niedziela, 15 września 2024

BTB Chocolate Czekolada Ciemna Colombia 80 % ciemna z Kolumbii

Po ostatnim wypadzie w góry do głowy przyszły mi dwie rzeczy: nie mogłam się doczekać kolejnej czystej ciemnej czekolady BTB oraz te głębokie ciemne czekolady marnują się jako bazy pod dodatki. Wtedy nie sposób zachwycić się w pełni duetem czekolady i owoców. No chyba że tylko Madagaskar tak wyszedł. Kto wie? Czekały mnie jeszcze BTB z ziaren z Kolumbii z dodatkami, więc najpierw po prostu musiałam zjeść czystą.

BTB Chocolate Czekolada Ciemna Colombia 80% to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Kolumbii.

Po otwarciu poczułam niejednoznaczny splot, na który złożyła się palona kawa, drzewno-migdałowy wątek, maślane, zakalcowe ciasto, słodki karmel i kwaskawe suszone owoce. Wszystkie te nuty stały na jednym poziomie, nic nie dominowało. Pomyślałam o cieście, które choć porządnie przypiekło się na wierzchu i brzegach, w środku pozostało półsurowe. Drzewa i migdały prawie zlewały się w jedno, a suszone owoce kryły kwasek jakiś innych owoców. Poczułam suszonego ananasa, do którego dołączył sok z cytryny. Inne suszone owoce podeszły pod karmel, dzieląc z nim średnio wysoką słodycz.

Lśniąca tabliczka była masywna i twarda. Przy łamaniu trzaskała chrupko i głośno.
W ustach rozpływała się ni wolno, ni średnio. Była zbita i zachowywała kształt niemal do końca, wykazując dość wysoką maślaną tłustość i trochę oklejając podniebienie. Uraczyła mnie gładką kremowością, a pod koniec roztoczyła wysoką soczystość. Przez nią zniknęła rzadko, acz wciąż rzadko-tłusto.

W smaku przywitała mnie słodycz karmelowego ciasta, zarysowana na statecznej, wyrazistej gorzkości. Przedstawiło się po chwili porządniej jako biszkopt z maślanym zakalcem, polany polewą lub sosem karmelowym.

Wychwyciłam... kwasek? Stanął jednak pod znakiem zapytania.

Karmel był to słodki, ale na pewno palony. Z tym że... palony łagodnie. Z czasem zaczął rozchodzić się na dwa wątki: słodycz i paloność. Z jednej strony pojawiła się słodziutka czekolada karmelowa, z drugiej stanęła paloność. Słodycz umacniała się, a obietnica kwasku zniknęła zupełnie.

Nadciągnęła gorzkość kawy, niczym ciemne chmury przed burzą. Już wiadomo było, że zaraz się rozkręci. Gorzkość wydała mi się mocarna, ale jeszcze nie próbująca zdominować kompozycji. Dołączyła do ciasta. Ciasta o ciemnym kolorze?

W tym czasie paloność zadeklarowała się jako palone drewno. To jednak szybko zmieniło się w drewno po prostu. Drewno albo wręcz drzewa? Z żywszym akcentem. Przy drzewach pojawiły się migdały. 

Paloność została jakby odosobniona. Przez moment wahała się, osłabła, po czym zaserwowała po prostu dym. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa dym jeszcze podkreślił kawę. Zaraz... czyżby ukrył się w niej kwasek? Nie, chyba jednak nie... Wtedy już wyszła na pierwszy plan i zaczęła się trochę rządzić, ale z czasem się opanowała. Wyjaśniło się, że ciasto wcale nie było mocno przypieczone, a kolor zawdzięczało kawie. Do głowy przyszło mi mocno gorzko kawowe ciasto, kryjące zakalec.

Zza gorzkości wyłoniła się leciutka kwaśność. Przemknął w niej suszony ananas. Karmelowa czekolada wróciła do karmelu, ale i on już nie był zbyt pewny siebie. Częściowo przeszedł w suszone, słodkie owoce. Mimo że kwasek był znikomy, na zasadzie kontrastu przy nim słodycz i tak podskoczyła. Acz tylko na moment. Kwasek jednak i tak po chwili zdecydował się raczej odpuścić.

Kawowość ciasta trochę się rozmyła. Poczułam się, jakbym w słodkim, maślanym biszkopcie z zakalcem zaczęła trafiać na rodzynki o słodko-kwaśnym charakterze. Rozkręciła się soczystość. Ananas suszony stał się warstwą ciasta zrobioną ze świeżego owocu. Podkręconą cytryną? Kwasek jakby... wtapiał się w kawę?

Migdały zasugerowały jeszcze marcepan z ananasem i rodzynkami. Czułam i trochę migdałów marcepanowych, i więcej naturalnych, słodko-łagodniejszych. Wykorzystała to maślaność. Przemknęła obok migdałów i prześcignęła je, po czym znalazła się przy gorzkości.

Kawa i dym zostały złagodzone dość znacząco, choć i na koniec pokazały, co potrafią, wysuwając cierpkość. I jakby kwasek espresso? A dym... ukrył w sobie karmel?

Po zjedzeniu został posmak cierpkiej, gorzkiej kawy, chyba espresso, na maślanym tle. Czułam też kwasek chyba ananasa i słodkie, suszone owoce, głównie rodzynki. Podkradła się do nich delikatna słodycz karmelowego sosu i trochę czekolady karmelowej.

Czekolada smakowała mi i zaintrygowała. Obrazowa nuta maślanego ciasta z zakalcem, karmel zmieniający się w suszone owoce i suszony ananas, potem ananas jako warstwa ciasta i składnik marcepanu ciekawie prezentowały się obok porządnie gorzkiej kawy (espresso?) i dymu. Słodycz narastała cały czas, ale nie była za wysoka. Kwaśność występowała jakby etapami, a gorzkość pięła się ku dominacji, po czym nagle została złagodzona maślanością. Dynamiczna kompozycja!

Karmel, miód, masło, herbata i owoce suszone, głównie figi, kwiaty Chapon Colombie (2022 czy 2024) niby mogły się trochę kojarzyć, ale jej znaczący wątek czerwonych owoców i wina już nie. 
Zotter Labooko Colombia 80% Dark Chocolate o nutach ciastek z karmelem, rodzynek, marcepana z rumem, moreli i ananasa już bardziej. Nawet smakowała mi na tym samym poziomie, co Zotter - on co prawda podpadł mi nutą melasy, a BTB za wysoką maślanością i tym, że kwasek był niezdecydowany, ale to i tak małe wady. Oceny zróżnicowałam jednak, bo tłustość i rzadkie znikanie BTB wolałabym zmienić w gęstą kremowość.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od BTB Chocolate
cena: jak wyżej, ale cena to 10 zł (za 50g)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

piątek, 13 września 2024

(Millano) Delicadore 70 % Czekolada ciemna

Prawdę mówiąc, przy Baron Delicaore Intense Dark 70 %, szczerze myślałam, że za dziś przedstawianą wezmę się szybciej, ale jakoś... nie miałam na nią ochoty. Nie ufam firmie Millano, marka Baron mnie odstrasza, a także wiem, że nawet "ukryty Baron" lepiej nie wyjdzie. Niemniej ta miała prostszy skład, co trochę pocieszało. Ok, im mniej składników do sknocenia czegoś, tym lepiej, ale jednak... Cóż, trzeba było spróbować.

(Millano) Delicadore 70 % Czekolada to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao, produkowana przez Millano-Baron.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach waniliny i plastikowej czekolady. Cechowała ją niska, palona gorzkość i słodycz. Ta wyszła ciężko, acz nie strasznie wysoko. Wydawało się, że cukier ukrył się za aromatami, acz nie zupełnie, bo i tak go trochę czuć. Miało to tani wydźwięk, czemu nie pomogły nawet cynamon i odrobinka drzew, mieszających się z wątkiem zwykłego kakao w proszku.

Lśniąca tabliczka była strasznie twarda. Normalnie jak kamień, a przy łamaniu trzaskała bardzo głośno. Gdy odgryzałam kawałek, aż trochę bolały zęby.
W ustach rozpływała się maziście i powoli; od początku łatwo, choć w pierwszej chwili jakby niechętnie. Było w niej coś woskowo-tłustego (przesadzili z lecytyną?). Tłustość rosła i rosła, a gładka czekolada długo zachowywała kształt i zbitość. Próbowała nawet utrzymać pewną twardawość, ale miękła i tak. Wydawała się nieco plastelinowo-ulepkowa. W pewnym momencie jednak zdobyła się na lekką kremowość, a jednocześnie tłusto przytykała. Znikała za to jakby wodniście-oleiście, ale wciąż przytykająco.

W smaku pierwsza pojawiła się średnio wysoka słodycz, która szybko podskoczyła do miana wysokiej. Po niej poczułam jeszcze więcej słodyczy, a także... goryczkowato-ciepłe echo cynamonu?

Cukier pokazał się i zaraz schował za... waniliowo-wanilinowym splotem? Coś z wanilii odnotowałam, ale wygrała sztuczna wanilina. Pomyślałam o plastikowej wanilii i... wanilinowym cukrze? 

Szczypta cynamonu pobrzmiewała zza słodyczy. Wyszła ciepło-goryczkowato, nienachlanie i też słodko, ale w innym sensie.

Nieśmiała gorzkość odezwała się z opóźnieniem. Trzymała się cały czas niskiego poziomu. Poprzez nią wkroczyło cierpkie kakao w proszku - najprostsze, najzwyklejsze. By nie zrobiło się bardziej gorzko, pilnowała maślaność i tłustość... dziwna, plastikowa, ale na szczęście ledwo uchwytna. 

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiły się drzewa, które spróbowały zawalczyć trochę o gorzkość i wytrawność ciemnoczekoladową. Słodycz prawie cały czas była wysoka, ale na chwilę jakby zrobiła sobie przerwę. Drzewa przeszły w palone drewno, a te zmieszało się z prostym kakao.

Kakao i drzewa przypomniały o cynamonie. Łagodząco-tłustawy wątek jednak i do tego się dobrał. Wyobraziłam sobie ciepłe mleko z cynamonem i masłem (wyobrażenia na podstawie prozdrowotnościowej babcinej mikstury "mleko, masło i miód", ale właśnie z miodem zamienionym na cynamon).

Wróciła wysoka, wanilinowo sztuczna słodycz, co także gorzkawemu wątkowi podrzuciło plastikowe brzmienie. Pomyślałam o jakiś kosmetykach w wariancie "czekolada", bez głębi, a zasypanych kakao w proszku. I ze słodyczą męczącą już nawet nie samą wysokością, co przytłaczająco-ciężkim charakterem.

Na samej końcówce z cierpkości kakao i spośród słabnących już drzew wyłoniła się lekka kwaskawość... Czy wręcz tylko sugestia? Osadzona w kakao w proszku.

Po zjedzeniu został posmak drzew i plastikowej wanilio-waniliny. Było słodko-ciężko, acz za słodko tylko w sumie trochę. Od tego uwagę odciągał tanio-czekoladowy, przearomatyzowany klimat ogółu. Gorzkość była znikoma; czułam jedynie trochę cierpkości, kakaowy kwasek i nieprzyjemny, niedookreślony tłusty motyw. To nie był przyjemny posmak.

Czekolada wyszła zaskakująco w porządku, mimo że tanio i sztucznie przez dodane aromaty. Szkoda, bo czuję, że bez nich mogłoby by być bardziej przeciętnie i przy niskiej cenie zrozumiale. Słodka, ale nie straszliwie, lekko gorzka, przy czym dla mnie zdecydowanie za mało, wyszła nudnawo, ale tak nudno-do zjedzenia, gdy człowiek jakoś przejdzie do porządku dziennego nad aromatami. W zasadzie i w niej pojawił się całkiem interesujący akcent - cynamonu. Mi nie leżały wspominane aromaty, ale zdaję sobie sprawę, że większość ludzi z nimi aż takiego problemu nie ma. Oprócz nich, przeszkadzało mi tłuste wykończenie, ale i tak, jak na Millano i najniższą półkę całkiem pozytywnie się zdziwiłam. Tyle waniliny i jednak plastik przy niskiej gorzkości wydawały mi się nawet gorszego dnia, kiedy szkoda prawdziwie dobrej czekolady, zbyt mdlące, ale trochę można podjeść. Wyszła na pewno lepiej i bardziej zwyczajnie ciemnoczekoladowo (choć tanio!) od niby ekskluztwnej (Millano) Baron Delicaore Intense Dark 70 %. Zjadłam sporo, bo zostały tylko 4 kostki, których już nie mogłam, bo mnie przytkało i zostawiłam je na brownie, które czasem z Mamą robimy.

Poziom w zasadzie zbliżony do E. Wedel Mocno Gorzka 80 %, tylko oczywiście dziś prezentowana wyszła bardziej słodko-tłusto, co zrozumiałe ze względu na zawartość kakao. Chodzi mi jednak o jakość i przearomatyzowanie waniliną.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam (od kogoś, kto z kolei dostał przy krwiodawstwie)
cena: jak wyżej
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, emulgatory: lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu; aromat

czwartek, 12 września 2024

Beskid Chocolate Uganda Semuliki Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Ugandy

Ten post nie tak miał wyglądać, a ten wstęp piszę wściekła. Wściekła na siebie, bo jakiś miesiąc po sprawdzeniu i zaplanowaniu recenzji, przewijałam zaplanowane posty i ten przypadkiem zwyczajnie usunęłam. Na nic zdało się przeszukiwanie historii w przeglądarce, próba cofnięcia skrótami klawiszowymi - nic. Od razu postanowiłam czekoladę zamówić, bo wiedziałam, że jej wszystkich detali z pamięci nie przytoczę, ale w tym momencie powiało grozą. Była już niedostępna na stronie Beskidu. Przerażona zaczęłam przeszukiwać internet i myślałam, że chyba cudem znalazłam gdzieś ostatnią sztukę. Niestety, po zakupie dostałam zwrot, bo jednak czekolady już nie mieli. Zadzwoniłam do Beskidu, przeczuwając, co usłyszę - niestety, czekolada nie miała prędko wrócić do sklepu. Usłyszałam, że "Uganda na pewno kiedyś wróci, ale nie wiadomo, czy w tej ciemnej wersji, czy w mlecznej". Stąd, rozgoryczona i zrozpaczona odszukałam swoje bazgroły (notatkę z degustacji) i na ich podstawie, po miesiącu od samej degustacji, recenzję napisałam. Zdecydowanie wolę pisać je na świeżo, w dniu degustacji, ale cóż... Żałuję, że recenzja tak genialnej czekolady nie mogła być dopieszczona jak lubię.
Czekolada bowiem - przez Beskid - wydawała się dopieszczona w każdym calu. Zrobiono ją z kakao z lasu Semuliki w zachodniej Ugandzie, zakupionego od Latitude Trade Co. (LTC), które skupuje kakao w wielu wiejskich punktach skupu, płacąc rolnikom co najmniej 20% więcej niż inni nabywcy w regionie. Tym konkretnie kakao forastero, lokalnie zwanej Koko, zajmuje się ponad 3400 drobnych, lokalnych rolników, trzymających się zasad ekologicznej uprawy. Ciekawostką jest, że 52% to kobiety.
Opakowanie zaś zdobi goryl górski w bukiecie barw, który jest zwierzęciem charakterystycznym dla Ugandy.


Beskid Chocolate Uganda Semuliki Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao forastero z Ugandy, z miasta Semuliki, z okolic miasta Bundibugyo.
 
Po otwarciu poczułam słodkie, suszone owoce z miękkimi, jasnymi figami na czele, przeplatające się z kwaskiem i świeżością. Wśród tych na pewno rozbrzmiała cytryna i naturalny sok wiśniowy. Wyrównanie ich zapewniły chyba migdały i pestki, ziarna m.in. słonecznika i dyni. Wplotły goryczkę, za którą wkroczyła pikanteria cynamonu.

W smaku pierwsza uderzyła słodycz suszonych fig. Dominowały miękkie i złociste, acz zaplątało się wśród nich parę ciemniejszych. Cierpkawych?

Słodycz tych jaśniejszych rosła jednak odważnie, częściowo przechodząc w krówkę i zahaczając o kajmak. Odnotowałam marginalną mleczność i maślaność. Po chwili jednak figi zaprotestowały i zdominowały słodycz.

Cierpkość pomknęła w gorzki wątek. Ten przyniósł też ciepło - zupełnie, jakbym właśnie wypiła gorące kakao z cynamonem. W którym to cynamonu nie żałowano.

Figi, po tym jak już wyszły na przód w kwestii słodyczy, wydały mi się nieco miodowe. Nie był to jednak sam, czysty miód, bo soczystość była za wysoka. Po chwili dołączyły do nich różne suszone owoce.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa jakby w opozycji do ciepła i słodyczy stanęła rześkość. Melon? Też lekko wręcz miodowy, ale wprowadzający specyficzną lekkość. 

Gorzkość choć przedstawiła się jako silna i wyrazista, wydała mi się nieco... łagodzona? Odnotowałam migdały z lekką goryczką skórki, a po chwili trochę neutralniejszych pestek. Przewinął się słonecznik, dynia, ale i cała mieszanka ziarenek. Zaskoczyły na gorzki tor jako zboże i goryczka palonego zboża.

W rześkości pojawiały się kwaskawe przebłyski. Przemknęła niezdecydowana wiśnia... Może też cytryna? Na pewno jednak nie była to wyraźna, jednoznaczna kwaśność.
Doskoczyły do niej słodsze i łagodniejsze... poziomki!

Za ich sprawą wiśnie zmieniły się w sok wiśniowy i wiśnie suszone, w których na znaczeniu przybrała słodycz.

Gorzkość końcowo poszła w bardziej ziemistym kierunku, a ziarna i pestki zmieniły się w spokojniejszą i wręcz słodkawą orzechowość. Orzechów laskowych?

Po zjedzeniu został posmak ziaren oraz soku wiśniowego z dziwnie podwyższoną słodyczą. Do tej dołożyły się suszone, niemal miodowe figi, ale nie była za ciężko ze względu na ogólną rześkość, za którą stanął melon i poziomki.

Czekolada była przepyszna. Choć figi przechodzące w miód były bardzo słodkie, a nuty kremów orzechowych starały się nieco złagodzić gorzkość, tej oraz ogólnie charakteru, głębi nie brakowało. Już samą słodycz ciekawie urozmaiciły poziomki i chyba melon. Interesujące nuty ziaren, pestek i zboża, uzupełniały się z cynamonem i kwaskawymi przebłyskami wiśni suszonych i soku wiśniowego. Rozgrzewanie ciekawie igrało z ogólną rześkością. Do tej czekolady po prostu muszę wrócić! Toteż będę czyhać na to, gdy się pojawi.

Czekolada niespecjalnie przypominała znaną mi Latitude Craft Chocolate Semuliki 70 % o nutach karmelu, cieście blondie i fig, przeplecionych z suszonymi wiśniami, bananami i orzechami, odrobinką zimie. Wspólne da się znaleźć, ale wspomniana przegięła ze słodyczą przez co ogólny odbiór był gorszy.
Bliżej jej już do Prime Uganda Semuliki Forest 70 % o nutach pikantnego miodu, korzennych, migdałów i orzechów, drewna, ciastek i kruszonki z niską kwaśnością, ale obecnymi owocowymi akcentami melona i dżemu wiśniowego. Podobieństwo widzę głównie w tych ostatnich, wyrazie.


ocena: 10/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

wtorek, 10 września 2024

krem Vilgain Sprouted Cashew Butter 100 % raw activated organic cashews

Na koniec przygody Vilgain zostawiłam krem orzechowy, po którym nie spodziewałam się niemiłych niespodzianek. Albo inaczej - żyję w przekonaniu, że nie da się tak zepsuć kremu 100% z orzechów nerkowca nieprażonych, by miało to być nie do zjedzenia. Nieprażone orzechy bowiem kocham. Co do zaś aktywowanych... hm, wydaje mi się to jakąś dziwną, nową modą. Latami orzechy świetnie się miały nieaktywowane i żadnych dziwnych zabiegów nie potrzebowały. Ponoć jednak moczenie ich w wodzie sprawia, że wartości odżywcze są lepiej przyswajane. Czytałam jednak też, że o ile w przypadku roślin strączkowych faktycznie dobrze jest je moczyć, tak z orzechami niekoniecznie. Ze strony Vilgain doczytałam jeszcze, że ponoć tak przetworzone orzechy "mają super kremową konsystencję", a do tego "są słodsze i mniej gorzkie niż zwykłe orzechy nerkowca".


Vilgain Sprouted Cashew Butter 100 % raw activated organic cashews to krem 100% z nieprażonych, aktywowanych orzechów nerkowca.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam średnio intensywny zapach surowych, naturalnie słodkawych orzechów nerkowca. Czułam się, jakbym wąchała nie tyle krem, co właśnie same orzechy, obok których zaznaczyła się jakby świeżo-roślinna nutka. Do głowy przyszła mi rosa oraz chłodne mleko nerkowcowe. Wszystko to jednak dopiero daleko w tle za samymi orzechami. W trakcie jedzenia nic się nie zmieniło.

Zdziwiłam się, że na wierzchu olej prawie się nie wydzielił - zlałam niecałą łyżeczkę. 
Od razu widać, że pasta jej nie potrzebowała, bo była miękka, tłusto-wilgotna i ciągnąca. Przy mieszaniu na jaw wyszedł zwięzły charakter tego ciągnięcia się, a także kleistość. Gdy wyjmowałam łyżeczkę ze słoika ciągnął się i w końcu urywał, a potem długo zabawnie stał (?), co doskonale widać na jednym ze zdjęć. Mimo to całość była nie za gęsta. Od razu widać też, że to idealnie gładki krem.
W trakcie jedzenia potwierdziła się i kleistość, i idealna, wręcz dziwnie nierealistyczna gładkość. Krem zalepiał usta na dość długo, ogólnie rozpływając się raczej długawo. Choć w pierwszej chwili nie wydawał się zbyt gęsty, jakby trochę gęstniał. Przypominał oleisty klej, jednak mimo oleistej tłustości, nie brakowało mu masywności i sytości. Krem dał się poznać jako miękki, a do głowy przyszły mi słowa "kleiście-kremowy aksamit".
Na cały słoiczek trafiły się dosłownie 3-4 mięciutkie drobinki.

W smaku pierwsza uderzyła przeogromna słodycz o uroczym charakterze. Pomyślałam o słodziutkim, wegańskim serniku zrobionym z orzechów nerkowca, tzw. nerniku. Słodycz rozeszła się błyskawicznie i jeszcze trochę rosła. Zarysowała wizję nerkowcowego sernika z białą czekoladą.

Obok niej zarysowała się wizja po prostu orzechów nerkowca. Zupełnie jakbym jadła surowe orzechy, a nie krem z nich. Były naturalnie słodkawe, charakterne. Jakby tak ten nerkowcowy sernik posypano orzechami oraz dodano trochę do środka.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji odnotowałam echo wody, rześkość... Na myśl przyszło mi roślinne mleko - a jak, mleko nerkowcowe, ale też orzechy zawilgocone - właśnie w jakimś serniku czy deserze. O dziwo ta wodnistość jakby jeszcze bardziej podbiła nerkowcowy smak, sama będąc trochę obok.

Z czasem choć wciąż było słodko, orzechy nerkowca przedstawiły się ze strony... już nie tak urokliwej, a charakterniejszej. Czuć ich surowość i echo oleistości, która wpisała orzechy jednak w kremowe realia.

Bliżej końca słodycz jeszcze na sekundę czy dwie podskoczyła, przypominając o uroczym nerniku z nutą białej czekolady, ale jakby obok nerkowców właśnie charakterniejszych.

Po zjedzeniu został posmak surowych nerkowców z echem orzechowego oleju. Ten jakby trochę stonował słodycz. I tak orzechowość była jednak wyrazista - orzechy nic sobie nie robiły z oleistości. Pokazały pazurki.

Krem bardzo mi smakował. Nutka wody czy oleju, która się raz po raz zaplątała do kompozycji, nie zagłuszała, a wręcz jakby podkręciła smak nerkowców. Te wyszły częściowo słodziutko niczym nerkowcowy sernik z białą czekoladą, a częściowo jak orzechy po prostu, nie krem z nich. To było ciekawe. Podobało mi się, jak wyraźnie czuć surowość. Niestety jednak tak aż nierealistycznie gładka struktura nie do końca do mnie przemówiła. Biorąc pod uwagę to, jak również wysoką cenę, do zakochania trochę zabrakło.
Wyszedł o wiele lepiej od My Raw Joy Cashew Spread Raw Activated Cashew Cream z bardziej wodnistą nutą, ale także od Foods by Ann Cashew Spread, chylącego się w stronę plastikowo-pieczoną.


ocena: 9/10
kupiłam: Vilgain.pl
cena: 37,90 zł (za 200 g)
kaloryczność: 606 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy nerkowca

poniedziałek, 9 września 2024

piwo Korona Sudetów Malaga Górska [18 LAT+]

Wpis przeznaczony wyłącznie dla osób pełnoletnich (+18).
 
Parę dobrych lat temu uznałam, że piwo to nie moja bajka. W Sudety, a dokładniej Góry Złote ruszyłam jednak z kimś, kto siedzi w degustowaniu piwa. Nasłuchałam się, jak to cudownie jest zwieńczyć górską wycieczkę piwem i gdy zeszliśmy z Bruska, poszliśmy na porządną kolację, wybrałam sobie też piwo. Nasze spojrzenia przyciągnęły pomysłowe nazwy: Sudecka Pianka (pszeniczne, które smakowało trochę bananowo) oraz moje dzisiaj przedstawiane. Trafiłam na prawdziwe dziwo, ale o tym za chwilę. Tak, uwielbiam ciekawostki, ale o tym, że i tu czeka mnie ciekawostka, nie miałam pojęcia!

Korona Sudetów Malaga Górska to rzemieślnicze ciemne piwo pasteryzowane i niefiltrowane pszeniczne o 7% zawartości alkoholu w stylu weizenbock; zawartość ekstraktu to 16,5%.

Po otwarciu poczułam zapach soczysty i trochę czekoladowy. Od razu przyszła mi na myśl ciemna, subtelnie słodkawa tabliczka ze skórką cytryny i rodzynkami.

Po przelaniu do szklanki piany było niewiele. Piwo zaskoczyło mnie kolorem ciemnego karmelu - najpierw myślałam, że to piwo niepszeniczne, ale jednak pszenica wyjaśnia ten kolor (dowiedziałam się o tym jednak dopiero po spróbowaniu i zgooglaniu).
W trakcie picia nie wydawało się szczególnie ciężkie, ale lekkie też nie. Gazowanie było w punkt. Tylko braku piany trochę mi żal.

W smaku w pierwszej chwili pojawiła się sugestia kwasku, acz całość nie zapowiadała się specjalnie lekko.

Rozszedł się motyw drzew, po których narosła słodycz i zawisła leciuteńka gorzkawość. Splot ten zasugerował tabliczkę czekolady z pojawiającymi się w niej raz po raz kawałkami skórki cytrynowej i rodzynkami.
Przez moment słodko-kwaskawe rodzynki całkiem wyraźnie zaznaczyły się na tle ciemnawego, acz nie wyraźnie ciemnego piwa. Potem osiadły w czekoladzie. Wszystko przysłoniły drzewa.

Po wypiciu utrzymywał się posmak rodzynek, acz już tylko sugestywnie kwaskawych. Wmieszały się, wraz ze skórką cytryny, w czekoladę i drzewa. 

To było bardzo ciekawe piwo. Pierwszy raz - choć wiem, że mam malutkie doświadczenie w kwestii piwa - trafiłam na ciemne pszeniczne. Było intrygujące, bo pozbierało co najlepsze z piw ciemnych i jasnych, a do tego wydało mi się uniwersalne, dobre na każdą porę roku. Czekoladowy klimat i cytrynowo-rodzynkowa soczystość w poważnym wydaniu świetnie zagrały. Może nie powaliło mnie na kolana, piany mi brakowało, ale z przyjemnością połowę wypiłam.


ocena: 8/10
kupiłam: restauracja w Zieleńcu Vital & SPA Resort Szarotka
cena: 18 zł za 500 ml, czyli butelkę (w restauracji, więc cena na pewno zawyżona przez jej właściciela) 
czy kupię znów: nie

Skład: woda, słody jęczmienne, słód pszeniczny, granulaty chmielowe, drożdże piwowarskie

sobota, 7 września 2024

Beskid Chocolate Indonezja Bali Jembrana Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Indonezji

Zawsze, gdy dostanę paczkę od Beskid Chocolate, tabliczki muszą odleżeć swoje w komodzie, a ja dokładnie planuję, które kiedy zjeść. Przyjemności trzeba sobie dozować! Tym razem jednak szybko zabrałam się za jedną z otrzymanych. Powodem była chęć zestawienia jej w dość krótkim odstępie czasowym z Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 %, którą to otrzymałam w poprzedniej przesyłce. A w dodatku jeszcze po Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 % nie mogłam przestać myśleć o dzisiaj przedstawianej czekoladzie. Uwielbiam robić różne zestawienia, a szczególnie porównywać, jak mają się do siebie poszczególne regiony danego kraju. Tym razem chodziło w ogóle o jeden z bardziej lubianych przeze mnie regionów pochodzenia kakao i o moją ukochaną markę - byłam więc w niebie! 


Beskid Chocolate Indonezja Bali Jembrana Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao z Indonezji, z wyspy Bali, z regionu Jembrana. 

Po otwarciu poczułam kwaskawy zapach jogurtu, mieszającego się z wysoką słodyczą karmelu, kwiatów i miodu; a dokładniej karmelu z miodu i kwiatowego miodu z leśnych kwiatów. Karmel wprowadził palony wątek, który z czasem przytoczył trochę palącego się drewna. Kwiaty mieszały się z rześką egzotyką i słodkimi owocami: bananem, liczi i winogronami czerwonymi / różowymi. Te splatały się z nadającym im lekkości kwaskiem niedookreślonych cytrusów i czerwonych owoców w oddali. Wszystko to podbiła wyrazista, wilgotna ziemia i konary, korzenie drzew ją porastające.

Tabliczka o wysokiej twardości trzaskała spodziewanie głośno i masywnie. 
W ustach rozpływała się kremowo i gęsto. Robiła to powoli, wykazując maślaność oraz narastającą soczystość. W pewnym momencie to dosłownie czysta soczystość. Znikała rzadko.

W smaku przywitało mnie mleczne tsunami, na które po chwili naciągnął lekki kwasek jogurtu.

Jogurtu, którego kwasek próbowano wyciszyć miodem? Poniekąd udanie, choć podwaliny pod więcej kwasku zostały.

Mleczność zaserwowała mi ciepłą owsiankę z bananami i gruszkami. Mleczną, słodką i bardzo owocową, przykrywającą trochę gorzkość, budującą w tym czasie fundament kompozycji. Owoce jednak też nie miały początkowo imperatywnych zapędów. Wydały mi się wręcz lekko hamowane mlekiem i... kwiatami? W gruszce ulokowała się odrobina kwasku, przywodząc na myśl gruszkę deserową.

W tle przemknęła nieoczywista nuta prażenia - prażonych orzechów? Karmelizowanych...? W miodzie?

Słodycz wzrosłą za sprawą karmelu i miodu. Miód dosłodził owsiankę, zajmując miejsce obok owoców, fundujących coraz więcej kwaskawych przebłysków. Czułam palony wątek, ale też kwiatowość miodu, a jednak nie wydawały się mieć tego samego pochodzenia. Najpierw wyraźnie czułam i karmel, i miód. Dopiero z czasem zaczęły się łączyć się w karmelizowany miód, karmel z miodu. Wszystko to miało ciepły klimat.

Gorzkość zawitała porządnie po tym debiucie słodyczy. Udało jej się już utworzyć mocny, stabilny grunt, po czym bardziej wyszła na przód, acz nie dominując, a kręcąc się wśród innych nut. Poczułam ziemię czarną i wilgotną. Może trochę coś bardziej drzewnego... Herbatę? 

Banan i gruszka nieco odłączyły się od słodyczy i mleczno-jogurtowego wątku, który przycichł. Wydały mi się niezbyt dojrzałe, cierpkawe. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa doleciała do nich soczysta kwaśność. Kwiaty starały się wciąż trochę je ukrywać, ale gdy zbierało się coraz więcej owoców czerwonych i owocowej egzotyki, poniekąd odpuściły. 

Poczułam czerwone / różowe winogrona z subtelnym kwaskiem, a w oddali trochę cytrusów. Po tym jednak kwaśność zaczęła ulegać słodyczy na powrót już zacnie dojrzałych bananów, gruszek, liczi i świeżych fig. W te owoce wpisały się kwiaty i rozgościły się tam na dobre.

...Acz nie tylko tam. Miód też je w sobie krył. Pomyślałam o miodzie z leśnych kwiatów i o samym lesie. Ziemię podbiły te słodkie, mleczne kontrastowe wątki. Oczami wyobraźni patrzyłam na masywne konary i korzenie porastające ziemię oraz trochę się z niej wyłaniające. Herbaciane, niejednoznaczne akcenty zmieniły się w drzewa i drewno palone. Cała paloność nagle osiadła w drewnie.

Słodkie i czerwone owoce przeszły w mocno owocowe, czerwone wino. Niby ciężkawe, wręcz pikantnawe, ale o lekkich nutach. Zniknęły cytrusy, a wróciła za to cierpkość owoców, lecz już nie wiadomo, których. Mieszała się z cierpką ziemią. Ziemią... leśną, kojarzącą się z leśną polanką z ostrawymi kwiatami? Chyba poczułam też pikanterię cynamonu.

Po zjedzeniu został posmak drewna, leśnych kwiatów i leśnej ziemi, osłodzonych leśnym, wręcz pikantnawym miodem. W tle utrzymywały się czerwone, owocowe wino oraz czerwone / różowe winogrona z lekkim kwaskiem, a także niejasny splot drzewno-jakiś. Herbaciano-orzechowy? Czułam wysoką, ryzykowną słodycz miodu, karmelu i miodo-karmelu, ale nie przesłodzenie.

Całość była smaczna i ciekawa, choć dla mnie za słodka i za mało gorzka. Na plus jednak wyrazista ziemistość. Podobały mi się palono-drzewne i palono-karmelowe wtrącenia, jak również dynamika owoców. Banan i gruszka z owsianką z miodem, potem bardziej owoce same w sobie i to rozmaite (banany, czerwone winogrona i inne czerwone, liczi, świeże figi, cytrusy) zmieniały się adekwatnie do nut a to mleka i jogurtu, a to potem korzeni i ziemi. Końcówka owocowego wina przyjemnie to zwieńczyła, dodając powagi. Słodkiej, bo słodkiej, ale z pazurem.

Nuty karmelowo-kajmakowe, banoffee, migdały, kwiaty, liczi i egzotyka, a także gorzki dym, zielona herbata i zioła, końcowe piwo Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % w zasadzie poniekąd przypominały w pewnym stopniu dzisiaj przedstawianą, ale czuć, że to inne regiony. Dzisiaj przedstawiana jawiła się jako bardziej leśno-mleczna i słodka za sprawą miodu. Była też bardziej kwaśna, ale nie bardziej gorzka.

Końcówka dzisiaj przedstawianej - pewna cierpkość i chyba cynamon od razu przypomniały mi cierpką i cynamonową końcówkę Beskid Chocolate Indonezja Borneo Berau Czekolada Rzemieślnicza Mleczna 50 %, acz ogółem nie zawierały zbyt wielu podobnych nut.

Bardzo miodowo-karmelowa i też trochę mleczno-orzechowa, o nutach bananów, winogron, wiśni z lekką cierpkością Prime Indonesia West Bali 70% miała w sobie coś podobnego do dziś przedstawianej. I też w niej gorzkości mi trochę brakowało. 


ocena: 9/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 464 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

piątek, 6 września 2024

Terravita Pomarańczowa Czekolada Gorzka / Dark Chocolate 70 % Cocoa with Candied Orange Peel ciemna ze skórką pomarańczy kandyzowaną

Rano 14 kwietnia kolega ze śmiechem pokazał mi, co znalazł w swojej walizce - czekoladę! A choć miałam kilka swoich, ucieszyłam się, bo wiadomo, że czekolad nigdy za wiele. Ta trochę poczekała w samochodzie i ruszyła dopiero na ostatnią trasę tego dnia, na Śnieżnik. Szłam na niego szlakiem na Kletno, którego potem nie umiałam odnaleźć na mapie. Najpierw z parkingu jedynym żółtym, który skrzyżował się z niebieskim, w który to skręciłam... Ale w sumie niczego pewna już nie jestem. Gdy już po jakimś czasie od schroniska dostrzegłam wieżę na Śnieżniku, wydawała się tak bliska, a tak daleka. W końcu jednak dotarłam i weszłam na nią. Spodziewałam się okrutnego wiatru, a w zasadzie było ok. Niestety ani w schronisku, ani na niej nie znaleźliśmy pieczątki na KGP. Kolega niepocieszony z tego powodu, wyjął jednak czekoladę, wiedząc, jak lubię je fotografować na szczytach. Była to tabliczka, której sama za nic bym nie kupiła. Jakoś straciłam wiarę w tę markę, której muszę przyznać, że miała lepszy epizod, a i kandyzowanej skórki nie lubię - mogę ją co najwyżej tolerować. Tu jednak bardzo się z niej ucieszyłam, bo rewelacyjnie wpisała mi się w pomarańczową mini serię. Acz ze zdjęciami musiałam się spieszyć - ostatnie zrobiłam już pod wieżą. A i tak jednak wracaliśmy już po ciemku, oświetlając drogę latarką z telefonu. O tyle dobrze, że szło się łatwiej i szybciej, "z górki". A i były czekolady do przegryzania. 


Terravita Pomarańczowa Czekolada Gorzka / Dark Chocolate 70 % Cocoa with Candied Orange Peel to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kandyzowaną skórką pomarańczy.


Po rozerwaniu sreberka poczułam wyrazisty zapach pomarańczy o słodko-gorzkawym i kwaskawym,  soczystym charakterze, zarysowanej na także wyrazistym czekoladowym tle. Ten był lekko słodki i gorzki w palony, nienachalny sposób. Kwasek podkręciła cytrynowa nutka, a znacząca, choć raczej średnio wysoka, słodycz próbowała do cukru dodać coś - odrobinkę wanilii? Czekolada, idąca w nieco polewowym kierunku, znalazła się tuż za pomarańczą, była dobrze wyczuwalna i zgrana z nią w harmonii. Całość zalatywała jednak lekko tanią nutą.

Tabliczka w dotyku wydała mi się nieco polewowa, potencjalnie ulepkowata i twarda. Trzaskała dość głośno w masywny sposób. Spód nie zdradzał obecność dodatku, a w przekroju pokazały się nieliczne, drobne i średnio-drobne kawałki pomarańczy.
W ustach czekolada rozpływała się najpierw trochę opornie, ale potem już zwyczajnie. Robiła to w tempie umiarkowanie-wolnawym. Była mazista i trochę miękko-ulepkowata. Jej tłustość wydała mi się maślana, ale nie przesadzona. Aspirowała do kremowości, ale średnio jej to wychodziło. Kawałki skórki pomarańczy wyłaniały się z czekolady po dłuższym czasie. Nie było ich za wiele i sporadycznie lekko podgrzałam je już wcześniej. Większość zostawiałam na koniec. Skórek trochę pożałowali. 
Były drobne i średnio-drobne. Trafiałam w większości na małe kwadraciki skórki, ale też parę drobinek i kawalątko-płateczków. Skórki gryzione okazały się jędrne, początkowo niby twardawe, ale ochoczo ulegające zębom, w kontakcie z którymi wykazywały lekką lepkość. Nie były soczyste - raczej w większości wilgotne, lecz dodały też całości drobniutkiej soczystości. Zdarzyły się jednak też i suchsze.

W smaku czekolada uderzyła cukrową słodyczą, która zaraz skojarzyła mi się z lukrem.
Lukrem pomarańczowym? Pomarańcza zaznaczyła swoją obecność, nie próbując jednak zagłuszyć czekolady.

Do słodyczy dołączyła gorzkość. Startowała z niskiego poziomu, ale zaraz wzrosła. Była prosta, palona i spokojna. Wyłoniło się z niej kakao w proszku, jednak ogólnie trzymało się tyłów.

Słodycz dawała się we znaki, acz w gardle nie drapała. Cukier z lukrowym akcentem jakoś w połowie rozpływania się kęsa na chwilę nieco zreflektował się i dopuścił do głosu gorzkawość i pomarańczę. 
Kiedy raz po raz trafiałam na fragmenty czekolady bez skórek, miała znikome echo pomarańczy - przesiąkła nią w minimalnym stopniu. 

Gdy z czekolady coraz bardziej wyłaniały się pojedyncze kawałki skórki pomarańczy, niestety rozchodził się od niej nie tylko motyw skórki pomarańczy z lekkim kwaskiem, ale też kolejna fala cukru. Do tego, przy pomarańczy, w samej bazie doszukałam się nieprzyjemnej nuty jakby margarynowej (ale nie margaryny). Takiej... Tanio-dziwnej, sugerującej polewę czekoladową, nie czekoladę.

Bliżej końca pomarańcza zagrała dosadniej, jednak i tak nie zagłuszyła czekolady. Współpracowały ze sobą. Słodycz połączyła się z gorzkością, która wspięła się na wyżyny. Zarówno kakao, jak i tani akcent utrzymały się.

Im czekolady było mniej, tym bardziej ogólnie cytrusowa kwaskawość rosła, acz nie był wysoka.

Skórki pomarańczy w większości gryzłam, gdy czekolada już zniknęła. Okazały się kwaśno-słodkie, przy czym na koniec kandyzowanie prawie się rozmyło i nie przeszkadzało. Skórkowa goryczka była średnio mocna, za to kwasek pomarańczy wieńczyła cytryna.

Po zjedzeniu został posmak kwaskawych cytrusów ze słodko sztucznym echem, w tym wyraźnie słodkiej skórki pomarańczowej z lekką goryczką. Mieszała się się z gorzko paloną czekoladą, której trzymało się tanie, złudnie margarynowe echo. Stała za cytrusowością, ale blisko niej.

Czekolada w sumie zaskoczyła mnie pozytywnie. Bałam się ogólnego efektu i tego, że skórka będzie pewnie głównie cukrowym prztyczkami, a ta... Zaskoczyła przyjemną kwaśnością i nie męczącym kandyzowaniem ani syropem glukozowym, który był w składzie. Sama czekolada jednak mogłaby być lepsza. Była gorzka, owszem, ale łagodnie i nie ambitnie, a do tego za słodka, mimo przełamania, jakie z czasem fundowała pomarańcza. Bo zanim to, najpierw też jeszcze słodyczy dokładała. 
Poczęstowałam się 5 kostkami - 2 zjadłam na szlaku, 2 wzięłam do domu, by na spokojnie zweryfikować odczucia i tyle wystarczyło. To właśnie taka czekolada, którą można się poczęstować, ale której nie chce się samemu kupić.

Kostkę zgarnęłam też Mamie, która opisała ją: "Nienajlepsza. Sama czekolada niesmaczna, a skórka jak skórka".


ocena: 6/10
kupiłam: poczęstowałam się
cena: na stronie producenta to 3,49 zł (za 90g)
kaloryczność: 514 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, kandyzowana skórka pomarańczy 7 % (skórka pomarańczy 61%, cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, regulator kwasowości: kwas cytrynowy), tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat, ekstrakt wanilii

środa, 4 września 2024

E. Wedel Czekolada Nadziana Deserowa z intensywnie czekoladowym nadzieniem ciemna 50 %

Gdyby nie to, że prawie każdy, kto mnie zna i częściej mnie widuje, kupuje mi czekolady, wiele z zamieszczanych na blogu by się nie pojawiło. Dzisiaj prezentowana też była prezentem z tzw. przyzwoleniem. Czyli ojciec znalazł nowość, ja zobaczyłam, cóż to takiego w internecie, i zgodziłam się, by mi kupił. Sama nadziewanego Wedla nigdy bym nie kupiła, ale jak tu zobaczyłam, że producent nie napchał g... śmieci, jak to potrafi, nawet się zainteresowałam, co z tego wyszło.


E. Wedel Czekolada Nadziana Deserowa z intensywnie czekoladowym nadzieniem to ciemna czekolada o zawartości 50% kakao nadziewana czekoladowym nadzieniem, które zawiera 1,5% czekolady 50%.

Po otwarciu poczułam duszny wanilinowo-cukrowy, słodki zapach przesłodzonej, acz ciemnej i cierpkawej czekolady. Miała palony charakter, w którym doszukałam się sugestii kawy. Czekolada dominowała nad trochę mousse'owato-truflowym wątkiem, sugerującym także przesłodzone i cierpkawe nadzienie kakaowe. Było w tym wszystkim coś plastelinowego i czekoladkowego. Zapach kremu nasilił się po podziale i w trakcie jedzenia, ale i tak nie wyszedł przez czekoladę. Doszukałam się w nim echa taniego, sztucznawego kremu kakaowo-orzechowego typu Nutella.

W dotyku tabliczka wydała mi się nieco ulepkowata, ale w miarę masywna. Przy łamaniu jednak nie trzaskała, a trochę wręcz jakby rwała. Wyszła miękkawo, ponieważ nadziano ją po całości, a nie tylko poszczególne kostki. 
W wystających częściach kostek nadzienia było oczywiście więcej. Swoją drogą, taki wierzch kostki przy łamaniu da się odłamać, zgarnąć. A i czekoladę nietrudno z kremu zdjąć. Całość była więc podzielna w obrębie poszczególnych części, ale kiepsko gdy chodzi o podział na kostki. Nie trzymała się bowiem linii podziału zbyt chętnie - nie pomagała też ta twardsza "ramka" wokół.
Szybko okazało się, że to właśnie nadzienie nadało takiej miękkości, mimo że i czekolada nie wykazała się twardością. Krem cechowała miękkość i tłustość. Był lepkawy i ewidentnie plastyczny.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, raczej chętnie i maziście. Miękła szybko, zachowywała lekką, ulepkowatą zbitość i wydała mi się ulepkowato-gibka. Była tłusta, czym zgrywała się z nadzieniem.
Nadzienie wyłaniało się spod niej szybko. W pierwszej chwili wyróżniło się pylistością, która jednak po chwili wkomponowała się w gładszą tłustość. Okazało się spójne z wierzchem, jednak jeszcze tłustsze w miękki i niemal oleisty sposób. Z czasem wyszła na jaw jego lepkość - niemal przyklejało się raz po raz do podniebienia. Pomyślałam o tym jako o gibko-luźnym nadzieniu, próbującym udawać chmurkowaty, margarynowo-oleistym mousse'ie.
Mimo za wysokiej, tłustości, nie wyszło to ciężko, ale nieprzyjemnie i dziwnie przytykająco owszem. Po zjedzeniu już kęsa czy dwóch, czułam się bardzo zatłuszczona, jakby usta pokrywała mi warstwa tłuszczu. Acz nie było to na tyle straszne, by nie zjeść więcej.

Czekolada w smaku uderzyła wysoką słodyczą cukru i waniliny, co zaraz wyszło ciężko i sztucznie. Dołączyła do tego cierpkość i palona nuta, która przez moment kojarzyła się z kawą, zmieniającą się szybko w sztuczno-tanie smarowidło kakaowo-orzechowe typu Nutella. Cały czas to słodycz dominowała. I ogólnie czekolada cały czas miała sporo do powiedzenia.

Nadzienie po chwili dołączyło do palono-cierpkawego splotu. Wtórowało czekoladzie podobnie niską gorzkością, ale o innym charakterze. Przedstawiło się jako wyraźnie kakaowe niczym kakao do picia. Do głowy przyszło mi przesłodzone kakao zrobione na mleku, trochę rozwodnione, ale dość wyraziste. Poczułam cierpkawość kakao w proszku, ale podporządkowane wysokiej słodyczy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do gorącego już dosłownie "kakałka" (a nie porządnego kakao) dołączyły arachidy i margaryna. Próbowała się ukryć za cierpkością i... wpisać w orzechowość? Jednak i tak wyłamywała się z tego wszystkiego raz po raz. Przemknęły mi jakby orzechowe trufle i właśnie bardziej truflowe, wytrawniejsze (mimo że wciąż cukrowo słodkie) cukierki typu Bajeczny czy Michałki.
Krem spróbowany osobno wydawał się bardziej wodniście-margarynowy, ale okazał się... po prostu bardzo słodki - to czekolada tak mocno przesłodziła całość. Mało tego - swoją sztucznością, podkręciła jego naturalnie orzechowy wątek (ewidentnie czuć w czekoladzie echo sztucznych laskowców, a w nadzieniu normalne arachidy).
Kęsy, gdzie kremu było mniej, były... bardziej czekoladowe w złym sensie, bo czekolada wedlowska pozwoliła sobie aż nieco zamulić słodyczą. Bardziej wyważone pod względem słodyczy były wierzchy kostek. Wyszły bardziej orzechowo, ale też bardziej tłusto.

Tak czy inaczej szybko (po prostu szybko lub bardzo szybko) robiło się za słodko - właśnie przez czekoladę, która mieszaniną cukru i waniliny aż trochę przytłaczała. W gardle drapało, a w ustach pobrzmiewała się nieprzyjemna, sztuczna i przerysowana słodycz waniliny i sztucznie orzechowego kremu. Czekolada pozwoliła nadzieniu na debiut, ale i tak utrzymywała się w tle niemal do końca. Krem podkreślił w niej jednak gorzkawość i trochę stłumił słodycz (dało się to jeść, obstawiam, że czysta 50% byłaby dla mnie tak słodko-mdląca, że nie dałabym jej rady).

Po zjedzeniu został posmak sztucznej i ciężkiej słodyczy waniliny i cukru, nieodzownie związany z drapaniem w gardle, oraz cierpkiego kakao zrobionego na mieszance mleka i wody. Palona cierpkość i goryczka zaznaczyły się też dość dobrze, jednak stanęła za nimi margaryna, oleistość - dziwny motyw tłuszczu.

Całość wyszła całkiem nieźle jak na średnio-niską półkę. Nie jakoś bardzo źle, ale też trudno za coś szczególnego te czekoladę pochwalić. Miękko-tłuste, tłuste także w smaku kakaowe nadzienie będące w sumie, czym ma być i kiepska, przesłodzona w jeden z możliwie gorszych sposobów sztucznie wanilinowa, jedynie cierpkawa czekolada wyszły przewidywalnie i w sumie... jak na tę półkę poprawnie. Trochę można zjeść, jak się to już dostało czy kupiło, ale... to było tak przeciętne, że nie umiem sobie wyobrazić, by ktoś chciał kupić taką czekoladę ponownie. Gdyby nie ta jej miękkość, przytykająca tłustość i ulepkowatość mogłaby powalczyć o 7, ale właśnie ta jakość, forma przeważyły.

W zasadzie da się nad tym wszystkim jakość przejść do porządku dziennego i się wciągnąć, ale i tak końcówce, czyli dwóm kostkom, nie dałam rady i oddałam Mamie. Opisała ją: "Nastawiłam się na coś okropnego, a czekało mnie miłe zaskoczenie. Ta czekolada, choć nie w moim stylu, bo ciemna i z ciemnym kremem, jakby czekolada nadziana czekoladą, a takich nadziewanych nie lubię, to smakowała mi. Była nieco za słodka, tak słodka, że nie powiedziałabym, że ma aż 50% kakao i taka za muziasto-miękko-tłusta, ale to w sumie jej jedyne wady. Mimo tych minusów, smakowała i to na tyle, że chyba chciałabym kupić mleczną wersję. Bo była... taka w sumie ciekawa i jak na te dzisiejsze słodycze zwykłe, dobra. I z dobrym składem! A nie to, co większość nadziewanych...".


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam
cena: nie znam
kaloryczność: 529 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada 50 % (cukier, miazga kakaowa, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny sojowe i E476; sól, aromat), cukier, tłuszcz roślinny: shea; kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, mleko odtłuszczone w proszku, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, emulgatory: lecytyny sojowe i E476; miazga z orzeszków arachidowych

wtorek, 3 września 2024

BTB Chocolate Czekolada Ciemna Madagascar 82% z Pomarańczą z Madagaskaru

Uznałam, że fajnie wyjdzie porównanie sobie dzień po dniu, jak baza BTB Chocolate Czekolada Ciemna Madagascar 82 % sprawdza się z truskawką, a jak z pomarańczą, stąd na trasę na Śnieżnik wzięłam dzisiaj prezentowaną. I pod porównawczą serię zgrała się z Kaufland Favourites Chocolat Edel-Zartbitter Mandel-Orange 52 % Kakao.
W zasadzie decyzja o tym, że na szlak wezmę także dzisiaj przedstawiana, zapadła prawie w ostatniej chwili i prawie spontanicznie. A potem, już na wyjeździe, czekała mnie kolejna seria spontanicznych decyzji. Prognozy pogody zapowiadały deszcze, na niebie popołudniu 14 kwietnia zaczęło się zbierać sporo szaro-grafitowych chmur, więc wejście na Śnieżnik zaczęło budzić wątpliwości o tyle bardziej, że była już dość późna godzina, a szlak z Kamienicy nie był krótki. Poszłam jednak. I znowu zmiana planów, bo miałam iść niebieskim, a go nie znalazłam. Poszłam więc jedynym, jaki zobaczyłam, czyli żółtym, ale i tak w końcu wyszłam na niebieski na Kletno. Droga w większości była spokojna i kamienista, prawie cały czas wśród drzew, ale naprawdę ładna. Ostrzejsze fragmenty z większymi kamieniami, potoczki zacnie ją urozmaiciły. Trochę wymagające, ale nie na tyle by szczególnie zmęczyć. W pewnej chwili wyszłam na piękne widoki - to chyba Droga nad Lejami, ale ręki uciąć nie dam, bo przeglądając mapy za nic nie umiem powiedzieć, jak ja szłam... W końcu doszłam do schroniska pod Śnieżnikiem (które było zamknięte) i zobaczyłam, że słońce zaczyna zachodzić. Zdecydowałam, że już przy nim porobię zdjęcia czekoladzie. Załapało się na nie nawet zwierzątko (w sumie nie jedno, bo na oknie schroniska siedział kot)! Acz z oddali nie było widać, cóż to - wyglądało jak łosio-koza.

BTB Chocolate Czekolada Ciemna Madagascar 82% z Pomarańczą to ciemna czekolada o zawartości 82 % kakao z Madagaskaru z pomarańczą liofilizowaną.

Po otwarciu poczułam intensywnie soczystą pomarańczę o słodko-kwaśny charakterze, zahaczającą o świeży owoc. Podkręciły to owocowe nuty bazy. Wydała mi się mocno cytrusowo-pigwowa. O wiele mocniej niż wersja czysta. Oprócz tego czuć to samo, ale dopiero za pomarańczą, z tym że gorzka ziemia i dym w połączeniu z dodatkiem zaobfitowały w nutę słodowo-cytrusowego piwa. 
Ta wydała mi się znacząco gorzka w słodowo-kawowy sposób, a słodka jednie poprzez dżemowe owoce.

Na spodzie przylepiono duże i grube kawałki pomarańczy. Czekolada miejscami była znacząco grubsza, miejscami zwyczajnie gruba (jakby trochę pofalowana).
Przy łamaniu twarda tabliczka trzaskała, a kawałki pomarańczy albo niechętnie, ciężko się rwały, albo zostawały w którymś z kawałków. Były wlepione w miarę średnio porządnie. Bez większej ingerencji, a po prostu przy łamaniu odpadły ze 2. W dotyku wydały mi się dziwnie miękko-wgniatające i jednocześnie twardawe. Przy przegryzaniu czy nawet czasem przy łamaniu, krucho skrzypiały. 
W ustach czekolada rozpływała się znajomo kremowo i maziście, acz doszło do niej więcej soczystości. Struktura samej czekolady była taka sama co w wersji czystej, jedyne urozmaicenie stanowiły kawałki owoców. Przez pewien czas siedziały w czekoladzie, potem odłączały się od niej - raz szybciej, raz wolniej. 
Kawałki pomarańczy chętnie nieco nasiąkały i fundowały lekką soczystość. Lekką, bo to wyraźnie sucho-liofilizowane kawałki. Nieliczne podgrzałam wcześniej, obok czekolady. 
Większość zostawiałam na koniec, gdy czekolada zniknęła. Gryzione pomarańcze potrafiły jeszcze zaskrzypieć, ale na końcu jawiły się jako bardzo jędrne i mięsiste. Trochę żujne, zwarte, ale mięknące na specyficzną, gęstą papkę. Miąższ był bardziej soczysty i lekki, skórka bardziej zwarta i twardawa. 
Na koniec było soczyście, żadnego suchawego efektu.

Już w pierwszej chwili uderzył soczysty bukiet cytrusów z przewagą kwaśno-słodkiej pomarańczy. Zaraz za nią znalazła się cytryna, mieszająca się z pigwą. Pomarańcza ewidentnie płynęła też z samej czekolady.

Kwaśność jednak po chwili przełamała gorzkość. Choć początkowo średnio mocna, od razu dała się poznać jako odważna. Pomyślałam o ziemi, mokrych od deszczu kamieniach, ale też wyraźnie słodowym piwie. Piwie o wysokiej kwaśności cytrusów. 

Liofilizowana pomarańcza szybko zgłosiła swoją obecność poprzez soczysty kwasek i goryczkę skórki. Przy niektórych kęsach bardziej znaczący był kwasek (gdy trafiłam na więcej miąższu), przy innych goryczka (gdy skórki). To, jak mocno się zarysowała w czekoladowej toni, zależało od tego, z jakim fragmentem, i jak dużym kawałkiem pomarańczy akurat zrobiłam kęsa. Zaraz wpisała się jednak w gorzkość czekolady. Ta miała palony charakter, jednak nie zbyt mocno. 

W kęsach, w których trafiłam na mniejszą ilości pomarańczy lub ugryzłam tak, że prawie jej nie było, o wiele lepiej wyeksponowały się nuty samej czekolady. Kiedy jadłam fragment bez dodatku, wydawało się, że nie przesiąkła nim za mocno. A jednak gdy zrobiłam je po kęsie z pomarańczą, smak bazy i tak jawił się jako odrobinkę okrojony z głębi. 

Ziemia nie pozostawała jednak bierna - wsparło ją gorzkawo-kwaśne piwo, a w oddali zaznaczyła się palona kawa o mocno cytrusowym, głównie grejpfrutowym profilu.

Pomarańcza rozkręcała się i była dobrze wyczuwalna, chwilami niemal na pierwszym planie, lecz nie miałam wrażenia, że stara się zagłuszyć czekoladę. Chwilami było blisko, jednak rosnąca kwaśność bazy dała sobie z tym radę.

Mniej więcej w połowie rozpływania się w większości kęsów, gdy wraz z czekoladą w ustach znalazł się wielki kawałek dodatku, pomarańcza bardzo mocno się prezentowała - wtedy to zapuszczała się przed czekoladę. Ewidentnie czuć, że to właśnie liofilizowana. Połączyła kwaśność ze słodyczą, a także z subtelną gorzkością. Raz przeważała słodycz z kwaśnością, raz goryczka skórek. 

Słodycz czekolady cały czas trzymała się niskiego poziomu, ale i ona była wyraźna. Oddawała palony karmel. 

Na nieco wyższy poziom weszła gorzkość ziemi, słodu z cytrusowego piwa i dymu, acz i one podporządkowały się kwaśności. 

Do cytrusów doleciała odrobina jogurtu, acz też mocno cytrusowego, a hen za tym przemknęła nutka dżemu z czerwonych owoców. Także podkręconego cytrusami, w tym grejpfrutem. Czekolada zgrała się z dodatkiem dzięki soczystości i goryczce. W tle wychwyciłam jeszcze marginalną maślaność - zaznaczającą się na zasadzie kontrastu.

Im mniej było czekolady, tym więcej do powiedzenia miała pomarańcza. Zdarzyło mi się podgryzać ją już wcześniej, ale najlepiej wszystko pracowało, gdy zostawiałam ją na koniec. 

Gryziona pomarańcza smakowa bardzo intensywnie kwaśno-słodko i czasem gorzkawo. Bardziej słodko i soczyście kwaśno, gdy trafiło się więcej miąższu, a bardziej gorzko, acz wciąż soczyście, gdy więcej skórki. Chwilami udawała surową i świeżą całkiem nieźle, ale cały czas czuć, że wyrazisty liofilizowany owoc. Kiedy zajmowałam się pomarańczą, wydawało się, że zupełnie zeruje smak czekolady.

W posmaku jednak czekolada wróciła jako gorzkawo-nabiałowe, łagodne tło. Zaznaczyła się kawa z ziemią, lecz za sprawą mocno cytrusowych nut i soczystej goryczki szły w stronę piwa. Goryczkowata skórka pomarańczy nieco wywyższała się ponad czekoladę. Umocniła ją kwaśność cytrusów - grejpfruta, cytryny, ale też pigwy.

Czekolada była bardzo smaczna, ale nie tak jak w przypadku BTB Chocolate Czekolada Ciemna Madagascar 82 %. Podobnie jak BTB Chocolate Czekolada Ciemna Madagascar 82% z Truskawkami, nie podobała mi się jej forma. W smaku jednak wyszła znacznie lepiej - pomarańcza przyjemnie połączyła się z cytrusowymi nutami czekolady i chyba jeszcze je umocniła. Inne co prawda przyciszyła, ale efekt i tak był ciekawy i głęboki. Zaskoczyła mnie nutka piwa cytrusowego. Całość była bardzo kwaśna w pozytywnym sensie i mało słodka. Czuję jednak, że kawałki posiekane i wmieszane w czekoladę jeszcze bardziej integralnie zgrały by się z bazą - gdyby forma była bardziej po mojemu, na pewno byłoby 9, a może i więcej.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam od BTB Chocolate
cena: jak wyżej, ale cena to 10 zł (za 50g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, pomarańcza liofilizowana