Po paru pozytywnych zaskoczeniach, jakie zafundowały mi wszystkim znane i raczej krytykowane marki, pomyślałam, że w życiu chyba tylko raz jadłam czekoladę Goplany, a markę (pastylki miętowe <3) cenię. Albo nie cenię, ale... mam do niej słabość, mimo że nie jadam jej produktów. Sama tego nie rozumiem, ale postanowiłam to skonfrontować z rzeczywistością. Nie był to pomysł kompletnie z kosmosu, bo zwykła ciemna Goplany kiedyś bardzo mi smakowała. Nie umiem jednak wytłumaczyć, dlaczego zdecydowałam się na tabliczkę stylizowaną na Grześki, których to nie cierpię. Może liczyłam, że bardziej niż Grześki, czekolada będzie przypominać słodycze ze wspomnień typu Pierrot, Bajeczny? A jednak "stylizowane na" to nie "z Grześkiem w środku", prawda? A skąd mi te wedlowskie Pierroty i Bajeczne nagle? Gdy po latach do nich wróciłam, plułam nimi... A może to po prostu fakt, że czekolada i tak u mnie zagościła, bo Mamę, która tak wszystkiego nie roztrząsa, a zjada ze smakiem, skusiła?
Goplana Czekolada nadziewana "Grześki" to czekolada o zawartości 35 % kakao z nadzieniem kakaowym (stanowiącym 48% całości), chrupkami 1,8%, waflem 0,2% i kawałkami prażonego ziarna kakao 0,2%.
W tytule napisałam "ciemna", bo nie jest mleczną, ale zawartość kakao wywołuje "śmiech na sali".
Po otwarciu poczułam kiepski zapach tanich, cukrowych i "kakałkowych" kremów, kojarzący się z kiepskimi cukierkami orzeszkowymi w niby-czekoladowej polewie itp.
Tabliczka, którą wyjęłam nie podobała mi się. Była dziwnie jasno-ciemna, mało czekoladowa, wyglądała jak polewa. W dotyku przerażała, bo wydawało mi się, że pokryta była warstwą tłuszczu (ale nie topiła się ani nic, nawet plam nie zostawiała). Łamała się dziwnie miękko, bez trzasku.
W ustach wierzch rozpływał się niemal błyskawicznie i tłusto-wodniście.
Krem bym bardziej zwarty, gęsty i jeszcze tłustszy. Oprócz tego kryła się w nim lekka "nabita proszkowość". Trochę zalepiał, powoli odsłaniając drobinki do złudzenia przypominające kryształki (czyżby to wafelki i chrupki?). Chrupały / trzeszczały jak cukier, choć znalazło się wśród nich i kilka "łusek", jakby wiórków (?) kakao. Wydawały się nie mieć smaku, więc ich dodatek uważam za niewypał.
Polewa jednak smak miała i właśnie: nie była to czekolada. Na pierwszy kontakt z językiem kojarzyła się z bardzo słodką, ale ewidentnie kakaową polewą. Jakość kiepska, ale zarazem taka... zwyczajna, bez żadnych straszliwych posmaków.
Słodycz szybko rosła, bo dołączała do niej słodycz nadzienia. Ono okazało się przede wszystkim słodkie i... takie... smakujące niczym i wszystkim zarazem. Nijakie jak cukier i kiepski tłuszcz z wmieszanym "kakałkiem", orzeszkową nutą i pewną mlecznością... albo i nie. Takie to bliżej nieokreślone, jak to kremy z Grześków, nadzienia z różnych cukierków itp. Kawałki wafelków wydawały się nie mieć smaku własnego, kakao też. Kojarzyły mi się z cukrem przez ogólną słodycz. Albo wśród chrupaczy był i cukier - trudno orzec.
Po wszystkim pozostawało poczucie przesłodzenia (ale nie takiego znowuż to straszliwego), posmak taniości i okropne, nie do zniesienia zatłuszczenia i tłuszcz na ustach.
Rzeczywiście taka... wafelkowa wyszła ta czekolada, ale jednocześnie bez smaku samych wafelków. To raczej tabliczka składająca się z kremu wafelków i polewy wafelków. "Słodko kakałkowa", mało wyrazista, a przy tym, jak na swoją cenę, z pomysłem i zjadliwa. Mnie przeraża jej polewowość (35% kakao, a to nie mleczna), ale cóż... Ot, zwykła tania nadziewana. Zjadłam niecałe dwie kostki, a reszta przypadła Mamie. Ona lubi słodko-tłuste mleczne nadziewańce i jej smakowała, żadne kakao jej nie przeszkadzało (co świadczy tylko o tym, jak mało kakaowe, a bardzo "słodko kakałkowe" to było).
Szkoda, że nie zrobili jej bardziej wafelkowej (więcej albo wmielonych, albo większych kawałków w nadzieniu?) i że nie wykorzystali potencjału kawałków kakao, a tak je zrobili, że nie miało smaku - wykorzystali same łuski czy co? Na to wyglądało.
Z czekolad tego typu na myśl przyszedł mi mleczny orzechowy Wedel - myślę, że poziom ten sam tak ogółem, bo obie mają swoje wady (u Wedla tłustość, proszkowość i słodycz; w Goplanie tłustość, polewowość, dziwność dodatków i słodycz).
ocena: 5/10
kupiłam: podkradłam Mamie
cena: -
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz roślinny (palmowy, shea), tłuszcz kakaowy, mleko w proszku odtłuszczone, serwatka zdemineralizowana w proszku, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 2,2%, mąka pszenna, olej słonecznikowy, mąka ryżowa, tłuszcz mleczny, żółtko jaja w proszku, prażone ziarna kakaowe, ekstrakt słodu jęczmiennego, olej rzepakowy, sól, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; aromat
Za słodko, słodko-tłusto ale kosteczkę mogłabym spróbować.. z ciekawości :)
OdpowiedzUsuńMiałam kupić, ale pistacjowa mnie rozczarowała, a więc nowościom Goplany podziękuję.
OdpowiedzUsuńMam szczęście, że Mama nie lubi pistacjowych rzeczy, to nie grozi mi się nacięcie się na choćby trochę z ciekawości. xD
UsuńPlułabyś nią na kilometr bo smakuje tanimi olejkami :P
UsuńWierzę na słowo. :D
UsuńMnie oczywiście zachwyciła bardziej niż Ciebie. Nie uważam jej za polewową, acz plebejską - owszem, wręcz do bólu. Podpisuję się pod odczuwaniem braku wafli. Cóż to za Grześki bez elementu chrupiącego?
OdpowiedzUsuńPS Jeżykowa tabliczka jest gorsza, do tego jeszcze bardziej nieadekwatna.
Grześki bez wafli - ja bym na to nie wpadła nawet.
UsuńCo do PS to tego akurat mogłabym nie zauważyć, bo nigdy nie jadłam Jeżyków, ale Mamie (ich wielbicielce) w takim razie też nie kupię.