Długo się zastanawiałam, czy dodać post tego typu, czy nie. Najpierw miał być jako aktualizacjo-dopisek do np. wersji Thins, mini czy jakiejkolwiek, potem rozważałam też opublikowanie go "dawniej", kiedy mniej więcej powstał, ale koniec końców postanowiłam poprawić i dodać jako zupełnie nowy wpis. Do popularnego, teraz już w ogóle nieinteresującego mnie, tworu podeszłam na chłodno, bo po prostu Mama kupiła, uzasadniając: "ojciec będzie miał do kawy, a może i ty sam herbatnik zechcesz sobie przypomnieć". Acz tak naprawdę-naprawdę wypatrzyła sobie bardziej w jej guście Oreo Golden i chciała porównać. Wspomniane miała dokupić, ale... dochodzimy do przyczyny, dlaczego wpis pojawia się jako oddzielny. Ostudziłam jej zapał, proponując, by najpierw (przed zakupem Golden) spróbowała, czyli przypomniała sobie krem z tych. W ciągu ostatnich miesięcy jej gust uległ ogromnej zmianie i obstawiałam, że już jej tyle radości nie sprawi. Tak też zrobiła. I wreszcie mogłam powiedzieć "a nie mówiłam?". Otóż wreszcie, we wrześniu 2022, kiedy to je kupiła, przyznała mi rację, że krem jest okropny, a ona nie wie, co w nim widziała.
Oreo to "ciastka kakaowe z nadzieniem o smaku waniliowym (29%)", produkowane przez Mondelez.
Jako że do Oreo rzadko wracam, bo ciastka nie są mi do szczęścia potrzebne i m.in. przez to, jak je jem (wydłubuję krem łyżeczką na talerzyk i oddaję Mamie), nic dziwnego, że nie ma ich na blogu. A poza tym: po co recenzować coś, co zna każdy? Niemniej uznałam, że przy okazji jak znowu jakieś do mnie trafiły, mogę zrecenzować, by np. mieć potem do czego się odnosić. Poza tym, nawet wymyśliłam sobie, jak zjem parę herbatników (o tym na końcu).
Już podczas otwierania uderzył mnie duszny zapach cukru i waniliny, lecz wyraźnie czułam też gorzkość wynikającą z mocnego pieczenia, podkreśloną wyrazistą goryczką kakao. Typowo ciastkowo-oreowy zapach.
Masywne markizy łatwo podzielić na części, krem można bez trudu oddzielić (jak np. ja łyżeczką, by nie mieć z nim do czynienia). Osobno cechuje je masywność i twarda chrupkość, natomiast zanurzone w mleku lub herbacie czy kawie z ochotą lekko nasiąkają i, co ważne, nie rozpadają się, po czym w ustach miękną-rozpływają się cudnie. Wciąż potrafią chrupnąć. Grube herbatniki wykazują ziarnistość (napędzaną przez cukier).
Za ogromny mankament uważam właśnie te rzężące kryształki cukru występujące już w samych herbatnikach.
Krem to twór pozornie suchy, ale okropnie tłusty w margarynowy sposób za razem. Niby miękkawo-plastyczny, a jednak potrafi się też kruszyć. Rozpuszcza się jak olej z proszko-pyłem i cukrem. Cukru i właśnie proszku w nim nie brakowało. Okropność.
W smaku same herbatniki serwują gorzkość na całkiem przyjemnym, acz nie mocnym, poziomie, ale i sporo słodyczy cukru. Jak dla mnie mogłyby być mniej słodkie. Na szczęście nie jest z tym tak najgorzej, bo gorzkość po prostu ma charakter. Złożyło się na nią cierpko-goryczkowate kakao i motyw lekkiej spalenizny-przypalenia.
Zanurzenie ich zwłaszcza w czymś gorzkim (herbacie, kawie), ale też w mleku wydobywa ich gorzkość, podkreśla wyrazistość i rozprowadza słodycz, że wydaje się bardziej integralna.
Bardzo słodki krem według wielu pewnie sprawdzi się tu idealnie, ja jednak go nie cierpię i tyle. Jak dla mnie to po prostu czysty biały cukier z mnóstwem dusznej, mdlącej waniliny, wymieszany z margaryną, zaprawiony chemią. Jakby... sztuczny, tłusty lukier.
Oreo są jakie są, ja pozostawiam bez oceny, bo o ile herbatniki uważam za dobre (choć kiedyś wydawały mi się lepsze, bardziej gorzkie* - myślę jednak, że to może być też sprawka zmiany gustu, bo robię się coraz mniej tolerancyjna na słodycz), tak krem to jakaś pomyłka. Stylizacje smaków a'la Oreo podobają mi się, a same ciastka? Ogólnego fenomenu nie rozumiem. Rozumiem natomiast, że czarne, gorzkie od kakao i przypalonej nuty (ja np. ją bardzo lubię), wpisały się w gusta wielu osób, w tym mój.
Jak pisałam, wymyśliłam sobie, że zjem je jako "nibysernik". Otóż kocham twaróg i w zasadzie kostkę twarogu potrafię zjadać samą, z talerzyka widelczykiem, jak ludzie jedzą ciasta. Teoretycznie wariant cookies&cream lubię, a w latach, gdy jadałam ciasta, smakował mi zdrowy sernik Oreo Cakestera. No i... wyłożyłam twaróg półtłusty Pilosa na parę herbatników Oreo i zostawiłam na ok. 2 godziny przed jedzeniem by doszedł do temperatury pokojowej oraz by ciastka zdążyły nasiąknąć, a potem jeszcze jednym pokruszonym herbatnikiem posypałam. Wyszło... na strukturę świetnie. Zrobił się zwarty, wilgotny, a konkretny spód, nasiąknięty serem, posypka była lekko chrupiąca. Smak niestety nie usatysfakcjonował mnie, bo... choć ser był oczywiście przepyszny, to jednak otoczenie cukrowymi ciastkami trochę mi go... nadto przesłodziło. To jednak bardzo subiektywne, a ja mam niską tolerancję na słodycz. Myślę jednak, że to fajny sposób na "ciasto" dla tych, co nie chcą przedobrzyć z cukrem, ale jednak lubią takie ciastka i ciasta. Takie połączenie jest już wystarczająco słodkie i łatwe w zrobieniu, niemal błyskawiczne.
*Sprawdziłam skład tych, a stary, znaleziony w internecie. W Oreo, które zostały kupione w 2022 jest 4,3% kakao, natomiast w internecie przy takich z lat 2013-2015 znalazłam, że było 4,6%. Smutne, że rezygnuje się z czegoś, dzięki czemuciastka zyskały sławę, a mianowicie z wyrazistej gorzkości kakao.
ocena: -
kupiłam: Mama kupiła
cena: -
kaloryczność: 476 kcal / 100 g; 1 ciastko (ok. 11g - 52 kcal)
czy kupię znów: nie
Skład: mąka pszenna, cukier, olej palmowy, olej rzepakowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 4,3 %, skrobia pszenna, syrop glukozowo-fruktozowy, substancje spulchniające (węglany amonu, węglany potasu, węglany sodu), sól, emulgator: lecytyny sojowe; regulator kwasowości: wodorotlenek sodu, aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.