piątek, 7 kwietnia 2023

Qantu Chaska 70 % Junin, Perou ciemna z Peru

Z Qantu miałam do czynienia tylko raz i bardzo wtedy żałowałam, że nie dane mi było zapoznać się z czymś reprezentatywnym, a więc tabliczką czystą ciemną. Jadłam (Dreams of Cashmere / Reves de Cachemire Goat Milk Chocolate 55 %). Czułam, że szybko nie będzie okazji, by zjeść kolejną. Składając jednak spore zamówienie w High Five, gdzie dzięki temu, że prowadzę bloga z recenzjami czekolad, dostałam członkostwo jakby dla właścicieli sklepów z czekoladami i zniżkę, przepatrzyłam, co też tej marki mogę zdobyć. Zaciekawiła mnie z Peru z regionu Pangoa, gdzie farmę prowadzi kobieta, która w 2022 założyła szkołę, w której młodzi ludzie mogą dowiedzieć się, jak kontynuować działalność związaną z kakao. Na wspomnianej farmie bowiem wszyscy rolnicy mają ponad 50 lat... i prawie całe życie zajmują się kakaowcami. Czyli wiedzą, co robią.

Qantu Chocolate Chaska 70% Junin, Perou to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Peru, z dystryktu Pangoa, z okolic miasta Junin.

Po otwarciu poczułam wysoką, acz głęboką słodycz daktyli, miodu i suszonych fig z soczyście-kwaskawym echem konfitury różanej. Takiej, którą znacząco podsycono cytryną. Przewinęły się tam też słodko-kwaskawe rodzynki, zapraszające lekko kadzidlany motyw. Wyobraziłam sobie kadzidełka zrobione głównie z kwiatów i właśnie taki kwiatowy dym, rozchodzący się od nich. Był słodki. A jednak nie brakowało też gorzkości, podkręconej kawą i związanym z nią palonego akcentu. Przemycił także odrobinkę orzechów, łączących gorzkość z mocno słodką strefą, dzięki czemu wydawały się względnie wyważone (acz słodycz dominowała).

Tłusto-kremowa w dotyku tabliczka była twarda, acz przy łamaniu wydawała dźwięki przypominające łamanie jedynie cieniutkich gałązek. Jej przekrój skojarzył mi się z chropowatą skałą. Wyglądał na zbity.
W ustach rozpływała się w średnim, a nawet jak na ciemną dość szybkim, tempie i kremowo maziście. Była bardzo gładka i tłusta w pełny, śmietankowy sposób. Chwilami tylko podkradając się aż pod miękką maślaność. Z czasem wykazywała lekką pylistość i znikała jako takowa zawiesina, trochę wodniście.

Gdy tylko umieściłam kawałek w ustach, pojawiła mi się myśl: "karmel z daktyli". Wysoka słodycz zaserwowała właśnie go, jednak potem to po prostu suszone, ale wilgotnego, soczystego typu daktyle przyciągnęły uwagę. Zawarły soczystość, zbliżając się do świeżych (jak to mają w zwyczaju suszone miękkiego typu, jak np. Alesto, o których pisałam na instagramie). Dołączył do nich miód wielokwiatowy. W zasadzie "słodziuteńki miodzik".

Słodycz prędko zaczęły wygładzać kwiaty. Całe mnóstwo jasnych róż i białych kwiatów, w tym jaśminu. 

Z kwiatami wkradł się drobny kwasek. Był soczysty, trochę... cytrynowy? Wydawał się bardzo nieśmiały, lecz udało mu się przytoczyć różaną konfiturę zrobioną na bazie ucieranych z cukrem płatków róż i czerwonych owoców. Podkręconą sokiem z cytryny.

Podobnie nieśmiała wyszła goryczka. Niby nieśmiała, a jednak miała sporo do powiedzenia. Po paru chwilach wetchnęła w kompozycję kawę wraz ze średnio mocnym palonym motywem. Gorzkość trochę wzrosła, ale jedynie dodała słodyczy charakteru i szlachetności, niespecjalnie ją przełamując.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o kawowo-daktylowym cieście. Pojawiła się w nim kwaskawo-soczysta nutka, na którą w suszonych, wilgotnych daktylach można trafić. Na ten sam akord zagrały suszone figi. Ususzone różnie: lepiej i gorzej, niektóre szarawo-brązowe, właśnie cierpkawo-kwaskawe. Z nutką podfermentowania?

Za ich sprawą cierpkość nieco się nasiliła. Była to cierpkość kadzidlana. Kwiaty bardzo ją polubiły i zmieszały się z nią. Kwiatowe kadzidełka, kadzidełka upuszczające delikatny, słodko-kwiatowy dym... Łączyły się z kwiatami polnymi i ziołami. Także tu znalazł się kwasek. Odrobina cytryny podkreśliła kwaskawe, świeże zioła. Kwiaty starały się nieco pohamować wysoką słodycz i wyrównać wszystko.

Za białymi kwiatami odnotowałam też delikatniejszą nutkę... Niemal mleczną? Jakby do kawowo-daktylowego ciasta ktoś zaserwował trochę mleka? Gorzkość podpowiadała z kolei orzechy (za słabe, by nazwać).

Kwiaty jednak nie były takie delikatne... Zaprzyjaźniły się i ze słodyczą, i z goryczką. Poczułam trochę więcej suszonych białych kwiatów i ziół, bliżej końca w mniej kadzidlanym sensie. Mieszały się z suszonymi figami różnej jakości (ja tam takie lubię). Wyłapałam chyba rodzynki (pomyślałam konkretnie o takich z czerwonych winogron), ale też... sok czy raczej bardzo słodki, a zarazem cierpkawo-kwaskawy syrop wiśniowy albo wręcz miodowo-wiśniowy. Wydawało się, że lada moment zacznie drapać w gardle.

Kawa z racji cierpkości przeszła poniekąd w ziemię. Ziemię bogato porośniętą ziołami i kwiatami? Do tego pomyślałam o różach, ale raczej ich dość masywnych łodygach, liściach... I orzechach - takich tylko co zerwanych z drzewa / krzaka - bardzo świeżych, młodych.
Do reszty kawy chyba dolano troszeczkę mleka.
W chwili znikania wszystko zdawało się znikać w miodzie wielokwiatowym i miodem słodzonej różanej konfiturze.

Posmak należał do cytryny, soko-syropu wiśniowego i róż (za sprawą wiśni czerwonych) oraz nieokreślonych owocowo-kwiatowych połączeń, a także kwaskawych ziół, cierpkości bardzo, bardzo słodkich suszonych owoców (mieszanki, już niezbyt jednoznacznej) oraz kawy (z mlekiem?) i ziemi. Czułam trochę róż i jaśminu, a także jakby samych łodyg kwiatów.
Niestety temu wszystkiemu towarzyszyło lekkie przesłodzenie.

Czekolada była bardzo smaczna, ale wolałabym, by więcej w niej było gorzkości. Kawa i kadzidlaność niestety okazały się delikatnymi nutami. Kawowo-daktylowe ciasto, konfitura różana i ogół słodyczy miodu, fig, kwiatów, kadzidełek chwilami niebezpiecznie zbliżał się do przytłaczającego efektu. Odrobinka kwasku, bardziej soczystości, pasowała. Kwiaty jasne, jaśmin zachwyciły mnie, podobnie jak potem roślinna kwaskawość i zioła. Sprawiły, że to naprawdę ciekawa i dynamiczna kompozycja. Zakochałabym się, gdyby słodycz była niższa.
Niestety jednak czekolada była też za tłusta, znikająca za szybko i to jakoś tak wodniście pod koniec - o to mam ogromny żal. Typ konsystencji mi nie leży i kojarzy się z tabliczkami Michela Cluizela, przez co nie będę na tę markę specjalnie polować.


ocena: 9/10
cena: €10,62 (za 50g; dostałam rabat)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.