czwartek, 26 września 2024

Beskid Chocolate Belize Peini Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna

Kiedy przeglądałam w internecie zdjęcia z Belize, doszłam do wniosku, że wygląda trochę jak miejsce nie z tego świata. To, co wyskakuje najpierw, a więc plaże to nie moja bajka, ale kolorowe domki nad wodą, które znalazły się też na opakowaniu tej czekolady, wyglądają zjawiskowo. Plantacja kakao Peini to jednak nie urocze chatki, a spory, zielony teren, którego właściciele prowadzą szkolenia oraz program bezpłatnych sadzonek dla lokalnych rolników. Wszystko w celach poprawy jakości kakao oraz życia osób, które się nim zajmują. Peini zrzesza ponad 200 rolników z regionu Punta Gorda. Zapowiadało się dobrze, zwłaszcza, że sporo kojarzyłam naprawdę zacnych czekolad z Belize (choć nie konkretnie z samej plantacji Peini). A marka Beskid nie raz pokazała, że nie ma kraju, z którego ich ciemna czekolada by nie zachwycała.


Beskid Chocolate Belize Peini Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao trinitario (mające domieszkę criollo) z Belize, z regionu Punta Gorda.

Po otwarciu poczułam bardzo słodki zapach wanilii, odrobinki karmelu i bananów, mieszających się w mleczny koktajl, smoothie. Zrobiony na mleczku kokosowym? Albo przynajmniej z jego dodatkiem. Kokos bowiem też się zaznaczył. Obok tego wszystkiego odezwały się naturalnie słodkawe orzechy laskowe i akcent gorącej ziemi, nadający kompozycji trochę powagi, ale nie gorzkości. Tę wplotły ciastka kakaowe z orzechami i kokosem, które też mi do głowy przyszły. W oddali doszukałam się jeszcze czerwonych, jagódkowatych owoców i mandarynki. Pomyślałam konkretnie o właśnie obieranym owocu ze względu na akcent skórki.

Konkretna tabliczka była twarda przy łamaniu i trzaskała głośno, jakby trochę skaliście krucho.
W ustach rozpływała się w tempie wolnawo-umiarkowanym. Była kremowa i gęsto-zbita. Długo zachowywała kształt, roztaczając coraz bardziej soczystą, tłustawą maź. Końcowo lekko ściągała.

W smaku od początku rozbrzmiała wysoka słodycz jakiegoś czerwonego, zbliżonego do wiśni owocu, który mieszał się z dojrzałymi bananami. Były tak słodkie, że aż soczystość wyszła jakoś znikomo.

Dołączył do nich niezbyt pewny siebie kokos. Dopiero po sekundzie czy dwóch zaserwował - już pewniej - mleczko kokosowe. Z owocami zaczęło płynąć w kierunku jakiegoś smoothie, koktajlu... Posypanego wiórkami. Pojawiły się i one, wplatając pewną świeżość. I więcej słodyczy, ale takiej... lżejszej.

Za nimi zaznaczyła się delikatna gorzkość lodów kawowych.

Ze względu na gorzkość, przemknęła mi wiśnia w ciemnej czekoladzie, jednak zaraz zniknęła w oddali. Do owoców dołączyło mango. A "wiśniowaty" czerwony owoc przeszedł w bardziej leśno-jagódkowate klimaty. W pewnym momencie poczułam ciemne, drobne jagody, ale potem znowu rozmyły się w nieokreślonej, czerwono-ciemnej toni, sugerującej lekki kwasek.

Zza całego tego bukietu wychynęła wyraźniejsza gorzkość. Była spokojna, ale już bardziej zdecydowana. Kawowa nuta zmieniła się w nibsy kakaowe. Poczułam też trochę rozgrzanej ziemi i orzechy laskowe, łagodzące ją częściowo prawie natychmiast. Nibsy przy ziemi wydały mi się ciężko-soczyste, acz wciąż palone.

Kokosową nutę podkreśliła wanilia. Słodycz jeszcze wzrosła, zahaczając o ryzykowny poziom. Wanilia i kokos podkradły się pod naturalnie słodkawe orzechy, jeszcze bardziej łagodząc gorzkość. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa ta jednak zawalczyła nutką... piwa? Palonego zboża, jęczmienia? Orzechy zrobiły im miejsce, wycofując się. Wróciły też lody kawowe, acz już bardziej kawowo-waniliowe, zrobione... z mleczkiem kokosowym?

Orzechy znalazły sobie miejsce gdzieś hen, w oddali, w... ciastkach kakaowych? Pomyślałam o ciastkach jakby pieguskach, ale kakaowych i z całymi orzechami i sporą ilością wiórków (niekoniecznie z kawałkami czekolady). Potem pojawiły się jeszcze kakaowe ciastka z nibsami kakaowymi. Wciąż soczystymi.

Wyłonił się wyraźniejszy kwasek. Wciąż delikatny, ale jednak. Pomyślałam o mandarynkach, właśnie obieranych, jako że do kwasku doleciał też akcent ich skórki. A jednak także je cechowała głównie słodycz... To jednak było już apogeum, po czym owoce się opamiętały. Przy czerwonych pojawił się  granat, a mango pokazało się z nieco mniej dojrzałej strony. Jego dojrzałość... słabła? Acz soczystość utrzymała się.

Gorąca ziemia i jęczmienno-zbożowe akcenty słodycz przekierowały na palony karmel. W głowie siedział mi karmel waniliowy i karmelizowany kokos, ale właśnie już z wyraźnie paloną nutką, więc nie tak czysto słodkie.

Wróciły banany i lekka mleczność, zamykając tę słodycz i mango z kwaskawym echem ciemno-czerwonych, drobnych owoców z wyraźnie zaznaczonym granatem w mleczno-owocowy koktajl, gęste i naturalnie słodkie smoothie.

Po zjedzeniu został posmak egzotycznych, żółtych owoców o słodkim charakterze (mango, banan z jakby wpisaną w nie mandarynką), z odrobiną kwasku, dodanego przez czerwone owoce ni wiśniowe, ni jagódkowate... Ale chyba jednak wiśniowe? Z granatem na pewno. Co podkreśliła soczystość nibsów (acz już bez samych nibsów?). Mieszały się ze słodyczą wanilii i mleczkiem kokosowym, które próbowało trochę poskromić słodycz. W tle pojawiła się też gorąca ziemia i cierpkawy słód - już im lepiej szło tonowanie słodyczy.

Czekolada była bardzo, ryzykownie słodka, ale... słodka zrozumiale. Mieszanina wanilii, kokosa, niemal mleczność i mleczko kokosowe mieszały się z bananami, mango i mandarynkami. Akcenty czerwonych owoców (w tym granatu), jagód i czegoś przypominającego czysto słodką wiśnię, świetnie się z nimi zgrały, dbając o soczystość, ale nie narzucając się. Rozgrzana ziemia, dodająca słodyczy karmelowego echa i lekką gorzkość zacnie się odnalazła. Orzechy laskowe i kakaowe ciastka "amerykanki" / pieguski, nutka palonego zboża i wręcz piwa dodały całości powagi.

Pomyślałam o śmietankowo-maślanej Manufaktura Czekolady / Chocolate Story Belize - Peini 70 %, która była pełna owoców egzotycznych, karmelowo słodka, ale właśnie brakowało mi w niej głębi gorzkości. Czułam za to przypalonego murzynka i orzechy, co w zasadzie pasuje do niektórych wątków Beskidu. Beskid jednak lepiej ograł to kakao.


ocena: 10/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.