Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Goplana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Goplana. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 października 2024

Goplana Figurka Karmelowa w Czekoladzie; Odra Opolanki Galaretki w Czekoladzie / Opolanki Halloween

Pierwotnie założyłam, że na Halloween wrzucę jeden post specjalny, w którym porównam, co sklepy oferują na tę okazję, jednak tyle mi wpadło drobnych tego typu słodkości od ojca, a potem Mama dokupiła jeszcze coś, że postanowiłam to podzielić i jeden wpis zrobić o słodyczach specjalnych, które pojawiają się okazyjnie w marketach, a drugi będzie właśnie o tym, co proponują znane marki, czyli raczej nienowe produkty, którym po prostu dostosowano opakowanie do okazji. 

Goplana Figurka Karmelowa w Czekoladzie to batonik / czekoladka z nadzieniem karmelowym w czekoladzie ciemnej, ważąca 30 g; u mnie edycja na Halloween*.

*Dwa wzory: dynia i kot; był jeszcze duch, ale wg mnie jest najbrzydszy i kojarzy się bardziej z bałwanem.

Po rozwinięciu sreberka poczułam intensywny zapach cukrowo-gorzkiej czekolady o palono-polewowym charakterze, zmieszany z cukrowym, karmelowo-śmietankowym motywem, który zwłaszcza po przełamaniu kojarzył mi się z marcepanem z cukru, karmelu i jakimiś likierowymi karmelkami. Było to ciężko-duszne i przywodziło na myśl tanie czekoladki.

W dotyku figurka wydała mi się tłustawo-polewowa i masywna. Twarda, ciężka. Podczas łamania wykazywała kruchość. Podtrzymała wrażenie twardości, wyglądała dość sucho w przekroju, jak grudkowaty marcepan.
W ustach czekolada rozpływała się szybko. Okazała się tłusta i mazista, maślano-margarynowa i polewowa, śliskawa. Łatwo rzedła, na koniec szczycąc się lekką pylistością. Mieszała się z wnętrzem.
Nadzienie okazało się bardzo masywne i zbite, twardawe, ale nie twarde. Było gęste i kleiste, znacząco gumowe. Rozpuszczało się w średnim tempie, acz nie spiesząc się, z lekko wodnistym efektem, ale wciąż dość gęsto. Najpierw zaserwowało mi grudkowość jak gumiasto-plastyczny marcepan, a także lekkie scukrzenie, potem masa jakby wygładziła się, idąc w jeszcze bardziej gumowym kierunku. Nadzienie podgryzane rzęziło; na koniec zostawały drobne bryłki cukru.

W smaku sama czekolada to przede wszystkim mieszanka cukru i palonej gorzkości, od samego początku do końca. Z czasem pokazał się w niej jeszcze silny, margarynowo-oleisty, tandetny motyw polewy, który razem z echem odtłuszczonego kakao przypieczętował bardzo niską jakość czekolady. To taka... "deserówkowata polewa".

Czekolada ta pasowała jednak do wnętrza o także intensywnym smaku, właśnie niestety mocno związanym z margaryną. Gdy się wyłoniło, to ono dominowało.
Nadzienie smakowało bardzo słodkim, cukrowym toffi zrobionym z margaryny z dodatkiem masła. Z czasem doszła do tego mleczna krówka, która próbowała udawać marcepan z karmelków (abstrakcyjne wyobrażenie). Za jej sprawą wemknęła się nieco bardziej palono-słodka nuta i jakby sztuczny śmietankowy likier bez śladu realnego alkoholu. Wszystko o karmel nawet się nie otarło.

Czekolada zniknęła szybciej od nadzienia, które to zaraz zaczęło drapać słodyczą. Było przecukrzone i sztuczne oraz do końca jedynie karmelkowo-toffi. Swoją jakby skondensowaną cukrowością paliło w gardle, co podtrzymało myśl o likierze krówkowo-śmietankowym, acz sztucznym i bez procentów.

Po zjedzeniu został posmak, a w zasadzie niesmak margarynowo-sztuczny, słodko-tandetny jak po tanich i przecukrzonych czekoladkach z polewą zamiast czekolady. Cukier palił w język i gardło, mieszając się z motywem sztucznej śmietanki. Kiepskie toffi przemieszało się na koniec cukrową, polewową czekoladą. Na jaw wyszła też sztuczność, niedookreślone aromaty.

Całość okazała się tandetna i kiepska jakościowo. Cukrowo-polewowa czekolada i zacukrzone nadzienie o margarynowo-sztucznym smaku to nic wartego jedzenia. Nuta toffi z pewną sugestią jakby marcepanu z karmelków (zamiast migdałów) miała potencjał, ale przez całą tę beznadzieję, ani trochę nie cieszyła. Szkoda, że takie okazjonalne słodycze robią tak beznadziejne, licząc, że z racji tematycznych opakowań ludzie i tak kupią.
Po malutkim gryzie mnie wykręciło i nie byłam w stanie myśleć o zjedzeniu ani odrobiny więcej. Obie figurki powędrowały do Mamy.

Mama zjadła jedną - dokończyła po mnie (drugą oddałyśmy ojcu). Powiedziała: "Dawno już czegoś tak słodkiego nie jadłam, zapomniałam, że coś może być aż tak słodkie. Aż mnie zszokowało, poraziło. Ta słodycz taka czysta... Ale tak gdyby nie ona, pod tym cukrem, to może to i by smaczne było jak na to, czym to jest. Ot, tania figurka okazjonalna, taka nawet ciekawsza, no ale tak słodka, że się jeść nie da. Spróbowałam, i co tam jeszcze w niej jest, to się nawet nie próbowałam wczuwać". Trochę się ze mną kłóciła, że "tanie słodycze wszystkie takie są", ale nie uważam, by taniość dawała przyzwolenie na tak paskudny skład, przekładający się na taki sam smak. Niech to więc kosztuje trochę więcej, a będzie zjadliwe, bo choć z pomysłem, wykonanie leży.


ocena: 2/10
kupiłam: Mama kupiła w Stokrotce
cena: 1,49 zł (za sztukę 30g)
kaloryczność: 433 kcal / 100 g; sztuka 130 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, czekolada 21 % (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne (palmowy, shea) w zmiennych proporcjach; kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgatory: lecytyny (z soi), E 476, aromat), woda, mleko w proszku pełne, syrop glukozowy, tłuszcz palmowy, olej rzepakowy, barwnik: karmel, aromaty.

-----------


Odra Opolanki Galaretki Halloween to "galaretki o smaku owocowym (malinowym, cytrynowym i pomarańczowym) w ciemnej czekoladzie".

Galaretki ważą po około 16g / sztuka. Pod względem struktury wszystkie smaki były takie same, więc pozwolę je sobie opisać zbiorczo. 
Cukierki w dotyku nie były bardzo masywne, ale niewątpliwie raczej twardawe. Czekolada stanowiła cieniutką warstwę, która w dotyku przypominała kiepską, plastikową polewę. Da się ją podważyć nożem. Pękała, dając się poznać jako ni twarda, ni miękka.
Wnętrze to masywne, ale podobnie jak "czekolada" twarde i lekko sprężyste galaretki. Do tego lepkie, ale tylko w dotyku (w ustach się takie nie wydawały).
W ustach czekolada rozpływała się szybko, nieco wręcz ślisko, maziście. To raczej kiepska, pozbawiona gęstości polewa, nie czekolada. Galaretki zaś rozpuszczały się bardzo powoli, prawie wcale. Niemal do końca pozostawiały dość twarde i zwarto-zbite, nawet podczas gryzienia. Ku mojemu zaskoczeniu, nie kleiły się do zębów ani trochę.

Zapach ogółem był cukrowo-słodki i sztuczny, ewidentnie galaretkowaty - to galaretki zdominowały całość, zostawiając nijaką czekoladę w tyle. 

Malinowe pachniały niczym cukrowy, uroczo "słodziuteńki", sztuczny syrop malinowy. Czy wręcz "syropik". Może i z sugestią kwasku, soczystszym echem, ale wydały mi się wręcz drapiąco-mdląco słodkie. Czekolada tylko lekko zaakcentowała cierpkość kakao.
W smaku czekolada wniosła trochę tylko na samym początku, witając się delikatnie gorzkawo-cierpkawym, nieco palonym smakiem. Zasnuła się słodyczą, po czym zadebiutowało wnętrze. Cechowała je cukrowa słodycz, która błyskawicznie rosła. Mignęła w niej obietnica kwasku, jednak potem motyw przecukrzonego syropu malinowego i sztucznych malinowych landrynek zajęły pierwszy, drugi i trzeci plan. Chwilami to-to wydawało się aż mdłe w zasadniczy smak w tej całej słodyczy... Typowa dla galaretki cierpkość zamajaczyła w oddali, a słodycz szybko drapała w gardle. Przy gryzieniu razem z czekoladą leciuteńki kwasek jakoś bardziej się wyłaniał. 

W przypadku cytrynowych w zapachu czekolady w zasadzie nie czuć. Tę sferę zdominował cytrynowy, nieco kwachowaty motyw płynu do naczyń. Goryczka łączyła w sobie galaretkę po prostu i sztuczną skórkę cytryny. Mimo to, cukrowość też była i wyszła aż mdląco.
W smaku czekolada wyszła lekko cierpko, acz sama w sobie nie zwracała na siebie uwagi. Podkreśliła raczej kwaśność wnętrza. Cytryna przebiła się błyskawicznie i zdominowała wszystko. Chociaż "cytryna" jest tu nadużyciem, ponieważ najpierw poczułam sztuczny płyn do naczyń w wariancie cytrynowym o złudnie kwachowatym wydźwięku. "Złudnie", ponieważ realna kwaśność taka wysoka nie była - chodzi o charakter, klimat. Zaraz dołączyła do tego cukrowość, aż drapiąco wysoka. Mieszała się tak z kwaśnością, która z czasem zrobiła się nawet nieco zwyczajniej cytrynowo-soczysta, a także goryczką. Ta połączyła w sobie goryczkę, cierpkość typową dla galaretek i jakby sztuczną skórkę cytryny. Cukierek gryziony całościowo, za sprawą czekolady wydawał się bardziej cytrynowo kwaśny - jakby tak cukrowo-kakaowo polewowa czekolada nieco przygłuszyła sztuczność.

Pomarańczowe okazały się najłagodniejsze. Ich zapach był delikatny i stonowany, słodko-goryczkowato pomarańczowy, trochę sztucznawy, ale całkiem w porządku. Pomarańcza dopuściła do głosu palono-cierpkawą, polewową czekoladę.
W smaku czekolada też wyraźnie się zaznaczyła jako splot cukru i cierpkawo-palonego kakao. Smakowała typowo polewowo, ale całkiem w porządku. Galaretka odezwała się spod niej już po chwili. Podobnie jak zapach, smak był wyważony. Połączył w sobie cukrową, ciężką słodycz i goryczkę galaretkowato-cytrusową. Pomyślałam o skórce pomarańczy, która zmieszała się z olejkiem pomarańczowym i innymi, kwaśniejszymi cytrusami. Kwasek i drobna soczystość w zasadzie tylko się zaakcentowały w tle, pozwalając słodyczy zadrapać w gardle. Czekolada podkręciła chyba motyw skórki pomarańczy i olejku, przygłuszając sztuczność, a sama kontrastowo wyszła bardziej gorzko. Ten cukierek okazał się najbardziej harmonijny, zgrany gdy chodzi o czekoladę i galaretkę.

To w zasadzie... kiepskawo-przeciętne galaretki. Są, czym są i nie ma za co chwalić. Męcząca słodycz, sztuczny smak, a kiepska czekolada pozostawiła sporo do życzenia. Wszystko jednak w zasadzie spodziewane... Każdy smak pachniał i smakował w zasadzie obiecanym owocem... Acz w chemicznej wersji, szkoda. To produkt z niższej półki, nie budzący skrajnie negatywnych emocji. Myślę, że mogą zaspokoić ochotę na galaretki lub - komuś takiemu jak ja - bez traumy wybić z głowy takie zachcianki. Najlepiej wg mnie wyszła pomarańcza - galaretka zgrała się z czekoladą, nie szarżowała niczym i połączyła słodycz z lekkim kwaskiem, była też najmniej sztuczna. A jednak podpadła mi najintensywniejszym posmakiem olejku, który potem jeszcze się dość długo utrzymywał. Zaraz za nią wersja malinowa, która przegięła ze słodyczą. Cytrynowe wyszły najgorzej, bo najbardziej sztucznie (i z odpychającym zapachem). A jednak ani jednego cukierka nie dałam rady zjeść całego.

Mama dokończyła po mnie i nie porwała się na 3 kupione sobie. Po moich stwierdziła: "Niesmaczne. Przede wszystkim niecodziennie, nieprzyjemnie jak na galaretki twarde. Trochę bardziej jak twarde żelki. W smaku trudno najlepszą znaleźć, bo wszystkie bardzo słodkie, a w zasadzie aż mdłe w tej słodyczy. Chyba najlepsze pomarańczowe, bo najmniej sztuczne. Człowiek by się spodziewał, że trochę kwasku poczuje, a to w zasadzie żadna z galaretek specjalnie kwaśna nie była. Bez wyrazu, że aż odechciewa się jeść".


ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła (w Biedronce na wagę)
cena: 24,90 zł / 1kg
kaloryczność: 350 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

-----------

Odra Opolanki Galaretki w Czekoladzie to "galaretki o smaku owocowym (malinowym, cytrynowym i pomarańczowym) w ciemnej czekoladzie".

Jako że z Mamą już dawno doszłyśmy do wniosku, że wszelkie specjalne okazje producenci wykorzystują i produkują wiele produktów gorzej, bo "ludzie i tak kupią" (np. założę się, że o ile przez cały rok pączki to po prostu pączki, na Tłusty Czwartek większość cukierni / piekarni przerzuca się na masową produkcję o przerażającej jakości), niedługo po Halloween Mama kupiła Opolanki w tradycyjnym wydaniu, po prostu zwyczajne na wagę. Trafiła co prawda tylko na dwa smaki, ale uznałyśmy, że wystarczy, by sprawdzić, czy czymś się różnią... Potem jednak mnie tknęło, że o trzeci smak mogę poprosić ojca, by kupił, jak trafi, bo lubi galaretki itp.

Struktura była identyczna, jak w wersji halloweenowej.

Zapach wydał mi się nieco różnić od wersji halloweenowej. Pomarańczowe galaretki pachniały podobnie, ale nieco delikatniej. Cytrynowe za to nie kojarzyły się z płynem do naczyń. Wydały mi się bardziej zachowawcze. Podobnie malinowe były spokojniejsze - trochę kwaśne, trochę słodkie w typowy "syropowy" sposób.

Także w smaku wszystkie smaki wydały mi się nieco bardziej zachowawcze. Czekolado-polewa smakowała jak w halloweenowych, wnosiła niewiele, może tyle samo, ale może ciut-ciut więcej (chyba przejadłam tego za mało, by jednoznacznie stwierdzić).

Pomarańczowe Opolanki wyszły bardzo słodko i pomarańczowo, trochę cukrowo, ale znacząco kwaśniej od wersji halloweenowej. Wydały mi się bardziej rozmyte w kwestii zasadniczego smaku, bardziej ogólnie kwaśno-cytrusowe, niż ewidentnie pomarańczowe, choć i słodko-goryczkowatą, olejkową pomarańczę czułam.
Cytrynowe Opolanki okazały się bardzo słodkie przede wszystkim, ale jednocześnie zaskakująco mało słodkie. Były sztucznawe, ale nie aż tak mocno jak płyn do naczyń - w przypadku zwykłych Opolanek skojarzenie z nim może tylko lekko gdzieś w tle przemknęło. Wydały mi się bardziej uładzone, przystępne. Wręcz trochę cukrowo-mdłe... Owszem, sztucznawo-cytrynowe, ale aż nijakie przez słodycz, mimo delikatnego poziomu.
Malinowe Opolanki zapewniły i trochę słodyczy, i kwaśności. Ta była soczysta, ale nie przypominała świeżych malin, a syrop, sok malinowy. Po tym, jak kwaśność rozeszła się po ustach, rosła słodycz. Szła w nieco mdławym, mulącym kierunku, jednak lekki kwasek utrzymał się do samego końca. Czekolada trzymała się za smakiem galaretki, pozwalając malinom w syropowym, niemal uroczym wydaniu zaprezentować się w pełni. Podkreśliła jeszcze soczysty kwasek, ale z czasem, pod koniec jedzenia na zasadzie kontrastu zwróciła też uwagę na przecukrzony poziom słodyczy, która drapała w gardle.

Uznałam, że zwykłe Opolanki, nie na Halloween smakują nieco bardziej zachowawczo. Jakby były uniwersalne w porównaniu do halloweenowych o sztucznie wyostrzonym smaku. Co jednak też nie sprawia, że to smaczne cukierki. Po prostu... zwykłe, przeciętne, które można zjeść, ale człowiek taki jak ja woli nie (ale nie ma po nich traumy).

Mamie nic nie mówiłam, poczekałam, aż sama wygłosi werdykt, by nic jej nie sugerować. Powiedziała: "Te nawet mi właściwie smakowały. Niczym nie powalały, takie bardziej niedookreślone, ale tym samym smaczniejsze. Pomarańczowe jakby bardziej cytrusowe ogólnie, ale fajna kwaśność w nich się pojawiła - może właśnie dzięki temu. Cytrynowe słodkie, niekwaśne co prawda, ale nie kojarzyły mi się z płynem do naczyń. Malinowe niesmaczne jakieś, nie czułam w nich tych malin, ale były takie po prostu słodko-kwaśne, przeciętne właściwie. Te były po prostu lepsze od tych halloweenowych, które były jakby przerysowane. Też twarde, ale całkiem do zjedzenia. Na pewno jednak znacznie gorsze od galaretek Mieszanka Krakowska Wawelu".

Wygląda na to, że po raz kolejny potwierdziła się nasza teoria o tym, że "okazyjne" słodycze są produkowane gorzej. A jednak i tak nie są to galaretki smaczne. Owszem, mogą być jeszcze gorsze, ale da się i lepsze znaleźć, co pokazała bardziej zróżnicowana pod względem tego, jak co wyszło, Mieszanka Krakowska Wawelu.

ocena: 5/10
kupiłam: Mama kupiła (w Biedronce na wagę)
cena: 24,90 zł / 1kg
kaloryczność: 350 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, syrop glukozowy, czekolada 18% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory: lecytyna sojowa, e476; stabilizator: e492; aromat), woda, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, substancja żelująca: agar; koncentraty owocowe 0,2% (cytrynowy, pomarańczowy, malinowy), aromaty

poniedziałek, 22 maja 2023

Goplana Super Gorzka 85 % Cocoa ciemna z Afryki

Przyznaję się, że kupiłam trochę bez przekonania, od razu razem z Goplaną 75 %. Gdy jednak podlinkowaną zjadłam, wiedziałam, że także z tą źle nie będzie. A jednocześnie wiedziałam, że często to właśnie przy zawartości kakao 85% czuć wszelkie potknięcia i kombinowanie, np. podbijanie zawartości odtłuszczonym kakao lub tłuszczem.


Goplana Simple Pleasures Super Gorzka 85 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Afryki, wyprodukowana przez Colian Sp. z.o.o.

Po otwarciu poczułam bardzo mocno palony zapach. Był gorzki, a także zabiegał o pewną rześkość. Szło mu trochę kiepsko, bo pojawiła się słodycz ciężkiego aromatu waniliowego, kryjącego bardziej cukrowy wątek i jakąś soczystość (suszonych śliwek?). Choć nie była silna, to jednak wyszła znacząco, w zestawieniu z orzechami... chyba włoskimi, acz niespecjalnie wyrazistymi oraz drewnem. Może też odrobinką kawy?

Bardzo, aż niewiarygodnie i denerwująco, twarda tabliczka trzaskała donośnie. Jej huki miały w sobie coś z kamienności. Była jednak nieco krucha w swej skalistości. Łamanie jej przysparzało sporo trudności.
W ustach rozpływała się wolno i początkowo niechętnie. Dopiero po chwili ulegała, wykazując mazistość i kremowość, a także przyjemnie niską tłustość. Trochę miękła, gięła się zachowując kształt i racząc aksamitem, z lekko ulepkowatym echem. Pod koniec wydawała mi się trochę suchawa.

W smaku pierwszą poczułam wysoką słodycz cukru, który po tym, jak pokazał się w pełnej, białej krasie zasugerował lukier i... coś bardziej rześkiego. Białe kwiaty? Jaśmin? Wyobraziłam sobie zastygły lukier o zwietrzałym zapachu i smaku, a miejsce słodyczy zajął akcent czegoś waniliowego (ale nie wanilii).

Odezwały się gorzkość i maślaność. Maślana nuta odeszła nieco na tyły, zaczęła tam coś działać z pieczoną nutą.

Gorzkość uderzyła, bardzo wzrosła za sprawą dosłownie suchego pyłu kakao - jakbym włożyła jego łyżeczkę do ust. Zrobiło się cierpko, a po chwili odnalazły się tam drzewa. Pyliste kakao kryło też suszone śliwki. Ich kwaskawa soczystość wymknęła się z cierpkości i nieco ożywiła kompozycję. Wydobyła orzechy... podpieczone, może nawet przypalone? Pomyślałam o włoskich, ale nie były jakoś szczególnie wyraziste. Może trochę laskowych w formie... kremu 100% z nich, zrobionego wraz ze skórkami? Śliwki puściły przodem inne nuty, same nieco się chowając. 

Słodycz przybrała na intensywności, acz bardzo mocno nie wzrosła, i mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przywołała lekko lukrowane i/lub posypane cukrem pudrem babeczki, wieńce - różnego typu wypieki. Pomyślałam też o jakiś mazurkach w lepiszczych słodzidłach i babkach z orzechami. Niektóre musiały być przypalone, ale wszystkie w wariantach jasnych z racji echa aromatu waniliowego. I wśród nich cały czas przewijała się maślaność.

Odnotowoałam tak paloną, że aż przypaloną nutę. Drewno spalone na węgiel, sfajczone orzechy... O głębię przy tym zawalczył akcent ziemi, jednak ogólnie gorzkość kompozycji była bardzo prosta.

Słodycz niespecjalnie się z nią mieszała. Waniliowe echo częściowo zabarwiło słodycz, ale cały czas czuć, że to nie naturalna wanilia, a właśnie taka "waniliowatość". Wyszła ciężko. Zgrywała się z akcentem kwiatów i cierpkością.

A tę czułam różnego typu. Z czasem wydała mi się znów bardziej kwaskawo-soczysta. Może wśród wypieków znalazła się jakaś babka nasączona cytryną. Cierpkość z czasem przypomniała sobie śliwkę suszoną. I znów w kakao czy teraz już raczej w polewo-czekoladzie ciemnej. Tak czy inaczej z pylistym, cierpkim kakao wyczuwalnym jako echo.

Pod koniec zrobiło się trochę bardziej ziemiście, trochę cierpko... kawowo? Pomyślałam o poprzypalanych ziarnach kawy.

W posmaku została za mocno palona gorzkość, lekka cierpkość i ciężka słodycz "waniliowato"-cukrowa, kojarząca się też z różnymi babkami-wieńcami z orzechami. Też gorzkimi.

Całość wyszła "do zjedzenia", acz niesatysfakcjonująco. Mocno palona i mdła w smak miazgi, a pełna kakao w proszku i denerwującej słodyczy cukru i aromatu waniliowego. Ten niby nie był nachalny czy bardzo sztuczny, ale nie pasował. Orzechowe, trochę drzewne nuty nie domagały. Wyszły o wiele bardziej stłumione niż w wersji 75%, która w dodatku jeszcze kawą mogła się poszczycić.


ocena: 7/10
kupiłam: Kaufland
cena: 3,49 zł (za 90g)
kaloryczność: 544 kcal / 100 g
czy kupię znów: w ostateczności, w jakiejś tam sytuacji mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy

wtorek, 21 lutego 2023

Goplana Mocno Gorzka 75 % Cocoa ciemna z Afryki

Ewidentnie coraz więcej marek czekolad próbuje wzbogacić swoją ofertę o propozycje "bardziej premium" - a to plantacyjne, a to o wyższych zawartościach kakao. Bywam do nich bardzo sceptyczna, bo nie można mieć wszystkiego - po prostu nie ma co liczyć na naprawdę porządny produkt w niskiej cenie. Niestety jakość kosztuje. A jednak nie twierdzę, że nie da się taniej i wciąż smacznie. Tylko że wolę bez udawania, że dany produkt jest nie wiadomo jak wysokiej klasy. Ta wydała mi się zwykła, niczego nie udająca, więc uznałam, że dam jej szansę jakiegoś gorszego dnia. Ponoć zrobiona z kakao z upraw wspieranych przez program Cocoa Horizons, w ramach którego dba się o godziwe warunki pracy oraz wynagrodzenia dla plantatorów i ich rodzin. Ze środka opakowania dowiedziałam się ponadto, że wspierają przedsiębiorstwo kobiet. Przedstawili właścicielkę tej fundacji i programu, Esther.
Tylko Mama, zobaczywszy, co za markę wsadzam do wózka zakrzyknęła: "a co ty bierzesz? po co?". Cóż, może jestem naiwna. A może nie? Aż się łezka w oku zakręciła, gdy pomyślałam o tym, ile to już lat minęło odkąd zawitała u mnie na blogu Goplana klasyczna gorzka ciemna 60 % w 2015 roku.


Goplana Simple Pleasures Mocno Gorzka 75 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Afryki, wyprodukowana przez Colian Sp. z.o.o.

Po otwarciu poczułam mocno palony zapach węgla i orzechów laskowych pieczonych tak mocno, że aż przypalonych. Za nimi stała także leszczyna-roślina i właśnie pewna rześkość. Drzewa wiązały się z cierpkością, jednak ogół wyszedł jakby wygładzony nie za wysoką słodyczą i znaczącą maślanością. Słodycz kojarzyła mi się z cukrem pudrem i choć ciężka, nie przytłaczała. Gorzkości też bowiem nie brakowało. 

Matowa tabliczka już w dotyku wydawała się kamienna. Przy łamaniu udawała skałę - musiałam włożyć sporo siły, by usłyszeć trzaski-huki dosłownie kamienia. 
W ustach rozpływała się powoli, potrzebowała chwili by się rozkręcić. Potem szło już łatwo i przyjemnie. Była jedynie tłustawa, ale bardzo kremowa i nieco mazista. Miękła niemal aksamitnie, choć prawie do końca zachowywała swój kształt. Po pewnym czasie doszukałam się w niej lekkiej pylistości, wysuszającej na koniec. 

W smaku pierwsza przywitała się stonowana, prosta słodycz. Chwilę zaznajamiała się ze mną, po czym przywołała gorzkość.

Ta od początku była delikatna i wyraźnie palona. Trzymała się jej drobna cierpkość. Pomyślałam o łagodnej czarnej kawie z pianką - rozpuszczalnej creme. Gorzkość narastała, wchodząc na całkiem zadowalający poziom.

Słodycz jednak też rosła. Powoli, nienachalnie, ale jednak. Zarysowała się jako cukier puder na jakiejś maślanej bułeczce z orzechami. Przypieczonej odważnie, ale wciąż miękkiej i wilgotnej... Bogato wypełnionej orzechami.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cierpkość i kawa częściowo zmieniły się się w drzewa. Pomyślałam o krzakach leszczyny z zielonymi liśćmi powiewającymi na wietrze i nagle uderzyły orzechy.

Orzechy laskowe wyszły na pierwszy plan. Były słodkawe, maślane i pieczone. Niektóre aż przypalone, z nutką węgla. Wyobraziłam też sobie ich łupinki... popalone, obok palonego drewna... I mocno palonych ziaren kawy. Wróciła cierpkość, zrobiło się bardziej węgielnie.

Daleko w tle zamajaczył nieśmiały prawie kwasek... Krył się w węglu, a ja pomyślałam o cytrynie... tak jednak delikatnej, że jedynie jako babka / bułeczka cytrynowa, na pewno posypana cukrem pudrem. Ona też mogła być z orzechami. Te jednak nieco odpuściły. Albo raczej złagodniały, wpisując się w słodycz i coraz ciaśniej splatając ją z charakterniejszymi wątkami.

Na końcu bowiem znów to węgiel i kawa się wybiły. Najpierw raczej kawa nugatowa, bardzo łagodna, acz czarna bez wątpienia. Pomyślałam o rozpuszczalnej creme z wysoką pianką... Może smakowej orzechowej, a może... im bliżej końca niekoniecznie. Bardziej po prostu palonej, na pewno przyjemnie ciepłej.

W posmaku została cierpkość węgla, wyszło też na jaw odtłuszczone kakao, a także utrzymały się nieśmiałe orzechy laskowe. Słodycz jedynie leciutko pobrzmiewała.

Całość uważam za jak najbardziej smaczną. Była prosta, orzechowa, gorzka, choć bardzo delikatnie. Trochę drzew, węgiel - bardzo przyjemnie, ale niestety nieco już za mocno palona, bo aż przypalona w sposób, który te nuty jakby hamował. Słodycz na szczęście nie za mocna. Prosta, spokojna. Całość właśnie spokojna była. Ciekawe skojarzenie z babką cytrynową i leszczyną, ale czuć, że to po prostu niezła, ale tania czekolada. Jak najbardziej jednak zadowalająca i taka, którą spokojnie spróbować można. Bezpieczna i przystępna.
Trochę kojarzyła mi się z Biedronka Belgijska Czekolada Gorzka 72 %, tylko mniej orzechową. Goplana była... spokojniejsza. A jednak o wiele bardziej przyjazna pod względem formy, bo nawet kamienna twardość przy łamaniu je łączy.


ocena: 8/10
kupiłam: Kaufland
cena: 3,49 zł (za 90g)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: w ostateczności, w jakiejś tam sytuacji mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy

piątek, 10 sierpnia 2018

Goplana Czekolada nadziewana "Grześki" ciemna 35 % z nadzieniem kakaowym, chrupkami, wafelkami i nibsami

Po paru pozytywnych zaskoczeniach, jakie zafundowały mi wszystkim znane i raczej krytykowane marki, pomyślałam, że w życiu chyba tylko raz jadłam czekoladę Goplany, a markę (pastylki miętowe <3) cenię. Albo nie cenię, ale... mam do niej słabość, mimo że nie jadam jej produktów. Sama tego nie rozumiem, ale postanowiłam to skonfrontować z rzeczywistością. Nie był to pomysł kompletnie z kosmosu, bo zwykła ciemna Goplany kiedyś bardzo mi smakowała. Nie umiem jednak wytłumaczyć, dlaczego zdecydowałam się na tabliczkę stylizowaną na Grześki, których to nie cierpię. Może liczyłam, że bardziej niż Grześki, czekolada będzie przypominać słodycze ze wspomnień typu Pierrot, Bajeczny? A jednak "stylizowane na" to nie "z Grześkiem w środku", prawda? A skąd mi te wedlowskie Pierroty i Bajeczne nagle? Gdy po latach do nich wróciłam, plułam nimi... A może to po prostu fakt, że czekolada i tak u mnie zagościła, bo Mamę, która tak wszystkiego nie roztrząsa, a zjada ze smakiem, skusiła?


Goplana Czekolada nadziewana "Grześki" to czekolada o zawartości 35 % kakao z nadzieniem kakaowym (stanowiącym 48% całości), chrupkami 1,8%, waflem 0,2% i kawałkami prażonego ziarna kakao 0,2%.
W tytule napisałam "ciemna", bo nie jest mleczną, ale zawartość kakao wywołuje "śmiech na sali".

Po otwarciu poczułam kiepski zapach tanich, cukrowych i "kakałkowych" kremów, kojarzący się z kiepskimi cukierkami orzeszkowymi w niby-czekoladowej polewie itp.

Tabliczka, którą wyjęłam nie podobała mi się. Była dziwnie jasno-ciemna, mało czekoladowa, wyglądała jak polewa. W dotyku przerażała, bo wydawało mi się, że pokryta była warstwą tłuszczu (ale nie topiła się ani nic, nawet plam nie zostawiała). Łamała się dziwnie miękko, bez trzasku.
W ustach wierzch rozpływał się niemal błyskawicznie i tłusto-wodniście.
Krem bym bardziej zwarty, gęsty i jeszcze tłustszy. Oprócz tego kryła się w nim lekka "nabita proszkowość". Trochę zalepiał, powoli odsłaniając drobinki do złudzenia przypominające kryształki (czyżby to wafelki i chrupki?). Chrupały / trzeszczały jak cukier, choć znalazło się wśród nich i kilka "łusek", jakby wiórków (?) kakao. Wydawały się nie mieć smaku, więc ich dodatek uważam za niewypał.

Polewa jednak smak miała i właśnie: nie była to czekolada. Na pierwszy kontakt z językiem kojarzyła się z bardzo słodką, ale ewidentnie kakaową polewą. Jakość kiepska, ale zarazem taka... zwyczajna, bez żadnych straszliwych posmaków.

Słodycz szybko rosła, bo dołączała do niej słodycz nadzienia. Ono okazało się przede wszystkim słodkie i... takie... smakujące niczym i wszystkim zarazem. Nijakie jak cukier i kiepski tłuszcz z wmieszanym "kakałkiem", orzeszkową nutą i pewną mlecznością... albo i nie. Takie to bliżej nieokreślone, jak to kremy z Grześków, nadzienia z różnych cukierków itp. Kawałki wafelków wydawały się nie mieć smaku własnego, kakao też. Kojarzyły mi się z cukrem przez ogólną słodycz. Albo wśród chrupaczy był i cukier - trudno orzec.

Po wszystkim pozostawało poczucie przesłodzenia (ale nie takiego znowuż to straszliwego), posmak taniości i okropne, nie do zniesienia zatłuszczenia i tłuszcz na ustach.

Rzeczywiście taka... wafelkowa wyszła ta czekolada, ale jednocześnie bez smaku samych wafelków. To raczej tabliczka składająca się z kremu wafelków i polewy wafelków. "Słodko kakałkowa", mało wyrazista, a przy tym, jak na swoją cenę, z pomysłem i zjadliwa. Mnie przeraża jej polewowość (35% kakao, a to nie mleczna), ale cóż... Ot, zwykła tania nadziewana. Zjadłam niecałe dwie kostki, a reszta przypadła Mamie. Ona lubi słodko-tłuste mleczne nadziewańce i jej smakowała, żadne kakao jej nie przeszkadzało (co świadczy tylko o tym, jak mało kakaowe, a bardzo "słodko kakałkowe" to było).
Szkoda, że nie zrobili jej bardziej wafelkowej (więcej albo wmielonych, albo większych kawałków w nadzieniu?) i że nie wykorzystali potencjału kawałków kakao, a tak je zrobili, że nie miało smaku - wykorzystali same łuski czy co? Na to wyglądało.
Z czekolad tego typu na myśl przyszedł mi mleczny orzechowy Wedel - myślę, że poziom ten sam tak ogółem, bo obie mają swoje wady (u Wedla tłustość, proszkowość i słodycz; w Goplanie tłustość, polewowość, dziwność dodatków i słodycz).


ocena: 5/10
kupiłam: podkradłam Mamie
cena: -
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz roślinny (palmowy, shea), tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, serwatka zdemineralizowana w proszku, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 2,2%, mąka pszenna, olej słonecznikowy, mąka ryżowa, tłuszcz mleczny, żółtko jaja w proszku, prażone ziarna kakaowe, ekstrakt słodu jęczmiennego, olej rzepakowy, sól, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; aromat

niedziela, 11 czerwca 2017

wafelki kakaowe Grześki; Prince Polo Classic 2017 i 2024

Lata temu, kiedy to jadałam wafelki itp. częściej niż teraz, przeważnie sięgałam po te kakaowe. Jakiś czas temu z kolei naszło mnie na przypomnienie pewnych smaków i w takie wafelki zaopatrzyłam się w pierwszej kolejności. Po przykrych doświadczeniach z kokosowymi (w białej czekoladzie oraz w mlecznej) oraz niezwykle smakowitej niespodziance, jaką okazały się Princessy Dark, do tych podeszłam podejrzliwie, ale raczej bez uprzedzeń.

Grześki to "wafel przekładany kremem kakaowym w czekoladzie ciemnej (30,6%)".


Po otwarciu zobaczyłam skąpo oblanego czekoladą wafelka i poczułam dość silny zapach bardzo słodkiego kakao. Zdziwiłam się, bo był po prostu słodki i "taki sobie".

Wafelek był grubszy niż Prince Polo, na co głównie składała się solidniejsza ilość kremu oraz bardziej "napowietrzony wafelek". Krem okazał się nieco proszkowy, co w połączeniu z takim wafelkiem stworzyło chrupiący, nieco chrzęszczący duet. Wydawał się raczej kruchy, lekki, ale i tłustawy.

Tę tłustawość podkreślał smak nadzienia, bo miało w sobie "mlecznawy" (nie do końca mleczny) element, który w połączeniu z niezbyt wyrazistym kakao, silną słodyczą i smaczkiem dobrze wypieczonego (ale nie mocno wypieczonego) wafelka kojarzył mi się z jakimiś cukierkami czekoladowymi, może i michałkami czy czymś takim. 

Czekolada z wierzchu dokładała słodyczy i... z jednej strony trochę podkreślała czekoladowość, ale z drugiej... trudno ją nazwać ciemną. Taka "niby deserowa", ale w sumie była tak słodka, jak niektóre mleczne. 

Grześki (Grzesiek!) wydał mi się bliżej nieokreślony przez wspomnianą mleczną czekoladowocukierkowość. Bardzo słodki i przyjemnie chrzęszczący może być dla kogoś dobrą przekąską na chcicę na coś słodkiego (których ja już nie miewam, tak btw.), ale na pewno nie jest czymś, co kupię ponownie.
Warto także nadmienić, że po kakaowy wafelek z czwórką i tak sięgnęłabym z większą chęcią niż po kokosowego wafelka w białej czekoladzie Milki z szóstką. Oceniam po prostu wafelki "jak na dany smak", trudno porównać kokosowy z kakaowym.


ocena: 4/10
kupiłam: Tesco
cena: 1.19 zł (przeliczenie dla porównania: 3,30 zł / 100g)
kaloryczność: 522 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada 30,9% w tym 0,1% w kremie (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, tłuszcze roślinne: palmowy, Shea; tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), mąka pszenna, tłuszcze roślinne: palmowy częściowo utwardzony, palmowy; mleko w proszku odtłuszczone, cukier, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 2,9%, skrobia ziemniaczana, lecytyna sojowa, substancje spulchniające: węglany sodu i węglany amonu; sól, aromat

----------------------

Prince Polo Classic to "wafelek z kremem kakaowym (49 %) oblany czekoladą ciemną (30%)".


Po otwarciu poczułam mocno kakaowo-waflowy zapach, który z kolei wydał mi się zaskakująco smakowity.

Czekolada wydała mi się grubą warstwą, ale to pewnie dlatego, że po prostu kremu było tu bardzo mało, co mnie bardzo ucieszyło. Kremy rzadko kiedy mi smakują, a ten był jakiś dziwny, bo przypominał proszek w oleju, ale ze względu na jego ilość specjalnie to nie przeszkadzało.

Większość uwagi skupiałam na suchych, kruchych i konkretnych warstwach waflowych. Całkiem nieźle chrupały i niwelowały poczucie tłustości, przy okazji zabijając smak kremu. Jaki był? Trudno powiedzieć; na pewno słodkawy, może i kakaowy - prawie go nie czuć. Wafle zaś kojarzyły mi się z neutralnymi, niezbyt mocno wypieczonymi, andrutami.

Ogromną rolę odegrała tu czekolada - wyraźnie kakaowa i całkiem smakowita. Mimo słodyczy sprawiała wrażenie wytrawnej (jak na taki wafelek). Jej smak był dużym plusem, jednak niestety - strasznie się osypywała. Odbierało to komfort jedzenia.

Jedząc Prince Polo miałam wrażenie, że jem po prostu wafle z ciemną czekoladą. Nie doszło do zasłodzenia, a i poczucie sucho-chrupkości mi się podobało. Wolałabym, żeby wafle były lepiej wypieczone, albo miało jakiś określony smak i żeby czekolada się ich trzymała, ale ogólnie, gdy starałam się w ogóle nie skupiać na kremie o okropnej konsystencji (co na szczęście było łatwe, chociaż wolałabym dobrze zrobiony krem, niż małą ilość kiepskiego, ale to szczegół), jadłam prawie ze smakiem. Był to jednak na tyle średni produkt, że wiem, że do niego nie wrócę. 


ocena: 6/10
kupiłam: Tesco
cena: 1.39 zł (przeliczenie dla porównania: 2,80 zł / 100g)
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, mąka pszenna, olej palmowy, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 1,4%, skrobia ziemniaczana, olej rzepakowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; aromaty, sól

Aktualizacja z dnia: 24.10.2024:
 
Prince Polo Classic to "wafelek z kremem kakaowym (48 %) oblany czekoladą ciemną (32%)"; po zmianach 2024.


Wafel trafił do mnie zupełnie przypadkiem po zakupach z ojcem. Brał go sobie, ale jak jechał ode mnie, zapomniał zabrać, a prędko miał się znowu nie zjawić. Mnie zaś naszła dzika myśl, napędzana przez dziwny sentyment. Może by tak spróbować, jak coś tak zwykłego odbiorę po latach? Tym bardziej, że zasłyszałam tekst, jakoby moje pokolenie właśnie na tym waflu się wychowało. No i tak znów wykrzywiłam się w grymasie na hasło, że "wafelek cieszy od 1955". Yhym, tylko że sto razy został zmieniony. Nawet od mojej recenzji znowu w nim gmerano. Najpierw oburzyłam się, że i tak znikomą ilość kakao obniżono, ale potem spróbowałam i przeczytałam nie tylko skład, ale i opis.

Po otwarciu poczułam mocny zapach wafla i kakao, ciemnej, acz cukrowej, czekolady. Ta czekoladowość mnie zainteresowała, mimo że wciąż - jak dawniej - dominowała waflowość.
Struktura prawie taka sama, acz warstwa kremu wydała mi się niespotykanie wręcz cienka (kiedyś była po prostu cienka). Czekolady na wierzchu nie było za dużo - na spodzie miejscami prawie prześwitywała (niby ją zwiększyli, ale jak tak o tym myślę, wciąż mogłoby być jej więcej).

W smaku trafiłam na minimalne różnice, ale jednak różnice.
Gdy dzieliłam na warstwy, krem wydał mi się strasznie, jeszcze bardziej, cukrowo-proszkowy, ale w zasadzie tak samo nijaki. Dobrze więc, że dali go jeszcze mniej, a więcej czekolady. Dzięki temu ona zdecydowanie dominowała. W nowszej wersji czekolada odegrała nieco ważniejszą rolę. Nie była to różnica kolosalna, ale jednak jakby nie patrzeć ciut więcej ciemnej czekolady, a ciut mniej mdłego kremu wyszło na dobre. Ogół jednak nie popisał się jakoś szczególnie, by przyznać mu wyższą ocenę.


ocena: 6/10
kaloryczność: 531 kcal / 100 g

Skład: cukier, mąka pszenna, olej palmowy, miazga kakaowa, skrobia pszenna, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 1%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; skrobia ziemniaczana, olej rzepakowy, sól, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; aromaty, odtłuszczone mleko w proszku

----------------------
Porównanie wafelków z 2017:
Grześki, Prince Polo
Szczerze? Myślałam, że na oba będę narzekać, a oba w sumie okazały się całkiem ok, choć nawet nie ma specjalnie za co ich chwalić. Grzesiek był według mnie o wiele za słodki (po co tak słodzić wersję w ciemnej czekoladzie, skoro jest i w mlecznej?), a Prince przypadł mi do gustu chrupkością i "wytrawnością", ale... andruty z czekoladą (nawet niezłą) to nie jest coś, co mam zamiar kupować. Prince Polo ma też ten plus, że jest tańsze, ale... a, kogo obchodzi tak groszowa sprawa.
Grześki, Prince Polo
Grunt, to wiedzieć, na co ma się ochotę. Lekkość, krem i słodycz? Wtedy lepszy Grzechu. Suchość, chrupkość i nieprzesłodzenie? Poprosimy pana w złocie.
Nie chce mi się jednak wierzyć, że jest to szczyt, jaki można osiągnąć w wafelkowej kategorii. Niechże by się producenci wreszcie wzięli i je naprawdę dopracowali, a nie tylko pogarszają...

sobota, 5 września 2015

Goplana Pastylki miętowe w czekoladzie

Wydaje mi się, że grono wielbicieli połączenia mięty i czekolady nie jest zbyt duże, ale ja na pewno się do niego zaliczam. Co ciekawe, nigdy nie mogłam jednak pojąć fenomenu czekoladek After Eight - mi nie smakują. Nie lubię ich twardej czekolady i za miękkiego do niej nadzienia. Jestem wierną fanką naszych polskich odpowiedników miętowych czekoladek z nadzieniem, ale tu też mam swojego faworyta. To niepozorna, ale dobra firma - Goplana, której Wawel nie dorównuje. Nie lubię jego czekolady i już.

Goplana Pastylka miętowa w czekoladzie to czekoladka-cukierek typu, który chyba albo się uwielbia, albo nienawidzi.

Czekoladki pachną dość intensywnie, oczywiście ciemnoczekoladowo i miętowo, przy czym jest to zapach typowy dla takich produktów, a nie bardzo naturalny lub kojarzący się z pastą do zębów. Proste i smakowite.

Czekoladki wydają się twarde, jednak w ustach rozpływają się błogo kremowo i gładko, powoli zalepiając usta - najpierw czekoladową mazią, a potem gęstym, ale nie nazbyt zbitym, nadzieniem. Czekolada na wierzchu smakowała przystępnie: bardzo słodko, ale też wyraźnie kakaowo, z leciutką goryczką. Jej konsystencja przypominała jednak coś bardziej kremowo-polewowego (to nie zarzut, a fakt), co umożliwiło spójne przejście do wilgotnego wnętrza pastylki.

Ono bardziej rozchodziło się, niż po prostu rozpływało i porażało intensywnym smakiem mięty niosącym ochłodzenie. Dzięki temu efektowi silna słodycz nie wydaje mi się przesadzona lub po prostu za ciężka. Ani trochę nie kojarzy się to z pastą do zębów czy czymś. Czekoladki smakują po prostu słodką miętą, której charakteru i wytrawności nadaje ciemna czekolada.

Uważam, że to najlepsze czekoladki tego typu ogólnodostępne na rynku. Ważne jednak, by jeść je świeże, wtedy nadzienie ma cudnie kremowo-wilgotną konsystencję, a wiadomo, że kupując na wagę czasem nie wiadomo, czy na skamielinę nie trafimy.


ocena: 9/10
kupiłam: w sklepie osiedlowym
cena: 24 zł / kg
kaloryczność: 408 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie wiem

Skład: cukier, czekolada 20% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgatory: lecytyna sojowa i E 476, aromat), syrop glukozowy, woda, substancja utrzymująca wilgoć (sorbitol), olejek miętowy