Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: chia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: chia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 stycznia 2020

Georgia Ramon 70 % Carolina Reaper Chili ciemna z Dominikany z chili

O tej marce nawet jakbym chciała zapomnieć, nie umiałabym. A wierzcie mi, chciałabym zapomnieć. By móc ją poznać jeszcze raz! Uwielbiam ciemne czekolady Georgia Ramon i paradoksalnie ich otwieranie zawsze odkładam. Bierze się to z lęku, że mi się skończą. Na szczęście to mi na razie nie groziło, a musiałam z przytupem zakończyć serię czekolad z chili, które w ostatnim czasie uzbierałam. Ta wydała mi się doskonała na to. Wyszło trochę śmiesznie, bo ostatnią jedzoną GR była Porcelana, a więc z ziaren wydających się delikatnymi, a dziś prezentuję wam... istnego diabła. I to nie tylko na opakowaniu. Do czekolady dodano bowiem Carolina Reaper, czyli najostrzejszą papryczkę chili na świecie, wpisaną do Księgi rekordów Guinessa. Przyznaję, że trochę się bałam. Doceniam bowiem pikanterię w niektórych rzeczach (np. właśnie czekoladach, daniach curry czy meksykańskich), jednak nie cierpię palącej ostrości, przez którą nie czuć smaku (nie widzę sensu robienia tak ostrych rzeczy - dla szpanu?). Kocham ciemne GR, ale ich kontrowersyjne propozycje (biała brokułowa, biała buraczana) właśnie jako takie "dla szpanu", aby szokować mi się wydają.

Georgia Ramon 70 % Carolina Reaper Chili to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Republiki Dominikany (od kooperatywy Oko Caribe) z chili Carolina Reaper.

Po otwarciu już zbliżając nos do papierka poczułam śmietankowo-prażoną woń z zaznaczoną charakterną ostrością. Po wyjęciu czekolady rozniósł się zapach lekko pudrowy, słodki i wręcz kwiatowy, ale nie taki znowu rześki. Raz i drugi wąchając poczułam się, jakbym zbliżała się do pieprzu i aż  kichnęłam. Była dość... pieprznie-soczysta.

Tabliczka, pod względem koloru przypominająca mleczną, okazała się twarda. Przy łamaniu, do którego musiałam użyć siły, trzaskała głośno niczym gałęzie czekające na ognisko. Wydawała się bardzo masywna, pełna.
W ustach rozpływała się łatwo, gładko i kremowo. Trochę zalepiała tłustymi smugami, które odebrałam jako gęstawe, ale trochę rozwodnione.

Już w trakcie robienia gryza, uderzyła mnie ostrość chili. Natychmiast rozpaliła gardło, męcząc niemiłosiernie. Nagle jednak, dosłownie w sekundę-dwie później, w ustach rozeszła się delikatna słodycz kwiatów. To przy odgryzaniu kawałka. Gdy jednak grzecznie kładłam kawałek na języku, rozchodził się najpierw ten kwiatowo-pudrowy smak, a chili zaznaczyło swoją obecność... już w następnej sekundzie.

Pikanteria chili spłynęła do gardła i drastycznie rosła. Była silna, ale wyrazista w swej sile.

Jednocześnie w ustach rozchodziła się kwiatowa słodycz. Mieszała się ze śmietankową nutą, która tworzyła harmonijne przejście do maślano-orzechowego wątku. Mniej więcej w połowie miks orzechów i kwiatowa słodycz wydały mi się motywem przewodnim wyczuwalnym w ustach. Kolejno wyłapywałam orzechy nerkowca, laskowe i arachidowe. Można by tu pomyśleć o śmietankowo-karmelowym nugacie.

Prażone fistaszki i nugat zgrały się z ostrością. Pojawiła się przy nich gorzkość popiołu. Było to ciepłe i charakterne, bogate w smak chili. Łagodniejsze nuty dodały mu tłuszczowej soczystości, choć czekolada schodziła na dalszy plan. Kompozycja wydała mi się soczysta, ale w sposób ostry. Oprócz piekła, palenia - wypalania wręcz! - w gardle, czułam smak... papryczek chili i pieprzu. Pieprzny popiół łączył chili i czekoladę. Chili samo z siebie wydało mi się lekko owocowo-kwiatowe. Niczym owoce... ale tak ostre, że... pikanteria uderzała do głowy (efekt trochę a'la wódka?).
W pewnym momencie, gdy jakoś przełknęłam więcej śliny, myślałam, że wypali mi gardło. Na smaku nie mogłam się już skupić.

Bliżej końca do oczu cisnęły mi się łzy. Miałam wrażenie, że mi zaraz gardło wypali i umrę.

A wtedy kawałek zniknął, pozostawiając w ustach wręcz karmelowo-nugatowo-słodki posmak zmieszany z intensywną i wyrazistą ostrością chili, które wciąż wypalało gardło i nawet usta.

Zjadłam trzy kosteczki, które w przypadku GR są naprawdę malutkie (tak na oko 50-gramowa tabliczka ma ich 80-90?; wielkość niecałego małego paznokcia?) i nie chciałam tej ostrości ani trochę więcej. Tak, to jedna z tych czekolad, w przypadku której wiele osób da sobie spokój po kostce... Szkoda jednak. Bo sama baza chyba była pyszna. Kwiatowo-orzechowa... nugatowa? Fistaszkowa? Ależ chciałabym to poczuć w czystej ciemnej! Za tak wypalające, sadystyczne chili jednak podziękuję. To propozycja ekstremalna, ale w swej ekstremalności niegubiąca smaku. Co z tego jednak, skoro i tak trudno się ją je? A irytacja tym większa, bo czuć, że sama czekolada dobra... Jednak coś tak ostrego, że aż walącego w łeb jak wóda? Hm... Tego akurat mogliby robić jeszcze bardziej miniaturowe wersje.
Tym razem ocenę wystawiam wyjątkowo subiektywnie. Uważam ją za pyszną, ponadprzeciętną, acz nie do zjedzenia przez poziom pikanterii. Jako że chili miało głęboki smak, wolałabym by dali tak, tę odmianę, ale znacznie mniej, by móc jeść i cieszyć się smakiem.

Swoją drogą, podobnie miałam z Luximo Premium 70 % z solą morską, która kiedyś była zacna, a potem trafiłam na tabliczkę z tak gigantycznymi kawałami soli, że nie dało się jeść...


ocena: 5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 19,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sproszkowane chili Carolina Reaper 0,3%*
*Skład oryginału kończy się: "(...), Carolina Reaper chili powder 0,3%, pain.

PS A jeśli Wam niespodzianek mało, zapraszam na aktualizację recenzji draży Skawa - kakaowych i czekoladowych. Nie myślałam, że to nastąpi, ale jednak. I w ogóle to wcześniej zapomniałam dać znać, że coś tam dopisałam o nich.

środa, 22 sierpnia 2018

Pacari Ginger & Chia ciemna 60 % z Ekwadoru z imbirem i chia

Z Pacari z dodatkami lecę trochę według dat, a trochę "tematycznie", bo pierwsze mnie nie goniły, a drugie... No, zawsze są jakimiś wytycznymi pomagającymi w sytuacji, gdy jest mi obojętne, którą otworzę, bo jestem pewna, że wszystkie mi posmakują. Dlaczego z imbirem? A, ostatnio parę ostrzejszych tabliczek mi się trafiło, to i po taki dodatek mogłam sięgnąć. Nawet obecność nielubianych chia mnie nie zniechęcała.

Pacari Ginger & Chia to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Ekwadoru (miazga + tłuszcz) z imbirem i nasionami chia.

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach niemal perfumowych kwiatów, które tym razem prezentowały się bardziej pudrowo. Ich wydźwięk wydał mi się bardzo mydlany w takim imbirowym kontekście (jak świeży - nie jest to wada, po prostu tak jego zapach mi się kojarzy). Charakterystyczna soczystość ziemi została wzbogacona o pikantniejszą, imbirową.

Ciemna, matowa tabliczka łamała się z trzaskiem, gdyż tradycyjnie była twarda. Nie wydała mi się krucha, mimo obecności porządnie wtopionych ziarenek chia. Na szczęście nie była nimi najeżona. Raz i drugi trafiłam na drobinkę i włókno imbiru, sprawiającego wrażenie zupełnie świeżego, ogólnie był jednak wmielony w masę.
W ustach rozpływała się raczej powoli, łatwo. Tłustawa i lekko szorstko-proszkowa czekolada wraz ze śliskimi nasionkami chia tworzyły wodnisty klimat, jednoznacznie kojarzący mi się z rosą.

W smaku od pierwszej chwili czułam znaczącą, ale subtelną i poważną słodycz. Był to palony i jakby zamglony, skryty karmel. Zamgliły go, próbowały ukryć, a może i rozmyły takie mydlano-kwiatowe nuty.

Bardzo szybko zaznaczała się ciepła ostrość imbiru. Nie była bardzo mocna, ale nakręcała powagę czekolady. Gorzkawość wydała mi się dymno-ziemista, której to ziemistości ostrość nie odstępowała ani na krok. Lekko cytrusowa nuta wpisała się w smak imbiru. Miałam wrażenie, że czuję nie tylko pikantną przyprawę, ale i soczysto-mydlany świeży imbir. Cytrusowa rześkość zespojona z nieoczywistą słodyczą kwiatów szybko robiła się wyraźnie wyczuwalna.

Wspomniana nieoczywista słodycz w późniejszym etapie rozpływania się kostki wydała mi się zawilgocona, rozwodniona. Przy rozgryzaniu chia miałam wrażenie, że kwiaty to bardziej... badylki i trawa pokryte rosą. Chia specyficznym nasionkowym posmakiem łączyły się z ziemią porośniętą młodą trawką. Nie zgodzę się z twierdzeniem, że chia nie mają smaku. Według mnie taki swoisty smaczek mają. Normalnie czułam rosę!

A tu za tym subtelna ostrość imbiru. Mimo ogólnej słodyczy, mydlaności, zawilgocenia przypominała o mocniejszym charakterze kakao. Dym i ziemia ogrzane w niemal korzenno-karmelowym kontekście pozostawały w posmaku z nasionkami.

Ta czekolada to... poranek na łonie natury przed jakąś niebezpieczną, poważną wyprawą. Czuć charakter, ale jeszcze jest ta chwila spokoju, cisza przed burzą. Wyszła subtelnie, spokojnie, jednak mimo silnej słodyczy i rześkości, wydźwięk miała poważny. Imbir i chia przemodelowały klimat tak, że czekolada zeszła na dalszy plan, bez którego jednak nic innego by nie istniało.

Czekolada smakowała mi, ale wielkiego wrażenia nie zrobiła. Chia wniosły śmieszne poczucie rosy i badylkowości, a imbir ciekawie zmienił karmel i kwiaty, ale... imbir w Pacari wyobrażałabym sobie jednak w bardziej ostro-ziemistym wydaniu, a nie takim subtelnym, słodkim.
Osobiście nie odpowiadały mi chia (nie lubię tego dodatku, no!), nie obniżam jednak oceny za ich obecność i strukturę (to w końcu tabliczka z chia), ale na ocenę przełożyło się to, że jakby rozwodniły czekoladę.

Przypomniała mi się Pacari Raw Maca + Coconut Sugar  - maca i imbir pewnie można by jakoś porównać, jedno i drugie wpisuje się w sumie w korzenne klimaty. Tylko, że właśnie: Raw Maca była taka gorzko-korzenna, a Ginger & Chia delikatna i wodniście-trawiasta przez chia, przez co chyba wypadła najsłabiej z jedzonych dotychczas Pacari.


ocena: 7/10
kupiłam: pralineria Neuhaus (za czyimś pośrednictwem - dziękuję!)
cena: 19 zł
kaloryczność: 564 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, nasiona chia 2%, imbir liofilizowany 1,5%, lecytyna słonecznikowa

niedziela, 27 maja 2018

Benjamissimo Chia Grapefruit Dark 70 % ciemna z Nikaragui z nasionami chia i grejpfrutem

Czasem przeglądając instagrama, przewijają mi się przed oczami jakieś zupełnie nieznane czekolady. Niektóre systematycznie, ale nie tak nachalnie często. Zdarza się wtedy, że mimo że wiem, że mogą nie być niczym oszałamiającym, po prostu budzi się we mnie... nawet nie tyle chęć, co chcica ich spróbowania. Tak właśnie było z dzisiaj przedstawianą. Zdjęcia były ładne, dodatek niecodzienny, pochodzenie kakao też nie byle jakie, a komentarze pozytywne.

Benjamissimo Chia Grapefruit Dark 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Nikaragui z nasionami chia i grejpfrutem (olejkiem).

Po otwarciu poczułam ciekawie kontrastowe zestawienie. Cytrusowa wilgoć kojarzyła mi się przede wszystkim z pomarańczową maślanką, jogurtem, ale też po prostu ze słodko-kwaśno-gorzkawymi cytrynami i grejpfrutami. Nie były jednak soczyście owocowe w 100 procentach.
Dziwnie wchodziła w to wszystko sugestia suchego, kakaowego biszkoptu, chyba o trochę piernikowych zapędach.

Jasna, wyglądająca na dość maślaną, tabliczka wydała mi się sucho-tłusta w dotyku. Trzask miała przyjemny, a przekrój (co mnie ucieszyło) nie ujawnił zbyt wielu chia, nie wpłynęły też na kruchość. Dopiero w trakcie jedzenia pokazały swoją śliską naturę, strzelając przy rozgryzaniu. Było ich jednak mało (na szczęście, bo nie lubię). Czekolada rozpływała się dość szybko, choć niezbyt chętnie, bo mięknąc trochę ulepkowo-tłusto, a jednak z wysuszającym efektem. Miała i soczyste momenty, ale za mało.

W smaku od pierwszej chwili czekolada raczyła łagodnym charakterem.

Najpierw był to smak suchego piernika i suchych, jasnych biszkopcików w towarzystwie szczypty korzennych, piernikowych przypraw. Po chwili oczami wyobraźni zobaczyłam jakiś jasny piernik... lekko uginający się, bo... właśnie może nie taki suchy.

Po ustach rozeszła się soczystość. Zrobiło się słodko - głównie, ale nie tylko owocowo. I nie były to w 100%-ach surowe owoce.
Najpierw wychylała się słodka, trochę olejkowo-skórkowa pomarańcza, a po chwili zabłysła słodziutka gorzkawość grejpfruta, od której odchodził jakiś czerwnoowocowy wątek (malina? porzeczka?). Scenę jednak zawłaszczała sobie pomarańcza - słodka, ale aspirująca do gorzkawej... w kontekście galaretkowo-dżemowym? Słodko-soczysta jak owoc, ale też "przerobiona".

Próbując skupić uwagę na samej czekoladzie trafiłam na delikatność, zero gorzkości, a taki... orzechowo-maślany smak. Obstawiałabym jakieś delikatne, nieprażone orzechy ze skórkami. Wydawało mi się za to, przy rozgryzaniu, że chia dodają im odrobinkę złudzenia soli. Łagodność i maślaność (wraz ze śliskością nasionek) z kolei sugerowały mi trochę jakiś słodko-owocowy produkt mleczny - jogurt? maślankę?

Zwykłe cytrusowe nuty również wydawały się rozkręcać przy chia. Wtedy czułam jakiś właśnie żółtoowocowy kwasek - na myśl przyszły mi ananasy. Jakby jakoś ananasowo smakowały same chia...? Tak rześko-roślinnie (algowo?)... dziwnie (a przecież ponoć nie mają smaku). Ta "rześkość" z kolei znów przywodziła na myśl słodką i owocową maślankę.

Końcówka, robiła się słodka za sprawą owoców, ale wracał też smak słodkiego biszkoptu i/lub biszkoptów. Pozostawał posmak... mało wyrazistej czekolady i olejkowo-cytrusowy. Słodki, ale nie za słodki, bo w to wkomponowany.

Tabliczka wyszła bardzo owocowo, głównie pomarańczowo. Cały bukiet cytrusów (ale i jakiś czerwonych owoców, ananasa) podała na słodko. Właściwie nie było w niej gorzkości - może tylko lekkie przesłanki, ale gorzkość nie. Nie znaczy jednak, że wyszła strasznie słodko. Po prostu łagodnie. Łagodność sprawiała, że wydała mi się maślankowa i jogurtowa. Tu jednak znowu warto zaznaczyć, że mimo wszystko nie wyszła też kwaśno. Zaserwowała kwaskowate rzeczy w wersji na słodko.
Nie była jednak bardzo olejkowa, więc (pamiętać Manufakturę Johe Criollo 70 % i Zottera Labooko Nicaragua 60%) czuję, że samo kakao sporo owoców tchnęło, bo oprócz tego czułam też odrobinkę orzechów i przypraw piernikowych, które w tamtych też się pojawiały. Wyszła więc smacznie, ale według mnie... za dużo tu tłuszczu kakaowego - owocowe nuty jak widać wymagały aż podkręcenia, a reszta strasznie nieśmiało się rysowała. No i konsystencja taka sobie.


 ocena: 6/10
kupiłam: naturalny24.pl
cena: 10,60 zł (za 70 g)
kaloryczność: 582 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, nasiona chia 2%, olejek grejpfrutowy 0,1%, olejek pomarańczowy, olejek cytrynowy, wanilia Bourbon

środa, 15 listopada 2017

Lifefood 70 % Cacao Chia Raw Chocolate Bar ciemna surowa z nasionami chia i daktylami

Kocham daktyle i nie mogę pogodzić się z tym, że w czekoladach prawie nie występują. Jadłam dwie Zottera (Ayurverdic Relaxation TreatmentArabian Dates with Mint), a one tylko potwierdziły, że to genialny dodatek do czekolady. Dziś prezentuję Wam propozycję zupełnie innej marki, której próbowałam już czekoladę ze spiruliną i, prawdę mówiąc, do momentu spróbowania nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać (m.in. też dlatego, że zawierała chia, które uważam za kiepski dodatek do czekolady).

Lifefood 70 % Cacao Chia Raw Chocolate Bar to surowa ciemna czekolada o zawartości 70 % składników kakaowych z daktylami i nasionami chia.

Bardzo ciemna czekolada została podzielona na strasznie malutkie kostki, a na spodzie widać przebijające dodatki. Ogół zupełnie do mnie nie przemawia.

Po otwarciu poczułam mocno kawowy zapach osłodzony nieco karmelową nutą i akcentem suszonych owoców. Ta kawa wypływała z "mokrych" klimatów surowego kakao, także w dużej mierze ziemistych, wręcz trochę cytrynowych.

Tabliczka łamała się z łatwością, ale nie przez tłustość, miękkość czy coś... można tu mówić o pewnej kruchości przez chia, które aż odskakiwały. Było ich mnóstwo, daktyli zaś... jakby mniej. Daktyle były strasznie podrobione - aż trudno je nazwać nawet kawałeczkami.
Czekolada rozpływała się łatwo, nie wydawała się zbyt tłusta, choć trochę taka była; a do tego zaskakująco gładka i... śliska. To wrażenie potęgowały nasiona chia, które nierozgryzane dłuższą chwilę robiły się właśnie śliskie i irytujące. A rozgryzane... strzelały i też strasznie mnie irytowały. 

W smaku od pierwszego kęsa czuć gorzkość palonej kawy, dość sporo dymu. Nie była to gorzka siekiera, a smak przystępny i przyjemny. Mnie wydał się nieco zbyt "uneutralniony" poprzez dużą zawartość tłuszczu kakaowego, ale nie było źle. Dym trochę się potem kumulował, wychwyciłam przy nim nieco ziemisty wątek, gubiący się jednak wśród słodkich przebić.

Początkowo głównie waniliowe, potem zaczęły pojawiać się także bardziej karmelowe. Karmelowy klimat napędzała nuta dymu. Trzy razy, trafiając na większą drobinkę, poczułam "powiedzmy, że smak daktyli", co cudownie weszło w kawową gorzkość i dym, ale przez większość czasu jedzenia brakowało mi smaku daktyli. Owszem, stanowiły słodzidło, ale... przez to ich podrobienie, jako one same nie były zbyt wyraźnie wyczuwalne.

Na końcu, kakao zmieszane z nieprzesadzoną, ale znaczną słodyczą przybrało postać bardziej czekoladową. Było to dobre kakao, z kawowymi i dymnymi akcentami, ale taka wersja bez głębi jak w przypadku prawdziwych ciemnych czekolad. Surowy smak też nie był tu taki oczywisty; powiedziałabym, że słodycz skutecznie go ukryła, choć nie była wiodącym smakiem (pewnie tłuszcz też odegrał w tym swoją rolę). Daktyle chyba były tylko zamiennikiem cukru, nie zaś dodatkiem samym w sobie (ich smaku jako "ewidentnie daktyle" nie było czuć), a chia... denerwowały mnie i tyle. W smaku nie wnosiły nic, a były "czymś do gryzienia" - wypełniaczem? Zbędne. Lepiej by było, gdyby zrobili czekoladę z dużymi daktylowymi farfoclami. 


 ocena: 6/10
cena: 11,99 zł (za 35 g)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy tłuszcz kakaowy 45%, surowy proszek kakaowy, daktyle, nasiona chia 10%, sproszkowana wanilia

środa, 8 marca 2017

Zotter Chia Seeds with Nutty Power mleczna 50 % z marcepanem, nugatem z orzechów włoskich i nasionami chia

Nie ganiam za "super foods", ale niektóre bardzo lubię, np. jagody goji. Możliwe, że smakuje mi spirulina, w końcu Petarda z nią okazała się moim ulubionych raw-batonem... Stwierdziłam więc, że mogą być smacznymi dodatkami, ale nie obchodzą mnie ich właściwości. Z nasionami chia jest jednak trochę inaczej. Do tych jestem sceptycznie nastawiona, chociaż są dla mnie zagadką, kojarzą mi się jedynie ze zdrowotnym koktajlem z różnych nasionek i ziarenek, jaki przygotowywała sobie co rano moja ciotka. Skutecznie mi to zaburzało poranne kawy podczas pobytu u niej w USA parę lat temu, ale... o ile "eliksirom starszych pań" nie ufam, tak Zotterowi jak najbardziej. W dodatku, gdy dowiedziałam się, że tabliczka z chia-zagadką w jakiś 90 %-ach przypomina jedną z moich ulubionych nadziewanych, czyli Walnuts with Marzipan, już w ogóle nabrałam sporej ochoty na nią!


Zotter Chia Seeds with Nutty Power to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao nadziewana marcepanem (25 %), nugatem z orzechów włoskich (25 %) i nasionami chia (5 %).

Doczytałam, że mają nadać strzelająco-chrupiącej tekstury, ale... po wzmiance o marcepanie i orzechach włoskich, nic innego mnie nie obchodziło. Zaraz... A może jednak? Jak bardzo różni się ta czekolada od wspomnianej? Czas jak najszybciej sprawdzić!

Po otwarciu poczułam smakowity zapach migdałów i orzechów włoskich w towarzystwie smakowitej, mocno mlecznej i mocno kakaowej czekolady.

Gruba warstwa czekolady właśnie tak smakuje: mocno mlecznie i mocno kakaowo, z minimalną słodyczą. Rozpływa się przyjemnie kremowo ujawniając tłusty nugat z ogromną ilością ziarenek (o nich później) i wilgotny, mięciutki marcepan.

On rozchodził się najszybciej, podobnie zresztą jak w smaku. To były migdały i właściwie tylko one - w wydaniu "marcepanowawym", ale nie do końca "marcepanowym". Były charakterne i bardzo smakowite, ale brakowało mi tu "czegoś". Po zjedzeniu patrząc na skład, wpadłam na pomysł, że chyba chodzi o brak alkoholu. Jednak i tak mi smakował.

Marcepan i tak dominował w tej kompozycji, bo słodycz docierała dopiero później (i w ogóle nie robiło się zbyt słodko), wraz z orzechami włoskimi. W pierwszej chwili nugat z nich nie wydał mi się niczym innym, jak tylko i wyłącznie tymi charakternymi orzechami w gładkiej wersji, ale wtedy zaczęły ujawniać się drobinki niasionek chia.

Robiły się jakby lekko śliskawe, strzelały rozgryzane i właziły w zęby. Odwracały uwagę od smaku i... mam wrażenie, że mimo ogólnego przekonania o tym, że nie mają smaku, jednak jakiś pierwiastek "ziarenkowości" tu wnosiły, zaburzając boski duet migdałów i orzechów włoskich.

Czekolada zamykała całą smakową kompozycję, a ja potem jeszcze długo męczyłam się z wydłubywaniem nasionek chia.

Ta czekolada była smaczna, ale bez szału. Wydała mi się okrojoną z charakteru wersją Walnuts with Marzipan, w dodatku wzmogaconą o irytujący dodatek chia. Bez alkoholu, a z nimi wydała mi się taka... płaskawa, jak na ten duet. Może gdybym nie jadła tamtej, byłabym zachwycona, ale różnica jest o wiele większa, niż się spodziewałam. Tak czy inaczej, duet orzechów włoskich i migdałów i tak mi odpowiadał.


ocena: 7/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: marcepan (migdały, cukier, syrop z cukru inwertowanego), surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, orzechy włoskie, pełne mleko w proszku, nasiona chia, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, masło, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), sól, lecytyna sojowa, wanilia