Przez wcześniejsze doświadczenia z serowymi tabliczkami Vosges zupełnie nie wpadłam na to, że... czekolada ta ma udawać sernik! A właśnie to zdradziła właścicielka, Katrina, na opakowaniu.
I tu kolejna ciekawa rzecz. Miała to być moja pierwsza biała Vosges. Mimo że z białymi mi nie po drodze, muszę przyznać, że do wariantu smakowego chyba pasuje. Ja wprawdzie nigdy nie lubiłam owoców leśnych / z działki ze śmietaną i cukrem oraz owocowych serników, kochałam je same, ale wiem, że wielu kojarzy się to z dzieciństwem, a i serniki z owocami cieszą się popularnością.
Vosges Fromage Blanc and Berries 36 % Cacao to biała czekolada malinowa z serem białym Fromage Blanc (jako posypka) z owocami leśnymi: jagodami / borówkami amerykańskimi (w kawałkach oraz sproszkowanymi malinami).
To, że ser dodano pod postacią posypki, wprawiło mnie w osłupienie. Szok, pierwsza taka Vosges właściwie w każdej kwestii!
Niestety posypka strasznie się osypywała. Wprawdzie było jej dużo, a kawałki na tyle spore, że nie stanowiło to wielkiego problemu, ale wolałabym lepiej wtopione.
Tabliczka w dotyku wydała mi się tłusto-suchawa i proszkowa.
Przy łamaniu lekko pyknęła ujawniając przekrój pełen drobnych kawałeczków owoców: głównie jagód (obstawiam, że maliny sproszkowano).
W ustach rozpływała się bez ociągania, zmieniając się w gęstawy, miękki krem. Jej tłustość wyszła taka... mleczna, nieprzytłaczająca. Oblepiała usta, choć i wodnistość, w zasadzie bardziej soczystość, przejawiała. Nie była idealnie gładka, a lekko proszkowa.
Grudki twarogowej posypki wykazywały pewną tłustość, ale odebrałam je raczej jako pozytywnie suche. Były twardawe w kontekście zwarto-jędrnym, nie kamiennym. Nasiąkając w ustach, gryzione bliżej końca robiły się trochę sprężyste.
Wyłaniające się kawałki owoców były małe, średnie i drobniutkie, przy czym zdarzyło się sporo porządnych, chrupiąco-trzeszczących (gdy zaczęłam gryźć szybciej), ale też zwartych skórko-farfocli, które przyjemnie nasiąknęły. To głównie jagody, malin chyba wcale. Pestek na pewno nie uświadczyłam (na szczęście). Dodatki zostawiałam bliżej końca i wtedy wszystko grało całkiem fajnie.
Słodka, malinowo-jagodowa nuta szybko zaznaczyła swoją obecność jako delikatna mgiełka w tle. Po chwili owoce zawiązały spółkę ze śmietanką. Maliny zaserwowały minimalnie kwaskawy, soczysty posmak, choć i słodyczy (ich i jagód) nie brakowało. Nie zagłuszyły jednak mlecznej bazy.
Mieszało się to z maślanością, która też całość wygładzała. Nuty sera, które płynęły od posypki, podczepiły się pod to. To był kwaskawy ser biały... serek śmietankowy albo wręcz śmietanowy. Sernikowo-jogurtowy? Oczywiście w zależności od ułożenia kęsa smak śmietanowego sera pojawiał się albo szybciej i wyraźniej (gdy posypką do dołu), albo bliżej końca, również wyraźnie, ale wtedy już zestawiony ze słodkimi jagodami (posypką do góry).
Bliżej końca słodycz troszeczkę zadrapała w gardle, ale nie była aż tak mocno odczuwalna w trakcie jedzenia. Końcówka w kwestii owoców należała do jagód.
Posmak z kolei należał do słodziuteńkiej śmietanki, serko-twarożku i owoców leśnych. Te ostatnie wydały mi się rozmyte i wmieszane w... skojarzenie z sernikiem. Ser pozostawiał dość kwaśny motyw jogurtu / śmietany - nienachalny i w tle, ale sprawiający, że nie ma mowy o przesłodzeniu.
Intrygująca czekolada. Zaskoczyła mnie i formą, i wyglądem, i... w sumie smakiem. Nie przepadam za czekoladami białymi owocowymi, tabliczek z posypką też nie kupuję, jednak ta była ciekawa i uważam ją za wartą uwagi. Była smaczna, co najważniejsze. Oprócz tego cudownie rześka, zarówno dzięki owocom, jak i nabiałowi. Ani trochę nie była ciężka, tłusta, a jej lekką pudrowość da się znieść. W dodatku forma dodatku wyszła nieźle (a taka mogła być tragedią!). Żadnych pestek, wszystko rozpuszczało się i nasiąkało jak trzeba.
Z dużą przyjemnością zjadłam ok. 3 kostki, uprzednio już zobaczywszy tabliczkę po otwarciu odłamując dwie Oldze z livingonmyown (uznałam, że musi spróbować, bo ta wyszła fajnie, w momencie gdy jej trafiło się jakieś baronowe paskudztwo jagodowe z Biedry), a około 3 oddając Mamie ("ogryzki", czyli fragmenty, gdzie twarogu było najmniej - nie miała nic przeciwko śladom zębów). Gdybym nie chciała tego dziwa pokazać bliskim, mogłabym zjeść sama, choć ze wszystkich Vosges jest najmniej moja - to raczej ciekawostka niż czekolada. I podobne zdanie miała Mama: "Dziwna ciekawostka, w sumie fajna, ale... wolałabym nadzienie, a tak? Nie mam jej zupełnie nic do zarzucenia, ale... dziwna, taka nie jak czekolada".
ocena: 8/10
kupiłam: vosgeschocolate.com za czyimś pośrednictwem
cena: 8 $ (za 85g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa), ser Fromage Blanc, jagody / borówki amerykańskie, liofilizowane maliny
Mój obraz fromage też runął, gdy się dowiedziałam, że to ser, a nie dip ziołowy. Ale i tak nadal po chamsku używam tego słowa w drugim znaczeniu :P W zapachu dodatku nie czułam (i dobrze), ale owoce owszem. Przypomniałam sobie o pewnej R.S., którą jadłam lata temu. Cieszy mnie fakt, że i Twój ser był posypką, bo myślałam, że to także wina mojego przetrzymania. Smak... CÓŻ :D Ale sama czeko była bardzo dobra! Szkoda mi, cóż jednak po czasie poradzić?
OdpowiedzUsuńJa tam wybaczam, sera o zdanie nie pytamy. W sumie i tak w życiu mamy raczej do czynienia z tym smakiem, więc myślę, że nikt na tym nie ucierpi.
UsuńNie dziwię się, że TY nie czułaś. :P
Haha, nie chcę myśleć, jak mogłoby dojść do tego, że ser wyszedłby ze środka ze starości. xD No tak... smak posypki u Ciebie... wiadomo. O, cieszę się, że sama czekolada chociaż nie zawiodła (np. nie przeszła starością sera). Właśnie, to dowód na to, że i owocowa biała może być dobra. A np. Twoje Barony? Owocowe Zottery? Ciekawe, co końcowo przeważa, że taka czekolada wychodzi albo nie.
Czekolada z serem brzmi super - bo właśnie tak sernikowo - ale jak widać po recenzji Olgi musi być świeża :D zastanawia mnie czy ona miała tak krótką datę ważności? Czy może po prostu tak się zachowała po otwarciu? Bo czekolada wydaje mi się jednak tworem na tyle trwałym, że powinna po otwarciu jeszcze nadawać się do spożycia :p
OdpowiedzUsuńMiała parę miesięcy, jak ją dostałam, zjadłam swoją część ze średnio długą datą, wczesną wiosną i na dniach wysłałam Oldze. I to było jakoś tak, że chyba data była do kwietnia, a Olga swoje kostki przetrzymała do lipca i wtedy zjadła. To więc nie wina czekolady, a błąd konsumencki, że tak powiem.
UsuńTwoja recenzja sprawiła, że miałam ochotę zamówić tę czekoladę, chociaż na co dzień decyduję się na tańsze produkty. Cudownie się z Olgą dogadałyście - dwie, zupełnie różne opinie o tym samej czekoladzie czyta się ze zdwojoną ciekawością.
OdpowiedzUsuńNie znasz żadnego polskiego dystrybutora? Naprawdę mnie zainteresowałaś xd
Nie powiedziałabym, że takie zupełnie inne, gdy o czekoladę chodzi. Oczywiście Olgi była stara, więc niektóre różnice mogą z tego wynikać.
UsuńNie to, że nie znam. Jestem w 100 %ach pewna, że nie istnieje polski dystrybutor, bo pisałam bezpośrednio do Vosges. Są tylko w USA (+sprzedaż internetowa, mailowo można się dogadać w sprawach przesyłki do Polski, ale np. dla mnie jest za wysoka).
Dziękuję za odpowiedź!
Usuń