Kojarzę, że istnieje marka słodyczy Ewy Chodakowskiej, ale co to tam dokładniej jest, nie interesuję się, ponieważ to produkty nie w moim typie. Ten krem kupiłam niespecjalnie ogarniając, że to właśnie jej produkt, ale mniejsza o to. Skusiły mnie słowa "be raw". Od razu wyobraziłam sobie krem z surowych fistaszków, jaki chciałabym spróbować, bo często bywają dla mnie prażone za mocno, przypominający KruKam Pasta orzechowa z kokosem. Nie wczytałam się w skład, bo to były zakupy z ojcem (i on płacił). Zapisując na liście datę, trafiłam na słowa "prażone orzeszki...", co wzbudziło we mnie sporo wątpliwości. Nie co do samego produktu, ale do założeń marki. Jeśli tak propaguje surową żywność, skąd nagle prażone orzeszki? W dodatku dotarło do mnie, że to nie mieszanka miazgi orzechowej i kokosowej, ale pewnie po prostu krem z arachidów z wiórkami, coś jak Nutura Masło orzechowe z dodatkiem kokosa. Niby w 2017 pomyślałam, że do czegoś takiego kiedyś wrócę, ale obecnie miałam w szafce tyle różnych kremów orzechowych, że gdyby pewnie nie pośpieszanie w sklepie, nie kupiłabym. Może więc ominęło by mnie coś pysznego?
BeRAW! Peanut Butter Coconut to krem orzechowy z wiórkami kokosowymi marki Purella.
przed i po uporaniu się z olejem |
Na wierzchu wydzieliło się dużo oleju: zlałam około 3 łyżeczek, a wymieszałam 4,5 łyżeczki. Trochę się z tym namęczyłam, bo pod olejem była twardo-sucha, bardzo zbita i masywna masa. W końcu jednak udało mi się uzyskać względną jednolitość. Krem wyglądał wówczas na nie za tłusty, miejscami suchawy, jednak w trakcie jedzenia już nie - dał się poznać jako zwyczajnie jak to kremy fistaszkowe tłusty, mimo że... cały czas krył w sobie jakby sugestię suchawości.
Krem był gęsty i ciągnący, miejscami pozbijany w grudki. Wyglądał na na bazowo dość gładki, a także niewątpliwie pełny i całych, i posiekanych wiórków.
W trakcie jedzenia okazał się bardzo gęsty, a kiedy rozpływał się powoli w ustach, wydawał się na chwilę gęstnieć. Zalepiał na długo, rozpływał się leniwie. Był maślano tłusty, jakby bardzo pełny i masywny, syty. Czuć w nim nie miazgowość, a proszowość oraz sporo dużych, acz raczej posiekanych wiórków kokosowych. Kawałków orzechów nie uświadczyłam. Pod koniec, gdy coraz więcej kokosa wyłaniało się z masy, krem nieco przyspieszał z rozpływaniem się, rzednąc znacząco. Gdy spróbowałam gryźć masę, wydawała się proszkowo skrzypieć.
Skrzypienie napędziły wiórki, choć w pierwszych chwilach przy gryzieniu aż zaskoczyły twardą chrupkością. Początkowo chrupkie, z czasem - gryzione porządnie - chrzęściły i trzeszczały, aż wreszcie sporadycznie soczyście skrzypiały. Były chrupko-soczyste, nie memłały się irytująco. Trzeba było nad nimi popracować trochę, ale nie zalegały w ustach denerwująco długo.
W smaku pierwsza rozbłysła słodycz - czy raczej słodziuteńkość - oraz przemknęły surowe orzeszki ziemne, które jednak zaraz zmieniły się w prażone minimalnie. Były delikatne, nieco naturalnie maślano-fasolkowe. To podkręciła wyrazista i już po chwili wszechobecna rześkość kokosa. Sprawiła, że pasta miała bardzo świeży charakter.
Kokos zmieszał się z delikatnymi fistaszkami, przekładając się na skojarzenie z kokosowym, mleczno-maślanym kremem i mlekiem kokosowym. Było słodko, ale zachowawczo. Kokos wydawał się niemal integralnie mieszać z orzeszkami - powiedziałabym, że są tam nie tylko wiórki, ale i miazga z kokosa, mleczko.
Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach arachidy lekkim prażeniem zasugerowały delikatny, jasny, mało wypieczony wafelek... Może jakieś kruche, delikatne ciastka? Kokosanki! Za ich sprawą słodycz drastycznie wzrosła. Acz maślano orzechowej bazy nie zagłuszyła.
Po debiucie kokosowych słodkości na pewien czas słabo prażone arachidy, podchwyciwszy świeżość kokosa, wspięły się na wyżyny. Tchnęły w kompozycję prawie surową, a'la fasolową wytrawność i... nieco poskromiły słodycz. Sprawiły, że wyhamowała i uspokoiła się, nieco osłabła.
Gryziony na koniec kokos kojarzył mi się z wymieszanymi podprażonymi i świeżymi wiórkami jakby prosto z jakiś waflowych pralinek kokosowych najwyższej jakości. Wiórki smakowały bardzo wyraźnie sobą. Kiedy je gryzłam, dominowały, a fistaszkowy posmak jedynie lekko pobrzmiewał.
Po zjedzeniu został posmak fistaszkowo-kokosowy. Te nuty były już bardzo wyrównane. Czułam przede wszystkim słodkawe wiórki i delikatnie prażone arachidy.
Krem zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. W pewnym momencie myślałam, że będzie to zwykła pasta fistaszkowa z wiórkami, jednak efekt był zupełnie inny. Wyszło to jak mieszanina arachidowości i wielopłaszczyznowego kokosa. Jakby mleczny krem kokosowy, miazga kokosowa, wiórki i świeżość świetnie zgrały się z orzeszkami, dyktując im a to surowy charakter, a to motyw lekko wypieczonego wafelka. Słodycz splotła się z neutralną wytrawnością. Krem bardzo intensywny w smaku, a jednak mimo słodyczy, to nią nie szarżujący (jak potrafią niektóre kremy fistaszkowe lub kokosowe).
Wyszedł równie smacznie co KruKam Pasta orzechowa z kokosem, choć w dzisiaj przedstawianym trochę mi brakowało kawałeczków orzechów, którymi może pochwalić się Krukam - więc ja osobiście wolę podlinkowane. Nutura Masło orzechowe z dodatkiem kokosa z kolei było bardziej... no, jak masło orzechowe z wiórkami, więc trudno mi je porównać do opcji bardziej "miazgowo kokosowych".
ocena: 9/10
kupiłam: Rossmann
cena: 14,99 zł (za 190g)
kaloryczność: 594 kcal / 100 g
czy znów kupię: raczej nie
Skład: orzechy arachidowe prażone 85%, wiórki kokosowe 15%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.