Kupując tę czekoladę pomyślałam, że będzie to dobra recenzja na Sylwestra. Taka strzelająco-fajerwerkowa tabliczka... tematycznie, prawda? To nic, że to recenzja sprzed dwóch miesięcy - spokojnie sobie poczekała w wersji roboczej.
Udanego Sylwestra życzę wszystkim. ;)
Po kilku ostatnich owocowych Lindt'ach (zakupionych prawie hurtowo!) doszłam do wniosku, że słodka mleczna czekolada ni jak nie pasuje mi do niektórych owoców. Ciemna? Jak najbardziej, ale słodycz i mleko... niee, po prostu nie. Mleczne z mlecznym kremem i z owocami po prostu raczej mi nie podchodzą. Przez owocowe Lindt'y mam dość. Przynajmniej na jakiś czas (dla niewtajemniczonych: cała cukrowa seria Exotic i Amarena-Kirsch).
Udanego Sylwestra życzę wszystkim. ;)
Po kilku ostatnich owocowych Lindt'ach (zakupionych prawie hurtowo!) doszłam do wniosku, że słodka mleczna czekolada ni jak nie pasuje mi do niektórych owoców. Ciemna? Jak najbardziej, ale słodycz i mleko... niee, po prostu nie. Mleczne z mlecznym kremem i z owocami po prostu raczej mi nie podchodzą. Przez owocowe Lindt'y mam dość. Przynajmniej na jakiś czas (dla niewtajemniczonych: cała cukrowa seria Exotic i Amarena-Kirsch).
Co jednak zrobić, kiedy czeka na mnie jeszcze jedna (na szczęście ostatnia) czekolada mleczna z nadzieniem owocowym?
Różowe opakowanie odpychało mnie, ale właśnie: strzelający efekt ciągnął, jak dzieciaka.
Kiedy otworzyłam różowe sreberko (?) poczułam zapach pysznej mlecznej czekolady z całkiem niezłym malinowym wątkiem. Malina, może wręcz poziomka - tak mi się to skojarzyło z latami dzieciństwa, kiedy garściami jadłam poziomki.
Połamałam na kostki, pierwsza z nich do ust i co poczułam? Pyszną mleczną czekoladę o dobrej konsystencji (nie zaś plastelinową jak w przypadku Acai Beere czego się tu bałam). Tłusta, ale w sposób przyjemnie bagnisto-klejący, taki mleczno-maślany i bardzo słodka, jednak nie przesłodzona czekolada - to lindt'owski standard, włączając w to silny smak świeżego mleka i akcent kakao, chociaż ten tutaj wydał mi się minimalnie słabszy niż zwykle.
A może to po prostu słodycz się nasiliła? I to dość znacząco, kiedy spod czekolady zaczął przebijać się smak nadzienia.
Nadzienie malinowe było odrobinę klejące, o bladym kolorze i o smaku zbliżonym do koloru, czyli dość mdłym. Było słodko (ale to zapewne od białej części), a do głosu co jakiś czas dobijał się nawet przyjemny owocowy kwasek, jednak równie dobrze mogła to być wiśnia. Tego nadzienia było po prostu o wiele za mało, by się dobrze w nie wczuć.
Były w nim pesteczki i kawałki malin (?) przypominające grudki, kojarzące mi się z gumą malinową. Po tym pierwszym skojarzeniu smak nadzienia już w ogóle zaczął mi się kojarzyć z owocową gumą balonową.
Na pewno jest to lepsza "wiśniowa" czekolada niż Amarena-Kirsch, ale biorąc pod uwagę, że miała to być czekolada malinowa, a te są akurat tu mdłe jak mało co, obniżam ocenę. A gdzie efekt strzelania? Kolejny punkt w dół.
ocena: 5/10
kupiłam: kupiłam kilka różnych tabliczek w sklepie z niemieckimi słodyczami
cena: wyliczając na oko... koło 8 zł
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), odtłuszczone mleko w proszku, cukier inwertowany, syrop glukozowo-fruktozowy, tłuszcz mleczny, mleko skondensowane, śmietana, puree malinowe (1%), kawałki malin (1%), lecytyna sojowa, laktoza, sok wiśniowy, koncentrat soku cytrynowego, naturalne aromaty, aromat waniliowy, dwutlenek węgla, ekstrakt słodu jęczmiennego
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcze roślinne (palmowy, kokosowy), odtłuszczone mleko w proszku, cukier inwertowany, syrop glukozowo-fruktozowy, tłuszcz mleczny, mleko skondensowane, śmietana, puree malinowe (1%), kawałki malin (1%), lecytyna sojowa, laktoza, sok wiśniowy, koncentrat soku cytrynowego, naturalne aromaty, aromat waniliowy, dwutlenek węgla, ekstrakt słodu jęczmiennego