnie gorzki smak. W zasadzie gorzkawy, a aspirujący do gorzkości. Był mocno palony.

Szybko odnotowałam cierpkość kakao w proszku, które później cały czas pobrzmiewało w tle.

Także szybko pojawiła się słodycz. Wkroczyła jako silna i prosta, dosadna. Ciągnęło się za nią ciężko-waniliowe echo wanilii z aromatu. Nie było tego dużo, niemniej nie sposób nie poczuć. Kumulacja słodkich nut i tak nadała czekoladzie trochę dusznego wydźwięku.

Kakao w proszku podpięło się pod drewnianą nutę. Myślę tu o drewnie palonym - ono wciągnęło w siebie gorzkość. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ta wzrosła, wraz z motywem palenia. Drewno wydawało się spalone na popiół, a ja poczułam coś przypalonego. Prażone aż na czarno migdały? Albo kawa palona za mocno? Raczej kawa.

Słodycz cały czas rosła, zmierzając w kierunku cukrowym, sama zaś baza zaczęła wtedy łagodnieć.

Zrobiło się bardzo maślano. W maślaności odnalazły się jednak migdały. Odrobinka, już nie spalonych, a bardzo delikatnych, powiedziałabym, że blanszowanych. Zatapiały się w maślaności.

Słodycz w tym czasie zdążyła mocno wzrosnąć i wraz z echem dusznym pseudowaniliowym zasugerowała maślaności i paloności wypiek, a konkretniej mocno maślany, miękko-wilgotny i duszny biszkopt... kawowy! Taki z truflowo-alkoholową naleciałością, która rozgrzewa język. Niestety jednak raczej tani.
Słodycz nie zatrzymywała się i w pewnym momencie na końcówce nie dość, ze drapała i irytowała, to jeszcze skojarzyła mi się z watą cukrową.

W posmaku została za to cierpkość zwykłego kakao odtłuszczonego w proszku i trochę spalonej kawy, spalonego na czarno drewna. Do tego czułam duszno-irytujący motyw słodyczy nasączonej aromatem. Przesłodzenie było wyczuwalne także jako drapanie w gardle.

Czekolada nie chwyciła mnie. Zdecydowanie za słodka w denerwujący, duszny sposób od cukru i aromatu, a także gorzka jedynie od za mocnego palenia, cierpka od kakao w proszku. Realna, potencjalnie smakowita, gorzkość miazgi kakaowej niedomagała. Odrobinka kawy i migdałów wyszły zacnie, ale te palone drewno, spalone nuty i sporo maślaności nie leżały mi. Najgorsze, że wszystko to miało tani wydźwięk. Jednocześnie nie była zła. Po prostu do bólu średnia. Wzięłam na uczelnię i na okienku jakoś tam się wciągnęłam i przeszła. Wiem jednak, że w warunkach domowych byłoby trudniej. 


ocena: 5/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 6,49 zł za 80g (cena półkowa, bo ja na całe zamówienie dostałam kupon 70 zł, więc u mnie się to nieco "rozeszło")
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy