Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: soja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada: soja. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 marca 2022

Zotter Walnuss G.Nuss / Walnut Whole Nuts Vegan wegańska "mleczna" sojowa nadziewana nugatem z orzechów włoskich i kawałkami orzechów

Uwielbiam orzechy włoskie i na myśl o czekoladzie Zottera z nimi, także jako nugatem, oczy mi się zaświeciły, ale... szybko zgasły. Okazało się bowiem, że nie dość, że to słodka tabliczka, to w dodatku... wegańska. Pocieszałam się, że właśnie wegańskie nadzienia sojowe Zottera zawsze smakowały mi bardziej niż niewegańskie (zrobione na maśle i śmietance), bo były mniej tłuste, masywne etc. A... z czekolada "mleczna" sojowa Labooko Soy milk była po prostu dobra. Całościowo w sumie wciąż mogło być bardzo dobrze. Nie wiem więc, skąd po zamówieniu, a przed degustacją jednak tak sporo wątpliwości.


Zotter Walnuss G.Nuss / Walnut Whole Nuts Vegan to czekolada sojowa (wegańska "mleczna") o zawartości 40 % kakao nadziewana czekoladowym nugatem / praliną z orzechów włoskich i soi oraz z kawałkami prażonych orzechów włoskich.

Po rozchyleniu papierka, przywitał mnie zapach orzechów włoskich, które dominowały zupełnie. Był to zapach świeżych, rozłupywanych właśnie orzechów, więc musiały zostać naprawdę leciutko podprażone. Otaczał je motyw słodko-wytrawny... jakby wege roślinnego deseru-budyniu w wariancie karmelowym (ewentualnie karmelowo-czekoladowym). Ogólna orzechowość wydała mi się złożona, a także podkreślona cynamonem. Może też anyżem?

Na dotyk tabliczka wydała mi się sucho-proszkowa, raczej nie za tłusta, a plastelinowa. Mimo że masywna, było w niej coś z delikatności, jakby miała zaraz zaczął się topić / mięknąć (ale nie robiła tego). Przy łamaniu okazała się twarda i masywna, konkretna, co poniekąd na pewno wynikało z grubości. Trochę krucha, a jednak z orzechami porządnie w niej zatopionymi, trzaskała średnio głośno.
Pod grubą warstwą sojowej czekolady był środek - tabliczkowy nugat, który okazał się twardawą mieszanką czekolady sojowej i nugatu z orzechów włoskich. W zasadzie bardzo trudno to rozgraniczyć (nożem trochę oddzieliłam). Był gęsty, zbity i bardzo pełny. Zatopiono w nim mnóstwo orzechów. Przede wszystkim kawałki średniej i sporej wielkości, ćwiartki i połówki, parę całych, mniej małych kawałków. Całkiem wiele z nich zachowało skórki (co potwierdza, że musiały być prażone delikatniusio). Zachwycające, a jednak chwilami przerobiły tabliczkę na zlepek-ulepek (choć biorąc pod uwagę ogół, to akurat dobry zlepek-ulepek, więc piszę to neutralnie). W zasadzie nie da się zrobić kęsa, by na orzecha nie trafić.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, acz raczej średnio powoli, z sugestią oporu, ale bez niego w sumie. W udany sposób udawała tłustawe i kremowe mleczne. 
Nugat okazał się bardzo z nią spójny; poniekąd sam wyszedł sojowoczekoladowo. Był idealnie gładki i tłusty w masywnym, konkretnym sensie. Dość zbity środek wydał mi się syty i trochę śliskawo-oleisty. Może też chwilami sprężysty? Na pewno nie twardy. Z czasem podejmował próbę zmięknięcia, ale znikał raczej dość wodniście-oleiście. Leniwie odsłaniał orzechy (niechętnie je z siebie wypuszczał).
Okazały się minimalnie podprażone, pierwszej klasy. Zostawiałam je sobie na moment, gdy czekolada już zniknęła. Wówczas trochę chrupały. Gryzione wykazywały soczystą, świeżą tłustość i miękkość. Na koniec wydawało się, że jest ich niezwykle mnóstwo.

W smaku czekolada przywitała mnie bardzo wysoką słodyczą oraz orzechami o złożonym charakterze. Poczułam specyficznie roślinną budyniowość jak z wegańskiego deseru albo po prostu jakiś płatków (np. owsianych) / kaszy. W tle wyłapałam gorzkawe włoskie, ale zaraz to słodycz przyciągała większość uwagi. Skojarzyła mi się z karmelowo-krówkowym, nieco przesłodzonym budyniem. Było w niej coś lekko cynamonowego, pikantniejszego, przez co pomyślałam o budyniu tylko co ugotowanym, ciepłym. W pewnej chwili wydało mi się to aż cukrowo męczące, acz zaraz pikanteria nieco to naprostowała. Roztoczyła się też wyraźniejsza, choć o delikatnym charakterze, czekoladowość, zapowiadająca więcej orzechów i gorzkawość. Skojarzenie z wegańskim budyniem umocniło się.

Zarówno wegańska czekoladowość, jak i orzechowość nasilały się wraz z nadzieniem. Słodycz wzrosła jeszcze trochę, a po niej uderzyły gorzkawe, wyraziste orzechy włoskie. Splotły się w smakowity nugat, przejawiający lekko ciepłe nuty. Wyraźnie czułam cynamon, również zahaczający o goryczkę, i ostrzejszy anyż, a potem... zrobiło się bardziej maślano-sojowo, neutralnie, acz wciąż wyraźnie orzechowo i trochę gorzko w pozytywnym sensie. 
Kompozycja przytoczyła sporo roślinnej... soczystości? Przez chwilę znów pomyślałam o dziwacznej, wegańskiej krówce (karmelowej?), potem jednak zniknęła na rzecz jeszcze większej ilości orzechów włoskich. Mimo to, maślana nutka złagodziła całość, po czym czekolada wydała się na nowo przybierać na znaczeniu. Chwilami, w kęsach, gdzie było mniej orzechów i już pod koniec jedzenia całości jakoś w tym momencie pojawiało się poczucie ciepła w gardle - może słodyczy, ale podkreślone cynamonem.

Wciąż pobrzmiewała włoskimi, ale i nieśmiało samym kakao. Pod koniec wyłaniające się orzechy zrównały się z nią, nawet nie rozgryzane. Włoskie stały się smakiem wiodącym, podkreślone lekko przyprawami.

Gdy czekolada już zniknęła, niebezpiecznie słodząc w karmelowym stylu, zajęłam się orzechami włoskimi. Okazały się wyraziste i cudowne. Ich skórki (których było całkiem sporo) tonowały smakową słodycz. Orzechy były zarówno naturalnie słodkawe, jak i gorzkawe. Lekkie podprażenie nie znalazło odzwierciedlenia w smaku, bo wyszły bardzo soczyście, esencjonalnie świeżo. 

W posmaku pozostały głównie orzechy włoskie, ale... wtapiające się w wielopłaszczyznowe, orzechowe tło. Roślinnie-budyniowa mgiełka otulała je. Czułam też wysoką słodycz, jednak nie było to przesłodzenie.

Całość wyszła dobrze. Soja świetnie zgrała się z orzechami włoskimi, a i w punkt przyprawiono to cynamonem i anyżem. Orzechy włoskie zdecydowanie ogółem dominowały, a te spore kawałki dodane chyba lepsze być nie mogły. W pełni usatysfakcjonowały. Słodycz mimo że przybrała ciekawy wydźwięk, to w moim odczuciu była troszeczkę za wysoka. Roślinność jak najbardziej tu pasowała i właśnie: ta sojowość podsuszyła tabliczkę, która mogła wyjść nazbyt tłusto. Orzechy dodatkowo od tego odwracały uwagę. Tylko... tak mi trochę kakao w tym wszystkim uciekało. A przez to nie uciekła niestety pewna plasteliność... czy raczej jej domniemanie. Ogółem więc była to tabliczka włoskoorzechowa, jak to tylko możliwe, ciekawa jako kompozycja, ale więcej kakao jej brakowało.
Co zaś do samej czekolady - obstawiam, że to Labooko Soy "milk".


ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 617 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: orzechy włoskie 32%, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, proszek sojowy 12% (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), miazga kakaowa, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana laska wanilii, anyż, cynamon 

wtorek, 2 kwietnia 2019

Zotter Nougat Layers ciemna 70 % z nugatami: z orzechów laskowych, z orzechów włoskich i z pestek dyni

Po dwóch prostszych nugatowych propozycjach Zottera (Hazelnut Nougat Brittle i Walnut Nougat), przyszła kolej na potrójnie nugatową. Wprawdzie nie podniecałam się nią aż tak wiedząc, jak tłuste i konkretne były poprzednie nugaty, ale wciąż liczyłam na coś smacznego. Z ironicznym uśmiechem pomyślałam, że to prawie jak te wszystkie trzywarstwowe czekolady (ostatnio w sklepie rzuciły mi się w oczy Milki i Schogetteny). Przez to, że o tamtych naczytałam się, że wychodzą nijako, trochę bałam się, że w tej nugaty się zleją i wyjdzie mdło, ale... z Zotterem nigdy nic nie wiadomo.

Zotter Nougat Layers to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z nugatem z orzechów laskowych (20%), nugatem z orzechów włoskich (20%) i nugatem z pestek dyni (19%).
Nugaty są z soją / ryżem; całość wegańska.


Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam moc orzechów i ciemnej czekolady. Dominowała tu niemal duszna woń gorzkawych orzechów włoskich (zdecydowanie silniejsza od spodu), ale obok także wyraźnie zaznaczyła się słodko-nugatowa nuta laskowców (zwłaszcza, gdy wąchałam wierzch). Po przełamaniu wszystko się wymieszało i zrobiło się przyjemnie gorzko-orzechowe.

Przy łamaniu jednak czekała mnie mniej miła niespodzianka. Tabliczka była bowiem twarda jak kamień - chyba pierwszy tak twardy nadziewany Zotter. Trzask był co prawda lekki, ale całość sprawiała wrażenie konkretnej, głośno chrupiącej przy robieniu kęsa, cegły z lekko kruchawym wnętrzem. Nawet nożem ciężko było rozdzielić warstwy (z ciekawości na kawałku się pomęczyłam), ale w sumie nie warto, bo nugaty razem ciekawie się uzupełniają.

W ustach czekolada rozpływała się gładko kremowo, powoli ujawniając tłuste nadzienia. One były tłuste w sposób bardzo gęsty, zbity i maślany. Rozpływały się z łatwością, w tempie umiarkowanym i odrobię ślisko-oleiście. Mimo idealnej gładkości, zawierały suchawy element (jednak żadnych brittle / kawałków itp.; btw. trafiłam na dwa kryształki soli chyba w laskowej części). Mi jednak i tak wydały się nazbyt maślano-tłuste, ciężkie i przytłaczające.

W smaku czekolada witała spokojną, dymno-paloną gorzkością i subtelną, palono karmelową słodyczą.

Karmel szybko, za sprawą wnętrza, nabrał bardziej waniliowo-słodko-maślanego wydźwięku.

Spod gorzkości czekolady i tej słodyczy jako pierwsze do głosu dochodziły gorzkawe orzechy włoskie, podpinając się pod dymną, ciężko-duszną gorzkość. Waniliowa słodycz nad tym zawisła, gdyż wstrzymał ją na moment leciutki chłodek anyżu zmieszany z lekko roślinnym akcentem.

Zaraz jednak nugat z pestek dyni przebił się przeraźliwą słodyczą (także waniliowo-karmelową), by później roztoczyć słodycz bardziej roślinną, delikatną, a z czasem taką jedynie wpisaną w smak łagodnych, słodkawo-gorzkawych pestek. (Spróbowany osobno wydał mi się najsłodszy ze wszystkich, ale naprawdę wyraziście dyniowy).

Już w czasie debiutu pestek, bo dokładając im słodyczy, odzywał się nugat z laskowców. Zaczął jako słodziutko-maślano karmelowy nugat, do czego z czasem doszły poważniejsze, gorzko-palone i prażone akcenty. Orzechy włoskie świetnie je podkreśliły, czemu prażone laskowce odwdzięczyły się sporą ilością cynamonu. (Nugat z laskowców był zdecydowanie mniej palony niż Hazelnut Brittle, a łagodniejszy i bardziej cynamonowy, co czuć zwłaszcza przy oddzieleniu kawałka).

W pewnym momencie zrobiło się zaskakująco nugatowo-korzennie, a ja pomyślałam o bardzo tłustym, słodkim chlebku korzennym - pewnie za sprawą soi i ryżu, choć same w sobie nie były tak jednoznaczne.
Maślaność i delikatna orzechowość łączyły się w udany sposób z ogólną roślinnością. W pewnej chwili zrobiło się wprawdzie nazbyt maślano, wyłapałam jakby nutkę oleju, ale potem poszczególne gorzkawe nutki się połączyły i w pod koniec było bardziej gorzko orzechowo-pestkowo, co dodatkowo podkreśliła palona czekolada, właściwie przewodząca wszystkiemu.

W posmaku pozostała silna maślaność, także taka... "orzechowo-nugatowa", orzechy, orzechowa goryczka, przy czym wymieszały się. Pestki dyni trochę się chowały, za to czekolada odważnie o sobie przypominała. Czułam też za silną, karmelowo-maślaną słodycz, choć... nie była aż taka silna.

Całość wyszła smacznie, ale bez szału. Nugaty zlały się ze sobą i... poniekąd poszczególne nutki czuć przyjemnie, gdy się uzupełniały, ale suma summarum, nie było tu punktu zahaczenia, czegoś szczególnie przykłuwającego uwagi. Za maślano i maślanokarmelowo to wyszło, acz muszę pochwalić sposób przyprawienia. Ucieszyła mnie ogólna, naturalnie orzechowa gorzkawość. Czuć i orzechy włoskie, i laskowe, i pestki dyni, ale... wolałabym, by np. to dyniowy nugat dominował w proporcjach (pozostałe dwa występują jako osobne tabliczki, a ten tu jest "ciekawostką"). Niestety, wszystkie nugaty wyszły nazbyt słodko i zdecydowanie za tłusto (aż pozostał tłuszcz na ustach). Tabliczka swoją słodycz w dużej mierze zawdzięcza wanilii, dzięki czemu nie wyszła chamsko, a tłustość trochę hamowały wegańskie składniki, ale... To nie wystarczyło. Niby cieszy mnie, że żadnego brittle tu nie dodano, ale samymi kawałkami orzechów / pestek bym nie pogardziła. Uważam, że te kwestie są do dopracowania.
Prosta, mimo minusów nie ma za co jakoś specjalnie zjechać, przyjemnie gorzka (biorąc pod uwagę, że to nugaty). Nie wiem, czy taki był zamysł, czy miała wyjść wielopoziomowo, ale... ot, można zjeść, można pominąć. A jak już się je, to w sumie ze smakiem (tylko tego masła, błagam, mniej! - to jednak bardzo subiektywne, bo ja nie lubię masła).


ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pestki dyni, orzechy laskowe, orzechy włoskie, olej słonecznikowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), sproszkowany napój ryżowy (ryż, olej słonecznikowy, sól), olej z orzechów laskowych, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, lecytyna słonecznikowa, anyż

PS Jak fajnie się złożyło, że akurat taka recenzja była w kolejce do publikacji, bo mam dla Was małego bonusa: aktualizację recenzji Zottera Labooko Peru Milk 45 %. Zapraszam, bo w sumie ciekawa sprawa.

poniedziałek, 25 lutego 2019

Zotter Jingle Bells Rock / Marzipan + Red Wine ciemna 70 % z marcepanem i czekoladowo-sojowym kremem z czerwonym winem i goździkami

Zima kojarzy mi się z grzańcem, toteż nie mogę powiedzieć, że nie lubię tej pory roku. Dobry, galicyjski grzaniec to jest to! Jednak nie pogardzę też grzańcowymi słodyczami, zwłaszcza, jeśli chodzi o Zottery. Ciemne z kremem z czerwonym winem mają wyjątkową łatwość w zdobywaniu u mnie 10/10, więc od dawna marzyłam o takiej po prostu "ciemnej grzańcowej", ale... aż tak to Zotter mi w myślach nie czyta, ewentualnie robi to połowicznie, bo na zimę 2018/19 wyszła taka czekolada, tylko że jeszcze z marcepanem. Całe szczęście, że także marcepany tej marki ubóstwiam!


Zotter Jingle Bells Rock / Marzipan + Red Wine to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z (18%) marcepanem i (39%) czekoladowo-sojowym kremem z czerwonym winem (z winiarni Schönberger) i goździkami; wegańska.
Zawartość kakao w kremie czekoladowym to 40 %.

Po rozchyleniu papierka, dotarł do mnie smakowity zapach obłędnie migdałowego marcepanu z wyraźną nutą alkoholu i róż. Te nasiliły się zwłaszcza po przełamaniu tabliczki. Ogółem kompozycja wydała mi się mieć nieco ciastowy klimat. Nie zabrakło też woni samej czekolady, serwującej palono-orzechowe nuty.

Przy łamaniu tabliczka zaskoczyła mnie twardością. Chrupnęła zdrowo. Wszystko to pewnie dlatego, że marcepan stanowił najcieńszą warstwę.
W ustach czekolada rozpływała się gładko-kremowo, nie za tłusto, a pozostawiając lekko suchawy efekt, co podkreślał krem czekoladowy.
Krem wydawał się bowiem suchawy, choć nie brakowało mu gładkiej tłustawości. Rozpływał się łatwo, mimo że był bardzo zbity i gęsty. Kontrastowo do marcepanu wydał mi się wręcz twardy.
Marcepan był najlżejszą warstwą. Odznaczał się rzadkością i wilgocią. Nie sprawiał wrażenia nasączonego, a jedynie naturalnie soczystego za sprawą migdałów, dzięki którym też specyficznie trzeszczał (jak miękkie i zmielone wiórki kokosa?).
Mimo że przez kontrast czekolada trochę się w ustach rozlatywała, najlepiej było przegryzać się przez całość, bo warstwy bosko się uzupełniały.

W smaku czekolada raczyła szlachetną gorzkością o nutach dymu i orzechów, podkreślanych nadzieniem. Przesiąkła nim bez wątpienia - zarówno migdałową, jak i alkoholową nutką.

Marcepan wyłaniał się spod niej szybciej, podkręcając słodycz różaną nutą. I tak jednak słodycz pozostała na niskim poziomie. W ustach rozeszła się za to potęga migdałów. Marcepan wyszedł niezwykle czysto migdałowo, acz niewątpliwie z marcepanowym, goryczkowatym charakterkiem.  Różany motyw nadał mu "ciężkiej zwiewności zawilgoconych kwiatów". Najpierw wyraźnie wyczuwalny był sam, a dopiero po chwili mieszał się z alkoholowością kremu czekoladowego. Róże w pewnym momencie niemal zrównały się z marcepanem (wsparte czerwonym winem).
Mimo że był pyszny także spróbowany osobno, sam nie robił aż takiego wrażenia, bo to druga warstwa podkreślała jego powagę, dodając alkoholu. A przejście... takiego doskonałego przejścia miedzy warstwami dawno nie spotkałam.

Czekoladowy krem wchodził właśnie alkoholową nutą, w której od samego początku czuć jakość. Po ustach zaczął rozpływać się bardzo orzechowo-chlebowy smak z ewidentnie wyczuwalną sojową wytrawnością. Korzenność cudownie nakręcała się z tym, przekładając się na skojarzenia z korzennym chlebkiem / ciastem. Słodycz trzymała się na niskim poziomie, ale ta kremu wydała mi się głównie korzenna - goździkowa, a więc również ostra. Gorzkość "dymnego" kakao wszystkim sterowała.
Smak alkoholu szybko rozgościł się ewidentnie jako dobre czerwone wino. Nie był ordynarny, ale wyraźnie wyczuwalny. Wydawał się podkreślać esencjonalną czekoladowość, wnosząc trochę wiśniowo-czarnoporzeczkowe nutki, idealnie pasujące do róż.

Bliżej końca, gdy marcepan prawie zniknął, smak czerwonego wina wyszedł na pierwszy plan na dłuższy moment. Wydaje mi się, że to półsłodkie czerwone wino. Rozchodziło się w orzechowo-kakaowym otoczeniu, wznosząc na piedestał korzenną pikanterię.

Po wszystkim pozostał posmak wina o zapędach ciemnoowocowych, wymieszanego z różami oraz palono-gorzkoczekoladowy z wyraźnie wyczuwalną pikanterią.

Czekolada była genialna. Idealnie uzupełniające się warstwy w ciemnej otoczce, mniam! Wyraziste, dobre czerwone wino i równie wyrazisty marcepan - w parze, ale nie do końca (każde miało chwilę na debiut solo, ale była też chwila wymieszania się ich), cudownie doprawione różami i nie małą ilością przypraw korzennych (słodko-ostre goździki - wraz z jedzeniem coraz bardziej zastanawiałam się, ile tej pikanterii wypływa z wina). Słodycz niska, za to wytrawność, uzyskana dzięki soi i kakao, wysoka. Kompozycja nie wydała mi się jednak tak do potęgi czekoladowa, a bardziej ciastowa, a więc wciąż pyszna.


 ocena: 10/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 484 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), czerwone wino, tłuszcz kakaowy, syrop ryżowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, skrobia kukurydziana), olej słonecznikowy, sól, goździki, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, anyż, cynamon

sobota, 14 stycznia 2017

Zotter Labooko Soy milk / dark sojowa ciemna "mleczna"


Z o wiele większym entuzjazmem myślałam o ciemnej sojowej niż o białej, bo sojowe księżyce ze Starry Sky już znałam i mi smakowały. Zmieniło się to jednak po spróbowaniu białej. Wspomnienie księżyców wypadało przy niej dość blado i... do bohaterki dzisiejszej recenzji, czyli drugiej sojowej tabliczki, podeszłam właściwie będąc w punkcie wyjścia - nie wiedząc, czego się spodziewać. W końcu "ciemna" to ona jest tylko w porównaniu do białej i bo nie ma w niej mleka. Zawartość kakao sugeruje raczej "udawaną mleczną dla wegan" czy coś takiego.

Zotter Labooko Soy milk / dark to czekolada sojowa o zawartości 40 % kakao.
Poniekąd można ją więc nazwać wegańską "mleczną" lub też "sojową ciemną", no... na pewno niebanalną.

Po otwarciu poczułam słodko-wytrawny zapach o orzechowym charakterze, przypominającym też jakiś właśnie orzechowy deser roślinny ze szczyptą cynamonu i, nieco mniejszą, anyżu.

Przy łamaniu trochę trzaskała, a w ustach rozpuszczała się powoli, tłustawo i dość podobnie do mlecznych, chociaż z taką lekką suchą opornością.

W smaku dominowała niejednoznaczna orzechowość. 
Zawierała specyficzną roślinność soi, subtelny akcent czekolady, a dokładniej mieszaniny kakao i tłuszczu kakaowego w niej zawartego, bo o zdecydowanym smaku kakao nie było mowy. 

Silna słodycz dała natomiast smaczek kojarzący się z tymi wszystkimi smarowidłami czekoladowymi (nie jadłam ich całe wieki; nie przepadam za nimi, ale jako nuta to nie było ani negatywne, ani pozytywne).

Wraz z roślinością słodycz dała nieco kwiatowy efekt, do którego przyłożył się także mglisty posmak anyżu. Był on jednak bardzo ulotny, więc na pewno nie tylko anyż się na te kwiatki "złożył".

Słodkawy cynamon dość szybko zaczął tę kwiatowość zagłuszać. Łącząc się z orzechowym smakiem, obudził skojarzenie z orzechami włoskimi. Może nie były one niezwykle wyraziste, ale jednak jak najbardziej do rozpoznania bez szczególnego zastanawiania się nad tą nutą.

Na końcówce znów wychodził czekoladowy, bardzo słodki krem, łączył się z roślinnością i... nie wiem, kojarzył mi się z czymś a'la roślinna Nutella. Bardzo słodko, specyficznie i całkiem przyjemnie, ale... jakoś mnie nie porwało. 

Ta czekolada była w dużej mierze orzechowa, trochę roślinna i cynamonowa i... i tyle. Kakao, jak dla mnie, za mało i wydała mi się jakoś tak... mniej specyficzna i niezwykła niż biała. Paradoksalnie, wydała mi się nawet słodsza, chociaż równocześnie prawie zupełnie nie waniliowa, a taka zwykła (a może to dlatego, że widząc brąz, a nie biel, zmniejsza się moja tolerancja na słodycz?).


ocena: 8/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za obie oczywiście)
kaloryczność: 593 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, proszek sojowy (soja 22%, maltodekstryna, syrop kukurydziany), miazga kakaowa, lecytyna sojowa, wanilia, sól, anyż, cynamon

piątek, 13 stycznia 2017

Zotter Labooko Soy white sojowa biała

Po okropnych białych roślinnych Zotterach Mitzi Blue (Starry Sky i Softly Falls the Snow) do każdej "innej" czekolady byłam bardzo nieufna. Niestety traf chciał, że jeszcze jedna taka od dawna mi zalegała w szufladzie. O ile ciemne sojowe księżyce w Starry Sky mi smakowały, tak nie miałam pojęcia czego się spodziewać po białej sojowej czekoladzie i to właśnie od niej postanowiłam rozpocząć spotkanie z tym duetem (ja mam w wersji Contest, ale Zotter niedawno wprowadził je jako osobne Labooko).

Zotter Labooko Soy white to biała czekolada zrobiona na napoju sojowym zamiast na mleku. 
Jest więc wegańska.

Po otwarciu opakowania poczułam intensywny zapach będący mieszaniną wanilii i anyżu z ewidentnie roślinnymi nutami soi. Ten zapach był słodkawy, ale moje zmysły rejestrowały go jako coś neutralnego, nawet nie potrafię tego wytłumaczyć - takie to było dziwne!

Wydawała mi się tłusto-sucha, ale przy łamaniu trzasnęła całkiem głośno.
Rozpuszczała się o wiele łatwiej niż czekolady ryżowe, ale także bardzo powoli. Wydała mi się bardzo gęsta, trochę lepiąca i minimalnie sucha. Po chwili mnie olśniło. Przecież to budyń! Najprawdziwszy, najwyższej jakości, choć wciąż trochę proszkowy, budyń w formie tabliczki.

W smaku od samego początku było po prostu dziwnie i mało czekoladowo. Lekka słodycz pojawiła się bardzo szybko, ale całość nie była taka po prostu słodka, co sugerowałaby biel. W dodatku, była rześka i orzeźwiająca dzięki wyraźnej nucie anyżu. Pojawiał się szybciej niż wanilia, ale nie wyprzedzał jej.

Wanilia po prostu wolniej się rozwijała. Rozwijała, dosładzała, ale nie udało jej się nadać kompozycji mocno słodkiego wyrazu. 
Ta czekolada była bowiem bardzo wyraźnie roślinna. Po prostu czuć w niej soję, autentycznie, wraz z delikatnie orzechowym posmakiem - prawdopodobnie częściowo z samej soi, a częściowo z tłuszczu kakaowego. 
Co więcej, budyniowo-sucha konsystencja sprawiła, że ta roślinna nuta wydała mi się odrobinkę mączna.

Ta mieszanina smaków przy drugim kęsie skojarzyła mi się z surowym ciastem, które zamiast chrzęszczącym cukrem posłodzono szczyptą wanilii. I to skojarzenie pozostawało ze mną do końca intrygującej, sprawiającej mi niezwykłą przyjemność, degustacji.

To była bardzo, bardzo dziwna, niepowtarzalna czekolada. To właściwie... budyń o smaku waniliowego surowego ciasta z akcentem anyżu. Mało słodkie, raczej "wytrawne", mało "białoczekoladowe". Zakochałam się! Ta specyficzność... no, i anyż, wanilia i surowego ciasto... uwielbiam! Aż mi się przypomniało, jak kiedyś rodzicom ukradkiem surową masę na ciasta podjadałam.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za obie oczywiście)
kaloryczność: 592 kcal / 100 g
czy kupię znów: z chęcią bym do niej wróciła

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, proszek sojowy (soja 25%, maltodekstryna, syrop kukurydziany), lecytyna sojowa, wanilia, sól, anyż, cynamon

piątek, 4 listopada 2016

Zotter Mitzi Blue Starry Sky biała ryżowa z cynamonem, "mlecznymi" sojowymi księżycami i kokosowymi gwiazdkami

Odkąd zrobiło się chłodniej, oczywiście ciągnie mnie do coraz to bardziej zimowych, korzennych smaków. Tę (i w sumie jeszcze jedną) Mitzi zakupiłam dawno temu, kiedy to uznałam, że mogą być arcypyszne... Oczywiście przeleżały swoje w szufladzie, a przez ten czas jakoś zmieniło się moje nastawienie do białych czekolad. Teraz jednak zamierzałam podejść do niej jako do ciekawostki - po smacznym białym ryżowym Zotterze liczyłam na jakiś taki... roślinny deserek z cynamonem w formie tabliczki? No, powiedzmy, naprawdę na nic więcej starałam się nie nastawiać, ani nie patrzeć na nią krytycznie.

Zotter Mitzi Blue Starry Sky to połączenie wegańskich czekolad z cynamonem, czyli: dysk z białej czekolady ryżowej z cynamonem z księżycami z "mlecznej" czekolady sojowej o zawartości 40 % kakao oraz gwiazdkami z czekolady białej kokosowej.

Po otwarciu opakowania poczułam dość ubogi zapach. Czułam wyraźnie cynamon, ale pod nim nie rozchodziła się żadna "smakowita biel Zottera". Czułam lekko rośliny zapach, odrobinkę słodyczy wanilii, ale nie porwało.

Przełamałam. Czekolada okazała się zaskakująco twarda, lecz już w dotyku wydała mi się proszkowo-tłusta.

Najpierw spróbowałam samej "bazy" czyli białej ryżowej z cynamonem. Rozpuszczała się bardzo opornie, proszkowo-wodniście i tłusto. Poczucie proszkowości napędzały także drobinki cynamonu, do tego stopnia, że z czasem wydawało mi się, że to jakiś proszek zlepiony rozwodnionym tłuszczem.

W smaku najwyrazistsza była słodycz. Wydała mi się nieco słodzikowa (z takim orzeźwieniem... może to sprawka anyżu?), dość waniliowa, ale też po prostu ordynarna. Co więcej, cynamon jakby ją podkreślał i sam był pewnego rodzaju słodyczą. Zakładam, że to cynamon cejloński pozbawiony pikanterii znanej ze sklepowego cynamonu (za którą właśnie ja kocham cynamon).
Ta cała słodycz, wraz z cynamonową, całkiem skutecznie tłumiła ryżowo-śmietankowy smaczek, jaki czułam przy Labooko Rice White. Jakiś tam roślinny posmak pojawiał się dopiero po dłuższej chwili.

Gwiazdek i księżyców właściwie nie idzie oddzielić, bo są wtopione, a więc mamy do czynienia z dwiema warstwami. Gryząc kawałek czekolady z księżycem, wreszcie zobaczyłam światełko w tunelu dla tej kompozycji.

Księżyce były kremowe i tłuste, a w smaku wyraziście orzechowo-zbożowe. Wyraźnie czułam posmak soi podkreślony odrobinką kakao. Ten smak wydał mi się bardzo niecodzienny (już nie mogę się doczekać sojowej Labooko) i mało czekoladowy, ale bardzo smaczny.
Przez ryżową część było bardzo słodko i cynamonowo, co przełożyło się na silne skojarzenie ze zbożowymi cynamonowymi płatkami śniadaniowymi typu Cini Minis. Szkoda, że soja nie przełamała słodyczy, ale cóż... księżyce są tylko trzy i to malutkie.

Kokosowych gwiazdek mogłoby wcale nie być, bo nie wnoszą praktycznie nic. 

Mają co prawda jakiś tam kokosowy posmak i jest to kokos bardziej kojarzący się z orzechem, niż z wiórkami czy mlekiem, ale... tego było tak mało, że tonęło w słodyczy i słodkim cynamonie. 
Nie odnotowałam tu jednak żadnej mydlaności jak w Labooko Kokos, a konsystencja wydała mi się nieco mniej proszkowa niż części ryżowej, ale... nie wiem, słodycz chyba jeszcze się nasiliła.

Kiedy po gwiazdce i księżycach znowu wgryzłam się w część ryżową, utrzymało się skojarzenie z cynamonowymi płatkami zbożowymi z mlekiem (ryżowym), ale niestety z kilogramem cukru.

Nie przypominam sobie czekolady Zottera, którą oddałabym Mamie, a tej oddałam około połowę. Zjadłam trochę samej ryżowej, gwiazdkę i trzy księżyce i było straszliwie słodko. Roślinność ginęła w połączeniu słodyczy zwykłej i cynamonowej, zabrakło mi tu pikanterii cynamonu i właściwie tylko część z księżycami zjadłam z przyjemnością. Nie podobała mi się też konsystencja białych części, którą wybaczyłabym przy roślinnym smaku, a tak, jak mam do czynienia z czymś tak słodkim, wolałabym zwykłą tłustość. Swoją drogą zauważyłam, że tutaj w samym proszku ryżowym jest mniej ryżu niż w Zotter Labooko Rice white (niby szczegół, ale jak widać biała baza nie jest taka sama).

Myślę, że gdyby bazą była czekolada sojowa, byłoby o wiele lepiej, a tak... no nie, zacukrzone cini minis w formie tabliczki nie są dla mnie. Potem nawet po mocnej herbacie czułam przesyt cukru...


ocena: 6/10
kupiłam: foodieshop24
cena: 16 zł (za 65 g)
kaloryczność: 521 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, proszek ryżowy (22%: ryż, woda, olej słonecznikowy, sól), syrop fruktozowo-glukozowy, proszek sojowy (1%: soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), cynamon (0,5%), wiórki kokosowe (0,5%), miazga kakaowa, proszek kokosowy (0,3%: mleko kokosowe, maltodekstryna), lecytyna słonecznikowa, sól, wanilia, proszek cytrynowy (cytryny, skrobia kukurydziana), lecytyna sojowa, anyż
składniki kakao w czekoladzie sojowej (miazga i tłuszcz): 40 %

niedziela, 11 września 2016

Zotter Candied Ginger ciemna 70 % z nadzieniem imbirowo-czekoladowo-sojowym z kandyzowanym imbirem, miodem, grappą i cynamonem

Gdy już zbliża się jesień wielkimi krokami, w mojej kuchni zawsze gości jeszcze więcej (o ile to w ogóle możliwe) przypraw korzennych, a rok temu dodatkowo wydłużyła się lista zamawianych czekolad (jesiennych Zotterów). W tym roku mam o tyle więcej szczęścia, że naprawdę dużo spróowałam wtedy i dzięki temu teraz mogłam sobie pozwolić na trochę klasyki (która kusiła mnie w równym stopniu).


Zotter Candied Ginger to czekolada ciemna o zawartości 70 % z nadzieniem imbirowo-czekoladowo-sojowym z kandyzowanym (w surowym cukrze trzcinowym) imbirem, miodem, grappą i cynamonem. 

Po rozchyleniu papierka poczułam mocno czekoladowy, ale łagodny zapach o charakterze gorzkiej czekolady i alkoholowej słodyczy. Po przełamaniu silniej poczułam kwiatowość, może wręcz pudrowe landrynki, a już na pewno słodki miód.

Zanim jednak to poczułam, usłyszałam głośny trzask. O tak, ciemna czekolada stanowiła naprawdę grubą warstwę.

Od niej zaczęłam i utwierdziłam się w przekonaniu, że to świetna baza. Wyrazista, ale spokojna o dość mocno gorzkim smaku, ale jednak z dozą słodyczy.
Kremowa, gładka czekolada powoli odsłaniała miękkie, ale zbite i nietłuste nadzienie o niezbyt gładkiej konsystencji solidnie nadziane drobinkami jakby świeżego imbiru i wielkimi kostkami kandyzowanego.

Przegryzając się przez całość najpierw rozkoszowałam się właśnie tą czekoladą. Lekko prażone, lekko kawowe nuty nie nasiąkły nadzieniem. Czułam moc kakao i znikomą słodycz, która wraz z tym, jak nadzienie coraz bardziej się odsłaniało, nasilała się. 

W pierwszej chwili nadzienie wydało mi się niemal równie czekoladowe, co sama czekolada, ale o wiele słodsze (jednak nie przesłodzone, a i nie mówię tu o ordynarnej słodyczy). Szybko pojawiał się też lekko wytrawny sojowy posmak. Dołączał do niego smak imbiru. Właśnie: smak, a nie ostrość gryząca w język. I był to smak świeżej rośliny, roztaczającej swoją pikanterię dopiero z czasem, stopniowo, dozując emocje. Tę świeżość, wręcz soczystość, pewnie napędzała lekko owocowa grappa, której alkoholowy motyw (nawet nie smak, jedynie motyw) przyniósł odrobinkę cynamonu.

Wraz z nasilaniem się ostrości, nasilała się także słodycz. I znowu... smaku miodu samego w sobie aż tak wyraźnie nie czułam. Określiłabym go raczej jako bogato słodki, kwiatowy smak. Z kropelką alkoholu tworzył słodycz zupełnie nieprzeznaczoną dla najmłodszych, ale tak jak pisałam, nie ma tu ordynarności alkoholu. Ma on chyba na celu jedynie podkreślenie imbiru.
I robił to świetnie, bo natrafiając na drobinki imbiru czułam się, jakbym jadła jakiś krem ze starkowanym imbirem, a gdy rozgryzałam duże kostki kandyzowanego imbiru... na chwilę pojawiał się karmelowy posmaczek, by po chwili ostrość mogła zalać mi usta.
Pod koniec łagodniała, trochę uwalniając cynamon oraz lekkie orzeźwienie (zapewne wywołane dodatkiem odrobiny anyżu).

Ta tabliczka była przepyszna! Naprawdę dobrej jakości ciemna czekolada i nieprzekombinowane dodatki zagrały rewelacyjnie. Sojowe nadzienie się tu bardzo dobrze sprawdziło (nadało takie wytrawności, a i tłusto nie było), a słodycz, mimo że dość silna, została umiejętnie stonowana.
Odrobinka alkoholu, miodu czy cynamonu jedynie podkreślały smak głównego dodatku (stanowiącego w końcu aż 18 %) - imbiru. Był to wyrazisty i ostry imbir, nie zaś  cukrowe twarde grudki, jak to zwykle bywa w przypadku kandyzowanych słodkości. Nie spodziewałam się, że będzie smakował tak świeżo.
Mimo że uwielbiam imbir, nie powiedziałabym, że aż tak zakocham się w tej czekoladzie. Można powiedzieć, że to taka imbirowa wersja Zotter Chilli Bird's Eye.


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 460 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, imbir (18%), tłuszcz kakaowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), syrop glukozowy z inwertowanego cukru, miód, grappa, sól, lecytyna sojowa, wanilia, anyż, cynamon

wtorek, 15 marca 2016

Zotter Chilli Bird's Eye ciemna 70 % kremem sojowym z chili i brandy

Zauważyłam, że właściwie nie jestem w stanie porównać czekolad z chili, których próbowałam, bo... każda z nich jest zupełnie inna. Intrygujące, prawda? To tylko zaostrzyło mój apetyty na czekolady z tym dodatkiem.
Tym razem przyjdzie mi spróbować tabliczkę z chili "Bird's Eye", czyli afrykańską papryczką o, rzekomo, niesamowitej ostrości. Zotter już nie raz przyprawiał nią swoje czekolady, ale w znikomej ilości. Tutaj... Założę się, że tutaj jest inaczej.


Zotter Chilli Bird's Eye to ciemna czekolada, o zawartości 70 % kakao, z ciemnoczekoladowym sojowym kremem z chili i brandy.
Zakochałam się już w samej prostocie dodatków i opakowaniu!

Gdy rozchyliłam złoty papierek, zobaczyłam dość cienką (jak na nadziewane czekolady Zottera) tabliczkę o intensywnie ciemnobrązowym kolorze, a do mojego nosa dotarł zapach głęboko kakaowy, z akcentem alkoholowej wytrawności (który właściwie mógłby pochodzić i z samego kakao).
Przełamałam. Tabliczka jest dość twarda, mimo że jedynie górna warstwa czekolady jest dość gruba.

Od niej zaczęłam, jak zwykle.

Momentalnie, po znalezieniu się w ustach, kawałek zaczął się rozpływać w idealnie gładki i kremowy sposób, jednak wcale mu się nie spieszyło. Powoli eksponował swoje walory smakowe, zaczynając od wyraźnie gorzkiego i złożonego smaku. Była to gorzkość z najwyższej półki, kryjąca w sobie odrobinkę kwasku, z lekką cierpkością. Odrobinę tylko uładzona przez delikatną słodycz i minimalnie przesiąknięta nutą alkoholu.

Nadzienie na początku wydało mi się rozczarowaniem. Zbita i gumowata masa, mimo pewnej suchości, była dość tłusta. Na szczęście nie można jej odmówić bogato kakaowego smaku, który wraz z chili i brandy, rozwijał się najlepiej, kiedy przegryzałam się przez całość.

Kiedy wierzchnia warstwa powoli się rozpuszczała, w ustach rozchodziła się cudowna gorzkość o lekko wiśniowym wydźwięku z kwaskowatym akcentem kierującym się w stronę cytrusów (grejpfruta?) i... półsłodkiego wina. 

Spod czekolady zaczęło wyłaniać się także nadzienie. Przy przyjemnie kremowej czekoladzie wydawało mi się mniej suche. Dodatek alkoholu potęgował akcent wina, a w gardle zrobiło się przyjemnie ciepło.
Z ciepła zaczęło wyłaniać się lekkie drapanie. Coraz wyraźniejsze i mocniejsze. 
Czekolady było coraz mniej, nadzienie wychodziło na prowadzenie. Zrobiło się wytrawnie, oczywiście ciągle gorzko. Nieśmiała orzechowa nutka, otulona przyprawami... Coś bardziej czekoladowego... Skojarzyło mi się z zupełnie niesłodkimi pierniczkami, do których doszła potem nuta suszonych śliwek, i... szczypanie w język.
Oto w gardle zaczęło robić się gorąco! Ostrość bardzo szybko przybrała na sile.
Lekkie uczucie ściągania w ustach, rozgryzłam drobinki chili i... poczułam ogień. Zrobiło się niezwykle ostro - prawie łzy napłynęły mi do oczu.

Później znów wyszedł smak kakao, pikanteria zelżała. Do tego stopnia już nie doszło - zakładam, że w jednym miejscu zebrało się tak dużo chili.
Nie zmienia to jedna faktu, że cały czas ostrość stoi na naprawdę porządnym poziomie. Do tego gorzkie nuty, podkreślane przez brandy i delikatna słodycz.

Po ostatnim kęsie w ustach pozostało poczucie suchości i lekkie ściągnięcie, a w sercu żal, że to już koniec.

Nie ma tu mowy o subtelności czy łagodności w kwestii chili - ta czekolada jest bardzo ostra, chociaż nie aż tak, jak Vosges. Nadrabia jednak boskim smakiem kakao, jego głębią, która wcale nie sprawia wrażenia zakłócanej. Alkohol cudownie to wszystko podkreślił, chociaż jest on tu drobnym dodatkiem. Słodycz jest minimalna, co bardzo mi się podobało.
Przyznam, że widziałabym tu bardziej wilgotne nadzienie (jak np. w Zotter Scotch Whisky), ale nie można mieć wszystkiego - smak powala i tyle. 


ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 474 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: masa kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, syrop fruktozowo-glukozowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), brandy z cukru trzcinowego, sól, chili Bird's Eye (0,1%), lecytyna sojowa, wanilia, anyż , cynamon