sobota, 15 kwietnia 2023

To'ak T.cacao 76 % Dark Drinking Chocolate

Nigdy bym nie powiedziała, że na blogu pojawi się recenzja pitnej czekolady... A jednak. Czekolady i czekoladki To'ak jedynie widywałam. Cena zwalała z nóg i po prostu wiedziałam, że za nic ich nie kupię. To chyba najdroższe, i w dodatku małe, czekolady, jakie widziałam. Gdybym jednak mogła coś ich spróbować, marzyłaby mi się czysta ciemna tabliczka. Wszechświat zadecydował inaczej. Jednym z gratisów od The High Five Company była To'ak, ale... do picia. A ja czekolady nie pijam, nie przemawia to do mnie. W zasadzie w ogóle nie lubię smakowego picia (dopuszczam czyste, proste herbaty i czasem kawę). Gdy jednak już znalazła się u mnie czekolada do picia tej klasy, po prostu nie mogłam jej nie spróbować. Kakao, z jakiego ją zrobiono, to pochodzące z rejonu Piedra La Plata ekwadorskie Heirloom Nacional, ze zbioru z 2017 roku.
Dokładnie się doinformowałam, co i jak należy zrobić, i postanowiłam, że zrobię sobie mocną siekierę i będą ją łyżeczkować bądź sączyć, jak herbatę z czarek w Japonii, z miseczki. Nie znalazłam bowiem żadnego pasującego naczynia - producent polecał filiżanki do espresso, ale nie mam czegoś takiego i... nie lubię filiżanek. Ulubiony kubek na przygotowywaną ilość za duży, inne niefotogeniczne; szklanki i kieliszki jakoś tak... nie pasowały.
Zawyżyłam sugerowaną przez Piotra z Sekretów Czekolady (którego się wcześniej radziłam) ilość czekolady i zaniżyłam ilość płynów. Zamiast optymalnych 3 czubatych łyżek na 100 ml mleka, zrobiłam po swojemu (też dlatego, że w opakowaniu było 50g, które chciałam wypróbować na dwa sposoby, oba na gęsto).

To'ak T.cacao 76 % Dark Drinking Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 76% kakao z Ekwadoru (z rejonu Piedra La Plata) do picia (czekolada pitna / gorąca czekolada).

Sucha czekolada po otwarciu pachniała delikatnie, bardzo słodko w karmelowy sposób, trochę drzewnie, trochę ziemiście. Odnotowałam soczystość owoców, a także trochę dymu i orzechów, ale to naprawdę porządnie się zaciągając. 

Spróbowany suchy proszek wydał mi się dziwnie miękki ze struktury.
W smaku dość nijaki i raczej słodki - właśnie też w nijaki sposób. Czekolada przypominała zwykłe, pyliste, ale nie mocne (choć gorzkie) kakao w proszku, z tym że ze wzmocnioną ziemistością i soczystością.


Po zalaniu ciepło-gorącą ("ciepło-gorącawą") wodą, zapach bardzo się nasilił się, że czuć go w całej kuchni. Dominowała ziemia, ale czułam też niemal neutralne orzechy, trochę drewna i słodycz. Ta mieszała się z kwaskiem i soczystością owoców leśnych oraz żurawiny. W trakcie degustacji zapach kojarzył mi się z owocami w formie kompotu. Na pewno spory udział miały w nim też kwiaty, ich płatki... Trochę gnilne, wilgotne, goryczkowate - wyobraziłam sobie czerwone róże. Może z nutką ciepłych przypraw korzennych, wywołanych realnym ciepłem napoju?

3 łyżki i jakieś 80ml wody dało zaskakująco gęsto-kremowy efekt. Można to i łyżeczkować, i pić (ja robiłam raz tak, raz tak). Czekolada okazała się tłustawa w trochę maślano-śmietankowy sposób - aż mnie to zdziwiło. Wodnistości nie czuć. Po średnio dokładnym przemieszaniu widelcem zostały wprawdzie widoczne grudki, ale rozpływały się w ustach wraz z resztą. W ustach właśnie całość jeszcze bardziej gęstniała, kojarząc się z kremowo-miękkim i aksamitnym budyniem.

W smaku najpierw poczułam gorzkość ziemi, na którą nałożyły się orzechy włoskie. Świeże i delikatne, choć po chwili jakby przysypujące się ziemią. 

Z tła dobiegła słodycz karmelu na przyjemnie niskim poziomie. Prędko wyprzedziły ją soczyste owoce leśne. Były słodkie, ale i kwaskawo-cierpkie. Prowadziły czarne porzeczki, zaraz po nich jeżyny. Wzrosła owocowa cierpkość, niemal tanina. Poczułam wiśnie i żurawinę, które z czasem przybrały postać czerwonego wina. Słodkiego, acz cierpkiego. Może nawet zalatującego lekko ciepło-korzennie? Wydaje mi się, że akcent przypraw wywołało ciepło napoju, niemniej, wyszedł przyjemnie, podkreślając kolejną część kompozycji.

Wino... było ciężkie, z echem drewnianym. Bliżej końca pojawiło się drewno, drzewa i znów orzechy. Mniej jednoznaczne, jakby osnute gorzkim dymem i skryte w czarnej ziemi. Ta była wilgotna i soczysta, jakby ktoś wylał na nią wino. Jej smak rósł i rósł.

Po zniknięciu czekolady z ust, zostało cierpkie ściągnięcie, tanina jak po winie o nutach owoców leśnych i czerwonych, z wyrazistą ziemistością.

-----------

Po zalaniu ciepło-gorącym, ale nie gotującym się mlekiem, aromat złagodniał. Był o wiele bardziej maślany, trochę śmietankowy. Pomyślałam o mousse'ie czy jakimś kremie kakaowym, który zahacza o grzybowe nuty. Wciąż było ziemiście, drzewnie i soczyście, ale już nie aż tak. Słodycz stała się wyższa i karmelowa.

2 czubate i 1 płaska łyżka na jakieś niecałe 70 ml (może nawet 60) mleka 2% przełożyły się na cudownie gęsty efekt. Spokojnie dało się to łyżeczkować, przy czym miałam wrażenie, że to roztopiona tabliczka czy rzadki budyń (co akurat w odniesieniu do pitnej czekolady jest oznaką pozytywnej gęstości). Pijąc, zdziwiła mnie jej kremowość - jeszcze wyższa niż w przypadku zmieszania z wodą. Była tłusta, mimo że mleko 2% samo w sobie nie jest przecież tłuste. W tłustości czekolady było jednak i coś maślanego, i... bardzo poszło w śmietankowość. Choć to napój, wydawał się syty. Po przełknięciu pozostawiał lekko pyliste wrażenie.

W smaku w zasadzie poniekąd wyszło podobnie, co wersja na wodzie, ale łagodniej, mniej cierpko i mniej owocowo-soczyście.

Już sama początkowa gorzkość była delikatnie ziemiście-orzechowa, a mocno kojarząca się z ciemnoczekoladowym brownie. Brownie maślanym i z karmelem, w którym to karmelu nie żałowano.

Karmelowa, karmelowo-maślana czy nawet trochę śmietankowa słodycz od razu była dość wysoka. W brownie znalazły się jednak także słodkie, leciutko kwaskawe owoce. Wskazałabym czerwone (wiśnie, żurawinę) oraz leśne. Może jako farfoclowate kawałki, może jakaś masa wewnątrz ciasta. Ono z każdą chwilą wydawało się coraz bardziej maślano-śmietankowe, choć nie było efektu mlecznej czekolady. Czuć, że to ciemna, tylko że... myśli krążyły wokół ciasta i mousse'u / kremu czekoladowego o gorzkawo-grzybowej nucie.

Bliżej końca ta grzybowość, nawet truflowość zmieszały się z maślanymi orzechami (blanszowanymi włoskimi?), maślano-karmelową słodyczą i minimalną cierpkością słodkiego, owocowego czerwonego wina. Ziemistość była bardzo subtelna. W posmaku zostało właśnie to, bez ściągnięcia. 

-----------

Obie wersje były smaczne, jednak u mnie zdecydowanie wygrywa charakterniejsza, ziemiście-owocowa, taninowo winna na wodzie. Na mleku wyszła bardziej słodko i maślano - acz wcale nie tak ewidentnie mlecznie (to w moim odczuciu plus). Na "czekoladowość" wersja z wodą była bardziej ziemista, z mlekiem grzybowa. Obie zaskakująco tłusto-kremowe, ja wolałam aksamitną na wodzie, bo ta na mleku i jej maślaność już mi nie odpowiadała.
Ogólnie nie pasowała mi forma, tłustość i sytość czegoś w zasadzie do picia. Wiem, że gdybym zrobiła to "jeszcze bardziej do picia" w ogóle miałabym problem i męczyłabym to (np. nie jestem w stanie wypić mleka tłustego - obstawiam, że tu mógłby wyjść ten sam problem). Łyżeczkowanie jednorazowo było ok, ale utwierdziłam się, że po prostu nie lubię pitnej czekolady, smakowego picia innego niż herbaty.
Gorzko-winny smak cudnie wychodzi w tabliczce, a przy czymś do picia uwypukliła się słodycz i jakoś tak... przy przyspieszonym spożywaniu (wiadomo, że czekoladę je się wolniej, niż pije) mi to niezbyt podeszło. Wersja słodsza, czyli z mlekiem, tym bardziej, bo nie cierpię słodyczy w piciu. Taak, bardzo nie lubię pitnej czekolady, a jednak jako ciekawostka ta mnie nie zmordowała. Była naprawdę ciekawa i niezwykła, czuć jej wysoką jakość. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam - to zupełnie co innego niż powszechnie dostępne gorące czekolady czy np. kakao do picia (chodzi mi o robione normalnie, bo z tym rozpuszczalnym cukrowym w ogóle nie miałam doświadczeń, które bym pamiętała, więc nie mogę o nim mówić).
Nie rozumiem fenomenu tego i tego, że ktoś za coś takiego płaci. Z oceną mam problem, najchętniej zostawiłabym bez niej, bo skoro nie lubię, przygotowałam bardzo po swojemu - nie ma to sensu. Cieszę się jednak z nowego doświadczenia. A że jednak, już po napisaniu tej recenzji, swoje doświadczenie jeszcze wzbogaciłam, tej spróbowałam jakoś jakąś ocenę wystawić.

Trochę wersji mlecznej dałam spróbować Mamie i ona stwierdziła, że też nigdy nie miała z czymś takim do czynienia, że jest to ciekawe, ale dla niej o wiele za gorzkie. Dodała, że ona by to o wiele bardziej rozrzedziła (bo jak sobie kiedyś robiła zwykłe czekolady do picia, to i tak mimo przepisów lała więcej wody/mleka).

ocena: - (no dobra, jak mam myśleć o gorących czekoladach, nutach... wydaje mi się, że to produkt na 9-10, nie sądzę, by były lepsze)
kupiłam: dostałam od The High Five Company
cena: jak wyżej (cena półkowa 200 g €25,69; ja dostałam próbkę 50g)
kaloryczność: nie znam
czy znów kupię: nie (i nie kupiłabym, by spróbować)

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.