środa, 23 września 2020

Georgia Ramon Shattenmilch / Shadow Milk 75 % Dark Milk Dominican Republic ciemna mleczna 75 % bez cukru

Mleczne czekolady na starcie przegrywają u mnie z ciemnymi, jednak dawno, dawno temu to ciemne mleczne były moimi ulubionymi. Gdy odkryłam, że istnieją czekolady łączące i mleko, i dużo kakao, czułam się jakbym znalazła jakąś... odpowiedź na wszelkie tajemnice wszechświata? Powiedzmy. I tak też z czasem trafiłam na obłędną Zotter Labooko Milk Chocolate "dark style" 70 % czy Labooko 80% / 20% Milk Chocolate Super Dark. Na mleczną o zbliżonej zawartości (właściwie śmiesznie wyśrodkowanej między podlinkowanymi) aż zacierałam ręce. Może to ona miała przerwać złą passę? Bo ostatnio tabliczki Georgii Ramon miały problem ze zdobyciem pełnej, zasłużonej 10/10.

Georgia Ramon Shattenmilch / Shadow Milk 75 % Dark Milk Dominican Republic without added sugar to czekolada ciemna mleczna o zawartości 75 % kakao trinitario z Republiki Dominikany bez dodatku cukru.

Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam zapach gorzkich orzechów oraz mleka i sera. O ile ten pierwszy odpowiadał za paloną nutę, z którą wiązały się ziołowo-zbożowe tony, tak ser i mleko... W pierwszej chwili pomyślałam o bardzo łagodnym, słodkawym serze żółtym, jakimś gęstym tłustym... ale zaskoczył na tor bardziej serkowo-śmietankowy. Gdy w tle zamajaczyły owoce, pomyślałam o serniku. Owoce zaś w pierwszej chwili wyszły pudrowo (tu pomyślałam o jakiś czerwono-leśnym miksie), potem rozkręciła się ich rześkość. To były ewidentnie winogrona.
W trakcie jedzenia, gdy tak wąchałam tabliczkę, przyszedł mi do głowy kwaskawy sernik ze zbożowym, nieźle wypieczonym jasnym spodem i rodzynkami.

W dotyku tabliczka wydała mi się sucho-tłusta i zbita.
Wyglądała i zachowywała się przy łamaniu jak ciemna, wydając pyknięcio-trzaski.
W ustach rozpływała się powoli w bardzo gęsty sposób, średnio chętnie, ale przyjemnie. Pozostawała zwarta, acz upuszczała trochę lepkiej mleczno-maślanej tłustości i szorstkiej proszkowości. Pojawiało się poczucie wysuszenia, ale miała też momenty lżejsze, bardziej rześkie. Trochę jak... tłustawo-suchawy ser. Wszystko to było cudownie wyrównane.

W smaku jako pierwsza pokazała się kwaśno-słodziutka śmietanko-śmietana. Kwaśność śmietany i naturalnie mleczna słodziuteńkość serka śmietankowego / sernika mknęły w wyścigu tak, że aż ich obraz rozmazywał się ze sobą... Były nierozłączne.

Mleko, oprócz naturalnej słodkawości, roztoczyło w końcu pewną łagodność, w czym było też trochę tłuszczowości maślanej... i jakby orzechowej? Orzechowość po paru chwilach zaczęła narastać. Pojawiła się palona nuta i goryczka. Przy każdym kolejnym kęsie (przy pierwszym niespecjalnie) wyłapywałam tu nieśmiałą, słodko-kwaskawą śliwkę - nie jestem pewna, ale chyba podsuszoną.

Gorzkość zaczęła się rozwijać, zaczynając od orzechów, a potem poprzez zbożowo-siankowe motywy przeszła w zioła. Apteczno-ziołowe nuty podkradły też odrobinkę kwasku i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zajęły istotną pozycję. Nie były jednak napastliwe, raz czy drugi wydały mi się lekko "papierowe" (?), nawet odrobinę słodkawe. I wymieszane z delikatną orzechowością.

Mleko nie wystraszyło się; odważnie zaczęło robić wybiegi do smakowej tłustości. Z zaskoczeniem odnotowałam sól i poczułam łagodnie-mleczny, ale niezaprzeczalnie żółty ser. Obstawiałabym jakiś półtłusto-suchawy, niby kruchy, ale w ustach dość sprężysty... Oczami wyobraźni go widziałam!

Z kolejną falą kwaśności nadeszło orzeźwienie i słodycz. Trochę "wodniście soczysta", początkowo trochę rozmyta, nabierała mocy. Oto nagle poczułam się, jakbym rozgryzała różowe, słodkawo-nijakie winogrona. Zaskoczyły mnie, jak jednoznaczne były. W pewnej chwili niemal dominowały, a zaraz...

Lekki kwasek zamienił je w rodzynki. Przy śmietance i kwasku nabiału gładko weszły w... twarożek lub nawet sernik. Ten był jednak mało słodki, w dodatku na jakimś goryczkowato zbożowym spodzie (kiedyś jadłam spód amarantusowy w ciastku "Snickers" z Odette i tak mi się to skojarzyło - goryczkowato-słonawy i dość dziwny). Znów orzechy trochę się wychyliły. Jakby to tak odrobinkę skropić miodem... Palona nutka na końcówce postawiła kropkę nad "i". Leciutka cierpkość zasugerowała nawet jakieś wytrawne wino o ziołowych nutach.

Po wszystkim w ustach pozostał posmak kwaskawego nabiału, w dużej mierze jednak naturalnie słodkiego, oraz nabiału tłustego, słonawego... no, sera trochę po prostu, a także palony motyw orzechowo-ziołowy. Soczystych winogron też nie brakowało, a ja doszukałam się również echa śliwko-wina.

Ser z winogronami, rodzynkami i orzechami? W ziołowo-palonym otoczeniu w dodatku? A między tym wszystkim jakieś migawki sernika i wina? Świetna czekolada! To tak, jakby raczyć się deską serów z dodatkami i podejrzeć, że w kuchni szykuje się coś jeszcze. To jednak nie nadeszło z pełną mocą, ale nie o to chodzi. Tabliczka bowiem cały czas intrygowała i trzymała w podniecającej niepewności.
Była bardzo niecodzienna, a przy tym po prostu smaczna... To w zasadzie moja definicja smacznej mlecznej czekolady. Pierwszy, drugi kęs... Z każdym kolejnym odkrywałam, że... zakochuję się w niej, aż mogłam to orzec z całą pewnością. Uważam, że czekolada potrzebuje trochę cukru... Właśnie trafiłam na wyjątek! Chociaż no, laktoza to też cukier.

Winogrona i orzechy czułam wyraźnie także w GR Dominican Republic 72 % Sweetened with Date Sugar. Tamta jednak za sprawą słodyczy ogólnej wydała mi się przyprawiona, ta ziołowa. Daktylowa moc wiadomo, bardzo zmieniła charakter kakao.

Też kwaśna i naturalnie słodkawa była Zotter Labooko Milk Chocolate "dark style" 70 % - to jednak duet cytrusów i kawy, w momencie gdy GR to kwaśny nabiał i gorzkość orzechów, ziół. Zotter był o wiele bardziej owocowy, a jego smak podkreślony dodatkiem wanilii i soli.
Zotter Labooko 80% / 20% Milk Chocolate Super Dark to z kolei tak jak GR kwaśno-cierpki nabiał, orzechy, ale też i skojarzenia z kozimi czekoladami. Naturalna słodycz została podkreślona tylko wanilią.
GR to dla odmiany kompozycja bardzo czysta, a dzięki temu bogata w smak kakao i mleka. To aż dziwne i zaskakujące (nawet dla mnie), jakie nuty to może dać.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 27,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, pełne mleko w proszku 25%, tłuszcz kakaowy

7 komentarzy:

  1. Ser żółty i sernik na dzień dobry - cudo. Owoce tam niepotrzebne, acz nie wadzą. Konsystencja raczej zagadkowa niż pozytywna bądź negatywna. Przynajmniej wyobrażana sobie na podstawie opisu. Wodniste winogrona, a tym bardziej ziołowe wino do wyrzucenia, reszta nut raczej dobra. A, no i sól yuk. Zastanawiam się, na co położyć nacisk skojarzeniowy - ser z otoczką czy sernik z dodatkami. To jednak dwa inne obrazy. Odnoszę wrażenie, że jednak to pierwsze. Zjadłabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zagadkowa" - świetnie ją nazwałaś. Czekolada bez cukru, a z mlekiem dziiiwnie się rozpuszcza!
      To był bardziej takie mleczny, bardzo łagodny, słodkawy, jak tylko może być żółty, że aż z czasem zwątpiłam, czy żółty - taki aż biały (twaróg) i pod koniec słodycz wzrosła. Na samej końcówce rozpływania się kawałka zrobił się sernik. Biorąc pod uwagę zapach, przez większość degustacji w głowie miałam obraz delikatnego żółtego.

      Usuń
  2. Hmm, akurat tę tabliczkę GR pominąłem, muszę o niej pamiętać przy następnych zakupach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze powtarzam, że nie lubię mlecznych czekolad ze względu na niską zawartość kakao i wysoki poziom słodyczy, jednak o tej tabliczce pewnie nie powiedziałabym złego słowa. Z Twojego opisu wnioskuję, że idealnie trafiłaby ona w mój gust. Złagodzenie mocy kakao mlekiem, nuty sernika, orzechów, winogron, serów ... to pewnie bardzo by mi się podobało, szczególnie że jestem fanką nie tylko jogurtów naturalnych oraz twarogów ale i wszelkiego rodzaju dobrych serów. Dlatego też ciężko będzie przejść mi na weganizm. Narobiłaś mi ochoty na taką deskę serów, a akurat mam kilka ciekawych w lodówce, więc chyba już wiem, co zjem na kolację. Na opisywaną przez Ciebie tabliczkę będę polowała, ale nawet jeśli nie uda mi się jej dostać, spróbuję kupić jakąś inną czekoladę mleczną o tak wysokiej zawartości kakao, bo przyznam, że dotychczas miałam okazję jeść tylko czekolady mleczne o podwyższonej zawartości kakao do maksymalnie 50% co wypada marnie w porównaniu z 75%.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mlecznymi mam to samo! Ja po prostu muszę czuć kakao.
      Również uwielbiam sery. Nie mogłabym być weganką (ani wegetarianką). "Ciężko będzie" - dlaczego przechodzisz?

      W takim razie polecam Zottera: https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2016/08/zotter-labooko-milk-chocolate-dark.html
      Obecnie wygląda, że troszeczkę zmienili, jest niemal identyczna Peru 75 / 15, jeszcze nie otworzyłam sprawdzić, czy to samo, ale obstawiam, że tak.
      Kozia Beskidu po zniknięcia koziej Labooko Zottera to jedna z moich ulubionych mlecznych. Skoro lubisz nabiał, to i Naive Kefir koniecznie do spróbowania.

      Usuń
    2. Staram się ograniczać produkty pochodzenia zwierzęcego ze względów etycznych. Mimo że produkcja mleka, jogurtów, serów czy jaj nie wiąże się z zabijaniem zwierząt, to na fermach najczęściej panują okropne warunki życiowe. Myślę, że jeśli więcej osób postara się ograniczać te produkty z podobnych powodów, to spadnie na nie popyt i producenci podniosą standardy, bo przy obecnym zapotrzebowaniu rynku na nabiał i jaja nawet o tym nie myślą. Oczywiście wiem, że na obecną chwilę są to tylko moje życzenia, ale zauważam, że coraz więcej osób myśli podobnie i może kiedyś producenci zostaną przymuszeni przez spadek popytu do poprawy warunków życiowych zwierząt. Oczywiście nie nastąpi to szybko. Na razie po prostu staram się nie przykładać zbyt intensywnie do napędzania przemysłu mleczarskiego. Weganizm uwolniłoby moje sumienie od tego ciężaru, ale przejście na dietę w 100% roślinną wymaga przygotowania i przyzwyczajenia.

      Usuń
    3. Marzy mi się, by standardy produkcji żywności ogółem były podnoszone, ale jestem pesymistką i prędzej uwierzę, że po prostu zaczną robić więcej wege rzeczy z chemicznym składem. Kocham zwierzęta, ale jestem egoistką i jednak wolę jeść to, co lubię. "Kiedyś" - niestety uważam też, że może być już w ogóle na to za późno biorąc pod uwagę co my jako ludzie robimy planecie i środowisku.
      Taak, przygotowania i pełnego przekonania na pewno, bo inaczej potem może to zadziałać w drugą stronę, że człowiek nie wytrzyma i rzuci się na wszystko jak leci, a nie o to chodzi.
      Współczuję takiego sumienia, ale podziwiam i szanuję postawę. Jak pisałam, jestem za wielką egoistką i choć szkoda mi zwierząt... ekhem.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.