J.D.Gross Mousse au Lait Creme Brulee to czekolada mleczna o zawartości 32 % kakao z (39%) mlecznym nadzieniem / mousse'em śmietankowym z karmelem (10 %; "karmelizowanym cukrem" - jak życzy sobie producent).
Rozerwawszy sreberko, poczułam mocno słodki, cukrowy zapach. Nie był to jednak czysty, biały cukier, a cukier palony. Karmel mieszał się z mlecznością i niemal uroczą czekoladowością. Pomyślałam o śmietankowo-maślanych karmelkach, podkradających się już pod toffi. Zwłaszcza po podziale poszczególnych kostek. Wtedy też wyraźnie poczułam śmietankę / mleko w proszku.
W ustach czekolada rozpływała się tworząc zalepiającą, gęsto-kremową i tłustą masę.
Kontynuował to tłusty krem, trochę podobny do niej. Wydał mi się jednak rzadszy, dość miękki i troszeczkę bardziej tłustszo-mazisty, odrobinkę proszkowy. Był cudownie puszysty, ale mam problem z nazwaniem go mousse'em w 100 %ach. Na pewno jednak nie był ciężki. Przypominał tłustą bitą śmietankę lub puszyste lody.
Karmel, który znalazł się w nim pod postacią malutkich i średnich kawałków przyjemnie chrupał. Częściowo się rozpuszczał, odrobinę miękł, nie przylepiał się do zębów. Daleko mu do niemiłej twardości. Cechowała go kruchość... był chrupiący w kontekście cukrowo-kryształkowym. Wydał mi się przyjazny i dobrze dopasowany do reszty.
Mousse jednak zdecydowanie podkreślił śmietankę. Przypominał bitą śmietankę, zacukrzoną do granic możliwości, przy czym zachował właśnie śmietankowy smak. Trochę czuć w nim śmietankę w proszku, ale nie odebrało to wnętrzu uroku. Kojarzył mi się również z lodami śmietankowymi.
I w nim pojawiła się bowiem maślaność, nawet taka lekko palona. Nadzienie to wydało mi się też odrobinę tłuszczowe, jednak wszelkie tego typu motywy przykrył cukier, którego w tej części nie brakowało.
Okazał się delikatnie palonym karmelem. Był intensywny i oczywiście słodki, ale jednocześnie słodycz przełamujący. To bez dwóch zdań karmel, choć z maślanym echem (w ogólnej słodyczy w sumie aż trudno orzec).
Karmel rozgryzany pod koniec i na koniec, zdecydowanie podkreślał smak palonego cukru, w którym niestety doszukałam się pewnej sztucznawości.
Po wszystkim pozostał posmak karmelu, cukrowe zasłodzenie i drapanie w gardle, oraz wyraźna śmietanka. Nic nie było tu przerysowane, wszystko cechowała naturalność i... cukrowość, podczepiająca się pod wszystko inne.
Całość, mimo że zacukrzona do bólu, wyszła smakowicie. Ten ogrom śmietanki, wpisane w nią skojarzenie z maślanymi-toffi cuksami, a i jednak nutka bardziej karmelowa w przystępnej formie wywołało we mnie... masochistyczny zachwyt. Słodycz mnie dręczyła, ale oddałam się temu. Tym bardziej, że konsystencja też mnie uwiodła. Nie było to ani miękkie, ani twardo-wlepiające się w zęby, a gęste, puszyste i z elementami chrupiącymi, które nie odstawały. Świetnie wyważone, pożądane przecukrzenie. Wprawdzie takie na raz, nie żebym miała do tego wracać. 5 kostek nasyciło mnie, potem już zrobiło się za słodko i znudziłam się, bo to trochę niezbyt mój smak obecnie, więc reszta powędrowała do Mamy (bo już z czasem brakowało mi tego, czego szukam w czekoladach: kakao! "ciemnego" smaczku), ale to zacna propozycja.
Mama zakochała się. Stwierdziła: "Nie tylko przepyszna, ale to wykonanie to prawdziwy kunszt! To nadzienie... to ten taki mousse, tak? Jejku, puszek taki... No jak oni to zrobili? Takie coś to chciałabym też w ptasich mleczkach. I ten karmel, wszystko z nim w porządku, odpowiednio chrupki, a ostatnio coraz trudniej o taki. W ogóle jaka... ciekawa! Mistrzostwo".
Chyba lepsza od Lindt Creation Creme Brulee, chociaż Gross mógłby dopracować jakość (patrzę na składy) i obniżyć poziom cukru. O ocenie przesądziło nadzienie, bo smakowo to bym się jeszcze wahała, czy nie 8 (bo smakowała mi mniej niż Tiramisu). Struktura mousse'u była jednak niebiańska (no, a jednak Lindt kojarzył mi się z mocniej palonym karmelem, doszukałam się odrobinki soli, ale z kolei... kiedy to było?) i po konsultacjach z Mamą (która wystawiła by 10 i koniec), uznałam, że zasłużyła.
ocena: 9/10
kupiłam: Lidl
cena: 7,99 zł (za 188g)
kaloryczność: 574 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, 20% mleko w proszku pełne, tłuszcz kakaowy, olej palmowy, miazga kakaowa, mleko w proszku odtłuszcozne, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, masło, naturalny aromat, ekstrakt z laski wanilii, sól
Już nie pamiętam, czy tu był rasowy mus, ale możliwe, że tak. Przyjemność czułam. I to na pewno nie masochistyczną, a po prostu plebejską. Według mnie jest najsłabsza z testowanych przeze mnie, więc tylko dlatego do niej nie wrócę.
OdpowiedzUsuńA do innych wrócisz? :O
Usuń