poniedziałek, 20 sierpnia 2018

MIA 75 % Madagascar ciemna z Madagaskaru

Kocham kakao z Madagaskaru, ale ostatnio jakoś nie sięgałam po czekolady z niego. W końcu zaczął mi doskwierać konkretny madagaskarski głód. Zastanawiałam się, czy zdecydować się na bardziej znaną mi markę czy na kompletnie nieznaną. Chęć odkrycia czegoś nowego wygrała. MIA to nowa marka bean-to-bar prosto z Madagaskaru, mająca pokazać, że Made In Africa znaczy jakość. Podoba mi się ich hasło "food with thought".

MIA 75 % Cocoa Madagascar Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Madagaskaru z doliny Sambirano.

Zakochałam się w połyskującym opakowaniu, a gdy wyjęłam równie śliczne złotko, już całkowicie byłam kupiona.
Zapach, który poczułam po otwarciu złotka, zaskoczył mnie. Przewodziły w nim słodko-zwiewne, kwiatowe nuty róż, bez ładu plątały się jakieś... porzeczki i suszono-podwędzana śliwka?
Podwędzaność wychodziła też ze skąpej nutki palenia o ciepło drzewnym charakterze.
Przez kwiaty pomyślałam o czarnym bzie, ale nawet nie wiem, czy bardziej o owocach, czy kwiatach... Podobnie miałam z delikatniusieńkimi mandarynkami (i pomarańczami?), które były tak delikatne, że mogłam je sobie uroić.

Raczej matowa tabliczka miała ciemny, acz tak ciepły, że niemal przypominający mleczne, kolor. Trzaskała za to zacnie, odebrałam ją jako masywną.
W ustach rozpływała się w średnim tempie, kremowo i bardzo soczyście, chwilami trochę ściągając.

Kawałek czekolady nie zdążył jeszcze porządnie spocząć w ustach, a już poczułam słodką kwiatowość. Zanim nadeszło zdziwienie, w kolejnej sekundzie uderzył mnie intensywny i przenikliwy smak kwaśny. Wraz z robieniem kolejnych kęsów nie wydawało mi się już takie kontrastowe, ale każdorazowo to było naprawdę mocne wejście.

Kwaśność należała do maślanki / kefiru z bardzo zgorzkniałymi zapędami, które były takie naturalne, że aż słonawe. Charakterna nabiałowość i ogólny kwasek rosły i rozchodziły się na wiele kierunków.

Kefir wydał mi się wręcz podgazowany. Przy zgorzkniałej maślance pojawiała się cierpkość jogurtu, a wreszcie i sam jogurt. Grecki? Też coś niemal śmietanowego, niezbyt słodkiego.

Słodycz oddalała się, widziała mi się jako nieśmiałe mandarynki / pomarańcze chowające się w kwiatach. Ta nuta nie narzucała się, chwilami wręcz zanikała, ale nie można powiedzieć, że jej nie było.

Kwasek w ogromnej mierze robił się soczysty. Sok zalewał usta smakiem cytryn. Sok wyciśnięty z tychże owoców, może też trochę gorzkawej skórki po dłuższej chwili przeszedł w klimaty bardziej kojarzące się z lemon curd. Tu bowiem cała nabiałość (może i maślaność) złączyła się z subtelną nutą z tła. Tam odnalazłam drzewa. Była to nuta ciepła (podwędzana?), ale mało palona. Na to ciepło przełożyła się raczej szczypta pikantniejszych przypraw.

Po cytrynach przychodziła pora na wkomponowane w kwiaty owoce leśne. Cały miks niedojrzałych i cierpkich: porzeczki, jagody, poziomki (?) i inne.

Lemon curd, wszak masa cukiernicza, jakby została przyozdobiona kwiatami, doprawiona, czymś złagodzona. Od tego przyszło wyraźniejsze skojarzenie z mandarynkami, może i pomarańczami, ale raczej niedojrzałymi. Trochę tylko słodkawymi.

Tak mniej kwaśno, bardziej słodko, acz wciąż z charakternie owocowo robiło się na końcówce. Wciąż przede wszystkim cytrusowo, ale z tych leśnych wyłapałam także nuty "jakby kwiatowych" niedojrzałych jagódek i poziomek. Posmak skupiał się raczej na ich kwasku (o słodkawych zapędach), niż na nich. Maślanka, jogurt odchodziły w niepamięć, by w posmaku pozostawić lekką drzewność i cytryny.

Czekolada bardzo mi smakowała. Okazała się bardzo, bardzo owocowa, również mocno kefirowo-maślankowo-jogurtowa. To cały pokaz smakowitych kwasków i cierpkości. Słodycz okazała się bardzo niska i również smakowita (w życiu nie powiedziałabym, że kwiaty będą tak pasowały!).

Była zupełnie inna niż jedzone o podobnej zawartości: Akesson's Criollo Cocoa Madagascar Ambolikapiky Plantation (stawiający na wytrawność i miodowe nuty), Jordi's Madagascar Bejofo (palono-słodko-gorzkawa) czy Zotter Labooko Madagascar (wyważony, stawiający na przyprawy). Wszystkie wspomniane oprócz nabiału i owoców typowych dla Madagaskaru miały jeszcze inne, bardzo istotne nuty, a MIA zdawała mi się opierać wyłącznie na nich, co uważam za plus, bo okazała się niecodzienną ciekawostką, takim... czystym Madagaskarem.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 20,99 zł (za 75 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 563 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podobała, dołączyła do trójki moich ulubionych tabliczek z tej wyspy (obok Akesson's i JPC).

    OdpowiedzUsuń
  2. Już z wyglądu prezentuje się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wygląd nie odpowiada nawet ułamkowi smaku - taki jest cudowny.

      Usuń
  3. Lubię kefiry, maślanki i jogurty (greckie i wszystkie inne... prawie, bo zaraz wyjedziesz z kozim, fuj). Obawiam się jednak, że inaczej odebrałabym ten kwasek. Musiałabym spróbować. W sumie chętnie gryznęłabym rządek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę dobrego koziego jogurtu chyba nigdy nie jadłam. Wszystkie dotąd jedzone zawsze mi czymś podpadały (przeważnie za rzadką konsystencją), więc spokojnie.

      Niee, nie odebrałabyś. A przynajmniej nie skrajnie inaczej. Był za jednoznaczny. Nie wiem, na ile by Ci posmakował (bo to jednak wciąż czekolada, a nie wymieniane rzeczy), no ale nie byłoby źle, tak czuję.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.