Do ciemnych Zotterów wracam dość często. Miniaturkę jednak jadłam tylko jedną (Zotter Labooko mini Tansania 75 %), bo dostałam ją w gratisie. Kolejna znalazła się u mnie też jako gratis. Ucieszyłam się, bo w komodzie miałam akurat też pełnowymiarową wersję, czyli nadarzyła się świetna sposobność, by zobaczyć, jak wiele zdradza mała wersja na temat pełnowymiarowej.
Zotter Labooko Brasilien 72% to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Brazylii z regionu Para; czas konszowania to 11 godzin (wykorzystanie metody FMR); wersja miniaturowa, czyli 8g..
Po otwarciu poczułam mocno prażony zapach orzeszków ziemnych. Otarł się o lekką słoność, a prażenie i ciepło, które za sobą niosły, kojarzyły się z drzewami ogrzewanymi słońcem. Równie wyrazista była słodycz palonego, ciepłego karmelu oraz kwiatów. Do tego soczystość słodko-kwaśnych owoców... Rześko egzotycznych, m.in. pitai i papai oraz... Kwaśniejszych czerwonych? Pomyślałam o jakimś pierniku fistaszkowym z masą z takich różnych owoców, bo właśnie i sam bardzo "chlebowy" piernik było czuć, przepływający między innymi nutami.
Mała tabliczka w dotyku była średnio twarda i masywna. Wydawała się tłusta, śliskawa, przez co skojarzyła mi się z twardym awokado. Ogólnie, mimo że wcale nie mocno cieńsza od pełnowymiarowej tabliczki, jawiła się jako delikatniejsza.
Rozpływała się maziście średnio wolno i jedynie gęstawo, trochę jakby jej się spieszyło. Z czasem szła w gładko-śliskawym i miękkim kierunku, przypominającym o awokado, acz miękkim z echem wody.
Znacząco różniła się od jakby pełniejszej i wolniejszej w rozpływaniu się pełnowymiarowej.
W smaku najpierw pojawiła się słodycz delikatnych, rześkich i wręcz wodnistych owoców, wymieszanych z kwiatami. Pomyślałam o słodko-rześkiej pitai (smoczym owocu) oraz innych melonowato-papajowych, wodnistych, jakby czysto słodkich wielkich, okrągłych i jasnych śliwkach z echem czerwonych owoców, ale z kolei w wersji pudrowej. Niemal cukierkowo-dżemowej?
Słodyczy podyktowały lżejszy, rześki wydźwięk kwiaty. Ich było bardzo, bardzo dużo. Wydawały się zmierzać w słodko-drapiącym kierunku.
A jednak i gorzkość z prażeniem mknęły tuż za nimi. Przedstawiły fistaszki. Prażone, wyraziste i jakby słonawe? Karmelizowane? Albo jako słodkie, wręcz karmelowe masło orzechowe, robiące nieśmiałą aluzję do soli.
Na pewno też wtopione w karmelowo-słodki, a jednocześnie wytrawnie niemal chlebowy, piernik. Pomyślałam o pierniku z marcepanową warstwą i o marcepanie z fistaszkami. Gorzkość wzrosła dość szybko do wysokiego, palono-prażonego poziomu, po czym szybko zaczęła się wycofywać.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o drzewach, które wplatały do kompozycji kwasek... drzew iglastych? Po nich przybyła maślaność, a fistaszki zmieniły się w krem fistaszkowy 100% - bardzo słodki w naturalny sposób. Kwiaty też przyćmiły gorzkość. Fistaszkowy marcepan o kwiatowym charakterze ostał się, acz tez niepewnie.
Odrobina kwasku wywołała czerwone porzeczki i trochę wiśni, acz tak słodkich, że właśnie bardziej jako żelowato-dżemowate nadzienie piernika, kostki marcepanowo-piernikowej czy czegoś takiego. Były lekko soczyste, nieśmiałe. Przygłuszała je nuta bardziej maślano-orzeszkowa, typowo czekoladowa... kojarząca się trochę z cukierkami typu Michałki?
Odważniej rozbrzmiały cytrusy... chyba suszone pomarańcze, zapewniające harmonię między kwaśnością, słodyczą a goryczką. I po prostu słodsza, soczystsza pomarańcza, której jakby spieszyło się, by wymieszać wszystko do niejednoznaczności.
Słodycz na końcówce wydawała się wręcz pierwszoplanowa. Zdecydowała się na ogrom kwiatów i karmel. Karmelowy krem fistaszkowy? Karmelowo-ciemnochlebowy piernik? Z goryczkowato-przyprawową goryczką / ostrością?
Po zjedzeniu został posmak fistaszkowo-maślany z motywem owoców w formie jakiegoś żelu, galaretki. Egzotyczna rześkość zmieniła się w kwiaty. Pomyślałam o kandyzowanych owocach w maślanym pierniku. Wyraźniej trzymały się tylko czerwone i cytrusy.
Całość była smaczna - wyraźnie piernikowa, fistaszkowa i znacząco prażono-palona. Wyszła aż nieco wytrawnie za sprawą chlebowego echa przy pierniku, spokojnie dzięki drzewom. Wysoka, wyrazista gorzkość zetknęła się jednak z silną słodyczą karmelu, kwiatów i "słodkości", a wiec piernika i marcepanu, żelo-dżemów z owoców. Samym owocom jakby się spieszyło w zaprezentowaniu się. Tu mignęły egzotyczne, tu czerwone, tu cytrusy. Pitaja, papaja, pomarańcza i czerwone, które aż trudno dookreślić zapewniły drobny kwasek i soczystość, ale i wodnistość wplotły.
Mała wersja od dużej Labooko wydała mi się słodsza, bardziej rozmyta, gdy o konkretne owoce chodzi. Ogólnie wyszła łagodniej, choć gorzkość prawie 1:1 oddała dużą. Może nie tyle we wszystkich nutach, co w jej charakterze. I "prawie" dlatego, że pełnowymiarowa jawiła się jako głębsza, dosadniejsza. Prażony klimat, fistaszki i piernik dokładnie te same. Dzięki temu zdradziła, co dobrego czeka w dużej wersji. A jednak to właśnie w małej wersji lepiej czuć delikatną nutę marcepanu, o którym pisał na opakowaniu i stronie producent. Pełnowymiarowa nie była jak dla mnie zbyt marcepanowa, jej drzewna wyrazistość trochę wykluczała tę nutę. Przysłodziła porządnie, ale nie za mocno. Z owoców to raczej szybka przebieżka i sygnał, że ich także można się spodziewać, ale właśnie zostawiła niedosyt. To jednak nie zarzut, skoro ma być jakby przedsmakiem pełnowymiarowej. Daje bowiem dobry ogląd i sprawia, że chce się dużą. Mała, zestawiając jedna przy drugiej, wydawała się jednak... gubić "to coś", że aż trudno sprecyzować.
To dość dziwne, bo akurat między tą miniaturką a Zotter Labooko Brazil 72 % było o wiele więcej różnic niż między Tanzanią Zotter Labooko Tanzania 75 %, a mini wersją (miniaturka) Zotter Labooko mini Tansania 75 %.
ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od chocoladeverkopers.nl
cena: nie znam
kaloryczność: 584 kcal / 100g
czy znów kupię: nie kupiłabym miniaturek, a pełnowymiarową (ale nie pogardziłabym, gdybym dostała)
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.