Kiedy poszukując informacji do tej recenzji odkryłam, że "fromage" znaczy po prostu "ser" po francusku, runęła spora część moich poglądów na pewne smaki i część produktów. Zawsze mi się wydawało, że fromage to "jakiś tam twór a'la nasz twarożek - biały ser ze śmietaną" czy coś w tym stylu. Jako że śmietany nie lubię, serków do smarowania nie jem, nigdy też nie widziałam niczego z moich produktów o tym smaku, uznałam, że to kompletnie nie dla mnie. W sumie najbardziej to mi się z tym kojarzyły Lay'sy Fromage, czyli... (wygooglałam) "śmietanowo-cebulowe"? Nie brzmiało to dobrze. Jednak z tego, co wywnioskowałam, fromage i tak w ogólnie sklepowo-konsumenckim pojęciu to takie właśnie "twarożkowe cuś". W odniesieniu do dzisiaj prezentowanej czekolady rzeczywiście chodzi o jakby twarożek, biały ser ze śmietaną. Dokładnie o tradycyjny francuski Fromage Blanc od mleczarni artystycznej (wow, że w Stanach mają takie rzeczy) Cowgirl Creamery. Ponoć podaje się go zamiennie z jogurtem w różnych owocowych deserach, dodaje się do serników.
Przez wcześniejsze doświadczenia z serowymi tabliczkami Vosges zupełnie nie wpadłam na to, że... czekolada ta ma udawać sernik! A właśnie to zdradziła właścicielka, Katrina, na opakowaniu.
I tu kolejna ciekawa rzecz. Miała to być moja pierwsza biała Vosges. Mimo że z białymi mi nie po drodze, muszę przyznać, że do wariantu smakowego chyba pasuje. Ja wprawdzie nigdy nie lubiłam owoców leśnych / z działki ze śmietaną i cukrem oraz owocowych serników, kochałam je same, ale wiem, że wielu kojarzy się to z dzieciństwem, a i serniki z owocami cieszą się popularnością.
Vosges Fromage Blanc and Berries 36 % Cacao to biała czekolada malinowa z serem białym Fromage Blanc (jako posypka) z owocami leśnymi: jagodami / borówkami amerykańskimi (w kawałkach oraz sproszkowanymi malinami).
Gdy tylko otworzyłam opakowanie, uderzyła mnie wysoka słodycz i śmietanka. Zaraz po nich sunęła lekka owocowa rześkość, wpisująca się w słodycz i jednocześnie podsycająca kwasek. Wydało mi się to lekko duszne: za sprawą mleka w proszku i naturalnie-pudrowych owoców. Maliny dominowały. Kiedy wąchałam spód z posypką z kolei... wyraźnie czułam śmietankowy twarożek. Po poprzełamywaniu i w trakcie jedzenia było bardziej soczyście: owocowo i twarożkowo (taka specyficzna "soczystość" nabiału) właśnie.
To, że ser dodano pod postacią posypki, wprawiło mnie w osłupienie. Szok, pierwsza taka Vosges właściwie w każdej kwestii!
Niestety posypka strasznie się osypywała. Wprawdzie było jej dużo, a kawałki na tyle spore, że nie stanowiło to wielkiego problemu, ale wolałabym lepiej wtopione.
Tabliczka w dotyku wydała mi się tłusto-suchawa i proszkowa.
Przy łamaniu lekko pyknęła ujawniając przekrój pełen drobnych kawałeczków owoców: głównie jagód (obstawiam, że maliny sproszkowano).
W ustach rozpływała się bez ociągania, zmieniając się w gęstawy, miękki krem. Jej tłustość wyszła taka... mleczna, nieprzytłaczająca. Oblepiała usta, choć i wodnistość, w zasadzie bardziej soczystość, przejawiała. Nie była idealnie gładka, a lekko proszkowa.
Grudki twarogowej posypki wykazywały pewną tłustość, ale odebrałam je raczej jako pozytywnie suche. Były twardawe w kontekście zwarto-jędrnym, nie kamiennym. Nasiąkając w ustach, gryzione bliżej końca robiły się trochę sprężyste.
Wyłaniające się kawałki owoców były małe, średnie i drobniutkie, przy czym zdarzyło się sporo porządnych, chrupiąco-trzeszczących (gdy zaczęłam gryźć szybciej), ale też zwartych skórko-farfocli, które przyjemnie nasiąknęły. To głównie jagody, malin chyba wcale. Pestek na pewno nie uświadczyłam (na szczęście). Dodatki zostawiałam bliżej końca i wtedy wszystko grało całkiem fajnie.
W smaku przodowała słodycz i mleko. Ta pierwsza, mimo że od początku wysoka, nie wydała mi się przesadzona. Mignęło mi mleko w proszku, po czym popłynęła bezkresna, słodka mleczność.
Słodka, malinowo-jagodowa nuta szybko zaznaczyła swoją obecność jako delikatna mgiełka w tle. Po chwili owoce zawiązały spółkę ze śmietanką. Maliny zaserwowały minimalnie kwaskawy, soczysty posmak, choć i słodyczy (ich i jagód) nie brakowało. Nie zagłuszyły jednak mlecznej bazy.
Ta okazała się... pełna, niemal śmietankowa. Zaraz zmieniła się w śmietankowy, łagodny serniczek / gęsty, śmietankowy deser czy krem. Dużo w tym mleka i jego łagodności, ale odnotowałam też leciutką sugestię twarogu.
Mieszało się to z maślanością, która też całość wygładzała. Nuty sera, które płynęły od posypki, podczepiły się pod to. To był kwaskawy ser biały... serek śmietankowy albo wręcz śmietanowy. Sernikowo-jogurtowy? Oczywiście w zależności od ułożenia kęsa smak śmietanowego sera pojawiał się albo szybciej i wyraźniej (gdy posypką do dołu), albo bliżej końca, również wyraźnie, ale wtedy już zestawiony ze słodkimi jagodami (posypką do góry).
Owoce pobrzmiewające od początku, w pełni roztoczyły swój smak gdy zaczęły wyłaniać się spod czekolady. Maliny uprzyjemniły słodycz, bo zdawała się w dużej mierze od nich pochodzić. Chwilowo jednak wprowadziły pewien zaduch, jakby miały zrobić się pudrowe. Na szczęście jednak nie zdecydowały się na żaden konkretniejszy krok w tym kierunku, a podsycały twarożkowość, po czym wymieszały się z borówkami amerykańskimi. W nich znalazła się zaskakująco wyraźna odrobinka kwasku. Wyszły zachwycająco autentycznie.
Owoce dominowały zwłaszcza, kiedy wzięłam się za ciamkanie dodatków bliżej końca. Jagody zaserwowały mi 101% swojego słodkiego, wyrazistego smaku. Niektóre smakowały bardziej jak kwaskawo-liofilizowane, inne zaskoczyły, bo... czułam się, jakbym trafiła na świeże owoce. Wtedy też także ser zacnie nasiąkł i rozkręcił się smakowo. Dodał kwasek, ale taki... cudownie twarożkowo-sernikowy, nabiałowy. Kojarzył się z jogurtem, a całościowo - z jogurtem z owocami.
Bliżej końca słodycz troszeczkę zadrapała w gardle, ale nie była aż tak mocno odczuwalna w trakcie jedzenia. Końcówka w kwestii owoców należała do jagód.
Posmak z kolei należał do słodziuteńkiej śmietanki, serko-twarożku i owoców leśnych. Te ostatnie wydały mi się rozmyte i wmieszane w... skojarzenie z sernikiem. Ser pozostawiał dość kwaśny motyw jogurtu / śmietany - nienachalny i w tle, ale sprawiający, że nie ma mowy o przesłodzeniu.
Intrygująca czekolada. Zaskoczyła mnie i formą, i wyglądem, i... w sumie smakiem. Nie przepadam za czekoladami białymi owocowymi, tabliczek z posypką też nie kupuję, jednak ta była ciekawa i uważam ją za wartą uwagi. Była smaczna, co najważniejsze. Oprócz tego cudownie rześka, zarówno dzięki owocom, jak i nabiałowi. Ani trochę nie była ciężka, tłusta, a jej lekką pudrowość da się znieść. W dodatku forma dodatku wyszła nieźle (a taka mogła być tragedią!). Żadnych pestek, wszystko rozpuszczało się i nasiąkało jak trzeba.
Z dużą przyjemnością zjadłam ok. 3 kostki, uprzednio już zobaczywszy tabliczkę po otwarciu odłamując dwie Oldze z livingonmyown (uznałam, że musi spróbować, bo ta wyszła fajnie, w momencie gdy jej trafiło się jakieś baronowe paskudztwo jagodowe z Biedry), a około 3 oddając Mamie ("ogryzki", czyli fragmenty, gdzie twarogu było najmniej - nie miała nic przeciwko śladom zębów). Gdybym nie chciała tego dziwa pokazać bliskim, mogłabym zjeść sama, choć ze wszystkich Vosges jest najmniej moja - to raczej ciekawostka niż czekolada. I podobne zdanie miała Mama: "Dziwna ciekawostka, w sumie fajna, ale... wolałabym nadzienie, a tak? Nie mam jej zupełnie nic do zarzucenia, ale... dziwna, taka nie jak czekolada".
ocena: 8/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 8 $ (za 85g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa), ser Fromage Blanc, jagody / borówki amerykańskie, liofilizowane maliny