piątek, 14 kwietnia 2023

Aruntam Sensory Chocolate 78% Tanzania Bio Dark Chocolate Kokoa Kamili ciemna z Tanzanii

Po Aruntam Sensory Chocolate 72% Tanzania Bio Dark Chocolate Kokoa Kamili miałam nieprzyjemne przeczucie, że wersji 78%, na którą się tak początkowo nastawiłam, albo nie będzie mi dane spróbować wcale, albo nie stanie się to prędko. A jednak! Gdy tylko dostrzegłam ją na stronie The High Five Company wiedziałam, że musi być moja.

Aruntam Sensory Chocolate 78% Tanzania Bio Dark Chocolate Kokoa Kamili to ciemna czekolada o zawartości 78 % kakao Trinitario z Tanzanii, z Doliny Kilombero, z okolic wioski Mbingu 

Po otwarciu uderzył kwaskawo-słodki, bardzo soczysty zapach owoców leśnych. Wyobraziłam sobie owocowo-mleczny koktajl - zdecydowanie z owocami jako bazą. Cały szereg jagód, jeżyn oraz czarnych i czerwonych porzeczek wystąpił obok jakiś... jak z lasów egzotycznych, nieznanych mi i mnóstwa marakui. Sok tego kwaskawo-słodkiego owocu był wszędzie. Mieszał się z kwaśną wiśnią, która też kręciła się blisko egzotyki ogólnej. Do tego czułam słodkiego ananasa i cytrusy z dominującą cytryną. Marakuja mieszała się z tym wszystkim, jak również z maślanką, a więc nabiałem w sumie łagodnym, ale też z kwaskiem. Zalewała także orzechowo-ziemisty wątek, w którym doszukałam się zboża (wyobraziłam sobie stogi na polu wystawione na późnoletnie słońce).

Bardzo gruba tabliczka w dotyku była kremowo tłusta i wydawała się wręcz lepkawa jak niektóre mleczne. Nie topiła się jednak ani trochę, a przy łamaniu okazała się twarda i trzaskająca głośno. Kojarzyła mi się z utwardzonym kremem ze szkła / twardym szkłem (ma to sens?).
W ustach rozpływała się bardzo kremowo w umiarkowanym tempie. Zachowywała wprawdzie zwarty kształt, ale znacząco miękła i robiła się gibka niczym miękko-zwarta grudka kremu 100% z orzechów z motywem śmietanki. Miękła coraz bardziej. Okazała się dość tłusta i przejawiała soczystość, która z czasem tak się rozkręcała, że była jak tsunami. Znikała rzadko, soczyście i mlecznie (jak mocno owocowo-mleczny koktajl?).

W ustach najpierw zawisło domniemanie subtelnego kwasku, jednak to słodycz polała się szybciej i odważniej. Mocniej.

Słodycz składała się z ogromu owoców, których w pierwszych sekundach za nic nie dało się połapać. Wyobraziłam sobie jasnofioletowe smoothie oraz ananasa. Drugi wątek to przemykający za i wśród owoców karmel, który na moment odleciał na tył.

Gorzkość w tym czasie dała o sobie znać, a owoce zaczęły kolejno się przedstawiać.

Oto na pewno czułam słodkiego (jakby wręcz miodowo słodkiego?) ananasa, w którym kwasek dopiero obudziła bezkreśnie soczysta marakuja. Wniosła egzotykę i rozruszała owoce. Smoothie zrobiono ze słodkich "borówek i innych jagódek", niewątpliwie owoców leśnych z dodatkiem czerwonych (w tym np. wiśni?)... Albo leśnych czerwonych, a nieznanych mi. Może coś jakby kwaśno-słodka, egzotyczna poziomka, jagódkowate, drobne owoce z tropikalnego lasu... I trochę mango? Wciąż zalewane przez marakuję, która w pewnym momencie zdominowała kompozycję. Ta mieszała się trochę z cytryną... i innymi cytrusami (mandarynkami i pomarańczami?).

Gorzkość okazała się ziemista, niczym ziemia raczej sucha, ale nie jakaś tam pustynna, a czarna i żyzna. Ogólnie nie była to gorzkość wysoka, ale dosadna i znacząca. Raz po raz zahaczyła o gorzko-słodki węgiel... z dziwnie słodkawo-rośliną nutką, która przemycała lukrecję.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa marakuja nieco odpuściła i pokazała się słodycz karmelu. Palono go lekko, miał miodowy charakter. Nagle... to właśnie miodowość wysunęła się przed niego. Przepływała między owocami i dodała im znaczącą, kwiatową nutę. Oto rozłożył się cały bukiet kwiatów. Miód musiał być wielokwiatowy. Miód z wiejskiej pasieki i kwiaty po prostu mieszały się w swej słodyczy.

Złagodziły trochę ziemistość. Zwróciłam uwagę, że glebę tę porasta zboże... część już ścięta. Znowu wyobraziłam sobie stogi siana - pierwsze plony? Klimat zrobił się nieco sielski, pojawiło się wiejskie mleko tłuste... Albo śmietanka? Przemknął mi przez myśl śmietankowy twarożek z miodem.

Acz może nie tłuste mleko, a z maślanym posmakiem? Maślanka! Nutka nabiału była delikatna, ale niewątpliwie z kwaskiem.
Miodowi specyficznej rześkości, niemal chłodu dołożyła lukrecja i chyba eukaliptus. Dodały jakby... cienia egzotycznego lasu do wydźwięku kompozycji. Pojawiła się szczypta przypraw korzennych, które musnęły ("zadrapały" to za wiele powiedziane) wraz z miodem gardło.

Ten podkręciły owoce, ich egzotyczny charakter. Pojawiło się więcej czerwonych, w tym wiśnia. Tylko że też jakby bardziej egzotyczna? To marakuja tak ją podkoloryzowała. W pewnym momencie jednak kwaśna wiśnia wyprzedziła ją. Do tego wszystko wciąż podkręcała i podsycała cytryna. A jednak nie było bardzo kwaśno. Soczyście owszem. Wyobraziłam sobie miód marakujowy (wątpię, że taki istnieje). Też trochę jakbym piła owocową maślankę? 

Zboże i ziemia na końcówce zmieniły się w orzechy. Sporo różnych, ale na pewno włoskie bez skórek. I fistaszki, też bez skórek. Odeszły od gorzkości zupełnie, przekładając się na motyw niemal neutralny, łagodny. Ziemia pobrzmiewała nieśmiało... podporządkowała się soczystości i słodyczy, jakby tak ten "miód marakujowy" na nią wylano. Orzechy też ją trochę przysłoniły.

W posmaku została cytryna i marakuja, ale również owoce czerwono-egzotyczne oraz słodkie orzechy w miodzie, jakby... też maślanka z miodem? Na pewno jakby orzechowa maślaność (przywodząca na myśl pasty 100% z orzechów). Do tego leciutki akcent, drobna cierpkość związana z ziemią.

Czekolada bardzo, bardzo mi smakowała, choć mogłaby być bardziej gorzka. Trochę brakowało mi mocniejszej ziemistości, mimo że zboże i orzechy też były miłe. Ogrom owoców: marakuja, ananas, leśne, cytryna, wiśnia zmieszane z karmelowo-miodową słodyczą, a potem to, jak miód i kwiaty do tego dołączyły było wspaniałe. Ogrom soczystości, kwaśność, ale nie za wysoka i znacząca, głęboka, a nie silna słodycz świetnie pasowały do maślankowej nuty. Egzotyczna leśność i trochę sielsko-wiejskiego klimatu zaskakująco połączyły się w harmonijną całość.

Podobnie marakujowa, kefirowo-maślankowa (dzisiaj opisywana była maślankowa i przedstawiała łagodniejszy nabiał), z mieszaniną owoców egzotycznych, wiśni, ale z kolei również gruszek, była Aruntam 72% Tanzania. Sporo w niej miodu w różnych wydaniach. Tamtą cechowała głównie słodycz, 78% soczystość, a słodycz zmieszała się z kwaśnością. Odrobinka ziemi i orzechy, przyprawy w tamtej zastąpiły bez wątpienia gorzkość (mimo że nie za wysoką) tej.
Dzisiaj opisywana nie miała tego, czym rozczarowała mnie 72%. "Miodzio!" - można powiedzieć jako okrzyk radości. Może i mogłaby być nieco mniej tłusta oraz rozpuszczać się wolniej, ale to jej wybaczam.


ocena: 10/10
cena: € 2,10 (za 50g; dostałam rabat)
kaloryczność: 588 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.