sobota, 6 stycznia 2024

Beskid Chocolate Wenezuela Puerto Cabello Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Wenezueli

Kakao Puerto Cabello zawdzięcza swoją nazwę portowi, z któremu te ziarna wypływały niegdyś do Europy. Rośnie w wenezuelskim stanie Carabobo, w regionie Canoabo, gdzie dominuje odmiana criollo. Pomyślałam więc, że nawet niecriollo tam rosnące, prawdopodobnie przywłaszczyło sobie trochę jego cech, potworzyły się naturalne hybrydy. Ciekawiło mnie, czy ta tabliczka będzie miała bukiet smakowy bogaty i kolorowy, niczym wzorki na opakowaniu? 


Beskid Chocolate Wenezuela Puerto Cabello Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao odmiany Puerto Cabello z Wenezueli, z regionu Canoabo, ze stanu Carabobo; czas konszowania min. 72 godzin.

Po otwarciu poczułam zapach delikatnego kefiru i jogurtu o śmietankowym charakterze w wariancie pomarańczowym. Chyba podkreśliła go odrobina cytryny, acz całościowo był raczej słodki. Słodycz bardzo nakręciły kwiaty - jakieś delikatne; i żywe, i suszone, a do tego sporo średnio mocno palonego karmelu. Ten wiązał się z ogólnie średnio mocną, prażoną nutą. Za jej sprawą przewinęło się słodkie jabłko w karmelu, a mi przyszedł do głowy jeszcze kompot wiśniowy. Może z leciuteńkim, malinowym echem? Obok tego wszystkiego rozgościły się orzechy laskowe i pekan. Same w sobie naturalnie słodkawe, surowo-delikatne.

Twarda tabliczka na dotyk była nieco pylista i masywna. Przy łamaniu donośnie trzaskała w nieco krucho-szklisty sposób.
W ustach wykazywała gęstość, rozpływając się powoli i kremowo. Robiła to, nie spiesząc się, ale łatwo. Była mazista, nieco lepka i maślana, lecz nie ciężka, a z czasem nawet nieco soczysta. Zachowywała się, jakby wcale nie chciała zniknąć. 

W smaku czekało mnie mleczno-laskowe, słodkie powitanie. Zupełnie, jakbym miała do czynienia ze słodkim kremem, praliną... Złożoną z dwóch ważnych wątków.

Z drobnym wyprzedzeniem zaprezentowała się słodycz jakby mleczna. Mleku wtórowała delikatna, słodka śmietanka.

Z drugiej strony słodycz zaserwowała mi delikatnie słodkie w naturalny sposób orzechy laskowe. W zasadzie częściowo przechodzące w krem-pralinę orzechową. Zaplątała się tam średnio mocno prażona nutka, po której do laskowców dołączyły orzechy pekan i trochę migdałów. Za ich sprawą kompozycja zyskała trochę subtelnej gorzkości.

Za śmietanką odnotowałam owocowe przebłyski. Pomyślałam o malinach - może śmietankowo-mlecznych lodach czy deserze malinowym i kompocie wiśniowym. A także o rodzynkach... Rodzynki wniosły słodycz wyrazistszą, karmelowo-żywiczną. Taką nawet nieco ciężką? Poniekąd wpisały się w mleczność, sugerując jakby... jogurt w wariancie "pieczone jabłko z rodzynkami"?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiły się kwiaty, tonujące soczystość. Bliżej owoców znalazły się kwiaty delikatne i żywe, ale z czasem wychwyciłam też suszone, przywodzące na myśl napar, herbatę. Tym już było bliżej do karmelu. Suszone, herbaciane kwiaty wplotły drobną cierpkość.

Orzechowy splot cały czas spokojnie pobrzmiewał. Laskowce i pekany wyszły bardzo spójnie z resztą; dzięki karmelowo-prażonej nutce z łatwością podkradały się do cieplejszej, owocowej nuty rodzynek i kompotu. Rodzynki podkreśliły je swoją drobną goryczką. Jakby przypomniała orzechom o ich gorzkawych skórkach.

Mleko i śmietanka w oddali zmieniły się w delikatny, śmietankowy jogurt i kefir w wariancie pomarańczowym, z lekkim podkreśleniem cytryny. Niby kwasek mignął raz po raz, acz kwiatowa słodycz starała się go zepchnąć w dal. Wiśniom na moment udało się z kompotu wychynąć jako owoce świeższe, soczystsze.

Pojawiło się więcej karmelu, za którego sprawą słodycz rosła odważnie, że w pewnym momencie zaczęła aż trochę drapać. Pomyślałam o jabłkach w karmelu, a kompot wiśniowy zaczął zmieniać się w mieszany, z wiśni i suszu owocowego. Karmel podkreśliły jeszcze żywiczne rodzynki, dodając mu charakteru. Karmel, podkreślony subtelną goryczką, z czasem w dużej mierze zagłuszył owoce, lecz w tle... jeszcze walczył o siebie kompot... jakby wiśniowo-pomarańczowy?

Kwiaty jednak na końcówce niemal zupełnie wyciszyły kwasek. Same zdecydowały się na wizję naparu czy herbaty z kwiatów suszonych. Orzechy z kolei porzuciły jakąkolwiek gorzkość, wchodząc w maślano-śmietankową toń. Jakby to był jakiś słodki deser orzechowy... może jeszcze posypany migdałami? Te wykorzystały moment, by się wykazać.

Po zjedzeniu został posmak słodkiej, kompotowej pomarańczy i rodzynko-karmelu. Ostatnie były tak zmieszane ze sobą, że w sumie stanowiły jedność. Do tego czułam mniej jednoznaczne, ale naturalnie słodkie, lekko prażone orzechy i kwiaty... Jakby ukwiecone drzewa? Z żywicznym akcentem.

Czekolada bardzo mi smakowała, mimo że wyszła nieco za słodko, a dla mnie za mało gorzko. Orzechy laskowe, pekan i migdały choć wyraźne, miały łagodny charakter. Owoce nie zdecydowały się na za wiele kwasku - kompot z wiśni, echo malin, cytrusowy jogurt, rodzynki i jabłka w karmelu wpisywały się w wysoką słodycz. Ta należała głównie do karmelu, ale sporo było też słodyczy kwiatów - raczej suszonych, jako naparu, ale i trochę świeższych. Bardzo podobało mi się żywiczne podkreślenie niektórych aspektów. Ogólnie jednak to kompozycja delikatna... choć dosadna w swej delikatności.

Odlegle przypominała - głównie za sprawą charakteru słodyczy - Beskid Venezuela Porcelana 70 %. Tam czułam karmel, ale miodowy - w dzisiaj opisywanej żywicznie-rodzynkowy; w obu taki "inny". Zawarły nuty cytrusów i czerwonych owoców (w tym wiśni i malin). Wspomniana jednak była bardziej drzewna niż orzechowa, nawet nieco ziemista. Nieco kwaśniejsza, też bardzo słodka i podobnie o niskiej gorzkości. We wspomnianej chyba jednak była bardziej zdecydowana.


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 23,90 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.