wtorek, 4 kwietnia 2023

(Słodki Przystanek) Beskid Chocolate Pinta Kwas Omega Ultimate Sour ciemna 70 % z Kolumbii ze sproszkowanymi liofilizowanymi śliwkami i wiśniami oraz cynamonem (miniaturka)

Jak pisałam przy Beskid Transition, nie była jedyną otrzymaną nowością, o której nie wiedziałam. Właściwie bardziej odpowiednie byłoby tu chyba używanie sformułowania "limitka", bo gdy ją otrzymałam, była już niedostępna jako cała tabliczka, a co dopiero mówić w momencie publikacji...
To właśnie jednak ta już na pierwszy rzut oka była bardziej moja. W końcu ciemna! A dodatki na gładko to moja ulubiona forma dodatków - obecnie właśnie takie jeszcze jestem w stanie tolerować. Wszelkie kawałki i posypki nie przemawiają już do mnie.

Beskid Chocolate Pinta Kwas Omega Ultimate Sour to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Kolumbii, z okolic miasta Tumaco, ze sproszkowanymi liofilizowanymi śliwkami i wiśniami oraz cynamonem; u mnie jako miniaturka ok. 10g.

Już przy otwieraniu zapach cynamonu uderzył niczym grom. Naskoczył na delikatniejsze, acz wyraźne, drzewa i migdało-orzechy. Oczami wyobraźni widziałam drzewa z odstającą, grubą korą. Dołączyła goryczko-cierpkość... nieco ziemiście-sezamowa, może kawowa... Ale jak kawa piernikowa, z przyprawą do piernika. W której czuć też kwasek. Ten mieszał się z wiśniami i suszonymi, mazistymi śliwkami - wyraźnymi, jakbym je wąchała, acz w kompozycji dopiero na którym planie. Pomyślałam o owocach w nieco powidlanym kontekście, który dodał im słodyczy. Całość była słodka znacząco, ale słodycz jakby jej nie definiowała.

W dotyku czekolada była trochę pylista, ale nie sucha. Przy łamaniu okazała się twarda. Trzaskała głośno i krucho.
W ustach rozpływała się przyjemnie powoli i kremowo, zaskakująco gładko. Zaraz jednak na jaw wyszła chropowatość... jakby jednak zostawiając w spokoju bazową gładkość. Kawałek zachowywał kształt niemal do końca, trochę zalepiając usta mazią, puszczając obok potok szybko i mocno rosnącej bezkresną soczystość. Z czasem wyraźne czułam lekką proszkowość, szorstkawość, ale mieszała się ona z zawiesiną czekoladowej mazi i jakby sokiem wyciśniętym z owoców. Po czym wszystko znikało.

W smaku pierwsze rozbłysły egzotyczne owoce czerwone. Raczej czerwone... poczułam granata niezbyt dojrzałego, a potem ananasa.

Sekundę-dwie zajęło słodyczy pojawienie się. Zaserwowała karmel. Od razu była wysoka i wyrazista. Po chwili otarła się o jakby skwaśniały karmel... Zaleciał nawet lekko rzygowinowo, co jednak na szczęście szybko się ukryło.

Owoce rozkręcały się. Zaabsorbowały i umiejętniej zaopiekowały się kwaśnością. Nagle poczułam mnóstwo wiśni, obudowanych egzotycznymi owocami i podsyconych cytryną. Pomyślałam o mieszance wiśni miękkich, dojrzałych z jasnymi, niedojrzałymi. Nawet z dodatkiem wiśni suszonych. Owoce i związana z nimi soczystość szalały.

A jednak dość szybko zjawiły się drzewa. Oczami wyobraźni widziałam masywne drzewa z grubą, pękającą korą. Wprowadziły goryczkę, co wykorzystał cynamon. Wyjaśnił rzygowinowość, najpierw jakoś kłócił się z owocami, ale w końcu przytulił do drzew na dobre. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na pomoc przyszły im... migdało-orzechy? Sezam? Goryczkowato-neutralne, podporządkowujące się drzewom... i łączące się z maślanością. Kontrastowo uwypukliła soczystość. Kwaskawą, a jednak też słodką.

Pomyślałam o piernikowej, słodkiej kawie, gdyż cynamon wciąż miał wiele do powiedzenia. Podpowiedział owocom trochę bardziej powidlany tor, ale niespecjalnie go podchwyciły. Trochę, na chwilę... Cytryny przyciągnęły śliwki. Pomyślałam o drobnych, kwachowatych śliwkach i jakiś cierpko-kwaśnych, a jednocześnie sowicie dosłodzonych powidłach. Mimo wysokiej kwaśności i bezkresnej soczystości, było też słodko. Wiśnie z owoców dominowały bezsprzecznie. Były soczyste i coraz słodsze. Słodycz szybko zaczęła się wydawać dodana, przez co pomyślałam o sokach i napojach wiśniowych.

Słodycz była dosadna i jakaś niedopasowana... Egzotyczny bukiet owoców próbował się z nią mieszać, ale mu nie szło... Nie szło mu też przemieszanie z cynamonem. Ten z czasem podszedł do wiśni, przez co obok wiśni niedojrzałych pojawiły się aż przejrzałe... Goryczkowato-cierpkie?

Bliżej końca cierpkość wzrosła. Pomyślałam o kwaskawo-cierpkiej kawie, cierpkim cynamonie, z którego ilością trochę przesadzono i cierpkiej ziemi. Było w tym coś "brudnego", ale też słodkiego.

Po zjedzeniu został posmak kwaśno cytrynowo-wiśniowy w takim "napojowatym" kontekście, ze sporą ilością goryczkowatego cynamonu. Wydźwięk był piernikowo-ziemiście-drzewny, ale i słodycz się ostała... taka prosta, zwykła i jakby "dolepiona".

Całość mnie rozczarowała. Wyszła kwachowato i słodko w sposób prosty, niedopasowany. Miałam wrażenie, że dodatki bardzo się kłócą. Wiśnie i śliwki w miarę przyjemnie łączyły się z egzotyką, płynącą z bazy. Podkręciły ją jak to tylko możliwe, lecz... cynamon zupełnie do tego nie pasował. Drzewno-ziemiste wątki bazy pod tym wszystkim wydały mi się jakieś zbyt zgłuszone. Myślę, że cynamon o wiele lepiej by z nimi wyszedł, gdyby nie dodano żadnych owoców, które aż tak nakręcałyby owocowe nuty samej czekolady (w np. Beskid Colombia Tumaco Dark 80 % owocowe nuty nie były tak mocne). Zrobiłabym z tego dwie czekolady, bo to mogłaby być rewelacyjna ciemna owocowa (lepsza od Zottera InFusion Cherry i nowej Pacari Passion Fruit na pewno, może porównywalna do starej), a także świetna czekolada cynamonowa.
Nie wiem, jak smakuje piwo, które czekolada ta ma oddawać. Być może jakoś tak - wtedy stylizację można uznać za w pewnym sensie udaną. Gdy jednak chodzi o ogólny odbiór, to już gorzej. Czuję, że sprawę zawalił też biały cukier - trzcinowy pewnie lepiej by to zgrał i wyważył. Szkoda, bo potencjał jest. Oczywiście czekolada nie była niesmaczna, a w porządku - Beskid jednak stać na więcej.


ocena: 7/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier, liofilizowana śliwka, liofilizowana wiśnia, cynamon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.