Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Godiva. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Godiva. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 czerwca 2025

Godiva Signature 72 % Cacao Dark Chocolate ciemna

Kupując tę czekoladę obstawiałam, że będzie po prostu zwyczajnie smaczna, na jakiś zwyklejszy dzień, mniej złożoną degustację. Pyszna Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate sprawiła jednak, że o dziś przedstawianej zaczęłam o wiele więcej myśleć. Może miała okazać się bardzo dobra, a nie tylko dobra? Jednak jako że za migdałami w podlinkowanej przemykało mi kakao w proszku, nie wiadomo. A co, jeśli w przypadku czystej - jeśli to kakao byłoby tak samo wyczuwalne - wady wyjdą wyraźniej? I trochę się jej obawiałam, i byłam ciekawa, bo budzić się we mnie zaczęła nadzieja. Z mieszanymi uczuciami, nie wiedząc, czego się spodziewać, sięgnęłam wreszcie po nią.

Godiva Signature 72 % Cacao Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao.

Po otwarciu poczułam maślaność, łagodzącą paloną gorzkość. Ta miała ambicje na wzrost, ale jakby jeszcze nie w tym momencie. Podkreśliła ją cierpkość ewidentnie kakao w proszku. Słodycz była wysoka i prosta, a z opisanymi już przywodziła na myśl tort a'la tiramisu: kawowo-kakaowy, oprószony kakao. Może w oddali przemknął mi też cukrowo-kakaowy sos (albo... coś nasączonego w czymś... kakaowo-kawowo słodkim?), a hen, w oddali migdały.

Twarda tabliczka w dotyku zdradzała kremowość w  dotyku, mimo że jednocześnie wydawała się trochę pylista. Była zbita i masywna. Przy łamaniu trzaskała bardzo głośno w chrupki sposób.
W ustach rozpływała się w tempie średnio-wolnawym. Zmieniała się w gładki, kremowy budyń o dość wysokiej tłustości. Gęstość z czasem trochę nikła, a budyń stawał się luźną zawiesiną. Czuć lekką pylistość.

W smaku pierwsze pokazało się cierpkawe kakao w proszku, które prędko dopadła maślaność. Łagodziła je i starała się ukryć.

W tym czasie rozeszła się delikatna słodycz. W pierwszej chwili za sprawą cierpkiego kakao otarła się o miód gryczany, jednak zaraz zaskoczyła na konwencjonalnie cukrowy tor. Wprowadziła kakaowe ni ciasto, ni tort, angażując i kakao w proszku, i maślaność. Nadała im zupełnie nowego wydźwięku: przyjemniejszego i harmonijnego. Na maśle - acz... mieszającym się ze śmietanką? - musiał oprzeć się krem-warstwa tego wypieku.

Ogólna słodycz mocno i zdecydowanie rosła. Miała prosty charakter, ale nie była napastliwa czy coś. Czasem ta prostota wybijała mocniej, czasem kryła się w kompozycji, a ogół robił nieśmiałe aluzje do wanilii.

Wspomniany już wypiek trochę się umocnił. Na pewno był oprószony sowitą ilością kakao w proszku, acz mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa uszlachetniła się jego gorzkość. Nabrała palono-kawowego wydźwięku, tort przemieniając w tiramisu. Tylko że nieco bardziej kakaowe. Maślaność zetknąwszy się z paloną nutą zmieniła się w wypieczone biszkopty, a jej splot ze śmietanką w warstwę z serka.

Ogólnie zrobiło się bardziej śmietankowo. Do głowy przyszła mi też ryzykownie słodka bita śmietanka.

Z czasem tiramisu zmieniło się w zwyklejsze ciasto kakaowo-kawowe, może coś jak brownie, tylko że kawowe. Z nutą... migdałów? Kontynuowało mocno palony wątek.

Goryczka i cierpkość kakao w proszku trochę udawały skórki migdałów. Takie surowe, delikatne i słodkie. W końcu zagubiły się jednak w ogólnej słodyczy, która cały czas rosła.

Słodycz końcowo była już bardzo silna i trochę dawała się we znaki, ale... jakby próbowała zasugerować wanilię, by ta prostota cukru nie zmęczyła? Pomyślałam o kawowo-kakaowym deserze z przecukrzoną bitą śmietanką.

Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao w proszku wpisanego w śmietankowo-kawowy deser. Wyraźnie zaznaczyła się palona nuta. Słodycz za to trochę zelżała.

Czekolada była po prostu smaczna na poziomie ok. Kupując, spodziewałam się poziomu po prostu smacznego i nic więcej, niczego wymagającego nie oczekiwałam, jednak Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate obudziła we mnie małą nadzieję, że może i ta zaskoczy pozytywnie. Potwierdziło się jednak to, co w górach przyszło mi do głowy: że kawałki migdałów świetnie ukryły wady bazy. Ta była pełna kakao w proszku i dość maślana niestety. Mocno palona nuta pokazała ciasto kakaowo-kawowe. W czasie degustacji ono się zmieniało: od niedookreślonego ciasto-tortu, przez tiramisu i kawowe jakby brownie po deser kawowo-kakaowy z bitą śmietanką. To było całkiem zacne, więc potencjał w kompozycji owszem, był. Wykorzystano go tylko częściowo. Jak na taki smak, za bardzo się cenią.


ocena: 7/10
kupiłam: brittlo.com
cena: 14 zł (za 90g)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, olej maślany

niedziela, 4 maja 2025

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate ciemna 72 % z prażonymi migdałami

Lata już nie jadłam czekolad marki Godiva. Z perspektywy czasu, nie wydają mi się już tak zjawiskowo szlachetne, ekskluzywne, ale czułam, że wciąż mogę odebrać je jako dobre. Żal mi tylko było, że zrezygnowali z grawera nagiej lady Godivii na koniu na kostkach. Dzisiaj przedstawianą czekoladę wyprosiłam od Mamy, dokładając ją do zamówienia (kupowałam bowiem czyste ciemne). Czekolady z dodatkami oczywiście zawsze biorę w góry. Z tą inaczej nie było. Wzięłam ją na najwyższy punkt wycieczki. Po tym, jak ze Smutnej Przełęczy przeszłam spory kawałek z ostrymi podejściami i zejściami po łańcuchach, znalazłam się na szczycie Banikov. Miałam nadzieję, że wybrałam godną czekoladę na te boskie widoki. 

Godiva Signature Roasted Almond Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z kawałkami prażonych migdałów (12%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach migdałów prażonych minimalnie albo wręcz wcale; na pewno ze skórkami oraz goryczkowatą słodycz miodu gryczanego. Zarysowały się na tle ściętego drewna - nie świeżo ciętego, ale takiego, które już trochę poleżało. Migdały i czekolada były jednością, idealnie współgrały przy małej dominacji migdałów.

Tabliczka w dotyku obiecywała kremowość, acz była masywna i twarda. Gdy robiłam kęsa i akurat trafiłam na więcej dodatków, kruszyła się. Na spodzie nie widać, jak ich dużo. Ujawnił to dopiero przekrój. Były jednak też pojedyncze miejsca, gdzie kawałków migdałów znalazło się mniej. I tak jednak nietrafienie na choćby kawałek graniczył z cudem. By spróbować trochę samej czekolady, musiałam wręcz spiłować ją zębami.
Przy łamaniu czekolada trzaskała głośno.
W ustach czekolada rozpływała się średnio powoli, mimo że dodatek próbował trochę ją poganiać. Przypominała gładki i kremowy, tłusty budyń, który zmienia się w gęstawą, ale luźną zawiesinę. Wyłaniały się i z czasem wypadały z niej kawałki migdałów. Wręcz wymuszały podgryzanie ich obok czekolady, acz i tak za często tego nie robiłam. Wolałam zostawiać je na koniec.
Kawałków migdałów dodano tak dużo, i tak je posiekano, że było blisko, a zrobiłby się z tego nieprzyjemny zlep. Nie drapały jednak, ani nic, jako że okazały się delikatne.
Małe kawałki migdałów gryzione czy to na koniec, czy wcześniej, były pochrupujące. Niektóre prawie miękkie, inne nieco twardsze, ale żadne nie były twarde. Sporo z nich pokrywała skórka.

W smaku pierwsza pojawiła się średnio wysoka słodycz i echo migdałów. Słodycz wydała mi się waniliowa i... Lekko gorzkawa? Jak miód gryczany! Rosła odważnie, jednak całościowo trzymała się jeszcze przystępnego poziomu.

Gorzkość też się zaraz odezwała. Przemknęło mi w niej kakao w proszku. Ogólnie nie była za wysoka, ale charakteru i powagi dodało jej drewno. Podkreśliły się nawzajem. Na ich tle wyraźniej zaznaczyły się migdały. Powiedziałabym, że nieprażone.

Kontrastowo do słodyczy zaznaczyła się nuta palona. Związała się z gorzkością, trochę ją podkręcając. Próbowała też ukryć kakao w proszku. Przez moment pomyślałam o gorącym kakao migdałowym do picia.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość przytoczyła kawę, a ta, mieszając się z migdałowym wątkiem, ułożyła się w kawowo-migdałowe ciasto - trochę jak brownie, ale mniej czekoladowe. Na pewno jednak z kakao w proszku. I posłodzone ciemnym miodem i wanilią? Bez dwóch zdań mocno migdałowe.
Kiedy spróbowałam trochę samej czekolady, okazała się średnio przesiąknięta migdałami - bez nich wyszła już za słodko. Znaczy to, że ich silny smak rozchodził się od kawałków, nawet niegryzionych.

Słodycz wzrosła znacząco. Cukier trochę pomykał tyłami. To wanilia sprawowała pieczę w tym temacie. I zrobiło się od niej trochę duszno-ciężkawo, ale jeszcze nie męcząco. Miód jednak się zgubił. Słodycz wydała mi się ryzykowna, ale gorzkość migdałów i kawowego ciasta pilnowała, by nie przesadziła.

Mimo że funkcji strażnika gorzkość nie porzuciła, końcowo i tak złagodniała, bo z czasem wyłoniła się maślaność. Paloność jednak nie osłabła. Kakao w proszku znów się bardziej wyłoniło i zaprosiło mocniejszą migdałowość.

Wyłaniające się migdały wzmacniały migdałowy smak. Gryzione na koniec wciąż sprawiały wrażenie prażonych minimalnie, prawie wcale. Niby były delikatne, ale charakteru im nie brakowało. Zadbała o niego skórka. Idealnie przedłużała gorzkość bazy. Migdały na koniec świetnie prawie zerowały słodycz.
Gdy czasem gryzłam je obok czekolady, wcześniej, nie robiły aż takiego wrażenia. Jawiły się jako bardziej mdławe, a czekoladę upraszczały do waniliowo-cukrowej i ciastowo gorzkawej.

Po zjedzeniu został posmak migdałów prażonych leciuteńko, z wyraźnie zaakcentowanymi skórkami oraz kawowo-waniliowy. Słodycz pobrzmiewała jako wysoka, ale jakoś nie dawała się we znaki. Zaznaczyła się też palona goryczka, pozostająca w harmonii z migdałami.

Czekolada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Mimo że zawierała migdały w formie, za jaką nie przepadam, a więc mnóstwo przesadnie posiekanej drobnicy, wyszła zacnie. I wcale nie zrobił się z tego przesadnie nimi napchany zlep! Migdały było czuć świetnie i świetnie, że były minimalnie prażone. Idealnie zgrały się z czekoladą. Ta była bardzo słodka jak wanilia i miód gryczany, ale też przyjemnie gorzka niczym ciasto migdałowo-kawowe. Kakao w proszku jakoś dobrze wpisało się w otoczenie, nie wyszło na minus. Sama w sobie czekolada wyszłaby gorzej, robotę zrobiły w niej migdały. Jedyne, co bym zmieniła, to jednak postawiłabym na nieco większe kawałki migdałów i wolałabym, by czekolada była nieco mniej tłusta.
Połowę zjadłam w górach, a przy domowej weryfikacji wciąż byłam pełna uznania.


ocena: 9/10
kupiłam: brittlo.com (tę akurat kupiła mi Mama)
cena: 14 zł (za 90g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, prażone migdały 12%, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, sól, olej maślany

niedziela, 7 sierpnia 2016

Godiva Chocolate Lava Cake Dessert Truffles trufle / cukierki: ciemna czekolada z sosem z ciemnej czekolady i kremem z ciemnej czekolady

O Godivii pisałam już dwukrotnie i dwukrotnie wyraziłam się bardzo pozytywnie (mleczna z solonym karmelem oraz ciemna z migdałami). Nie dość, że same czekolady są na dobrym poziomie, to jeszcze podoba mi się postać, jaką była uparta i odważna lady Godiva. Do Polski przywiozłam ze sobą jedynie czekoladki, bo... no cóż, gdy tylko zobaczyłam lava cake na opakowaniu, nie mogłam im się oprzeć.

Godiva Chocolate Lava Cake Dessert Truffles to czekoladki-cukierki / trufle inspirowane deserem "lava cake", czyli ciemna czekolada z sosem z ciemnej czekolady oraz ganaszem z ciemnej czekolady.

Zajrzałam do paczki i zobaczyłam parę dużych cukierków. Rozczarowana wysypałam je i... nagle okazało się, że cukierków, jest dość sporo. Jeszcze zanim odwinęłam poczułam zapach ciemnej czekolady.

Przyznam, że bardzo podoba mi się wygląd opakowania i papierków. Łagodny fiolet, grafika nie przesadzona, a co z cukierkami?
Wreszcie odwinęłam. Napis, literka "G", a tak to... zwykły cukierek-pralinka. Pachnie jak taki lepszy cukierek-pralinka, ale wciąż bez głębi. 

Spróbowałam. Poczułam gorzko-słodki smak czekolady. Była ona lekko tłusta, niezalepiająca, kremowa. Porządna, ale oczywiście nie z wyższej półki. Ewidentnie czuć, że to jakieś 50-60 % kakao, na pewno nie więcej, bo słodycz jest dość silna, jednak... w połączeniu z kakao było jak najbardziej w porządku, chociaż czuć, że jakość jest niższa niż w tabliczkach.

Czekolada szybko staje się miękka i pęka (co najpierw mi się nie podobało), a spod niej wypływa gęsty sos. Jest bardzo słodki, ale goryczka kakao została tu podkreślona takim... jakby alkholowym akcentem (mimo że alkoholu nie ma w składzie). Sprawia wrażenie trochę wytrawnego. To taki bardziej lejący i słodszy sos z Lindt'a (jakby połączenie Chocolate Mousse i dawnego Chocolate Cake). Nie ma go zbyt wiele, wiec szybko się rozchodzi, torując drogę drugiej warstwie.

Trufli jest znacznie więcej, ma ona konsystencję maślanego kremu, jest wilgotna, bardzo miękka i zdecydowanie bardziej gorzka od sosu, chociaż wciąż dość słodka. Jest zdecydowanie lepsza w smaku niż Lindt'owe trufle (to niebo i ziemia), jednak najpierw pomyślałam, że taka miękko-delikatna konsystencja zupełnie nie leży w moim guście.

Mimo wyraźnie wyczuwalnego kakao, dość silnej gorzkawości... za dużo mi tu było słodyczy po pewnym czasie (nie to, że są przesłodzone... są po prostu słodkie, to po prostu ja za dużo zeżarłam). To takie... proste cukierki. Niby gorzkawe, ale bez żadnej głębi czy bogactwa.

Przy trzecim cukierku zorientowałam się, że ta miękkość, szybkie wypływanie nadzienia nie są tu wadami. Wręcz przeciwnie. Te cukierki mają udawać "lava cake", a skoro tak... wierzch szybko ujawnia wypływający sos w otoczeniu miękkiego ciasta - to jest to! To właśnie lava cake w mini wersji w czekoladowej otoczce. 
Cukierki po prostu nie są moją formą słodyczy, zdecydowanie bardziej wolałabym tabliczkę, więc ciężko mi jest je ocenić, ale powiem tak: mając do wyboru wszelkie pralinki / cukierki pokroju Raffaello a te trufle, wybrałabym te trufle. 


ocena: 7.5/10
kupiłam: Wegmans
cena: 3.99 $ (za 122g)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g 
czy kupię znów: nie

Skład:

piątek, 3 czerwca 2016

Godiva 72 % Dark Chocolate Almond ciemna z migdalami

Kiedy dosłownie zakochałam się w mlecznej Godivii, postanowiłam zakupić również ciemną tabliczkę, żeby móc wyrobić sobie opinię o czystej czekoladzie tej firmy. Mało tego, straszliwie zainteresowała mnie sama firma, a dokładniej jej logo. Okazuje się, że naga kobieta na koniu to lady Godiva, żona brytyjskiego lorda Leofric'a, który nieludzko traktował swoich poddanych. Kiedy chciał podnieść im podatki, zbuntowała się i podjęła wyzwanie, rzucone jej przez samego męża, o przejechaniu nago konno przez miasto. Poddani jednak pozasłaniali okna, żeby uszanować godność dobrej pani. Przyjechała główną ulicą, okryta jedynie przez swe długie włosy, a lord złagodził opodatkowanie biednych.
Godiva stała się symbolem ryzyka i odwagi i właśnie dlatego stała się symbolem firmy, którą nawet nazwano jej imieniem.
Co więcej, firma wspiera pewnie program, który wspiera kobiety z niezwykłymi, dobroczynnymi pomysłami.

Teraz chyba jeszcze inaczej spojrzę na Godiva Chocolatier 72 % Cacao Dark Chocolate Almond, czyli czekoladę ciemna z zawartością 72 % kakao z migdałami. Czy smak będzie równie zacny, jak czyń lady Godivii?

Otworzyłam tekturkę, następnie rozerwałam złotko. Poczułam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam: zapach wyraziście kakaowy, z nutami pieczonych bułeczek i karmelu. 

Czym prędzej ugryzłam pierwszy kawałek dużej, kwadratowej kostki. Czekolada ta miała w sobie coś z widoku, który przewijał się właśnie za oknem samochodu: bardzo mulisty alaskański potok latem (mało wody, dużo mułu i błota), z którego jednak nie robi się bagno - to wciąż potok. Rozpuszczając się, czekolada wydała mi się tak właśnie ciężko-wilgotna i leniwa.

Z początku smak zapowiedział, że popłynie kwasek, ale on jakby zawisł nad bezgranicznie gorzkawym (słowo klucz: gorzkawe; nie gorzkie) kakaowym, i zarazem prostym, tłem. Goryczka jest tutaj gruntem, bazą; pozostawia po sobie pewną suchą cierpkość. Nie jest to może Rów Mariański czekoladowej głębi, ale trzyma poziom i... przypomina piernik: wilgotny z wierzchu, z wypieczonym, suchym spodem. W pewnej chwili doszukałam się nawet nutki espresso.
Migdały są urozmaiceniem, które o dziwo bardziej wpływa na smak, niż na konsystencję, bo są to małe kawałki i tylko trochę chrupią.
Kawałków tych jest jednak całkiem sporo, ale nie jest to wyjątkowo ogromna ilość. Podkreślają jednak lekko orzechową nutę, jaką czekolada zdawała się mieć sama w sobie. A może jednak to zaleta dodatku?

Gdzieniegdzie, od początku do końca, przebijają się słodkie akcenty, o odrobinę karmelowym zabarwieniu.
Są subtelne, ale stanowcze; lekko wplatają się w kwaskowatość, która wciąż wisiała nad gorzkością, dając jej pole do manewru. Utworzyły fuzję, pochodząca pod swego rodzaju owocowe nuty, a dokładniej aronię i czerwoną porzeczkę. Znów, przy zanikaniu kostki, zrobiła się jakby wilgotna, bagnista.

Wydawać by się mogło: zwykła czekolada, jednak odnalazłam w niej tyle ciekawostek, że po prostu brakuje mi dobrego zdanie na podsumowanie. Nie spodziewałam się czegoś tak złożonego! Wiem tylko, że z całego serca polecam ją wszystkim.


ocena: 9/10
kupiłam: Fred Meyer
cena: 3.99 $ (chyba)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g 
czy kupię znów: nie wiem

Skład: czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa), migdały

sobota, 29 sierpnia 2015

Godiva Chocolatier 31 % Milk Chocolate Salted Caramel mleczna z solonym karmelem

Nadszedł dzień moich imienin (nie, to nie dzisiaj - pisałam to w lipcu), a jako, że ich nie obchodzę, znów umknęło by to mojej uwadze. Było to jednak bardzo słoneczne popołudnie, spędzone w Anchorage. Dzień po przylocie poświęciłam na obejście tego miasta i zajęcie się kwestią alaskańskiej gastronomii. Skierowałam się do supermarketu i dziwnym faktem, znalazłam się w wiadomym dziale.

Gdy tylko zobaczyłam tę uroczą, boską tabliczkę z kostką z nagą kobietą na koniu, wiedziałam, że to coś dla mnie, jakkolwiek to brzmi. Godiva Chocolatier 31 % Milk Chocolate Salted Caramel, czekolada mleczna z solonym karmelem (albo raczej toffee, jak możemy przeczytać ma odwrocie opakowania) wydała mi się bogato wyglądająca, a przy tym zapowiadająca się niezmiernie smakowicie.

Otworzyłam ją jednak dopiero następnego dnia, dojeżdżając do Homer (oczywiście na miejscu pasażera; nie myślcie, że kieruję zajmując się czekoladą). Od razu po samochodzie rozszedł się maślano-czekoladowy zapach.
Gdy rozerwałam złotko, zobaczyłam wielkie kostki, czyli takie jak lubię, z delikatnym ''grawerem''. Oh, jak mi się ta czekolada spodobała!

Pierwszy kęs w końcu znalazł się w ustach. Czekolada zaczęła się rozpuszczać dość szybko i kremowo. Było w jej strukturze tyle delikatności, idealnej gładkości, że byłam naprawdę zaskoczona. Ta czekolada była wręcz maślana!
To właśnie masełko łączyło się ze słodką śmietanką. Mogę śmiało powiedzieć, że była głęboko mleczna. Mleko, świeża śmietanka - to jest to! W tym natężeniu te smaki są tak rzadko spotykane, że przy jedzeniu tej czekolady, momentami brakowało mi tchu. Przysięgam, dawno nie jadłam tak czysto śmietankowej czekolady.

Słodycz była silna, ale nie zamulająca. W zasadzie, osiągnęła równy poziom ze śmietanką, ale nie wpłynęła na nią jakoś znacząco. Wydała mi się doskonale wkomponowana. Oprócz tego, im bliżej chrupiących kawałków, było w niej coraz więcej czegoś przyjemnie maślanego, kojarzącego się z toffi. Można powiedzieć, że ta czekolada zaserwowała cukier w jego najlepszym wydaniu, bo jego smak wcale nie był rażący. Powiem więcej: z każdą kostką chciałam więcej i więcej.

Obok tego wszystkiego odnalazłam także subtelną sugestię kakao. Nie nazwałabym tego nawet goryczką, czy cierpkością. To było takie skierowanie moich myśli w kakaowym kierunku. Tę nutę odebrałam mimo wszystko jako stabilną i wiele znaczącą dla całości.

Gdy czekolada prawie całkowicie zniknęła, na języku pozostało całe mnóstwo dość drobnych kawałków (koloru beżowo-złotego).  Rozchodził się od nich lekki, słonawy posmak. Gdy zaczęłam je gryźć, głośno chrupały, mimo że wcale nie były przesadnie twarde. Co więcej, wcale nie przyklejały się do zębów.
Miały w sobie o wiele więcej słodkiej maślaności, niż soli, ale i tak były smaczne. 
Posmaku palonego karmelu nie musiałam tu zbyt długo szukać: sam w końcu przyszedł.

Ta dosłownie szczypta soli, pojawiająca się jeszcze zanim czekolada całkiem się rozpuściła, świetnie wgryzała się w słodycz.
W końcu nadchodził także moment, w którym czuło się tylko odrobinę karmelowo-toffi słodyczy z całkiem słuszną dawką soli.

Całość odebrałam jako niezwykle dobrze wyważoną. Ta tabliczka była naprawdę pyszna, chociaż po kilku kostkach zatęskniłam za posmakiem kakaowej goryczki, czy jeszcze silniejszego smaku palonego karmelu. Z drugiej jednak strony, jakakolwiek mała zmiana mogłaby zepsuć harmonię tej czekolady.



ocena: 10/10
kupiłam: Fred Meyer
cena: 2.99 $
kaloryczność: 525 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak

Skład: mleczna czekolada (cukier, mleko, tłuszcz kakaowy, masa kakaowa, lecytyna sojowa, naturalny aromat), kawałki karmelu (cukier, laktoza, chude mleko, masło, sól, olej kokosowy, serwatka w proszku, lecytyna sojowa)