czwartek, 27 kwietnia 2023

Carla Chocolate 70 % Horka / Dark ciemna

Ostatnio ułożyło mi się jakoś sporo recenzji produktów z różnych, rzadko spotykanych na polskim rynku krajów. Tym razem padło, że testować miałam zwykłą, czeską czekoladę. Byłam w sumie ciekawa, jak taka zwykła stamtąd smakuje. Wiadomo bowiem, że w każdym kraju znajdziemy i marki lepsze, i beznadziejne. Tu miałam poznać sąsiedzką średnią półkę. Acz jak popatrzyłam na opakowanie, wymuskali je! Carla została założona w 1992 roku w Dvůr Králové nad Labem. Oprócz czekolad robią produkty dla przemysłu, gastronomii. Piszą, że "używają tylko najwyższej jakości surowców z całego świata" i dbają o przetwarzanie tradycyjnymi metodami. Deklarują też dbałość o środowisko, zwłaszcza blisko ich zakładów produkcyjnych, a także, że kładą nacisk na jakość pracy i zaplecze socjalne. Do tego ponoć zapewniają pracownikom różne zajęcia (np. sportowe, kulturalne - btw. jestem ciekawa, czy to nie przypadkiem "uwielbiane" wyjazdy integracyjne czyt. służbowe i obowiązkowe). Wyniuchałam tu pozowanie na markę premium i zrobiłam się sceptyczna, bo skład temu przeczył.
A czekoladę nabyłam przy okazji, bez emocji, bez polowania. Po prostu zamawiałam kremy od Grizly i zaproponowali mi, że mogę też coś wybrać z ich czeskiej strony.

Carla Chocolate 70 % Horka / Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao.

Po otwarciu uderzył mocno palony zapach. Sporo w nim kawy, ale też palonego drewna. Gorzkość była średnio wysoka, bo tonowała ją zdecydowana maślaność, która próbowała wyjść na prowadzenie. Podążały za nią delikatne migdały. Słodycz kompozycji była stonowana, ale dość toporna. Czułam drobną cukrowość i aromat waniliowy, co przełożyło się na pewien zaduch. Zapach był niezbyt zachęcający, ale też nie nieprzyjemny. Nisko-średniopółkowy.

Tabliczka w dotyku zdradzała lekko tłusto-ulepkowatą kremowość, ale nie była bardzo tłusta. Przy łamaniu wydawała z siebie dosłownie huki - aż zaskakująco głośne (biorąc pod uwagę to, jak cienka była) z racji twardości. I ta zaskoczyła.
W ustach rozpływała się powoli i lepkawo. Potrzebowała chwili, by zacząć, a potem ujawniała miękkość i trochę zbitą ulepkowatość. Nie była wprawdzie mocno zbita, ale na pewno gęsto-tłusta w maślanym kontekście. Wydała mi się nieco śliskawa, ale faktycznie kremowa. Z tym, że to krem raczej średniej jakości, chwilami patrzący w kierunku ulepka i pod koniec wykazujący drobną pylistość.

Jako pierwszy rozszedł się delikatnie gorzki smak. W zasadzie gorzkawy, a aspirujący do gorzkości. Był mocno palony.

Szybko odnotowałam cierpkość kakao w proszku, które później cały czas pobrzmiewało w tle.

Także szybko pojawiła się słodycz. Wkroczyła jako silna i prosta, dosadna. Ciągnęło się za nią ciężko-waniliowe echo wanilii z aromatu. Nie było tego dużo, niemniej nie sposób nie poczuć. Kumulacja słodkich nut i tak nadała czekoladzie trochę dusznego wydźwięku.

Kakao w proszku podpięło się pod drewnianą nutę. Myślę tu o drewnie palonym - ono wciągnęło w siebie gorzkość. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ta wzrosła, wraz z motywem palenia. Drewno wydawało się spalone na popiół, a ja poczułam coś przypalonego. Prażone aż na czarno migdały? Albo kawa palona za mocno? Raczej kawa.

Słodycz cały czas rosła, zmierzając w kierunku cukrowym, sama zaś baza zaczęła wtedy łagodnieć.

Zrobiło się bardzo maślano. W maślaności odnalazły się jednak migdały. Odrobinka, już nie spalonych, a bardzo delikatnych, powiedziałabym, że blanszowanych. Zatapiały się w maślaności.

Słodycz w tym czasie zdążyła mocno wzrosnąć i wraz z echem dusznym pseudowaniliowym zasugerowała maślaności i paloności wypiek, a konkretniej mocno maślany, miękko-wilgotny i duszny biszkopt... kawowy! Taki z truflowo-alkoholową naleciałością, która rozgrzewa język. Niestety jednak raczej tani.
Słodycz nie zatrzymywała się i w pewnym momencie na końcówce nie dość, ze drapała i irytowała, to jeszcze skojarzyła mi się z watą cukrową.

W posmaku została za to cierpkość zwykłego kakao odtłuszczonego w proszku i trochę spalonej kawy, spalonego na czarno drewna. Do tego czułam duszno-irytujący motyw słodyczy nasączonej aromatem. Przesłodzenie było wyczuwalne także jako drapanie w gardle.

Czekolada nie chwyciła mnie. Zdecydowanie za słodka w denerwujący, duszny sposób od cukru i aromatu, a także gorzka jedynie od za mocnego palenia, cierpka od kakao w proszku. Realna, potencjalnie smakowita, gorzkość miazgi kakaowej niedomagała. Odrobinka kawy i migdałów wyszły zacnie, ale te palone drewno, spalone nuty i sporo maślaności nie leżały mi. Najgorsze, że wszystko to miało tani wydźwięk. Jednocześnie nie była zła. Po prostu do bólu średnia. Wzięłam na uczelnię i na okienku jakoś tam się wciągnęłam i przeszła. Wiem jednak, że w warunkach domowych byłoby trudniej. 


ocena: 5/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 6,49 zł za 80g (cena półkowa, bo ja na całe zamówienie dostałam kupon 70 zł, więc u mnie się to nieco "rozeszło")
kaloryczność: 567 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.