niedziela, 9 kwietnia 2023

Zotter Sea Buckthorn & Quince / Sanddorn & Quitte ciemna 70 % z marcepanem z rokitnikiem, galaretką z pigwy i kremem pigwowym na bazie mleka, białej czekolady, czekolady karmelowej i nugatu migdałowego

Wybierając kolejną nadziewaną tabliczkę kierowałam się tym, które lepiej zjeść jak najświeższe. Na pewno były to propozycje z galaretkami, bo te Zottera są niezwykle specyficzne: niewiarygodnie naturalne, soczyste i rzadkawe. Z nich świeżość aż powinna bić! Dalej pokierowała już tylko ochota, bo miałam ją na coś mniej słodkiego, a właśnie może soczyśśście kwaśnego? Pamiętam, jak za dzieciaka z przyjaciółką z jej ogródka zdarzało nam się rwać pigwę i wgryzać się w nią, wysysać w momencie gdy większość dzieciaków wolała kwachowate orandżadki na sucho (brr). Z kolei rokitnikowy marcepan był dla mnie tajemnicą, bo smaku tego składnika nie kojarzę - w internecie znalazłam, że jest nazywany "rosyjskim ananasem", ponieważ przypomina ananasa w smaku i jest cierpki.


Zotter Sea Buckthorn & Quince / Sanddorn & Quitte to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana nadziewana marcepanem z rokitnikiem (18%), galaretką z pigwy (22%) i kremem ("ganache") z pigwy na bazie mleka, białej czekolady, czekolady karmelowej i nugatu migdałowego (18%).

Po otwarciu poczułam palony zapach ciemnej czekolady o chlebowo-orzechowym charakterze i kwaskiem w tle, podsyconym owocową nutą. Nachylając się nad spodem wyłapałam nawet pewną mleczność, nad wierzchem zaś - ewidentnie marcepan. Po podziale i przełamaniu rozbrzmiały owoce. Czułam wyraźnie pigwę i cytrynę, ale też coś bardziej cierpkiego. Pomyślałam o ananasie. Całość wydała mi się bardzo słodka w sposób trochę mleczno-białoczekoladowy, a trochę karmelowy.

Przy łamaniu tabliczka wydała mi się zaskakująco masywna. Bardzo gruba warstwa czekolady trzasnęła, a choć wnętrze było miękkawo-plastyczne i wilgotne, także one okazało się zbite, zwarte. Galaretka o niewyobrażalnej soczystości nieco się rwała, ale trzymała środka.
Marcepan był minimalnie wilgotny i zbito-grudkowaty, miękki. Umieszczona po środku galaretka (swoją drogą o pięknym, jasnozłotym kolorze, co widać chyba tylko na jednym zdjęciu, a w rzeczywistości tylko pod światło) nie była typową galaretką, a lepko-rzadkawą, zżelowaną masą z owoców i soku.
Dolny krem cechowała miękka tłustość i mazistość. Był jednak zbity, gęsty (ciekawostka: na stronie Zottera wygląda, że są w nim kawałki owoców; u mnie był gładki).
W ustach czekolada rozpływała się powoli i kremowo, smugami pokrywając podniebienie i powoli ujawniając nadzienia. Rozpływały się w tempie mniej więcej równym, acz najprędzej wyciskała się rzadko-soczysta i bardzo lepka galaretka, gładki i kremowo-tłustawy krem pigwowy znikał najszybciej (ale wcale nie tak szybko), rozpływając się spójnie z czekoladą, a lekko skrzypiące grudki marcepanu zostawały jeszcze na koniec. Trafiłam w nim na kilka kuleczek pomarańczowego koloru twardych tak, że zupełnie nie do pogryzienia i chyba w obu warstwach (trudno stwierdzić, gdy całość się rozpływała, a nie było tego dużo) na dosłownie drobineczki owoców - tak małe, że aż bez smaku (stąd "chyba"). Odrobinka czekolady zamknęła występ.

W smaku czekolada przywitała mnie paloną słodyczą o karmelowym charakterze i również paloną gorzkością. Pomyślałam o kawie i orzechach. Przemyciła też kwasek i cierpkość.

Nie było jednak bardzo kwaśno, bo krem pigwowy rozniósł mleczno-słodką mgiełkę, unoszącą się nad tym, co robiły inne części czekolady.

Prędko odezwała się galaretka. Przecinała wszystko kwaśnością pigwy i cytryny, za którymi tuż-tuż była wysoka słodycz. Okazała się w połowie smakować specyficznie galaretkowo, a w połowie zaskakująco świeżo. Przez moment to pigwowa galaretka dominowała. Początkowo soczystość wydawała się nieskończona, lecz z czasem, też pod wpływem innych części, słodycz okazała się aż drapiąca. Co więcej, zahaczyła o cukierkowość. 

Do słodyczy i kwasku dołożyły się pozostałe nadzienia. Marcepan rozpływał się spokojnie, wpasowując się w orzechowość czekolady, a drugie nadzienie podkręciło słodycz i rozlało mleczność. Oba obudowały pigwową galaretkę migdałami.

Krem pigwowy wprowadziła galaretka, ale nie tylko, bo i migdałowość właśnie od niego odchodziła. Ewidentnie czuć pigwę, ale też cytrynę i mnóstwo słodyczy. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wypuścił z siebie białą czekoladę i nugatowość. Zrobił się pudrowo-słodki, "słodziaśny", mignął mi nawet toffi. Okazał się bardzo słodki i aż wyciszył na pewien czas owoce. Następnie wyważył całą kompozycję mlekiem i maślanością, złagodniał sam i złagodził otoczenie. Wydał mi się przede wszystkim głęboko mleczny, aż zaskakująco. 

Za tym optował także bardzo owocowy marcepan, świetnie dopasowujący się do kremu. W czekoladzie podkreślił orzechową nutę, sam zaś nie był tak czysto i mocno migdałowy. Do pigwy dołączył poprzez bardziej cierpko-owocowy, egzotyczny wątek. Zdecydował się jednak też na delikatne migdały, łączące i wygładzające wszystko. Czuć je wyraźnie, zwłaszcza w drugiej połowie rozpływania się kęsa. Wtedy też płynąca z niego owocowa słodycz i trochę kwasku sprawiły, że wyszedł jak ananasowy marcepan. Owocowa cierpkość mieszała się z nieco drzewną. Bo właśnie drzewa zasugerował splot marcepanowych migdałów i czekolady.

Z czasem migdały przypomniały właśnie i o niej, czekoladzie. Ta również przejawiała subtelną kwaśność, a jej  karmelowa słodycz wydała mi się jeszcze wyższa. Gorzkość na szczęście też. Dodała wszystkiemu trochę powagi.

Gryzione na koniec grudki marcepanu oczywiście jego smak czyniły nadrzędnym.

Mimo to, po zjedzeniu czułam się przesłodzona, zacukrzona w zasadzie. Posmak był białoczekoladowy, acz jednocześnie kwaśno-soczysty, bardzo cytrynowo-egzotyczny, może już nie taki klarowny, ale przyjemny częściowo. Cierpkość owoców mieszała się z cierpko-goryczkowatą czekoladą o palonym charakterze. 

Całość zaskoczyła mnie pozytywnie. Bardzo wyraźnie czuć pigwę zarówno w słodkim, mlecznym kremie, jak i galaretce. Co prawda, poszczególne części były mi za słodkie, ale całościowo za słodko wcale aż tak bardzo nie było, muszę to przyznać. Ogrom mleczności i białej czekolady w pewnym momencie bardzo złagodził kompozycję, ale tytułowych smaków nie zabił. Kwaśność stanęła na wysokości zadania zapewniając soczystość. Wydaje mi się, że także rokitnik nieźle się sprawdził. Marcepan i krem bardzo się zgrały, a ciemna czekolada pasowała doskonale. Z przyjemnością to zjadłam, bo było nie tylko ciekawe i niespotykane, ale też smaczne. I, co najważniejsze, mimo wielu warstw, tabliczka nie wyszła przeładowana. A jednak nie przekonuje mnie dosładzanie w takim stylu (cała ta białoczekoladowość, nugatowosć, toffi) czegoś takiego jak pigwa i rokitnik. Ja bym tę tabliczkę widziała o wiele kwaśniej, soczyściej, a zasładzacza jakiegoś innego, nieowocoego zrobiła (coś toffi-nugatowego?).


ocena: 8/10
kupiłam: zotter.pl
cena: 17,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier trzcinowy surowy, miazga kakaowa, marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), pigwa, tłuszcz kakaowy, syrop skrobiowy, pełne mleko w proszku, miód, mleko, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), koncentrat soku z rokitnika, migdały, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat soku z cytryny, sok z cytryny, słodka serwatka w proszku, cukier trzcinowy pełny, substancja żelująca: pektyna jabłkowa, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, płatki róży, proszek cytrynowy (koncentrat soku z cytryny, skrobia kukurydziana, cukier)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.