niedziela, 2 kwietnia 2023

(Słodki Przystanek) Beskid Chocolate Pinta Transition Kolumbia Tumaco 50 % ciemna mleczna 50 % z Kolumbii ze sproszkowanymi wiśniami liofilizowanymi i wanilią

Razem z nowymi tabliczkami Beskidu, za które jestem im jak zwykle przeogromnie wdzięczna, trafiły do mnie miniaturki. Kilka czystych ciemnych, do których z rozkoszą wrócę, bo je znam, ale też takie, których bym nie kupiła, bo z dodatkami. Mało tego! Takich, o których istnieniu nie wiedziałam. To wyniki współpracy z browarem Pinta, a więc inspirowane piwami, do których to z kolei jest dodawane ziarno kakao takie samo jak w tych tabliczkach. Bardzo ciekawy pomysł, acz efekty - nie moja bajka. Trochę jednak jest bardzo miło móc spróbować. Od mlecznej akurat niczego szczególnego nie oczekiwałam, bo już z zasady jest mniej moja niż ciemna z dodatkami (w przypadku obu, dodano je "na gładko", a wiec sproszkowane, nie jako posypka).
Gdy dostałam te miniaturki, degustacje dwóch innych z Kolumbii już były zaplanowane, więc... ciekawie kolumbijskie turnee mi wyszło.
 Tabliczka jest inspirowana piwem imperial stout Pinta Barrel Brewing Transition. Z kolei do tego piwa trafiły ziarna kakao, z jakich zrobiono tę czekoladę.

Beskid Chocolate Pinta Barrel Brewing Transition Imperial Stout Kolumbia Tumaco 50 % Czekolada Mleczna to ciemna mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao (ziarna i tłuszcz) z Kolumbii, z okolic miasta Tumaco, ze sproszkowanymi wiśniami liofilizowanymi i wanilią; konszowana 72 godziny; u mnie jako miniaturka ok. 10g.

Po otwarciu poczułam ogrom pełnego, naturalnego i świeżego mleka sowicie zasłodzonego wanilią. Ta wydała mi się urocza i na granicy przesady. Ogólnie było słodko i łagodnie. Kakao zaznaczyło się bardzo subtelnie, niemal jedynie orzechowo w tle. Soczystości... też się lekkiej doszukałam, ale raczej jak z czekoladek owocowych (oczywiście mlecznych - myślę tu raczej o batonikach typu Hibbi, Kinder, ale w wersji szlachetnej).

Tabliczka w dotyku wydała mi się zarówno pyliście suchawa, jak i tłusta. Była twarda jak ciemna czekolada i podobnie też trzaskała. Już na tym etapie dała się poznać jako zbita.
W ustach rozpływała się średnio wolno, gęsto i tłusto w sposób maślano-śmietankowy. Początkowo przypominała zbite, chłodne masło. Skojarzyła mi się z o wiele za tłustym, sztywnym budyniem-puddingiem proteinowym. Z czasem pojawiła się jednak szorstkość, lekka pylistość, co tę myśl odegnało. Pod koniec pojawiła się leciutka soczystość, a czekolada znikała rzadko jak tłuste mleko z lekką soczystością.

W smaku pierwsza zaznaczyła swoją obecność wanilia. Było jej sporo, ale nie za dużo. Niemal w tej samej sekundzie usta zalało mi tsunami mleka.

Mleko i wanilia wymieszały się, tworząc słodziusie, urocze mleko waniliowe... w zasadzie mleczusio. W pełni naturalne, szlachetne. Choć słodycz była bardzo wysoka, napływała i brylowała na mlecznych falach wszędzie, początkowo nie wydawała się przesadzona.

W pewnym momencie odnotowałam leciuteńki motyw czekoladek wiśniowych. Wyobraziłam sobie mlecznoczekoladowe batoniki, nadziane łagodnym mleczno-wiśniowym kremem o różowym kolorze. I on był bardzo słodki, ale również soczysty. Wiśnia, jakoś mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, spróbowała dodać odrobinki kwasku. Otarła się o świeżość.

Kompozycja zrobiła się jednak bardziej maślana - chyba na zasadzie kontrastu. Tłuste mleko, niemal śmietanka i właśnie maślaność skupiały na sobie coraz więcej uwagi, ale rosła też słodycz. 

Za maślanością pojawiła się sugestia orzechów - kakao okazało się zbyt nieśmiałe, by jakoś szczególnie się zaprezentować. Może trochę zakręciło się z wiśnią, która pomogła mu się zdobyć na lekko ziemisty szept. Zaraz jednak obie nuty zniknęły w waniliowo-słodkiej, coraz słodszej, maślanej toni. 

Pod koniec zrobiło się nieco cukrowo. Ogólna słodycz, a więc też wyrazista wanilia, zaczęła zaznaczać swoją obecność w gardle.

W posmaku została jednak wanilia i mleko. Za nimi znalazły się już nieco charakterniejsze, cierpkie wiśnie i maślaność... może kakao? Ale słodkie, zrobione na mleku, acz robiące aluzje do ziemistości.

Czekolada mi nie podeszła. Bardzo, bardzo słodka - wprawdzie od wanilii, ale i tak, na tyle, że wraz z ogromem mleczności i maślaności gdzieś uciekło kakao i wiśnie. Szkoda. A jednak nie jestem też przekonana co do samego zestawienia dodatków. Trudno mi to nawet jakoś ocenić, bo czekolada z tych, co to "mogą być", zupełnie nie dla mnie (nigdy bym jej nie kupiła), Beskid stać na więcej. Tej brakowało charakteru. Od początku uznałam ją za czekoladę na 6, ale jak pomyślałam, czym właściwie miała być, a jak smakowała... w zasadzie trudno za bardzo się czepiać. W dodatku nie mam pojęcia, jak smakuje piwo, którym była inspirowana. Może właśnie tak? Im więcej jednak jadłam, utwierdzałam się, że wystawienie 7 byłoby wbrew mnie. Wiem jedno: mimo że to takie maleństwo, końcówka mnie znudziła i oddałam Mamie. Takie to... słodkie, mleczne, że ja obecnie nie widzę sensu w jedzeniu takich rzeczy.
Mama stwierdziła: "nie zrobiła na mnie wrażenia. Słodka, kwaśna, maślana; ot, taka zwykła". A no właśnie... a od Beskidu nie oczekuję tylko "zwykłego" poziomu.


ocena: 6/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, mleko pełne w proszku, wiśnia liofilizowana, wanilia Bourbon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.