Pierwotnie założyłam, że na Halloween wrzucę jeden post specjalny, w którym porównam, co sklepy oferują na tę okazję, jednak tyle mi wpadło drobnych tego typu słodkości od ojca, a potem Mama dokupiła jeszcze coś, że postanowiłam to podzielić i jeden wpis zrobić o słodyczach specjalnych, które pojawiają się okazyjnie w marketach, a drugi będzie właśnie o tym, co proponują znane marki, czyli raczej nienowe produkty, którym po prostu dostosowano opakowanie do okazji.
Goplana Figurka Karmelowa w Czekoladzie to batonik / czekoladka z nadzieniem karmelowym w czekoladzie ciemnej, ważąca 30 g; u mnie edycja na Halloween*.
*Dwa wzory: dynia i kot; był jeszcze duch, ale wg mnie jest najbrzydszy i kojarzy się bardziej z bałwanem.
Po rozwinięciu sreberka poczułam intensywny zapach cukrowo-gorzkiej czekolady o palono-polewowym charakterze, zmieszany z cukrowym, karmelowo-śmietankowym motywem, który zwłaszcza po przełamaniu kojarzył mi się z marcepanem z cukru, karmelu i jakimiś likierowymi karmelkami. Było to ciężko-duszne i przywodziło na myśl tanie czekoladki.
W dotyku figurka wydała mi się tłustawo-polewowa i masywna. Twarda, ciężka. Podczas łamania wykazywała kruchość. Podtrzymała wrażenie twardości, wyglądała dość sucho w przekroju, jak grudkowaty marcepan.
W ustach czekolada rozpływała się szybko. Okazała się tłusta i mazista, maślano-margarynowa i polewowa, śliskawa. Łatwo rzedła, na koniec szczycąc się lekką pylistością. Mieszała się z wnętrzem.
Nadzienie okazało się bardzo masywne i zbite, twardawe, ale nie twarde. Było gęste i kleiste, znacząco gumowe. Rozpuszczało się w średnim tempie, acz nie spiesząc się, z lekko wodnistym efektem, ale wciąż dość gęsto. Najpierw zaserwowało mi grudkowość jak gumiasto-plastyczny marcepan, a także lekkie scukrzenie, potem masa jakby wygładziła się, idąc w jeszcze bardziej gumowym kierunku. Nadzienie podgryzane rzęziło; na koniec zostawały drobne bryłki cukru.
W smaku sama czekolada to przede wszystkim mieszanka cukru i palonej gorzkości, od samego początku do końca. Z czasem pokazał się w niej jeszcze silny, margarynowo-oleisty, tandetny motyw polewy, który razem z echem odtłuszczonego kakao przypieczętował bardzo niską jakość czekolady. To taka... "deserówkowata polewa".
Czekolada ta pasowała jednak do wnętrza o także intensywnym smaku, właśnie niestety mocno związanym z margaryną. Gdy się wyłoniło, to ono dominowało.
Nadzienie smakowało bardzo słodkim, cukrowym toffi zrobionym z margaryny z dodatkiem masła. Z czasem doszła do tego mleczna krówka, która próbowała udawać marcepan z karmelków (abstrakcyjne wyobrażenie). Za jej sprawą wemknęła się nieco bardziej palono-słodka nuta i jakby sztuczny śmietankowy likier bez śladu realnego alkoholu. Wszystko o karmel nawet się nie otarło.
Czekolada zniknęła szybciej od nadzienia, które to zaraz zaczęło drapać słodyczą. Było przecukrzone i sztuczne oraz do końca jedynie karmelkowo-toffi. Swoją jakby skondensowaną cukrowością paliło w gardle, co podtrzymało myśl o likierze krówkowo-śmietankowym, acz sztucznym i bez procentów.
Po zjedzeniu został posmak, a w zasadzie niesmak margarynowo-sztuczny, słodko-tandetny jak po tanich i przecukrzonych czekoladkach z polewą zamiast czekolady. Cukier palił w język i gardło, mieszając się z motywem sztucznej śmietanki. Kiepskie toffi przemieszało się na koniec cukrową, polewową czekoladą. Na jaw wyszła też sztuczność, niedookreślone aromaty.
Całość okazała się tandetna i kiepska jakościowo. Cukrowo-polewowa czekolada i zacukrzone nadzienie o margarynowo-sztucznym smaku to nic wartego jedzenia. Nuta toffi z pewną sugestią jakby marcepanu z karmelków (zamiast migdałów) miała potencjał, ale przez całą tę beznadzieję, ani trochę nie cieszyła. Szkoda, że takie okazjonalne słodycze robią tak beznadziejne, licząc, że z racji tematycznych opakowań ludzie i tak kupią.
Po malutkim gryzie mnie wykręciło i nie byłam w stanie myśleć o zjedzeniu ani odrobiny więcej. Obie figurki powędrowały do Mamy.
Mama zjadła jedną - dokończyła po mnie (drugą oddałyśmy ojcu). Powiedziała: "Dawno już czegoś tak słodkiego nie jadłam, zapomniałam, że coś może być aż tak słodkie. Aż mnie zszokowało, poraziło. Ta słodycz taka czysta... Ale tak gdyby nie ona, pod tym cukrem, to może to i by smaczne było jak na to, czym to jest. Ot, tania figurka okazjonalna, taka nawet ciekawsza, no ale tak słodka, że się jeść nie da. Spróbowałam, i co tam jeszcze w niej jest, to się nawet nie próbowałam wczuwać". Trochę się ze mną kłóciła, że "tanie słodycze wszystkie takie są", ale nie uważam, by taniość dawała przyzwolenie na tak paskudny skład, przekładający się na taki sam smak. Niech to więc kosztuje trochę więcej, a będzie zjadliwe, bo choć z pomysłem, wykonanie leży.
ocena: 2/10
kupiłam: Mama kupiła w Stokrotce
cena: 1,49 zł (za sztukę 30g)
kaloryczność: 433 kcal / 100 g; sztuka 130 kcal
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, czekolada 21 % (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne (palmowy, shea) w zmiennych proporcjach; kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgatory: lecytyny (z soi), E 476, aromat), woda, mleko w proszku pełne, syrop glukozowy, tłuszcz palmowy, olej rzepakowy, barwnik: karmel, aromaty.
-----------
Odra Opolanki Galaretki Halloween to "galaretki o smaku owocowym (malinowym, cytrynowym i pomarańczowym) w ciemnej czekoladzie".
Galaretki ważą po około 16g / sztuka. Pod względem struktury wszystkie smaki były takie same, więc pozwolę je sobie opisać zbiorczo.
Cukierki w dotyku nie były bardzo masywne, ale niewątpliwie raczej twardawe. Czekolada stanowiła cieniutką warstwę, która w dotyku przypominała kiepską, plastikową polewę. Da się ją podważyć nożem. Pękała, dając się poznać jako ni twarda, ni miękka.
Wnętrze to masywne, ale podobnie jak "czekolada" twarde i lekko sprężyste galaretki. Do tego lepkie, ale tylko w dotyku (w ustach się takie nie wydawały).
W ustach czekolada rozpływała się szybko, nieco wręcz ślisko, maziście. To raczej kiepska, pozbawiona gęstości polewa, nie czekolada. Galaretki zaś rozpuszczały się bardzo powoli, prawie wcale. Niemal do końca pozostawiały dość twarde i zwarto-zbite, nawet podczas gryzienia. Ku mojemu zaskoczeniu, nie kleiły się do zębów ani trochę.
Zapach ogółem był cukrowo-słodki i sztuczny, ewidentnie galaretkowaty - to galaretki zdominowały całość, zostawiając nijaką czekoladę w tyle.
Malinowe pachniały niczym cukrowy, uroczo "słodziuteńki", sztuczny syrop malinowy. Czy wręcz "syropik". Może i z sugestią kwasku, soczystszym echem, ale wydały mi się wręcz drapiąco-mdląco słodkie. Czekolada tylko lekko zaakcentowała cierpkość kakao.
W smaku czekolada wniosła trochę tylko na samym początku, witając się delikatnie gorzkawo-cierpkawym, nieco palonym smakiem. Zasnuła się słodyczą, po czym zadebiutowało wnętrze. Cechowała je cukrowa słodycz, która błyskawicznie rosła. Mignęła w niej obietnica kwasku, jednak potem motyw przecukrzonego syropu malinowego i sztucznych malinowych landrynek zajęły pierwszy, drugi i trzeci plan. Chwilami to-to wydawało się aż mdłe w zasadniczy smak w tej całej słodyczy... Typowa dla galaretki cierpkość zamajaczyła w oddali, a słodycz szybko drapała w gardle. Przy gryzieniu razem z czekoladą leciuteńki kwasek jakoś bardziej się wyłaniał.
W przypadku cytrynowych w zapachu czekolady w zasadzie nie czuć. Tę sferę zdominował cytrynowy, nieco kwachowaty motyw płynu do naczyń. Goryczka łączyła w sobie galaretkę po prostu i sztuczną skórkę cytryny. Mimo to, cukrowość też była i wyszła aż mdląco.
W smaku czekolada wyszła lekko cierpko, acz sama w sobie nie zwracała na siebie uwagi. Podkreśliła raczej kwaśność wnętrza. Cytryna przebiła się błyskawicznie i zdominowała wszystko. Chociaż "cytryna" jest tu nadużyciem, ponieważ najpierw poczułam sztuczny płyn do naczyń w wariancie cytrynowym o złudnie kwachowatym wydźwięku. "Złudnie", ponieważ realna kwaśność taka wysoka nie była - chodzi o charakter, klimat. Zaraz dołączyła do tego cukrowość, aż drapiąco wysoka. Mieszała się tak z kwaśnością, która z czasem zrobiła się nawet nieco zwyczajniej cytrynowo-soczysta, a także goryczką. Ta połączyła w sobie goryczkę, cierpkość typową dla galaretek i jakby sztuczną skórkę cytryny. Cukierek gryziony całościowo, za sprawą czekolady wydawał się bardziej cytrynowo kwaśny - jakby tak cukrowo-kakaowo polewowa czekolada nieco przygłuszyła sztuczność.
Pomarańczowe okazały się najłagodniejsze. Ich zapach był delikatny i stonowany, słodko-goryczkowato pomarańczowy, trochę sztucznawy, ale całkiem w porządku. Pomarańcza dopuściła do głosu palono-cierpkawą, polewową czekoladę.
W smaku czekolada też wyraźnie się zaznaczyła jako splot cukru i cierpkawo-palonego kakao. Smakowała typowo polewowo, ale całkiem w porządku. Galaretka odezwała się spod niej już po chwili. Podobnie jak zapach, smak był wyważony. Połączył w sobie cukrową, ciężką słodycz i goryczkę galaretkowato-cytrusową. Pomyślałam o skórce pomarańczy, która zmieszała się z olejkiem pomarańczowym i innymi, kwaśniejszymi cytrusami. Kwasek i drobna soczystość w zasadzie tylko się zaakcentowały w tle, pozwalając słodyczy zadrapać w gardle. Czekolada podkręciła chyba motyw skórki pomarańczy i olejku, przygłuszając sztuczność, a sama kontrastowo wyszła bardziej gorzko. Ten cukierek okazał się najbardziej harmonijny, zgrany gdy chodzi o czekoladę i galaretkę.
To w zasadzie... kiepskawo-przeciętne galaretki. Są, czym są i nie ma za co chwalić. Męcząca słodycz, sztuczny smak, a kiepska czekolada pozostawiła sporo do życzenia. Wszystko jednak w zasadzie spodziewane... Każdy smak pachniał i smakował w zasadzie obiecanym owocem... Acz w chemicznej wersji, szkoda. To produkt z niższej półki, nie budzący skrajnie negatywnych emocji. Myślę, że mogą zaspokoić ochotę na galaretki lub - komuś takiemu jak ja - bez traumy wybić z głowy takie zachcianki. Najlepiej wg mnie wyszła pomarańcza - galaretka zgrała się z czekoladą, nie szarżowała niczym i połączyła słodycz z lekkim kwaskiem, była też najmniej sztuczna. A jednak podpadła mi najintensywniejszym posmakiem olejku, który potem jeszcze się dość długo utrzymywał. Zaraz za nią wersja malinowa, która przegięła ze słodyczą. Cytrynowe wyszły najgorzej, bo najbardziej sztucznie (i z odpychającym zapachem). A jednak ani jednego cukierka nie dałam rady zjeść całego.
Mama dokończyła po mnie i nie porwała się na 3 kupione sobie. Po moich stwierdziła: "Niesmaczne. Przede wszystkim niecodziennie, nieprzyjemnie jak na galaretki twarde. Trochę bardziej jak twarde żelki. W smaku trudno najlepszą znaleźć, bo wszystkie bardzo słodkie, a w zasadzie aż mdłe w tej słodyczy. Chyba najlepsze pomarańczowe, bo najmniej sztuczne. Człowiek by się spodziewał, że trochę kwasku poczuje, a to w zasadzie żadna z galaretek specjalnie kwaśna nie była. Bez wyrazu, że aż odechciewa się jeść".
ocena: 4/10
kupiłam: Mama kupiła (w Biedronce na wagę)
cena: 24,90 zł / 1kg
kaloryczność: 350 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
-----------
Odra Opolanki Galaretki w Czekoladzie to "galaretki o smaku owocowym (malinowym, cytrynowym i pomarańczowym) w ciemnej czekoladzie".
Jako że z Mamą już dawno doszłyśmy do wniosku, że wszelkie specjalne okazje producenci wykorzystują i produkują wiele produktów gorzej, bo "ludzie i tak kupią" (np. założę się, że o ile przez cały rok pączki to po prostu pączki, na Tłusty Czwartek większość cukierni / piekarni przerzuca się na masową produkcję o przerażającej jakości), niedługo po Halloween Mama kupiła Opolanki w tradycyjnym wydaniu, po prostu zwyczajne na wagę. Trafiła co prawda tylko na dwa smaki, ale uznałyśmy, że wystarczy, by sprawdzić, czy czymś się różnią... Potem jednak mnie tknęło, że o trzeci smak mogę poprosić ojca, by kupił, jak trafi, bo lubi galaretki itp.
Struktura była identyczna, jak w wersji halloweenowej.
Zapach wydał mi się nieco różnić od wersji halloweenowej. Pomarańczowe galaretki pachniały podobnie, ale nieco delikatniej. Cytrynowe za to nie kojarzyły się z płynem do naczyń. Wydały mi się bardziej zachowawcze. Podobnie malinowe były spokojniejsze - trochę kwaśne, trochę słodkie w typowy "syropowy" sposób.
Także w smaku wszystkie smaki wydały mi się nieco bardziej zachowawcze. Czekolado-polewa smakowała jak w halloweenowych, wnosiła niewiele, może tyle samo, ale może ciut-ciut więcej (chyba przejadłam tego za mało, by jednoznacznie stwierdzić).
Pomarańczowe Opolanki wyszły bardzo słodko i pomarańczowo, trochę cukrowo, ale znacząco kwaśniej od wersji halloweenowej. Wydały mi się bardziej rozmyte w kwestii zasadniczego smaku, bardziej ogólnie kwaśno-cytrusowe, niż ewidentnie pomarańczowe, choć i słodko-goryczkowatą, olejkową pomarańczę czułam.
Cytrynowe Opolanki okazały się bardzo słodkie przede wszystkim, ale jednocześnie zaskakująco mało słodkie. Były sztucznawe, ale nie aż tak mocno jak płyn do naczyń - w przypadku zwykłych Opolanek skojarzenie z nim może tylko lekko gdzieś w tle przemknęło. Wydały mi się bardziej uładzone, przystępne. Wręcz trochę cukrowo-mdłe... Owszem, sztucznawo-cytrynowe, ale aż nijakie przez słodycz, mimo delikatnego poziomu.
Malinowe Opolanki zapewniły i trochę słodyczy, i kwaśności. Ta była soczysta, ale nie przypominała świeżych malin, a syrop, sok malinowy. Po tym, jak kwaśność rozeszła się po ustach, rosła słodycz. Szła w nieco mdławym, mulącym kierunku, jednak lekki kwasek utrzymał się do samego końca. Czekolada trzymała się za smakiem galaretki, pozwalając malinom w syropowym, niemal uroczym wydaniu zaprezentować się w pełni. Podkreśliła jeszcze soczysty kwasek, ale z czasem, pod koniec jedzenia na zasadzie kontrastu zwróciła też uwagę na przecukrzony poziom słodyczy, która drapała w gardle.
Uznałam, że zwykłe Opolanki, nie na Halloween smakują nieco bardziej zachowawczo. Jakby były uniwersalne w porównaniu do halloweenowych o sztucznie wyostrzonym smaku. Co jednak też nie sprawia, że to smaczne cukierki. Po prostu... zwykłe, przeciętne, które można zjeść, ale człowiek taki jak ja woli nie (ale nie ma po nich traumy).
Mamie nic nie mówiłam, poczekałam, aż sama wygłosi werdykt, by nic jej nie sugerować. Powiedziała: "Te nawet mi właściwie smakowały. Niczym nie powalały, takie bardziej niedookreślone, ale tym samym smaczniejsze. Pomarańczowe jakby bardziej cytrusowe ogólnie, ale fajna kwaśność w nich się pojawiła - może właśnie dzięki temu. Cytrynowe słodkie, niekwaśne co prawda, ale nie kojarzyły mi się z płynem do naczyń. Malinowe niesmaczne jakieś, nie czułam w nich tych malin, ale były takie po prostu słodko-kwaśne, przeciętne właściwie. Te były po prostu lepsze od tych halloweenowych, które były jakby przerysowane. Też twarde, ale całkiem do zjedzenia. Na pewno jednak znacznie gorsze od galaretek Mieszanka Krakowska Wawelu".
Wygląda na to, że po raz kolejny potwierdziła się nasza teoria o tym, że "okazyjne" słodycze są produkowane gorzej. A jednak i tak nie są to galaretki smaczne. Owszem, mogą być jeszcze gorsze, ale da się i lepsze znaleźć, co pokazała bardziej zróżnicowana pod względem tego, jak co wyszło, Mieszanka Krakowska Wawelu.
ocena: 5/10
kupiłam: Mama kupiła (w Biedronce na wagę)
cena: 24,90 zł / 1kg
kaloryczność: 350 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, syrop glukozowy, czekolada 18% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgatory: lecytyna sojowa, e476; stabilizator: e492; aromat), woda, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, substancja żelująca: agar; koncentraty owocowe 0,2% (cytrynowy, pomarańczowy, malinowy), aromaty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.