czwartek, 19 września 2024

Zotter Labooko Haiti 72 % Dark Chocolate ciemna

Zazwyczaj mniej popularne kraje uprawy kakao bardzo mnie ciekawią, jednak akurat Haiti stanowi wyjątek od tej reguły. Jadłam stamtąd parę czekolad, które zwyczajnie mnie nie porwały i kiedy trochę poczytałam, co się tam uprawia, jakoś doszłam do wniosku, że raczej mało prawdopodobnym jest, by jakaś haitańska tabliczka zaserwowała mi oszałamiające nuty. Samo Haiti, jak już, ciekawić by mnie mogło bardziej pod innym kątem, a mianowicie wierzeń i magicznych działań hoodoo. Nie o tym tu jednak, a o (względnej) nowości Zottera. Acz w sumie... w opisie i o tym wspomniano! Rzekomo bowiem można szczyptę magii i kreolskiego ducha w niej poczuć. Do jej zrobienia zakupił kakao od kooperatywy Pisa, która zrzesza ponad 1200 członków. Starają się pokazać, jak ważne jest fair trade, zwłaszcza w niestabilnych politycznie regionach. Do produkcji Zotter zastosował metodę FMR (Fine Mist Roasting), w której chodzi o dodanie przy prażeniu pary, w celu kontroli i obniżenia temperatury.

Zotter Labooko Haiti 72 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Haiti.
Czas konszowania to 8 godzin.

Po otwarciu poczułam poważny, stateczny zapach drzew, dymu i mnóstwa przypraw. Na pewno można wyróżnić pieprz, gałkę muszkatołową, kardamon i kozieradkę, ale też bukiet innych. Mieszały się z wytrawnością... groszku? Słodkiego groszku, splatającego się z orzechami, głównie arachidowymi. Też jednak tak słodkimi, że... jako krem 100%? Od dymu odchodziła słodycz karmelu. Nie brakowało też soczystości i kwaskawych akcentów. To były jednak tylko akcenty, wpisane w czerwoną słodycz. Jakbym wąchała słodkie, ale kwaskowate wino czerwone oraz niemal winne wiśnie, zestawione ze słodkimi czereśniami i czerwonymi, drobnymi, chrupkimi winogronami.

Tabliczka była twarda i przy łamaniu trzaskała niczym suche, cienkie, ale właśnie twarde gałązki.
W ustach rozpływała się kremowo, łatwo. Robiła to w tempie umiarkowanym, acz na samym początku nieco się ociągając. Wykazywała tłustość masła i drobną soczystość. Bliżej końca wyłoniła się lekka pylistość, hamująca soczystość. Znikała raczej rzadko za ich sprawą, a końcowo trochę ściągała.

W smaku na początku uderzyły wręcz słodziuteńkie czereśnie. Słodycz dała się poznać jako bardzo wysoka i jeszcze rosnąca. Pokazały się bardzo słodkie, czerwone winogrona, a za nimi w tle... poziomki?

Swoją obecność po chwili zgłosił pikantny piernik i gorzkość.

Słodycz owoców wzmocnił lekko zaznaczający się w tle karmel. Pomyślałam o liofilizowanych i karmelizowanych wiśniach i winie z przyprawami. Może to był grzaniec? Z subtelnym, ale coraz bardziej wpływowym kwaskiem. Na zasadzie kontrastu pikanteria piernika podsyciła wiśnie i w końcu zmieniły się w liofilizowane, chylące się w stronę świeższych; już na pewno nie karmelizowane. Kwaśność jednak trzymała się niskiego poziomu. Czerwone owoce pobrzmiewały już później cały czas na drugim planie.

Gorzkość pomagała sobie cierpkością przypraw. Te zmieniły karmel w melasę. Za sprawą słodyczy wemknęła się przypalona nuta, pewna ciężkość. 

Gorzkość rosła wraz z przyprawami. Wyeksponował się cały bukiet wytrawniejszych, ostrych. Najpierw dominował pieprz, ale później wmieszał się w gałkę muszkatołową, kozieradkę i kardamon. Pikanteria narastała i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zrobiła się ciężka. Potem odnotowałam imbir.

Ostrość częściowo zaczęła przybierać bardziej... świeższy charakter? Kozieradka-przyprawa zmieniła się w kozieradkę-listki, odnotowałam jeszcze świeżą kolendrę. Akcent słodko-kwaskowatych czerwonych owoców umocnił ich świeżość. 

Zioło-przyprawy wyłuskały z oddali, jeszcze zza owoców, w których pojawiły się słodko-kwaskawe śliwki, z których leje się ogrom soku, pewną ogólną roślinność. Przemknął mi słodkawy, zielony groszek, a potem zaczął chować się wśród różnych orzechów. Orzechowość nagle szybko zaczęła rosnąć. Orzechom przewodziły fistaszki. Najpierw bardziej surowe, ale zmieniające się w prażone.

Palona słodycz, melasa kontrastowo do tej świeżości wyszła jeszcze bardziej słodko. Mieszając się z resztą ostrych przypraw ułożyła się w wizję mocno korzennych, melasowych ciastek. Korzenna pikanteria niemal piekła w język przyprawami (głównie imbirem), do których dołączył cynamon i słodyczą.

Przewinął się dym, przypominający o gorzkości. Paloność na chwilę i do niej dotarła. Cały czas jawiła się jako stateczna, zdecydowana, ale nie zapędzała się na prowadzenie. Sprawiła jednak, że orzechowa nuta wydała mi się jeszcze łagodniejsza.

Zupełnie, jakbym jadła krem orzechowy 100% z fistaszków o naturalnie słodkawym smaku. Pojawiła się obok śmietanka, po czym razem złagodziły gorzkość. Wyobraziłam sobie gorzkawo kawowy krem orzechowo-śmietankowy, lody na bazie śmietanki w wariancie orzechowo-kawowym. Jakby tak gałki dwóch smaków trwały obok siebie, a tylko trochę się ze sobą mieszały. I jakby... posypać je kwaskawymi, liofilizowano-świeższymi, wilgotniejącymi wiśniami! Dym zupełnie zmienił się w kawę i orzechy w formie deseru, w dodatku jeszcze ozdobionego wisienką. 

Po zjedzeniu został posmak kwaskowatego wina, mieszającego się ze słodziutkimi czereśniami, liofilizowanymi wiśniami i czerwonymi winogronami oraz silna pikanteria przypraw, w tym imbiru. Pomyślałam jeszcze o dużych, jasnofioletowych śliwkach, z których lał się sok i... w zetknięciu z imbirem podszepnął mu lekką mydlaność. Przyprawy były korzenne i suche, ale z paroma akcentami świeżych ziół. Te trochę przygłuszył dym i paloność melasy, karmelu. Pojawiły się też łagodzące arachidy jako krem orzechowy.

Czekolada była smaczna i bardzo, bardzo złożona. Działo się w niej tak wiele... ale wcale nie wyszła chaotycznie. Wszystko cudnie przechodziło jedno w drugie. Słodziutkie czereśnie, winogrona czerwone i liofilizowano-karmelizowane wiśnie, a potem wino i świeższo-liofilizowane wiśnie rozchodziły się obok pikanterii przypraw. Najpierw była wytrawniejsza, potem za sprawą słodyczy melasy coraz bardziej słodko-korzenna. Dobiegały do niej świeższe, ziołowe akcenty, które obudziły zielony groszek i orzechy, a końcowo orzechowy krem ze śmietankowym wątkiem. Paloność pojawiała się epizodycznie. Zaskoczyła mnie wysoka słodycz i niska kwaśność - myślałam, że to ta druga bardziej się rozwinie. Gorzkość była konsekwentna i odważna, ale w sumie też nie jakoś tak mocna, jak mogła by. Było za to pikantnie.

Pomyślałam o Chapon Haiti 75 %, w której czułam nuty fig suszonych, świeżych i kandyzowanych, a także sporo czerwonych owoców: wiśni, winogron, które były dziwnie słodkie jak kandyzowane. Było tam trochę kwasku, a także maślaność. Orzechy, herbata i rozgrzana ziemia sprawiły, że gorzkość wyszła zupełnie inaczej. Kwiaty Chapon dały podobnie świeży efekt co zioła Zottera. Obie końcowo przywodziły na myśl kremy orzechowe. Ogólnie Chapon wydała mi się bardziej prażono-rozgrzana, Zotter zaś jakby rozgrzewał przyprawami, a paloność ograniczyła się do słodyczy.
Smaczne na tym samym poziomie i podobnie w obu coś jednak odrobinę wolałabym, by poszło w innym kierunku.


ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 19,90 zł (cena półkowa za 70 g)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.