Gdy już zbliża się jesień wielkimi krokami, w mojej kuchni zawsze gości jeszcze więcej (o ile to w ogóle możliwe) przypraw korzennych, a rok temu dodatkowo wydłużyła się lista zamawianych czekolad (jesiennych Zotterów). W tym roku mam o tyle więcej szczęścia, że naprawdę dużo spróowałam wtedy i dzięki temu teraz mogłam sobie pozwolić na trochę klasyki (która kusiła mnie w równym stopniu).
Zanim jednak to poczułam, usłyszałam głośny trzask. O tak, ciemna czekolada stanowiła naprawdę grubą warstwę.
Od niej zaczęłam i utwierdziłam się w przekonaniu, że to świetna baza. Wyrazista, ale spokojna o dość mocno gorzkim smaku, ale jednak z dozą słodyczy.
Przegryzając się przez całość najpierw rozkoszowałam się właśnie tą czekoladą. Lekko prażone, lekko kawowe nuty nie nasiąkły nadzieniem. Czułam moc kakao i znikomą słodycz, która wraz z tym, jak nadzienie coraz bardziej się odsłaniało, nasilała się.
I robił to świetnie, bo natrafiając na drobinki imbiru czułam się, jakbym jadła jakiś krem ze starkowanym imbirem, a gdy rozgryzałam duże kostki kandyzowanego imbiru... na chwilę pojawiał się karmelowy posmaczek, by po chwili ostrość mogła zalać mi usta.
Pod koniec łagodniała, trochę uwalniając cynamon oraz lekkie orzeźwienie (zapewne wywołane dodatkiem odrobiny anyżu).
Odrobinka alkoholu, miodu czy cynamonu jedynie podkreślały smak głównego dodatku (stanowiącego w końcu aż 18 %) - imbiru. Był to wyrazisty i ostry imbir, nie zaś cukrowe twarde grudki, jak to zwykle bywa w przypadku kandyzowanych słodkości. Nie spodziewałam się, że będzie smakował tak świeżo.
Mimo że uwielbiam imbir, nie powiedziałabym, że aż tak zakocham się w tej czekoladzie. Można powiedzieć, że to taka imbirowa wersja Zotter Chilli Bird's Eye.
ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 460 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, imbir (18%), tłuszcz kakaowy, proszek sojowy (soja, maltodekstryna, syrop kukurydziany), syrop glukozowy z inwertowanego cukru, miód, grappa, sól, lecytyna sojowa, wanilia, anyż, cynamon
Bardzo,bardzo fajna !Idelana na te wieczory...
OdpowiedzUsuńNa słowa to "taka imbirowa wersja Zotter Chilli Bird's Eye" całkiem mi ślinka cieknie.Zawiało trochę jesienią przez tą czekoladę,choć za oknem letnio :P Koniecznie ją teraz zamówię ;>
OdpowiedzUsuńHa! Spodziewałam się komentarza w tym stylu od Ciebie. :D Koniecznie!
UsuńCoś wspaniałego chcę ją zjeść tu i teraz:)
OdpowiedzUsuńA ja chcę takich więcej i więcej i więcej! :D
UsuńNie pożałowali imbiru. Coś mi się zdaje, że to świetna tabliczka na chorobę lokomocyjną.
OdpowiedzUsuńTo świetna tabliczka na każdą okazję!
UsuńJadłam ją ostatnio na szlaku i również bardzo mi smakowała :). Recenzja za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńJa sobie niektórych Zotterów (jak właśnie ten) na szlaku nie wyobrażam. :P Bałabym się, że np. delikatniejsze przyprawy czy coś mi umkną.
UsuńJa nie miałam wyjścia. Nawet Pralusy i Amedei w góry zabrałam. Dużo wyjazdów ;)
UsuńJa ostatnio przy okazji zakupiłam sobie na wyjazdy dużo Bellaromek i Chateau (niedostępnych nigdzie w moim mieście). W górach będę chrupać orzechy (w tabliczkach), a nie degustować, bo z moim katarem chronicznym na świeżym powietrzu byłoby ciężko. :P
UsuńImbir lubię tylko w napojach i kuchni bliskiego wschodu, ale mogę się mylić bo nigdy nie próbowałam go w słodyczach to może i tam bym się z nim polubiła. reszta dodatków brzmi dobrze jako każdy z osoba i o dziwo naprawdę harmonijnie pasuje mi to wszystko razem. Nawet jak to ciemna to w... ciemno (:D) bym brała.
OdpowiedzUsuńW napojach? W jakich?
UsuńTo znaczy, że i w słodyczach musisz z czasem spróbować. ;)
Pikanteria świeżego imbiru i kawalce kandyzowanego, ughr :/ Zjeść tę tabliczkę byłoby dla mnie karą. Dawaj wczorajszego Rittera! :P
OdpowiedzUsuńSchudłabyś u mnie bardzo, bo ostatnio imbir króluje. :( (Tak, ta czekolada, curry z mojego insta, dzisiejszy obiadek, którym dopiero poszpanuję, haha...)
UsuńA bierz go! :P A ja już się trzęsę, bo mnie jeszcze jeden czeka.
Ciemna czekolada, imbir i cynamon - to musiało się udać. Trochę obawiałem się grappy, ale naszczęście Zotter z nią nie przesadził.
OdpowiedzUsuńTak à propos alkoholu: zrobiłem wczoraj wersję moich lodów, w których mleko skondensowane zastąpiłem adwokatem (250ml na 500ml śmietany, dodałem też sporo kakao Varlhony, bo lubię i dosłodziłem). Wyszło bardzo ciekawie - nie takie lody z adwokatem, jakie są w cukierniach czy lodziarniach - a adwokat w postaci lodów, raczej niezwykły efekt. Uwaga, nie nadają się dla dzieci i kierowców - są mocno alkoholowe (tak naprawdę dla mnie za bardzo alkoholowe, ale jak ktoś lubi adwokata, to mu się spodoba).
Chcę takich lodów! <3
UsuńTeż chcę... Yaros, Ty tak kusisz, więc dobrze, że temperatury ciągle wysokie są! Jutro chyba idę zakupy na te lody zrobić.
UsuńZrobiłe dziś wieczorem jeszcze czarną poprzeczkę. Żeby nie było to takie wodniste to wcześniej zasypałem cukrem trzcinowym i podgotowałem, a potem wycisnąłem przez sitko (szkoda, że nie mam wyciskarki). Zblendowałem razem z syropem klonowym (bo było troche za gęste i mało słodkie). Strasznie jestem ciekaw, czy w końcu wyjdzie odpowiednia konsystencja, bo lody ze świeżych owoców miały świetny smak (zwłaszcza malinowe i jagodowe), ale za dużo wody i struktura wychodziła nie taka.
UsuńTe lody z adwokatem zrobiłem w 10 minut: ubić śmietanę, dodać adwokata, cukier puder (i kakao), dobrze wymieszać i do lodówki. Naprawdę warto, minimalny wysiłek a fajny efekt, przydają się stare pojemniki po lodach, żeby było w czym mrozić.
A powiedz... adwokata jak wyraźnie czuć? To znaczy, bo nie wiem co jutro kupić, w jakiej cenie. :P
UsuńAdwokata czuć wyraźnie, to nie są takie lody z adwokatem, a adwokat w formie lodów. Czyli adwokat powinien być dobry, może też warto dosłodzić. Ja próbuję przed zamrożeniem, bo zawsze jeszcze można coś domieszać albo poprawić. W zasadzie po zamrożeniu smak się nie zmienia, tylko całość staje się lodami, trochę trudno to wyjaśnic, trzeba samemu spróbować :)
UsuńNo, to dobrze, że dziś udało mi się na zakupach zostawić skąpstwo w bagażniku. :> Teraz pewnie będę krążyć nieufnie wokół zakupionych składników, ale... przynajmniej jest pewność, że zrobię! :P
UsuńNapisz jak zrobisz, może nawet recenzję zamieść, cudze recenzujesz to i swoje możesz :)
UsuńNa instagramie może i się rozpiszę, chyba że wyjdzie totalna klapa. :P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDoszłyśmy do wniosku, że ta kompozycja smaków w ogóle w nasze gusta nie trafia :P Imbir i miód to omijany przez nas duet :P
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście. :P
UsuńNo cóż, ten smak wywołałby u mnie niezłą reakcję alergiczną :D
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie konsystencja nadzienia w tej tabliczce, spodziewałam się struktury chili birds eye, a tutaj było ono dużo bardziej ciastowate i lepkie, a kiedy dodać do tego dużą dozę słodyczy, ostrość imbiru i inne przyprawy korzenne, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jem surowe ciasto na gingersnaps <3 Bardzo przyjemna niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńOśmielę się stwierdzić, że to dlatego, że trochę w tej sprawie miód zadziałał i ogólnie w tej pewnie było mniej soi, której miejsce wyparł imbir, który też jakby nie patrzeć napędza taką lepkość, mokrawość. ;)
UsuńMi obie bardzo smakowały, ale cieszę się, że dla Ciebie to była taka miła niespodzianka (Ty w końcu Chilli Bird's Eye wspominasz gorzej niż ja).