Pokazywanie postów oznaczonych etykietą French Broad. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą French Broad. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 maja 2023

French Broad Chocolate Guatemala Dark Chocolate 73% Cacao ciemna z Gwatemali

Z marką French Broad miałam do czynienia tylko raz (French Broad India Dark Chocolate 71%). Sama w sobie nie wydała mi się jakoś szczególnie interesująca, ale i czekolada - była po prostu smaczna, jednak nie w jakiś sposób wbijająca się w pamięć. A jednak po latach już dobrze wiem, że Indie jako region pochodzenia kakao są dość specyficzne, bo wychodzą przeważnie bardzo słodko. Może więc warto było przetestować jakiś region, który uważam za ciekawszy? Skoro miałam okazję zamówić z The High Five Company coś nie do zdobycia w Polsce, uznałam, że to dobra okazja, by właśnie jedną French Broad wybrać. Gwatemala jako region też wydaje mi się ciekawa. Tu konkretnie użyto kakao od kooperatywy Uncommon Cacao.

French Broad Chocolate Guatemala Dark Chocolate 73% Cacao to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao z Gwatemali, z okolicy jeziora Lachuá.

Po otwarciu poczułam sporo drzew, migdałów i ciepłych, słodko-korzennych przypraw dosłownie zalanych soczystymi, lekko cierpkawymi winogronami ciemnymi. Była to mieszanina i bardziej kwaskawych fioletowych i granatowych. Część z nich była słodka tak mocno, że pomyślałam o cukrowej galaretko-konfiturze. Część chyliła się w kierunku wina... Chyba odnotowałam też rześkość dosłownie jakiegoś "delikatnego cytrusika". A jednak i goryczka się zawinęła. Mignęła myśl o pestkach winogron, a potem odnotowałam jeszcze ziemię, która podkreśliła raczej wytrawny charakter migdałów.

Już w dotyku kremowa tabliczka przy łamaniu okazała się twarda i zwarta. Po tym, jak usłyszałam trzask przypominający łamane suche gałęzie, zobaczyłam przekrój świadczący o zbitej kremowości.
W ustach czekolada rozpływała się wolno. Długo zachowywała kształt i formę, dając się poznać jako nie za tłusty, jakby zbito-esencjonalny, miękki krem o znaczącej pylistości. Ta jakby starała się "osuszać" kompozycję. Była gęsta, z bazową gładkością (mimo pylistości) a do tego soczysta jak dość ciężki, owocowy sernik. Z czasem wykazywała większą mazistość, która rozkręcała poczucie soczystości.

W smaku pierwsza rozeszła się wysoka maślaność. Utworzyła bazę, odgrywając w całości znaczącą rolę.

Szybko poczułam słodycz. Wydała mi się silna i prosta, zahaczyła o cukier biały, acz częściowo też taki... z owoców, pomyślałam o jakiś scukrzonych, np.... rodzynkach?

W zasadzie nawet nie zdążyłam sprecyzować, a wybuchła soczysta bomba. Ciemne winogrona zdominowały wszystko. Były tam granatowe, zahaczające trochę o wino, i kwaśniejsze fioletowe. Oczywiście wszystkie miały w siebie wpisaną soczystą słodycz. Niektóre wydawały się niemal gnilne, a wszystkie dojrzałe w różnym stopniu. Z oddali kibicowała im odrobina cytryny.

Zza winogron zaczęła płynąć gorzkość. Z racji cierpkości niektórych sztuk pomyślałam o ziemi, która otworzyła drogę migdałom i drzewom. Migdały zmieszały się z maślanością, dokładając się do bazy i nadając jej charakteru. Wciąż była raczej delikatna, lecz na szczęście już wzbogacona o gorzkość. Migdałom udało się prawie zrównać z winogronami.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zrobiło się jakoś tak... ciepło. Winogrona musiały być ogrzewane słońcem, podobnie jak drzewa. Zdecydowanie żywe, zielone. Oczami wyobraźni patrzyłam na różne gałęzie, ale też na łodygi winorośli zawinięte na drewnianych podpórkach. Może też... rosnące blisko ziemi krzaki jeżyn? W cieple rozgościł się cynamon.

Maślaność zasugerowała słodką bułkę cynamonową - może a'la cinnamon roll, ale nie aż tak muląco słodką. Co jednak nie znaczy, że nie było słodko. Słodycz rosła, a zza soczystości winogron raz po raz wyłaniała się cukrowość. Myślę o prostej nucie białego cukru, ale też scukrzonych rodzynkach. Rodzynkach, które mogły być zatopione w jakimś kremie migdałowo-fistaszkowym z cynamonem (przypomniało mi się Wild Friends Cinnamon Raisin Peanut Butter).

Cukrowość przerobiła winogrona na słodką galaretko-konfiturę, co aż w pewnym momencie zadrapało w gardle. Przemknął tam też akcent śliwek. Wydźwięk słodyczy nieprzyjemnie skupiał na sobie uwagę, acz wychwyciłam też jakby likier winogronowo-śliwkowy (też jednak cukrowy). W gardle poczułam rozgrzanie już na dobre, wzmocnione cynamonowym ciepłem.

Nagle jednak o kwaśność i soczystość zawalczyła odrobinka wiśni. Przy rodzynkach z kolei wychwyciłam kropelkę czy dwie soku cytryny. Ta jednak zaraz spór przegrała i sama poszła w cukrowym kierunku, przywodząc na myśl pudrowe cukierki.

Bliżej końca cynamon mocniej przywarł do drzew i migdałów. Migdały w cynamonie jednak wciąż wracały do formy delikatnego, bardzo maślanego kremu. Pomyślałam też o fistaszkowym delikatnym maśle orzechom - jakby tak ktoś połączył obie pasty z winogronową masą (tu z kolei przypomniało mi się Smucker's Goober Grape Peanut Butter & Grape Jelly Stripes).
Drzewa zaś kontynuowały goryczkę. Znowu pomyślałam o pestkach winogron przypadkiem rozgryzionych, ale też ziołach i przyprawach. Może kardamonie? Słodycz i kwasek rodzynek poszedł w niemal kadzidlano-żywicznym kierunku, co wykorzystała ziemia i znów nieco się wyłoniła.

W posmaku została delikatna, orzechowa maślaność (orzechy niejednoznaczne) i słodko-goryczkowata, jakby soczysta żywica w suchej, kadzidlanej formie (z cytrusową naleciałością?), a także drzewa i migdały, w których ziemia i ciepłe przyprawy podkreśliły wytrawność. Do tego nie mniej ważne soczyste, ciemne winogrona i trochę rodzynek. Czułam jednak też cukier... jakby scukrzenie i przecukrzony dżem, może likier z ciemnych owoców.

Czekolada była smaczna i ciekawa. Jej wyrazistość bardzo mi przypadła do gustu, jednak z kolei wydźwięk słodyczy i natarczywość białego cukru przeszkadzały (szkoda, bo nie przesłodzono jej). Winogrona, podkreślone rodzynkami, cytryną i wiśniami, a także drzewa i migdały, z kolei podkreślone ziemią i przyprawami korzennymi to cudowny bukiet. Niestety jednak słodycz chwilami szła w nadto cukrowym kierunku, a ogólną gorzkość wolałabym nieco wyższą (kosztem wysokiej maślaności, która mogłaby być niższa).

Winogrona, wiśnie, drzewa i przyprawy korzenne czułam też w Beskidzie Gwatemala Cahabon BIO  90%, ale ten bardziej mnie zachwycił wyższą gorzkością i kwaśnością (wiadomo, zawartość robi swoje). 

W Cluizelu La Laguna 70% Guatemala czułam cynamon, drewno, ciemne i czerwone owoce, miodowy kompot z wysoką maślanością i cukrowością, co sprawiło, że te czekolady są w pewien sposób podobne. Mimo że różni je wiele nut (w Cluizelu np. winogron w sumie nie czułam, w miejsce migdałów French Broad, on miał soję), to jednak klimat podobny.


ocena: 7/10
cena: € 11 (za 60g; dostałam rabat)
kaloryczność: 592 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

czwartek, 3 czerwca 2021

French Broad Chocolate India Dark Chocolate 71% ciemna z Indii

Lubię poznawać nowe marki, bo zawsze to jakieś nowe spojrzenie na kakao z danego regionu. Tym razem... stało się coś dziwnego. Wybrałam sobie markę, o której nic nie czytałam; myślałam, że jest francuska... a tu zaskoczenie. Amerykańska. I to z historią też opierającą się na zaskoczeniu w sumie. Dan i Jael Rattigan poznali się przypadkiem na jakimś weselu, a potem rzucili edukację, by podróżować po Ameryce Południowej. Otworzyli na Kostaryce małą kawiarnię-piekarnię i odkryli w sobie pasję do kakao. Jako samouki osiągnęli sukces. Od 2012 robią czekolady bean-to-bar, współpracując z innymi twórcami czekolady czy dostawcami. Ta tabliczka jest efektem właśnie jednej z współprac, z ekipą od indyjskiego jedzenia (orzechów itp.), Spicewalla. Najpierw zrobili mleczną z przyprawami (Chai Masala - nie mam jej), a potem uznali, że w swej kolekcji muszą w takim razie mieć jeszcze czystą ciemną z tego samego kakao. I bardzo dobrze. Bo czystą ciemną z Indii to już ja uznałam, że po prostu muszę mieć.
Gdy dowiedziałam się, że twórcy marki zaczynali od piekarni-czekoladziarni, trochę się wystraszyłam, bo przypomniał mi się niewypał Pump Street.
Teraz może trochę o samej tabliczce. Zrobiono ją z kakao z plantacji Anamalai, gdzie uprawiają także kokosy i gałkę muszkatołową. Zlokalizowana jest w pobliżu miasta Pollachi często odwiedzanego przez managera French Broad. Jego z kolei zachwycają okoliczne plantacje herbaty, przypraw i w ogóle lasy. Może i nie dziwne, ze tam wraca. Ciekawe, czy po tej czekoladzie i ja miałam zapragnąć do marki wrócić. 

French Broad Chocolate India Dark Chocolate 71% Cacao to ciemna czekolada o zawartości 71 % kakao z Indii.

Zachwyciło mnie opakowanie tej czekolady. Nie dość, że to właściwie pudełeczko-kasetka, to jeszcze kolorystyką i w dotyku przypominało Earth Loaf 72 % (jedną z pierwszych plantacyjnych, jakie jadłam w życiu).

Już otwierając opakowanie poczułam intensywny i bardzo złożony zapach. Nad wszystkim panował twaróg, łączący delikatną mleczność z kwaskiem nabiału. Mieszała się z nim jednak też pewna tłusta nabiałość, nie maślaność, ale coś blisko tego... trochę skarpetowy ser żółty? Od tej nuty odchodziły delikatne, surowe migdały. Kolejną wyrazistą, dowodzącą swym oddziałem nutą okazały się drzewa. Trochę jako palone drewno i suche liście (tabaka? herbata?), ale z tlącym się wśród nich życiem. Pomyślałam o cierpkich ziarnach kawy i sokach z drzew (np. brzozowym, klonowym). Słodycz pobrzmiewała w tle. Łączyła drzewa i tłustość, prezentując mi jasny miód-miodek leniwie spływający po pulchnych naleśnikach z masłem (pancake'ach). Mimo to, aromat wcale nie wyszedł ciężko, bo zwłaszcza w trakcie jedzenia od kefiru i soczystości drzew wydobywały się owoce... czerwone? Początkowo trudne do złapania, ale gdy już je nazwałam, nie było wątpliwości. To grejpfrut, jeżyny, kwaśność wiśni i truskawkowy sorbet (słodzony miodem?).

W dotyku tabliczka wydała mi się sucha, co potwierdzały głośne trzaski suchych gałązek. Bardzo twarda i ziarnista w przekroju czekolada prezentowała się wzorowo.
W ustach rozpływała się łatwo i powoli. Długo zachowywała zwartą formę, leniwie stając się esencjonalnym kremem o niewysokiej tłustości, a ogromie soczystości. Jakby była gładkim, lekkim sernikiem z masą owocową, która w ustach zmieniała się w soczyste tsunami. Cechowała ją aksamitna gładkość.

W smaku od początku czułam soczystość i zdecydowaną, ale nieprzesadzoną słodycz soków z drzew. Czy to brzozowy, czy klonowy... o tak, słodycz rosła. Motyw rozszedł się więc na dwa: słodycz zrobiła się miodowa i pozostawiła drzewa.

Przy jednych, jak i przy drugich kręciły się jeżyny i wiśnie. Cierpko-kwaśne wiśnie reprezentowały raczej jakiś krem, jogurt czy masę wiśniową Soczyste, dojrzałe, ze słodkimi rdzeniami, kwaśniejszymi "kulkami" i goryczkowatymi pestkami otaczały i podkreślały nutę drzew.

Je spowiła delikatna gorzkawość z czasem urastająca do gorzkości migdałów i... ziaren kawy? Gdy przybierały na znaczeniu, stając na drodze wzrastaniu słodyczy, zwątpiłam - może to bardziej fusy herbaty? Poczułam więcej drzewnych i ich suchych liści, a także migdałowych tonów. Było w nich trochę naturalnej suchości, lekko palono-prażona nutka i naturalna migdałowa tłustość... Najpierw jakby zawahała się, czy nie rozgrzać (jako... kawa? pikanteria?), ale z czasem coraz bliżej podchodziła pod neutralną maślaność.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa nastąpiła eksplozja kwaśności. Trochę pilnował ją miód, więc nie była nachalna, ale dosadna w cytrynę, a następnie jeżyno-wiśnie i truskawki. W tle zawinął się grejpfrut: słodki, ale z goryczką skórki. Trochę tonował cytrynę.

Jednocześnie, może z lekkim opóźnieniem, kwasek wszedł w strefę nabiału. Kefir, twaróg... też osładzające się. Czyżbym czuła sernik cytrynowy? Sernik na zimno z... czymś czerwonym?
Truskawki trafiły właśnie na niego. Zupełnie jakbym miała do czynienia z sernikiem z sorbetem czy inną częścią truskawkową... ale kwaśną? Może bardziej wiśniową? Jakby truskawka, ale z kwaskiem wiśni... Z czasem zaczęłam myśleć o kwaśnym, wiśniowym jogurcie.

Następnie odchodząca od migdałów maślaność złączyła się z tymi mlecznymi nutami. Oto poczułam pulchne naleśniki z masłem i miodem, może orzechami, ale także twarożek z masą z truskawek i jeżyn. Drzewa i migdały z tła zawalczyły o trochę wytrawności i do głowy przyszedł mi też ser żółty. Może wciąż ze słodkawą nutą, ale już wytrawniejszy, taki dodający charakteru. Miód i na niego skapnął.

Kiedy bliżej końca weszły wytrawniejsze nuty, słodycz jakby tliła się w tle. Wtedy odebrałam ją jako pudrową i niepasującą do niczego.

Turlające się wszędzie i wciąż migdały bliżej końca zaskoczyły na soczysty motyw drzew i liści. Liści... trochę już suchych? Sprawnie wykorzystały to ziarna kawy. Początkowo była to kawa jakby w jakimś deserze, może lody kawowe albo jogurt kawowy... Potem jednak po prostu goryczkowato-cierpkie ziarna. Tu może wychyliło się też leciutkie ciepło.

Po zjedzeniu został posmak kwaskawych cytryn, owoców czerwonych i nabiału, ale wygładzony słodyczą i maślano-delikatnym nabiałem. Czułam pozytywną liściasto-drzewną suchość kakao, jak również soczystość i tłustość - czekolada znalazła punkt idealnie po środku.
Całość bardzo przypominała maślankowo-serową i z czerwonymi, niejednoznacznymi owocami (tam maliny, granat) Earth Loaf 72 %, jednak tamta była pikantniejsza (pewnie m.in. dlatego, że była z surowego kakao). Znów dość pikantna (cynamonowo) była Soklet 70 %, ale już bardzo podobna w kwestii migdałów, cytrusów, kwaśności mieszającej się z miodem i twarożku.

Czekolada wydała mi się dość niejednoznaczna, a jednak sugestywna. Wszystko było tu "z czymś", nuty się łączyły, żadna nie odstawała. Dużo miodu i drzew, zmieszanych słodyczą i migdałami z twarogiem, sernikiem, któremu zdarzyło się zalecieć (mimo słodyczy) neutralniejszymi nutami maślano-żółtoserowymi. To jednak także ogrom kwasowości owoców: od kwaśnych cytrusów, przez kwaskawość wiśni, po truskawkowe twory, umiejętnie złączone jeżynami.
Całość wyszła słodko-kwaśno, jedynie z elementami gorzkości. Nie była jednak w tym nachalna. Nie znalazłam w niej też korzennej pikanterii, jaką zawsze czułam w czekoladach z Indii. Trochę szkoda, ale z drugiej strony to byłoby już za wiele na taką mnogość nut i skojarzeń. Na tle wspomnianych czekolad, z tą swoją silniejszą słodyczą (mimo kwasku), nieco odstawała.
Smakowo i za ciekawą strukturę może mogłaby mieć 8, ale gdy zestawiam ją cenowo i składowo (cukier, a cukier trzcinowy) z np. Soklet, dzisiaj opisywana prezentuje się... słabo i aż serce boli przez wydaną kwotę, ale jednocześnie... nie żałuję kupna. 8ki wystawiam jednak, gdy z zakupu się cieszę.


ocena: 7,5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 60 zł (za 60 g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy