Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: Brazylia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: Brazylia. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 czerwca 2025

Mestiço Chocolates Trinitario 75 % Dark Varietal Fazenda Bonança | Itacare | Bahia Brasileira ciemna z Brazylii

Oto kolejna marka, której nie znam. Miło jest wiedzieć, że istnieje ich tyle, że cały czas jest co odkrywać! Twórcy marki Mestiço piszą, że jest ona swego rodzaju lustrem Brazylii. Otóż tworzą ją producenci kakao z południowej Bahii, których rodzina od 3 pokoleń zajmuje się kakao. Dbają przy tym o tradycję oraz strukturę społecznościową pracowników. Spodobało mi się stwierdzenie, że poprzez czekoladę "oferują prawdę o kakao". Nazwa "Mestiço" (wymawiana "Mæsteesso") oznacza "mieszana rasa". To nawiązanie zarówno do rosnącego na farmie kakao (Trinitario), jak i "mieszanego dziedzictwa twórców marki: japońskiego i brazylijskiego". Na stronie producenta można przeczytać, że ich zaangażowanie w czekoladę ma wręcz osobisty charakter, że to miłość, którą wyrażają w procesie jej tworzenia. Miałam nadzieję to poczuć. Na spróbowanie zamówiłam jedną czekoladę, z kakao odmiany Bonança 14, która pochodzi z gospodarstwa Mestico. W opisie podkreślili też, że nawet tłuszcz kakaowy mają własny, z tej właśnie odmiany.

Mestiço Chocolates Trinitario 75 % Dark Varietal Fazenda Bonança | Itacare | Bahia Brasileira to ciemna czekolada o zawartości 75% kakao trinitario Bonanca z Brazylii, ze stanu Bahia.

Po otwarciu poczułam intensywnie słodkie, ale rześkie kwiaty i świeże figi, mieszające się z chłodno-słodką ostrością anyżu. W tle pojawiło się łagodzące ich imperatywne zapędy, acz samo w sobie wycofane, mleko. Wytrawność, jaka przewinęła się przez kompozycję, oddawała suszone pomidory o niemal cierpko-taninowym akcencie - z kwaskawą nutą? - i rodzynki w wytrawnym (pomidorowym?) daniu. Daniu sowicie przyprawionym i z jakimiś prażonymi orzechami. Ta wytrawność kwiatom dopowiedziała też inne rośliny, ze wskazaniem na zielone łodygi. I korzenie? W oddali doszukałam się jeszcze słodko-soczystych, kwaskawych owoców egzotycznych... jakiś czerwonych i... nektarynek?

Lśniąca tabliczka była twarda, toteż przy łamaniu głośno trzaskała. Robiła to, zapowiadając zbitość i z nieco chrupkim pogłosem.
W ustach rozpływała się powoli i bardzo kremowo. Była niby gładka, acz jakby z echem proszkowej pylistości, i tłusta w maślany, ale jeszcze nie przytłaczający sposób. Z czasem wyłoniła się z niej lekka soczystość, przechodząca w soczystą cierpkość i wręcz sucho-taninowe ściąganie.

W smaku pierwsza polała się wysoka słodycz jasnego miodu. Pomyślałam o miodzie wielokwiatowym, a zaraz i o samych kwiatach. Tchnęły w słodycz rześkość, bo one właśnie takie były - rześkie, świeżo-zwiewne. Kwiaty i miód trwały prawie cały czas, acz intensywniej na początku, potem trochę słabły.

W tle zaznaczyły się niejednoznaczne owoce. Z soczystością... jakby nieco hamowaną... mlekiem?

Gorzkość nie czekała. Najpierw jakby tliła się w miodzie, a potem wymknęła z niego jako jakiś pyłek, pierzga... Goryczka rozwijała się, dając się poznać jako odważna, o władczych zapędach, ale nie dominująca. Zaserwowała mi popiół i węgiel, ale jakby pozbawione palonego aspektu.

Owocowo-mleczny splot ułożył się w bardzo jednoznaczny budyń malinowy. Jawił się jako wręcz słodziutki i pudrowy. Może też mleko malinowe koloru różowego? Mleka zbierało się coraz więcej, a gdy zetknęło się z gorzkością, chwilami przywodziło to na myśl ciemną mleczną czekoladę. Słodycz nawet nie walczyła o pierwszy plan, ale obecna i silna była cały czas.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyłoniła się lekka cierpkość... suszonych pomidorów? Wyobraziłam sobie wytrawne, acz niedookreślone danie gulaszowe z rodzynkami i chyba suszoną żurawiną. Danie, w którym pojawiła się maślaność...? By po chwili na zasadzie kontrastu obudziła się lekka pikanteria. Trochę wzrosła i zmieszała się ze słodką papryką.

Za gorzkością ukryło się trochę orzechów. Przypalonych i przez to też gorzkawych? Trochę łagodziły zapędy gorzkości, a mleko... jakby uciekło, maślaność się schowała, bo ich łagodzącą funkcję przejęła niejasna - trochę fistaszkowa? - łagodność. 

Nagle w chłodnej gorzkości węgla pojawiła się jakby wręcz trochę ziemista lukrecja. Ogólna ostrość jej pomogła, a ona sprawnie połączyła pikanterię ze słodyczą i rześkością, teraz już bardziej chłodem. Do fistaszków dorzucił orzeszki piniowe - te już tak nie łagodziły, a wieńczyły powracające raz po raz wytrawne, a zarazem słodkie,  danie.

Kwiaty nabrały trochę powagi, pojawiło się obok nich więcej roślin zielonych, z zaznaczonymi łodygami i liśćmi. Ich rześkość oddawała... ukwiecony ogród deszczowego dnia? Za ich sprawą nie brakowało słodyczy - znów przybrała na znaczeniu.

Zza malinowego budyniu wyłoniły się soczyste, świeże surowe figi. Dołożyły się do słodyczy, ale na moment rozkręciły też soczystość właśnie w słodkim kierunku. Były bardzo wyraźnie wyczuwalne, a wzmocnił je jasny miód.

Miód jednak zaczął zaprzyjaźniać się z lukrecją i może też anyżem. Pomieszały się, a do ich splotu zakradło się chili. Porządnie to rozgrzewało, wielokwiatowo miodową słodyczą i ostrością. Orzechowy motyw przeszedł w tym czasie we wręcz orzechową maślaność - wyobraziłam sobie trochę mleczny, słodki krem fistaszkowy.

Soczystość jednak jak już się rozwinęła, ani myślała się zatrzymać. To wytrawniejsze danie z pomidorami i rodzynkami zatraciło sporą część wytrawności, wzrosła w nim słodka soczystość... nektarynki? Podkreślonej chili? Nektarynka na końcówce na chwilę przywołała jeszcze malinowy budyń, nagle to w jego wręcz uroczą słodycz się wtapiając.

Po zjedzeniu został posmak mleczno-maślany z wyraźną ostrością chili, lukrecji i anyżu, ale bez odrętwienia języka (pieczenie, owszem, czułam, ale odrętwienie nie). Otuliło je sporo kwiatów, związanych ze słodyczą. Czułam też jakby miodowo słodki, malinowy budyń.

Czekolada była dobra, jednak nie do końca przekonały mnie pewne aż słodziutkie motywy malinowego budyniu, miodu i kwiatów w zestawieniu z wytrawnością suszonych pomidorów, jakiegoś niedookreślonego dania i gorzkością popiołu z węglem. Te kontrasty, przeplecione ostrością chili i anyżu, niemal taninową soczystością i silną mlecznością, w połączeniu z nutami świeżych fig, rodzynek i chyba nektarynki były... jakby nawrzucać tu losowe elementy. Było gorzko, kwaskawo w porywach i ogólnie słodko, a przy tym wytrawnie, ale... jakby nic z tego nie mogło się zdecydować na przewodzenie - a każda nuta niby grała na siebie, ale łatwo odpuszczała? Jakby słodycz nie umiała się dopasować? Czuję, że z cukrem trzcinowym lepiej by to zagrało. Tak była - mimo całej gorzkości, wytrawności - tak słodka, że nie dałabym jej 75%, a 70%. Coś nie grało mi w jej słodyczy - gdyby nie to, byłoby naprawdę ciekawie i pysznie.

Słodko-wytrawne połączeniu miodu, owoców z curry; anyż, pikanterię i ziemię, banany i niedookreślone owoce kandyzowane w melasie, a więc też cały bukiet najróżniejszych nut serwowała też Chapon (chyba nieco bardziej z 2022, ale i 2024) o wiele, wiele lepiej związała w głęboką kompozycję.

Miód, figi, ale suszone, i rodzynki oraz przyprawy, coś wytrawniejszego, ale nie do końca (rozmaryn w miodzie), kandyzowane melony i wiśnie nie tak mocno owocowe, z Nicolas Chocolate do Belga 72 % Terrua Teure Joao Rios dawały nieco podobny - ale słodszy - klimat co dzisiaj przedstawiana. Tylko że wspomniana wyszła bardziej słodko i maślano-wodniście, czym się pogrążyła.


ocena: 8/10
cena: €7,90 (za 60g; około 34 zł)
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

czwartek, 17 kwietnia 2025

Nicolas Chocolate do Belga 72 % Terrua Teure Joao Rios ciemna z Brazylii

Lubię odkrywać małe czekoladziarnie, które mimo odnoszonych sukcesów na różnego rodzaju konkursach czekolad bean-to-bar są bardzo, bardzo mało znane. Zawsze bardzo się cieszę, gdy coś niespotykanego trafi w moje ręce. O Nicolas Chocolate do Belga naprawdę bardzo trudno cokolwiek znaleźć w internecie. Ta mała marka z Belgii w 2022 i 2023 zdobyła parę nagród i zawitała do sklepu, w którym co jakiś czas robię większe zamówienie, jednak niestety, gdy ją namierzyłam, dostępna była już tylko jedna. Nie miałam więc wyboru, wzięłam, co było i to jak najszybciej. O tym, na co popadło, poczytałam już bliżej degustacji. Właściciel marki Nicolás, który to swoim imieniem ją nazwał, pracuje na kakao z brazylijskiego stanu Pará, który ma doskonały ekosystem dla kakao. Jest to wielki obszar z bardzo małą populacją, która zajmuje się głównie rolnictwem. Jedna rodzina, od lat związana z uprawą kakao, z farmy producenta Joao Rios jest tam wyjątkowo nagradzana za swoje kakao. A międzynarodowe organizacje wspierają ich działalność - i bardzo dobrze! Miałam nadzieję poczuć tę jakość w zakupionej tabliczce.

Nicolas Chocolate do Belga 72% Terruá Teuré João Rios to ciemna czekolada z Brazylii, ze stanu Para.

Po otwarciu poczułam się, jakbym właśnie otworzyła słoik z miodem. Raczej jasnym, ale z charakterem niemal ostrawym. Oczami wyobraźni patrzyłam na słoik naturalnego miodu, którym zaczęła się już krystalizacja. Zapewnił bardzo wysoką słodycz, a na tym nie koniec. Obok pojawiły się figi suszone i... rozmaryn w miodzie? Odrobinka przypraw (m.in. kardamonu, kozieradki?), acz też w słodkim wydaniu. W oddali doszukałam się niedookreślonego miksu orzechów, a także namiastki soczystości, jaką zapewniła kandyzowana... wiśnio-czereśnia. Czy wręcz wiśnia / czereśnia koktajlowa, w słodkim syropie.

Lśniąca tabliczka była twarda, mimo że w dotyku wydawała się wręcz lepka i kremowo-tłusta. Trzaskała głośno, obiecując pełnię.
W ustach rozpływała się powoli i maziście, dając się poznać jako tłusta i niby gładka, acz z domniemaną pylistością. Przypominała chłodnawe masło, długo zachowujące kształt. Potem rosła kremowość, a ja odnotowałam drobną wodnistość. Końcowo pojawiało się lekkie ściągnięcie.

W smaku pierwsza pokazała się i zachwiała słodycz. Wyszła leciutko, niemal zwiewnie. W głowie pojawiło mi się słowo "miodzik".

Rozeszła się także delikatna gorzkość. Miała palony charakter i trzymała się z boku. Pojawiły się obok orzechy - troszeczkę i to trudne do uchwycenia. Może laskowe? I... migdały?
W gorzkości rozgościła się odrobinka ciepło-goryczkowatych przypraw. Wszystko to jednak było takie... tulaśno-delikatne, że do głowy przyszło mi gorące kakao orzechowo-korzenne, zrobione na mleku i sowicie posłodzone.

Słodycz w tym czasie bowiem rosła. Za "miodzikiem" odnotowałam echo... wody? Słodycz wzbogaciła się o soczystość i nagle rozbrzmiały suszone, jasne figi. Niemal miodowo słodkie i pełne smaku. Wspomniana wodnistość zarysowała niewyraźną wizję melona i wraz z nim odeszła na bardzo odległy plan (ale nie zniknęła zupełnie).

Słodycz fig zostawiła sobie jednak lekką soczystość... Soczystość niemal esencjonalnie słodką, suszonych owoców. Dołączyły do nich rodzynki - niemal już scukrzające się?

Soczystość zmieszała się z orzechami, przekładając się na wizję ciemnej czekolady z orzechami i migdałami oraz rodzynkami, która mocno przesiąkła dodatkami. Może też z... niemal galaretkowatym, kandyzowanym czerwonym owocem? Za czekoladą przewinęła się drobna maślaność, a po chwili sama czekolada i kakao na mleku na moment zmieniły się... w herbatę? Nie utrzymała się zbyt długo.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do gry wyraźniej wrócił miód. Słodycz wyszła aż ryzykownie wysoka. Pokazał się jako słoik pełen naturalnego miodu, w którym zaczęła się krystalizacja, a więc proces, który sprawia, że słodycz miodu wydaje się dosadniejsza i aż złudnie cukrowa.

Słodycz trochę próbowała poskromić... maślaność? Wyobraziłam sobie kromkę żytniego chleba przesadnie posmarowaną masłem, co wprowadziło pewną mdłość, a także... z waniliowym twarożkiem? I wszystko to polane miodem. Acz jakby trochę... rozwodnionym? Mimo to i tak było za słodko.

Przyprawy zapomniały o goryczce - też zagrały na słodką nutę. Pomyślałam o ciepłym splocie wanilii i cynamonu, acz... nagle sprzeciw zgłosił odrobinę wytrawniejszy rozmaryn. Rozmaryn palony? Może też lekko zrobiony w miodzie, ale ostrzejszy. Do głowy przyszedł mi też kardamon.

Przypomniał o sobie melon, acz jako słodkie, ciężko-soczyste kandyzowane kawałki. Zgubił się zaraz w kawałkach kandyzowanych wiśni czy czereśni. Tak słodkich, może duszonych w... czerwonym winie, a więc z nutą smakową wina, ale bez alkoholu, że aż nie do rozróżnienia. Pomyślałam o czereśnio-wiśniach koktajlowych.

Chleb żytni zmienił się w ziemistość, w której pojawiły się palone orzechy. To ziemistość... czekolady z orzechami? I rodzynkami, i kandyzowano-galaretkowymi kawałkami wiśniowymi?

Po zjedzeniu został posmak duszono-słodkich wiśnio-czereśni koktajlowych, dość ostra, ale też słodka korzenność wymieszana z wanilią, a także rodzynki. Całą słodycz starało się przełamać echo ziemi i odrobinka orzechów, migdałów, lecz bezskutecznie - słodycz krystalizującego się miodu nie odpuściła także w posmaku. Acz w tym momencie jawił się jako charakterny i pikantny.

Czekolada wyszła dobrze, ale z wadami, które w moim odbiorze sporo znaczyły. Była bardzo maślana w strukturze i raz po raz w smaku wkradała się a to maślaność, a to wodnistość. Gorzkości czułam niedosyt, kwaśności w zasadzie nie uświadczyłam, acz ta druga akurat faktycznie by nie pasowała. Wolałabym jednak, by ziemia, orzechy i przyprawy bardziej się rozwinęły. Bo tak to... rozwijała się głównie słodycz. I jednoznaczny, skrystalizownay miód, figi, rodzynki oraz wanilia, ciepło-słodka korzenność były zacne, tylko że... brakowało czegoś - gorzkości! - dla przeciwwagi. Szkoda, że chyba melony (?) i czerwone ni wiśnie, ni czereśnie poszły w tak kandyzowany, nieciekawy klimat.
Nie podobało mi się więc, na co położono nacisk w tej czekoladzie.

Pomyślałam o miodowo-kwiatowej, z nutami serka śmietankowego, kremu z fistaszków, orzechów włoskich i ziemistej herbaty Chapon Bresil Torrefaction Longue Conchage Court z 2022, która też właśnie smakowała miodem i jakby kostką owocową (np. dodatku do herbaty) albo Chapon Bresil z 2024 - scukrzonymi rodzynkami i egzotycznymi owocami w formie kostki, ale w kompletnie innym, nieprzesłodzonym stylu.


ocena: 7/10
cena: 6,90 € (za 50g; około 30 zł)
kaloryczność: 540 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

piątek, 11 kwietnia 2025

Chapon Cacao Rare Bresil ciemna 72 % z Brazylii; po zmianach 2024

Po tym, jak parę czekolad Chapon mimo zmiany cukru z trzcinowego na biały okazało się miłymi zaskoczeniami, na kolejną nie patrzyłam wilkiem, a z zainteresowaniem. Chapon Bresil Torrefaction Longue Conchage Court z 2022 była pyszna. Po małych zmianach... nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na co mogli położyć nacisk? Co uwypuklił, a co ukrył inny cukier? Wiedziałam na pewno, że nowe opakowanie bardziej mi się podoba.

Chapon Cacao Rare Bresil to ciemna czekolada o 72% zawartości kakao z Brazylii; wersja od 2024.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach czarnej, charakternej herbaty (chyba yunnan), podkreślonej ziemią i mieszanką orzechów włoskich i ziemnych. Orzeszki z jednej strony pokazały się jako orzeszki w skórkach, a z drugiej... robiły wybiegi do kremu 100% z orzechów o naturalnej słodyczy? W tle zaznaczyła się też subtelna słodycz kwiatów. Herbata jednak zdecydowanie dominowała.

Tabliczka była twarda i masywna, a podczas łamania głośno trzaskała, obiecując, że jest bardzo pełna.
W ustach rozpływała się gęsto, niczym bardzo kremowy, śmietankowy budyń. Robiła to średnio-powoli, mięknąc i serwując trochę pyłkowe wrażenie.

W smaku przywitała mnie słodycz naturalnego kremu 100% z fistaszków. Pomyślałam o surowych arachidach w skórkach, a po chwili już nie było takie pewne, czy jednak aby na pewno był to krem 100%? Może lekko posłodzony miodem?

Orzechy nagle wydały mi się karmelizowane, co znacząco podniosło słodycz. Wyszła zwyczajnie, ale jakby stała z boku, nie pchając się nadto do innych nut. Przy fistaszkach pojawiły się... pekany? Od kremu orzechowego odbiegła lekka maślaność, po której pojawiło się echo nabiału. Czegoś śmietankowego?

Wkroczyła gorzkość szlachetnej, czarnej herbaty. Pomyślałam o mocnej i charakternej herbacie liściastej yunnan, którą podkreśliła odrobinka ziemi. Herbata zdecydowanie rządziła w całej kompozycji przez większość czasu.

W oddali zaznaczył się drobniutki kwasek pomarańczy. A obok... echo jakiś cierpkich egzotycznych czerwonych (granat?)? I papai...? Ale tak delikatna, że np. jako serek śmietankowy z papają? Możliwe, że odrobinką przypraw (curry?) i... miodu?

W tym czasie gorzkość zmieniła orzechy pekan we włoskie. Włoskich przy fistaszkach pojawiło się naprawdę sporo. Zbierało się ich coraz więcej i więcej, aż w końcu wyprzedziły arachidy i zaczęły dominować w orzechowej strefie.

Fistaszki i orzechowy krem uciekły na tyły i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyobraziłam sobie masłoorzechowy sernik. Na ciasteczkowo-pełnoziarnistym spodzie? Do głowy przyszedł mi sernik z kremem fistaszkowym i... bananami? A do tego przyozdobiony orzechami włoskimi?

Pojawiła się mocniej palona nuta i ze względu na nią słodycz bardziej niż z sernikowym spodem, zaczęła mi się kojarzyć z crunchy / muesli. Z... odrobinką niedookreślonych owoców egzotycznych? Jakieś suszone kostki, może pojedyncze, scukrzone rodzynki.

Słodycz znowu wzrosła. Pomarańcza przybrała na słodyczy i zmieszała się z bananem. Pomarańcza skupiła na sobie uwagę - zarówno na swoją skórkę, jak i sok. Zaraz zrobiła się aż kandyzowana. Słodycz po raz kolejny nieco podskoczyła, ocierając się o przesadę. Do głowy przyszła mi pomarańcza kandyzowana w... melasie? 

Melasa wydała mi się w pewien sposób pikantna. Pomyślałam o pieprznych pestkach papai, anyżu i lukrecji, które aż specyficznie zaznaczyły się na języku. Nie były jednak aż takie mocne-mocne, bo trochę zaadoptowała je ziemia.

Po zjedzeniu został posmak ziemi i czarnej herbaty, mieszających się z orzechami włoskimi i pomarańczy, splecionej w jedno z melasą. Czułam też pikantność pieprzowo-przyprawową, ale niedookreśloną.

Czekolada zachwyciła mnie do tego stopnia, że aż sama się dziwię, jednak im jej więcej jadłam, tym nieco bardziej przeszkadzała mi prostota jej słodyczy. Była o wiele mniej owocowa i nieco słodsza w prosty sposób niż Chapon Bresil Torrefaction Longue Conchage Court z 2022, ale te jej wyeksponowane nuty czarnej herbaty i orzechów włoskich po prostu pozamiatały. Znów czułam śmietankowy, acz łagodniejszy bo sernikowy motyw, muesli - choć też nieco słodsze, bo wychodzące z ciastkowego spodu, krem orzechowy, ale właśnie znacznie mniej owoców wszelakich. Już zapach wydał mi się znacząco inny, bo o wiele mniej słodki i nieowocowy. Obecna wydała mi się... wybitna. Obłędna.


ocena: 10/10
cena: €8 (około 34 zł; za 75g)
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakaowe, cukier, tłuszcz kakaowy

czwartek, 18 stycznia 2024

(miniaturka) Zotter Labooko Brasilien 72 % ciemna z Brazylii

Do ciemnych Zotterów wracam dość często. Miniaturkę jednak jadłam tylko jedną (Zotter Labooko mini Tansania 75 %), bo dostałam ją w gratisie. Kolejna znalazła się u mnie też jako gratis. Ucieszyłam się, bo w komodzie miałam akurat też pełnowymiarową wersję, czyli nadarzyła się świetna sposobność, by zobaczyć, jak wiele zdradza mała wersja na temat pełnowymiarowej.

Zotter Labooko Brasilien 72% to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Brazylii z regionu Para; czas konszowania to 11 godzin (wykorzystanie metody FMR); wersja miniaturowa, czyli 8g.

Po otwarciu poczułam mocno prażony zapach orzeszków ziemnych. Otarł się o lekką słoność, a prażenie i ciepło, które za sobą niosły, kojarzyły się z drzewami ogrzewanymi słońcem. Równie wyrazista była słodycz palonego, ciepłego karmelu oraz kwiatów. Do tego soczystość słodko-kwaśnych owoców... Rześko egzotycznych, m.in. pitai i papai oraz... Kwaśniejszych czerwonych? Pomyślałam o jakimś pierniku fistaszkowym z masą z takich różnych owoców, bo właśnie i sam bardzo "chlebowy" piernik było czuć, przepływający między innymi nutami.

Mała tabliczka w dotyku była średnio twarda i masywna. Wydawała się tłusta, śliskawa, przez co skojarzyła mi się z twardym awokado. Ogólnie, mimo że wcale nie mocno cieńsza od pełnowymiarowej tabliczki, jawiła się jako delikatniejsza.
Rozpływała się maziście średnio wolno i jedynie gęstawo, trochę jakby jej się spieszyło. Z czasem szła w gładko-śliskawym i miękkim kierunku, przypominającym o awokado, acz miękkim z echem wody.
Znacząco różniła się od jakby pełniejszej i wolniejszej w rozpływaniu się pełnowymiarowej.

W smaku najpierw pojawiła się słodycz delikatnych, rześkich i wręcz wodnistych owoców, wymieszanych z kwiatami. Pomyślałam o słodko-rześkiej pitai (smoczym owocu) oraz innych melonowato-papajowych, wodnistych, jakby czysto słodkich wielkich, okrągłych i jasnych śliwkach z echem czerwonych owoców, ale z kolei w wersji pudrowej. Niemal cukierkowo-dżemowej?

Słodyczy podyktowały lżejszy, rześki wydźwięk kwiaty. Ich było bardzo, bardzo dużo. Wydawały się zmierzać w słodko-drapiącym kierunku.

A jednak i gorzkość z prażeniem mknęły tuż za nimi. Przedstawiły fistaszki. Prażone, wyraziste i jakby słonawe? Karmelizowane? Albo jako słodkie, wręcz karmelowe masło orzechowe, robiące nieśmiałą aluzję do soli.

Na pewno też wtopione w karmelowo-słodki, a jednocześnie wytrawnie niemal chlebowy, piernik. Pomyślałam o pierniku z marcepanową warstwą i o marcepanie z fistaszkami. Gorzkość wzrosła dość szybko do wysokiego, palono-prażonego poziomu, po czym szybko zaczęła się wycofywać.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o drzewach, które wplatały do kompozycji kwasek... drzew iglastych? Po nich przybyła maślaność, a fistaszki zmieniły się w krem fistaszkowy 100% - bardzo słodki w naturalny sposób. Kwiaty też przyćmiły gorzkość. Fistaszkowy marcepan o kwiatowym charakterze ostał się, acz tez niepewnie.

Odrobina kwasku wywołała czerwone porzeczki i trochę wiśni, acz tak słodkich, że właśnie bardziej jako żelowato-dżemowate nadzienie piernika, kostki marcepanowo-piernikowej czy czegoś takiego. Były lekko soczyste, nieśmiałe. Przygłuszała je nuta bardziej maślano-orzeszkowa, typowo czekoladowa... kojarząca się trochę z cukierkami typu Michałki?

Odważniej rozbrzmiały cytrusy... chyba suszone pomarańcze, zapewniające harmonię między kwaśnością, słodyczą a goryczką. I po prostu słodsza, soczystsza pomarańcza, której jakby spieszyło się, by wymieszać wszystko do niejednoznaczności.

Słodycz na końcówce wydawała się wręcz pierwszoplanowa. Zdecydowała się na ogrom kwiatów i karmel. Karmelowy krem fistaszkowy? Karmelowo-ciemnochlebowy piernik? Z goryczkowato-przyprawową goryczką / ostrością?

Po zjedzeniu został posmak fistaszkowo-maślany z motywem owoców w formie jakiegoś żelu, galaretki. Egzotyczna rześkość zmieniła się w kwiaty. Pomyślałam o kandyzowanych owocach w maślanym pierniku. Wyraźniej trzymały się tylko czerwone i cytrusy.

Całość była smaczna - wyraźnie piernikowa, fistaszkowa i znacząco prażono-palona. Wyszła aż nieco wytrawnie za sprawą chlebowego echa przy pierniku, spokojnie dzięki drzewom. Wysoka, wyrazista gorzkość zetknęła się jednak z silną słodyczą karmelu, kwiatów i "słodkości", a wiec piernika i marcepanu, żelo-dżemów z owoców. Samym owocom jakby się spieszyło w zaprezentowaniu się. Tu mignęły egzotyczne, tu czerwone, tu cytrusy. Pitaja, papaja, pomarańcza i czerwone, które aż trudno dookreślić zapewniły drobny kwasek i soczystość, ale i wodnistość wplotły.

Mała wersja od dużej Labooko wydała mi się słodsza, bardziej rozmyta, gdy o konkretne owoce chodzi. Ogólnie wyszła łagodniej, choć gorzkość prawie 1:1 oddała dużą. Może nie tyle we wszystkich nutach, co w jej charakterze. I "prawie" dlatego, że pełnowymiarowa jawiła się jako głębsza, dosadniejsza. Prażony klimat, fistaszki i piernik dokładnie te same. Dzięki temu zdradziła, co dobrego czeka w dużej wersji. A jednak to właśnie w małej wersji lepiej czuć delikatną nutę marcepanu, o którym pisał na opakowaniu i stronie producent. Pełnowymiarowa nie była jak dla mnie zbyt marcepanowa, jej drzewna wyrazistość trochę wykluczała tę nutę. Przysłodziła porządnie, ale nie za mocno. Z owoców to raczej szybka przebieżka i sygnał, że ich także można się spodziewać, ale właśnie zostawiła niedosyt. To jednak nie zarzut, skoro ma być jakby przedsmakiem pełnowymiarowej. Daje bowiem dobry ogląd i sprawia, że chce się dużą. Mała, zestawiając jedna przy drugiej, wydawała się jednak... gubić "to coś", że aż trudno sprecyzować.
To dość dziwne, bo akurat między tą miniaturką a Zotter Labooko Brazil 72 % było o wiele więcej różnic niż między Tanzanią Zotter Labooko Tanzania 75 %, a mini wersją (miniaturka) Zotter Labooko mini Tansania 75 %.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od chocoladeverkopers.nl
cena: nie znam
kaloryczność: 584 kcal / 100g
czy znów kupię: nie kupiłabym miniaturek, a pełnowymiarową (ale nie pogardziłabym, gdybym dostała)

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

sobota, 26 sierpnia 2023

Luisa Abram Rio Cassiporé / Cassipore River 70% ciemna z Brazylii

Jedna jedyna tabliczka tej marki, którą jadłam, nie zachwyciła mnie, jednak uznałam, że nie będę Lisy Abram skreślać właśnie po jednej czekoladzie. W wielu sprawach mam tak, że jak w ciemno wybiorę jedną rzecz, okazuje się, że miałam pecha i akurat trafiłam na najgorszy wariant czy coś. Stąd do drugiej podeszłam w zasadzie bez emocji, po prostu trochę ciekawa.
Jadłam Luisa Abram Rio Tocantins / Tocantins River 70%, a producent przy swoich tabliczkach z Brazylii przekonuje, że wybierają dokładnie wyselekcjonowane, dzikie kakao, ponieważ w kraju tym jest bardzo różnorodne. Ponoć co rzeka, to zupełnie inne nuty. Zaintrygowało mnie to. Stąd zdecydowałam się kupić drugą czekoladę z Brazylii, ale z regionu innej rzeki.

Luisa Abram Rio Cassiporé / Cassipore River 70% to ciemna czekolada o zawartości 70 % dziko rosnącego kakao z Brazylii, z regionu rzeki Cassipore, stanu Amapá (w Parku Narodowym Cape Orange, na północy kraju, prawie na granicy z Gujaną Francuską).

Po otwarciu poczułam wyraziste orzechy laskowe w karmelu czy nawet toffi. Oczami wyobraźni widziałam, jak gęsta, słodka masa powoli opływa surowe laskowce. O ich świeżości i surowości zapewniały inne właśnie świeże, bardzo roślinne nuty. Pomyślałam o zielonych roślinach - liściach, krzakach, ale też o jeszcze zielonkawych bananach i świeżych, soczyście-słodkich figach. Figi wystąpiły jednak też jako suszone, wprowadzając inne suszone owoce: morele i daktyle. Podyktowały kompozycji bardzo słodki charakter, choć i rześkość była bardzo wysoka. W dodatku, zwłaszcza w trakcie degustacji, odnotowałam w niej jeszcze trochę pomarańczy i lekką cierpkość - jakby owoce czarnego bzu, właśnie jeszcze na krzewie, wraz z zaznaczonym motywem gałązek-drewna w tle.

Podczas łamania tabliczka trzaskała bardzo głośno w chrupki sposób. Była twarda i nieco krucha.
W ustach rozpływała się w umiarkowanie wolnym tempie, dość kremowo, ale jednocześnie proszkowo. Była miękka i złudnie budyniowo-mleczna, leniwie rzednąca na lekko soczystą i jakby plastycznie rozlazłą masę. Było w niej coś, co w połączeniu ze smakiem, nasuwało na myśl scukrzone owoce suszone i cukier puder.

W smaku pierwszy poczułam słodki, maślany karmel. Był delikatny, palony minimalnie. Opływał także słodkie w naturalny sposób orzechy laskowe.

W tle zaznaczyła się bardzo nieśmiała gorzkość rodem z ciasta czekoladowego, po czym jakby się cofnęła i jednak nie pokazała się. Może jako ta leciutka, znikoma paloność tylko coś tam z niej zostało.

Słodka, gęsta masa, która opływała orzechy nie miała zahamowań. Pomyślałam już nie o karmelu, a śmietankowym toffi, może kajmaku. Znacząco podniosły słodycz. Ta rosła i rosła, a w tle odnotowałam cukier puder. Posypywano nim jakieś... ciasto czekoladowe na bazie daktyli? Z mieszanki czekolady mlecznej i ciemnej.

Przybyła soczystość. Także słodka, ale w owocowy sposób, więc w odbiorze przełożyła się na pewną lekkość. Prowadziły suszone figi i suszone morele. Do głowy przyszły mi owoce nieco scukrzone. Głównie słodkie, takie miękko-lepkie i jasne... W których jednak trochę rześkości, soczystości się ostało. Może nawet odrobinka kwaseczku? 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkawość jednak zdecydowała się znów spróbować. Wsparła się słodyczą, oddając słodkie, ale niewątpliwie mocno czekoladowe ciasto brownie. Jakby z masą karmelową / kajmakową i budżetową polewą czekoladowo-kakaową? Palono-pieczona nutka nieco pomogła gorzkości, ale nie szlachetności - polewa jakoś dziwnie odstawała. Wciąż było bardzo słodko - brownie musiało zostać posypane cukrem pudrem. Poczułam się, jakbym przepiła je mlekiem. Dodatkowo złagodziło smak i próbowało trochę słodycz rozbić, lecz splot czekoladowej polewy na przesłodzonym brownie, cukru pudru i daktylowego ciasta czekoladowego był za silny - dominował.

Owoce za to podwyższyły soczystość. Figi... zrobiły się świeżo-surowe. Wciąż bardzo słodkie, ale w bardziej rześki sposób. Znów odnotowałam leciutki kwasek, a także motyw roślin. Zielonych liści i jeszcze lekko zielonkawych bananów. Przemknął mi delikatny cytrus.

Brownie jednak wciąż skupiało na sobie więcej uwagi. Słodka, ciemnoczekoladowa ciastowość wsparta została suszonymi daktylami. Jakby takimi przerobionymi na masę-papkę. Podniosły czekoladowość, ale nie gorzkość. Karmel, kajmak... nieco osłabły. Brownie jednak i tak niebezpiecznie zbliżało się do przesłodzenia... na moment na ratunek przyszła mu nutka orzechów. Połączyły ciasto ze świeżością, co jednak i tak nie zatrzymało daktyli przed zasładzaniem. Wyszły jednoznacznie i intensywnie, acz...

Czekoladowość obudziła odrobinę cierpkości. Z wymienianymi owocami ułożyła się w nieco cytrusową nutę. Mandarynka, słodka pomarańcza i jej cierpkawo-gorzkawa skórka nieco przełamały słodycz. Chociaż... i w tych cytrusach tkwiło coś "dosłodzonego" (pudrowego?). Wykorzystały to rośliny, a ja oczami wyobraźni zobaczyłam owoce czarnego bzu - wśród liści, na krzewie. Dzięki liściom i krzewom wyległy wyraźniej orzechy laskowe. I trochę innych, ale przemieszanych i niezbyt jednoznacznych. Do głowy przyszedł mi jeszcze jakby orzechowy puder (?).

Orzechowa posypka na jakimś daktylowo-śmietankowym deserze z czekoladową polewą i nutą taniego, karmelowego toffi? Owoce zasugerowały jeszcze słodkie mleko bananowe.

W posmaku została lekka soczystość cytrusowa i jakby nieco bardziej czerwono-ciemno owocowa z cierpkością średnio dojrzałych bananów, surowych i świeżych fig oraz kiwi, a także kakao. Czułam też wysoką słodycz jakby brownie z karmelem i cukrem pudrem, a nawet lekkie palenie / pieczenie jak po daktylach na języku i w gardle.

Ta czekolada to ogrom maślanego karmelu, śmietankowego toffi i ich słodyczy, zmieszanej ze słodyczą ciasta daktylowego i brownie oraz naturalną orzechów laskowych i suszonych owoców: fig, daktyli i moreli. Zaskoczył mnie jednak też ogrom świeżości świeżych fig, drzew i roślin, a także nawet lekka cierpkość owoców bzu i pomarańczy. Wszystkie one jednak nie dały rady przesłodzeniu, jako że o gorzkość w ogóle było tu trudno. Kompozycja chwilami wydawała się aż zaskakująco mleczna, a ogrom rozmaitej słodyczy czekoladowości dodał echo kiepskawej polewy. W ogóle takie ordynarniejsze cukrowe wątki mi tu przeszkadzały.
Znów - to wspaniałe nuty z potencjałem, ale zdecydowanie w za słodkim wydaniu.

Cukier puder, świeże figi, orzechy (ale zupełnie inne, bo w dzisiaj przedstawianej laskowe, w podlinkowanej włoskie i ziemne), ciastowość (znów - w dzisiejszej brownie i ciasto czekoladowe z daktyli, w podlinkowanej kruche ciastka) i w końcu cytrusy przypomniały mi Luisa Abram Rio Tocantins / Tocantins River 70%. A jednak właśnie ona była bardziej cytrynowo-ogólnie cytrusowa, jak ciastka cytrusowe, ale wcale nie taka kwaśniejsza. Zasładzała miodem. Miała ciekawe akcenty żywiczno-herbaciane, które dzisiejsza wyparła świeżymi roślinami.


ocena: 7/10
cena: € 10,15 (za 80g; dostałam rabat)
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

sobota, 20 maja 2023

Dick Taylor 55 % Dark with Peanut Butter ciemna z Brazylii z masłem orzechowym

Ostatnio przestały mnie zupełnie kręcić kombinowane czekolady, czyli też wszelkie nadziewane i z dodatkami, jakieś ryzykowne i wymyślne itd. Do ostatnich robię się coraz bardziej sceptyczna, zwłaszcza po np. Raaka Tahini, w której to miałam nadzieję poczuć błogą chałwowość, a ta nuta... okazała się właściwie znikoma. Uwielbiam pasty orzechowe, ale akurat nie typowe "peanut butter", a więc kremy fistaszkowe posolone i posłodzone. Takie zostawiam Amerykanom. Czekolady z masłem orzechowym, które jadłam były bardzo różne, ale wszystkie łączy jedno. Były mleczne (i tradycyjnie, i ciemne mleczne). Dzisiaj opisywana to ciemny ewenement! Stąd naprawdę bardzo się ucieszyłam, gdy dostałam ją od The High Five Company. Sama bowiem bym jej nie kupiła (raczej nie kupuję czekolad w tej cenie innych niż czyste), a spróbować chciałam. Niestety jednak padło na markę, za którą nie szaleję. I trochę dziwił mnie skład, jako że w opisie producent zapewnił, że dodają masło orzechowe ze świeżo prażonych orzeszków. Liczyłam więc, że "mąka" (flour) oznacza po prostu "sproszkowane", a nie jest jakimś dziwem. A poza tym... miałam dobry punkt wyjściowy, bo znam już mniej więcej jej bazę, jako że jadłam już Dick Taylor Brazil Fazenda Camboa 75 % Dark Chocolate.

Dick Taylor 55 % Dark with Peanut Butter to ciemna czekolada o zawartości 55% kakao z Brazylii z masłem orzechowym z fistaszków (solonym i słodzonym).

Po otwarciu uderzył zapach mocno prażonych fistaszków, ale też soczystość. Łączyła nieoczywiste owoce, a dokładniej cytrusy i jakby wiśnio-śliwkę... może dżemy z nich? Jakby nasączające czarną, kwaskawą ziemię. Także słodyczy miodowo-karmelowej nie brakowało. Przy ziemi doszukałam się bardziej palono-dymnych akcentów, do głowy przyszedł mi też mokry asfalt i cała mieszanka orzechów. Także w orzechach odnotowałam dziwną soczystość. W arachidach... podkreśloną solą? Masło orzechowe za jego sprawą już w zapachu się pokazało i zabiegało o zajęcie pierwszego planu. Nasilało się z czasem, zwłaszcza po podziale, w trakcie degustacji. Kompozycja, wraz z samym masłem orzechowym, odznaczała się wysoką słodyczą.

Tłusta, acz sugerująca lekką pylistość tabliczka była twardawa, ale nie trzaskała specjalnie przy łamaniu. Jej średnio głośny trzask miał pogłos sugerujący miękkość. Była jakby utwardzonym kremem. 
W ustach rozpływała się w tempie wolno-umiarkowanym, gęsto. Zachowywała zbity kształt w zasadzie do końca. Miękła jednak prawie od razu, a potem jakby opływała idealnie gładkimi smugami. Sprawiała wrażenie bardzo pełnej, ale nie ciężkiej, mimo że tłustej. Czuć dodatek masło orzechowego, ale bardziej lekkiego, gładkiego. Wydawała się też lekko maślana w rozumieniu konwencjonalnego masła. Całość zawarła nawet leciutką soczystość.

W smaku od pierwszych sekund polała się słodycz pasty fistaszkowej i miodowego karmelu. Zawinęła się w tym lekka soczystość, a po chwili ujawniło wysokie prażenie. Czysta, słodziutka pasta fistaszkowa szybko za jego sprawą zmieniła się w masło orzechowe amerykańskiego typu. Zajęło pierwszy plan.

Słodycz popłynęła w kierunku karmelizowanego, palonego miodu kwiatowego. Odnotowałam lekką kwiatowość, jakby soczyste, egzotyczne kwiaty.

W tym czasie zarysowała się też lekka gorzkość. Częściowo fistaszkowa, przypominająca o skórkach arachidów, a częściowo wychylająca się zza nich, acz też orzechowa. Nagle pojawiły się orzechy włoskie i inne. Fistaszki jeszcze rozkręciły w sobie prażony aspekt, dominując zupełnie.

Masło orzechowe dowodziło, acz dopuszczając do siebie inne nutki, raz po raz przywiodło na myśl czekoladowe masło orzechowe. Myśl o nim pojawiała się, jednak większość obracała się wokół po prostu masła orzechowego, typowemu "peanut butter". Słodkawemu, z echem słoności. Słonawość, mimo że subtelna, chyba jeszcze podkręcała słodycz, która - ogólnie - wciąż rosła.

Na wszystkich możliwych płaszczyznach, bo przy soczystości mignęło domniemanie, jedynie aluzja do kwasku (ale nie kwasek). Jakoś tam wiązał się z prażeniem, ale wprowadził owoce... Żółte i egzotyczne? Pomyślałam o niemal miodowych bananach, ale też jakiś kojarzonych z kwaskiem (ale nie kwaśnych w tym przypadku)... Jakby mieszance wiśni i śliwek? Jednak w formie wręcz cukrowego dżemu.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa soczystość nasączyła ziemię, a lekka gorzkość bardziej się rozwinęła. Orzechy włoskie niemal zrównały się z arachidowymi. Masło orzechowe przybrało na naturalnej maślaności, przywodzącej na myśl raczej czyste kremy 100% z orzechów. Orzechów ogólnie zaczęło się zbierać coraz więcej i więcej. Z łatwością mogłam wskazać wyrazistsze włoskie i tłustsze, aż oleiście-maślane brazylijskie. A w samym motywie masła orzechowego doszukałam się trochę cukrowości.

Z czasem i w orzechach zaplątała się kwaskawa (może nawet bardziej soczysta?) nutka, ale zaraz zatonęła w kremie orzechowym i ziemi. Ona nakręcała się z orzechami włoskimi. W pewnej chwili pomyślałam o asfalcie mokrym od deszczu. O asfaltowej dróżce otoczonej kwiatami. Kwiatami i krzewami dzikimi, z lekką pikanterią? Pikanterią miodu. Potem jednak i one zatonęły w toni masła orzechowego. Wróciło bowiem w pełni sił, za sprawą jednego czy dwóch bardziej słonawych przebłysków. Podkreślały silne prażenie.

Pod koniec było już bardzo, bardzo słodko, acz te co słodsze nuty karmelizowanego miodu, miodowych kwiatów i banana zmieszały się z intensywnym masłem orzechowym o lekkiej słodyczy i echu soli (bardziej sodowym, niż słonym?). Gorzkość była niska, że aż bardziej ciastowa (jak np. z brownie z masłem orzechowym) niż czekoladowa, podporządkowana maślanej arachidowości.

Po zjedzeniu został posmak masła orzechowego z mocno prażonych fistaszków, lekko kwaskawo owocowy (jakby splot żółtych, śliwek i jakiś cytrusów), ale też prażonych arachidów jako orzechy, z tłem z orzechów bardziej gorzkawych i różnych. Do tego sporo wysokiej słodyczy. Wydawała mi się bardzo soczysta i prawie w pełni miodowa (miodowo-kwiatowa?).

Całość była bardzo smaczna. Choć bardzo słodka od miodu i karmelowo-kwiatowo-owocowych akcentów, to nie przesłodzona. Nawet te mignięcia cukrowości jakoś nie irytowały. Niska gorzkość i tak dała radę zaserwować przyjemną ziemistość i orzechy włoskie, a i zgrała się z fistaszkami. Te chyba płynęły też z samej czekolady, acz ewidentnie masło orzechowe było gwoździem programu. Dominowało zupełnie, że aż chwilami było mało czekoladowo. Słone echo w pełni pasowało, jednak osobiście mam małe wątpliwości co do tak mocno prażonej nuty. To jedna z lepszych czekolad z masłem orzechowym, jakie jadłam. Udowodniła, że masło orzechowe świetnie pasuje też do ciemnej. Kupiło mnie wyeksponowanie masła orzechowego, a nie słodyczy, z kakaowym tłem.

Dało się w niej rozpoznać nuty orzechów włoskich i ziemi, miodowo-kwiatowo-owocowej słodyczy Dick Taylor Brazil Fazenda Camboa 75 % Dark Chocolate. Podlinkowana była oczywiście bardziej gorzka i miała pikantne oraz mocno kawowe nuty, ale już sama zawartość wiele tłumaczy, a jeszcze dodatek - wiadomo.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od The High Five Company
cena: jak wyżej (cena półkowa to  €9,13 za 57g)
kaloryczność: 571 kcal / 100g
czy znów kupię: nie (ale nie pogardziłabym, gdybym dostała)

Skład: kakao, cukier trzcinowy, proszek fistaszkowy (mąka z fistaszków, cukier, sól), tłuszcz kakaowy

niedziela, 7 maja 2023

Meiji THE Chocolate Bean to Bar 70 % Brazil ciemna z Brazylii

Tak wyszło, że po kolejną Meiji sięgnęłam względnie szybko po pierwszej. W zasadzie bez konkretnego powodu. Chociaż... Podświadomie chyba liczyłam na bardziej orzechową, a i cóż... w inne miałam okazję lepiej się wczuć (Wenezueli z 2020 wyszła nowa wersja, a Peru jadłam jako blend z Ekwadorem i mleczną). Brazylii trochę mogłam poczuć tylko w blendzie z Dominikaną z 2020, więc jakoś tak mi wzrok sam leciał na nią (zarówno na liście z datami, jak i w komodzie).

Meiji THE Chocolate Rich Cocoa Series Bean to Bar 70% Brazil to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Brazylii.

Po otwarciu zagrzmiała woń owoców leśnych z malinami i jeżynami na czele. Czarne porzeczki były tuż za nimi. Obok rozpłynęła się kawa, dbając o mocno paloną gorzkość. Miała charakter likierowy. Może to w ogóle likier kawowy a nie sama kawa? Jej gorzkość nieco złagodziły fistaszki. Wyraźnie podprażone, jakby w słodkiej toni... wyidealizowanego Snickersa, który to jest bardzo cukrowo słodki. Do tego odnotowałam wanilię, a owoce przełożyły się na myśli o słodkiej jagodziance i biszkopcie z owocami. Z czasem doszukałam się chyba jeszcze wiśni. Razem z malinami chwilami ocierały się o syrop.

3 małe tabliczki były lśniące i kremowe już w dotyku. Podczas łamania trzaskały głośno, co pasowało do masywnej, jakby gęstej twardości.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, zmieniając się w miękki, maślany, trochę wodnisty krem. Wydawała się wręcz lekko ślisko-tłusta, mimo że nie była idealnie gładka. Soczystość pojawiła się z czasem i przemieszała z wodnistością, co jednak i tak jej nie rozrzedziło. Cały czas była gęstawa i sprawiała wrażenie masywnej. Choć odnotowałam lekką pylistość, czuć jej bazową gładkość. Znikała jakoś tak łatwo, bez echa, otłuszczając usta.

W smaku pierwsza pojawiła się murzynkowa jagodzianka. Była bardzo, niemal cukrowo słodka, a także cierpka od kakao. Prawie w tej samej sekundzie zgłosiła się także kawa.

Kakaowo-murzynkowa jagodzianka odwróciła uwagę od kawy. Parę szpileczek kwaskawo-słodkich jagód, może nawet podkręconych cytryną, zapewniło soczystość, jednak zaraz owoce te jakoś się schowały w tle. Po ustach rozeszła się gorzkość kakao z proszku i jakby nieco kwaskawo surowego. Zaraz jednak zmieniło się w herbatę. Napar i suszone herbaciane liście. Pojawiła się ziemia. Gorzkość wzrosła, wraz z przyjemną cierpkością.

W tym czasie jednak i słodycz bardzo wzrosła. Otarła się o cukier, a po jagodziance przybył biszkopt. Ten był już jasny, waniliowy. Wanilia zawładnęła słodyczą. Wemknął się twarożkowy serek waniliowy, a potem jakaś słodka bułka/drożdżówka z serem.

Nagle na pierwszy plan wskoczył twaróg. Wyrazisty, z lekko kwaskawym pazurkiem, ale jednak roztaczający mleczność, a tym samym pewną łagodność. Był to wątek sam w sobie nieco słodki w naturalny, "nabiałowy" sposób.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa jagodziankowe nuty zaobfitowały w całe mnóstwo owoców leśnych. Były tam jeżyny, jagody i maliny. Słodko-kwaśne, niektóre zahaczały o alkohol. Słodki syrop / likier z tych owoców pobrzmiewał w tle. Wzrosła też soczysta kwaśność.

Pojedyncze przebłyski cytrusów, w tym głównie cytryny, podkręciły resztę owoców. Ciemne, leśne wyprzedziły twaróg i zdominowały kompozycję. Kwasek wydobył wiśnie i czarne porzeczki. Chyba też czerwone? Owoców było całe mnóstwo. Mignęła nutka bardziej egzotyczna, po czym cytryna skierowała się ku goryczce poprzez swoją skórkę.

Złagodzenie i mleczność w tym czasie zaczęły nabierać mocy. Poczułam fistaszki, jakby prosto z cukrowego Snickersa i jego lepkiego karmelu, acz w wyidealizowanej wersji. Kontynuował wprawdzie mleczność, ale... zaraz został w tle. Fistaszki prażone i wyraziste natomiast wyeksponowały się.

Dzięki nim wróciła gorzka ziemia. Ziemia, podkreślająca bardziej paloną nutę. Mieszanka naparów i likierowy charakter odchodzący od słodyczy owoców przełożyły się na myśl o likierze kawowym, takim aż nieco drapiącym w gardle. Zaraz jednak ogólna gorzkość trochę to oczyściła ze słodyczy, dzięki czemu została kawa.

Posmak należał do ziemi i mieszaniny gorzkich herbat i kawy, ale też do ciemnych owoców (jeżyn, czarnych porzeczek). Czułam kwasek złożony - owocowy, ale niedookreślony, egzotycznie owocową cierpkość, a także sporo słodyczy. Miała alkoholowo-cukrowy wydźwięk i trochę grzała w gardle, acz nie drapała.

Czekolada bardzo mi smakowała. Nie była zbyt namieszana, a w zasadzie... prosta. W szlachetny sposób i przejrzysta. Kawa, herbata, ziemia świetnie zgrały się ze słodyczą murzynkowatej jagodzianki, a likierowa słodycz mnie nie zacukrzyła. Nutyserka i twarogu były bardzo ciekawe, podobnie jak konkretnie snickersowe fistaszki. Owoce sprawiły, że kompozycja nie wyszła za słodko czy ciężko. Leśne jeżyny, czarna porzeczka, maliny i inne z cytrusowo-egzotycznymi akcentami przełamały to bardzo zacnie. Choć chwilami nazbyt cukrowa, wciąż przyjemnie gorzka. Producent opisach ją jako owocową - na szczęście owocowa była tylko w połowie, bo ta druga część dopiero nadała owocom cudnego wydźwięku. Gdyby nie jej słodycz, miałaby maksymalną ocenę.

Kawa, jeżyny i jagody, nalewka owocowa, ogólnie pewna alkoholowość przypomniały mi trochę Meiji 70 % Elegant Bitter. Teraz już wiem, co tam Brazylia wniosła!
Owoce leśne i nalewki z nich, nabiał, karmel i wanilię, biszkopt oraz fistaszki przypomniały mi Domori Land Organic Brasile 70 %, ale Meiji wyszła znacznie ciekawiej.


ocena: 9/10
kupiłam: ebay
cena: $6,99 (za 50g)
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku, emulgator

wtorek, 24 stycznia 2023

Michel Cluizel Plantation Riachuelo 70 % Bresil ciemna z Brazylii

Do Cluizela jestem bardzo sceptycznie nastawiona, choć jego tabliczkom raz czy dwa udało się smacznie wyjść. Michel Cluizel Plantation Riachuelo 70% Bresil w 2020 już jadłam, nie zamierzałam do niej wracać, ale czekoladę zmieniono. Zmieniono też ogólnie asortyment, więc uznałam, że jednak sprawdzę, co tam u nich się porobiło. Na pewno nie zmienił się region - samo serce lasu deszczowego brzmiało tak kusząco! Ale czy w wydaniu Cluizela...?

Michel Cluizel Plantation Riachuelo 70% Bresil to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Brazylii, ze stanu Bahia, z plantacji Riachuelo.

Po otwarciu smagnął zapach słodkiego wina i zniknął niemal równie szybko jak się pojawił na rzecz całej mieszaniny czerwonych owoców. Były niezbyt jednoznaczne, choć na pewno słodkie i o egzotycznym charakterze. Pomyślałam o granacie. Do tego czułam chleb ze sporą ilością masła i prażoną nutę. Podkreśliły ją drzewa, rośliny, liście. Wraz z owocami wprowadziły trochę rześkości, jednak wszystko i tak zdawało się osnute ciężkością cukru (choć nie była chamsko cukrowa). Może też odrobiną dymu? Całość była znacząco słodka od wyjątkowo delikatnych, jasnych suszonych fig.

Tabliczka już w dotyku wydawała się tłusta i kremowa, jednak wciąż twarda. Przy łamaniu wydawała średnio głośne, ale bardzo masywne trzaski. Była trochę jak dość krucha tafla ze stwardniałego, gęstego kremu.
W ustach rozpływała się łatwo, w tempie dość szybkim jak na ciemną. Potwierdziła i tłustość, i kremowość. Przypominała gładką mieszankę ciepłego masła i śmietanki. Ochoczo rzedła, z czasem wykazując lekką, aksamitną pylistość i namiastkę wymykającej się z niej soczystości.

W smaku pierwszy uderzył słodki splot karmelu, miodu i fig. Suszone figi szybko rozgoniły konkurencję, zostając w zasadzie osamotnione. Słodycz jednak nie zelżała; była bardzo wysoka.

Tuż-tuż za nią mknęła jednak soczysta, ledwie kwaskawa wiśnia. Słodko-kwaśny owoc rozlał po ustach swój sok, zapraszając inne owoce. Na pewno pojawiły się słodkie zielone winogrona i jakieś różne czerwone owoce. Już znacznie słodsze. Do tego stopnia, że wydawały się aż rozmyte, nieokreślone. Przyniosły egzotyczny klimat, a ja pomyślałam o słodkim, dojrzałym granacie. Właściwie może raczej o soku z niego, aspirującym do słodkiego wina? Pojawiła się w nim lekka cierpkość (może nieco kakaowa jak nibsy?)

Z czasem przybył też masłem smarowany chleb... I szyk zdania nie jest pomyłką, bo to właśnie masło grało tu najistotniejszą rolę. Przez pewien czas kompozycja wydawała mi się głównie maślana, mimo soczystego echa. Ciemnawy, acz raczej delikatny, jakiś razowy chleb pod nim był mniej istotny. Może w ogóle to jakiś pseudochleb, np. "pieczywo chrupkie"?  Wprowadził tylko pieczono-prażoną nutkę.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa maślaność zrobiła się bardziej orzechowa. Lekkie prażenie wydobyło z tego nerkowce. Orzechy nerkowca przez moment wydały mi się zaskakująco jednoznaczne. Doszły do nich blanszowane, delikatne migdały. Przemieszały się z suszonymi figami, kojarząc się trochę z miękkawym surowym batonem ("raw bar") - chleb właśnie w niego się zmienił. Słodycz bez kompromisów wciąż rosła, aż drapiąc w gardle jak mieszanka jasnych, soczystych suszonych fig i miodu. Wyłapałam przy nich ordynarność białego cukru. Niestety w dużej mierze przygłuszyła orzechy.

Do głowy przyszły mi jasne wafelki z kremem śmietankowym. Do maślaności właśnie słodka, delikatnie mleczna śmietanka dołączyła, także wpisując się w przesadzoną słodycz. 

Jednocześnie owoce wirowały w soczystości. Granaty spośród czerwonych dominowały, innych nie umiałam nazwać. Były jakieś słodkie, jedynie z domniemaniem kwasku, egzotyczne... z granatem za to odważnie balował soczysty, słodki ananas i marakuja. Wtórowały im słodkie, świeże figi adriatyckie... (o różowym miąższu, zielonej skórce) I znów poczułam jasne winogrona. Jakby suszyły się... przełożyły się na pewno na spójność kompozycji. Daleko w tle pomykała nutka... słodka, ale niby kwaskawa... jakby cytrusowa, ale niekoniecznie. Trochę rodzynkowa.

Z czasem lekko pieczono-prażona nuta zawalczyła o gorzkość. Za orzechami i migdałami odnotowałam trochę drzew, może... ziemistość? Chlebowo-rawbarowa nutka zaczęła zdradzać jakby grzybową naleciałość... Pieczone, wymieszane z masłem grzyby i orzechy...? Nie uczyniły jednak kompozycji zbyt wytrawną. O gorzkości też trudno mówić; to jedynie jakaś namiastka goryczki. Wyobraziłam sobie, pod wpływem tych waflowo-chlebowych akcentów, pieczywo chrupkie (ciemne?) posmarowane zacukrzonym kremem kakaowym, właśnie z wyraźnie zaznaczonym pylistym kakao. A jednak też zdecydowanie za słodkim.

To słodycz bowiem dominowała cały czas. Pod koniec znów połączyła owoce, mało jednoznaczne, bardziej ogólnie suszone i karmel. Co wytrawniejsze nuty zamknęły soczyste owoce czerwone do butelki, zmieniając je w czerwone, słodkie wino z odrobinkę pikantniejszym wykończeniem. Drapało i rozgrzewało, przy wsparciu miodu, cukru i słodkich, suszonych, acz soczystych owoców.

Posmak należał do kwaskawych rodzynek, słdokiego karmelu, miodu, fig i po prostu cukru. Czułam jednak też egzotycznie kwaskawego echa chyba marakui i innych. Niewątpliwie czułam maślaność, trochę orzechów i pieczony wątek.

Całość w sumie mi smakowała, ale też zasłodziła tymi wszystkimi figami, karmelami i miodami. Dużo masła, przez co nutki chleba czy orzechów, migdałów, ziemi nie mogły się spod jego rządów wyrwać - szkoda. Egzotyczne owoce i wiśnie odegrały zacną, ważną rolę. Przełamały nieco słodycz soczystością, ale jednak i one nie wyszły na pierwszy plan. Wiśnie, figi, ananas i marakuja - bardzo ciekawy splot, a jednak... zabrakło mu pasującego otoczenia.

Dawna, mimo wysokiej słodyczy, wciąż była dość gorzko-kwaśna. Migdały i drzewa je łączą, podobnie jak egzotyczne owoce, jednak dawna miała więcej charakteru. Bardziej kakaowa, bardziej pieczona (jak kakaowy wafelek)... ogólnie jakaś "bardziej". Jeżyny i nibsy, rumianek z niej uprzyjemniły mi maślaność. Dzisiaj przedstawiana jakoś jakby na tej maślaności się skupiła. I choć oprócz niej czułam sporo orzechów (dawna była bardziej maślana i kwaśno śmietanowa), to jednak wciąż za mało, by mnie zachwycić. Nie mogę powiedzieć, by było z nią coś nie tak, po prostu mnie nie chwyciła. Smakowo może jeszcze by wyciągnęła na 8, ale i konsystencja mi nie odpowiadała.


ocena: 7/10
cena: 39 zł (cena półkowa za 70g)
kaloryczność: 570 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy