czwartek, 31 października 2024

czekoladki w siatkach: Googly Eyeballs Filled Milk Chocolate Ball; (Gunz) Only Milchschokolade / Czekolada mleczna; (Lidl) Halloween Straszne Figurki z czekolady mlecznej

Kocham Halloween, a także różności, jakie się w sklepach z tej okazji pojawiają. Nie dotyczy to jednak jedzenia, słodyczy - zazwyczaj niska jakość aż krzyczy. Ojciec jednak dobrze wie, że lubię wszelkie upiorności i niestety w jego odczuciu te kiepskie słodycze są ciekawe. Tłumaczenie zaś nie trafia. Łatwiej jest po prostu podziękować. I cóż - dzięki temu wyszły mi aż trzy posty okazyjne. Z mojej strony to takie... i cukierek, i psikus. Nie trzeba wybierać, jako że oferuję porównanie, co też firmy i sklepy czekoladowego proponują na Halloween. Już na pierwszy rzut oka to dla mnie małe potworki, ale z racji halloweenowego wyglądu uznałam, że na bloga nadadzą się idealnie. Tknęło mnie, że chyba nigdy sama nie kupiłam żadnych słodyczy, czekoladek w tego typu siatkach - co za pomysł? Nie przemawiał do mnie. A jednak trafiły do mnie aż trzy siatki. Jedna wyjątkowo podejrzana - ojciec kupił ją jako czekolada mleczna ze strzelającymi cukierkami, bo tak było w gazetce, jednak opis na etykiecie nic o strzelaniu nie mówił. Obstawiam, że ktoś coś pokręcił.

Googly Eyeballs Filled Milk Chocolate Ball to "kule z czekolady mlecznej o zawartości 28% kakao z mlecznym kremem"; masa mleczna całości to min. 16%; importowane przez Dealz.

Po odwinięciu sreberka poczułam bardzo słaby zapach, łączący w sobie cukier i margarynę w kontekście kiepskich nadziewanych czekoladek. Nie miało to "uroczo-dziecięcego" klimatu, jak potrafią niektóre produkty pokroju Kinder Chocolate, a taki zachowawczy, niedookreślony. Dopiero po podziale i w trakcie jedzenia wyłoniła się wysoka mleczność, która skojarzyła mi się ze słodzonym mlekiem skondensowanym i mlekiem w proszku. Środek zdominował kompozycję. Zapach był duszny.

Czekoladki w dotyku były bardzo tłusto-ulepkowate - aż otłuszczały dłonie, mimo że nie rozpuszczały się w nich. W odbiorze były polewowe i choć nie ciężkie, to dość konkretne.
Bardzo łatwo je przepołowić, otworzyć nożem. Czekolada stanowiła grubą warstwę, acz i kremu nie pożałowano.
Sama czekolada okazała się masywna, ale nie twarda. Krem, choć wyglądał na suchy, był bardzo tłusty i mazisty.
W ustach całość rozpływała się tłusto-ulepkowato. Czekolada szybko miękła, ale zachowywała zbitość. Była maziście-tłusta i łatwo rzedła w umiarkowanym tempie. Brakowało jej czekoladowości - okazała się przeciętną polewą o lekko proszkowym zatarciu.
Nadzienie łatwo się z nią mieszało, rozpuszczając się wolniej z racji, iż okazało się bardzo zwięzłe. Wyszło bardziej od czekolady lepko i miękko. Cechowała je mazistość i gibka gumiastość. Było tłusto-miękko margarynowe i trochę proszkowe.

W smaku czekolada przywitała mnie dusznym smakiem cukru, mimo że jej słodycz nie była porażająco wysoka. Cukier jakby nieco zgasiła "kakałkiem", acz to i tak on dominował. Nie była to oczywiście nawet gorzkawość, a smak przypominający cukrowy napój kakaowy instant, zrobiony na mleku. W czekoladzie mleko bowiem czuć, acz dopiero po chwili. Mimo to miała wydźwięk taniej polewy czekoladowej, nie czekolady mlecznej.

Dość szybko krem mleczny niewątpliwie podkręcił mleczność, bo sam okazał się smakować niczym cukier z mlekiem w proszku. Było to ciężkie i tanie. Szybko pojawiła się też margaryna, a słodycz momentalnie zasłodziła, że aż mnie wykręciło, i zaczęła palić w gardle. 

"Kakałkowo"-cukrowa czekolada i krem mniej więcej w połowie rozpływania się kawałka w ustach uwypukliły swoje wady. Margaryna przy tak niecharakternej czekoladzie pozwoliła sobie na więcej, a cukrowość wydała mi się nie tylko porażająco silna, a też ciężka i czysto cukrowa. Męczyła nie tylko siłą, ale też wydźwiękiem.

Po zjedzeniu został nieprzyjemny posmak margaryny i cukru, z echem mleka w proszku i taniej polewy udającej mleko w proszku. W gardle drapało już po śladowej ilości.

Czekoladki już zapachem i konsystencją nie zachęcały. Smak utwierdził mnie w przekonaniu, że to byle jak zrobione byle co, aby było co wsadzić w sreberko z grafiką oka na Halloween. Tania, polewowo-kakałkowa czekolada i margarynowo-mleczny krem wydawały się zrobione z cukru; smakowały tanio. Były czysto cukrowe, cukrowo-nudne i bez charakteru. Nijakie, nieprzyjemne słodkie "cosie". Mnie kompletnie zmęczyła i odrzuciła połowa jednej kulki ważącej 6g. Mama zjadła drugą połowę i resztę oddałyśmy ojcu.
Mama opisała to: "To jest tak słodkie, cukrowe, że aż pojąć tego nie mogę. Od słodyczy aż wykręca, a ten środek... on ma być jakiś? Czymś ma smakować? Wyszedł jak cukrowa gruda tłuszczu, no tak... taki niby mleczny czy raczej po prostu biały krem. Ale takie to słodkie i nijakie, bez charakteru, że aż w głowie się nie mieści".
Potwornością te kulki dorównały innym kulkom - Biedronka Praliny Halloween Millano-Barona.


ocena: 1/10
kupiłam: ojciec kupił w Dealz
cena: jak wyżej, ale cena to 6 zł za 90g
kaloryczność: 553 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: 55% czekolada mleczna (cukier, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, serwatka w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy), 45% krem mleczny (cukier, frakcjonowany olej i tłuszcz palmowy, odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku, laktoza, mleko pełne w proszku, lecytyna sojowa

---------

Only Milchschokolade / Czekolada mleczna to mleczna czekolada o zawartości 28 % kakao w formie figurek "szkieletów", wyprodukowana przez Gunz we Włoszech.

Po rozwinięciu sreberka poczułam przesłodzony, acz ewidentnie mleczny zapach. W tle zaznaczyła się nieśmiała wanilia, jednak poziom słodyczy i tak sugerował "kakałkowy" plastik. Słodycz wydała mi się mocarna, acz nie czysto cukrowa. Było w niej nawet coś z nadziewanych czekoladek mlecznych dla dzieci typu Kinder.

Krótko mówiąc, średniej wielkości figurki były brzydkie; byle jaki grawer miały tylko z jednej strony. Ważyły po 7g.
Zaskoczyły dość ciemnym kolorem, ale... kojarzyło się to raczej z plastikową polewą. Czekoladki były polewowo twarde i masywne, Trzaskały w chrupki, średnio głośny sposób.
W ustach rozpływały się w tempie umiarkowanym, z łatwością mięknąc. Czekolada zmieniała się w tłustą, lepką masę. Wyszła mlecznie kleiście i gęsto. Choć początkowo sugerowała pylistość, była raczej gładka i bardzo kremowa.

W smaku pierwsze zaznaczyło się leciuteńkie kakałko wyprane z gorzkości czy cierpkości, do którego dopłynęło mleko. Mnóstwo mleka i słodycz. To było zupełnie jak przegryzanie się przez czekoladkę z mlecznym nadzieniem.

Mlecznym i zacukrzonym do bólu. Słodycz szybko drastycznie wzrosła. Cukier bardzo się rządził, ale nie był osamotniony. Towarzyszyło mu echo wanilii, podkreślające wszechobecną mleczność. Mimo to, wkradł się tam i akcent plastiku.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa mleko otarło się wręcz o śmietankę, jednak w obliczu bezlitosnej słodyczy, straciło na znaczeniu. Cukier uszlachetniony wanilią, motyw mlecznych czekoladek drapał w gardle i męczył dość szybko. Słodycz odwracała uwagę od wszystkiego innego.

Końcowo czułam się, jakby jadła czysty cukier z mlecznym echem. Czekolada wyszła do bólu plastikowo-cukrowo. 

Po zjedzeniu został posmak cukru i przesłodzenie jako wręcz palenie w gardło. Czułam mleczność, echo wanilii, ale też plastik - jakby "plastikowe kakałko" przez poziom słodyczy. 

Moc mleka i śmietanki na plus, gdyby tak dać o wiele mniej cukru. Czekoladki wyszły do potęgi mlecznie, w zasadzie kakałkowo w polewowy sposób, ale nawet nie tanio, tylko straszliwie słodko. Wanilia próbowała uszlachetnić cukier, to fakt, ale co z tego, jak summa summarum było tak słodko, że aż odechciewa się jeść, bo nie da się skupić na niczym innym, poza słodyczą, która aż inne wątki spłyca? Nie miałam ochoty nawet jednej dokończyć. Plusy i minusy tak się wyrównały, że obstawiam, że jest to po prostu do bólu przeciętna czekolada mleczna.

Słodycz a przez to nieatrakcyjny efekt mnie nie zaskoczyły, ale zaskoczyło mnie, że markę widywałam chyba - lata temu jako różne czekoladki w kształcie biedronek i pszczół. Kiedyś, za dzieciaka, u mnie bywały - pamiętam, że zawsze je lubiłam głównie dlatego, że Mama miała fioła na punkcie biedronek i to dla niej potem wypychałam sreberka sreberkiem, robiąc figurki, które rozstawiałyśmy na komodzie. Szkoda, że smak nie dorównał miłym wspomnieniem. Acz smak tych figurek zawsze kojarzył mi się trochę plastikowo. Biedronki takie zawsze w moim umyśle jawiły się jako figurki czekoladopodobne, nie czekoladki. 

Resztę dałam Mamie, ale i ona zjadła niewiele (choć więcej niż ja): "Te czekoladki były... takie zwyczajne, przeciętne. Normalnie definicja zwykłej mlecznej czekolady. Słodkie i takie jakieś nudne, że więcej ich się nie chce jeść, ale i nic do zarzucenia w sumie nie mam".


ocena: 5/10
kupiłam: ojciec kupił chyba w Lidlu
cena: jak wyżej, ale cena to 5,99 zł za 100g
kaloryczność: 512 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

---------

Zostały kupione jako "czekoladki ze strzelającym cukrem", jak było w gazetce i na cenie, ale okazało się, że to coś innego.

Halloween Straszne Figurki z czekolady mlecznej to czekolada mleczna o zawartości 33% kakao w formie figurek-czekoladek, wyprodukowana dla Lidla.

W siatce było 8 sztuk, po około 12-13g; łącznie 100g.

Po otwarciu poczułam intensywnie mleczny zapach, zahaczający o mleko w proszku i przesadzoną, cukrową słodycz. Odnotowałam lekką maślaność oraz echo kakao, które próbowało nadać jej trochę charakteru, ale kiepsko mu szło.

Czekoladki wydawały się masywne i konkretne. Były ciężkie, a w dotyku trochę plastikowe.
W ustach czekolada rozpływała się ochoczo, w tempie umiarkowanym. Dała się poznać jako maślano tłusta i kremowa. Zmieniała się w lepkawo-gęsty, śmietankowy krem z istotnym, mazistym elementem. 
To zwykła, mocno mleczna czekolada (bez strzelającego efektu, mimo gazetkowej obietnicy).

W smaku pierwsza zaznaczyła się słodycz, zahaczająca o cukier, lecz szybko pojawiło się waniliowe echo, próbujące to ugłaskać. Już po chwili po ustach rozlała się także mleczność.

Była intensywna i pełna, sama w sobie jakby też podpięła się pod słodycz. Mleko nieźle sobie poradziło z poskromieniem cukrowości. Po chwili mleko wzmocniła wanilia, zaznaczając się całkiem dosadnie.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa odnotowałam akcent kakao. Choć delikatne, było wyraźnie wyczuwalne. Z czasem dołączyła do niego maślaność, której wtórowało mleko. Ona ani na chwilę nie straciło pewności ciebie.

Słodycz ciągle rosła i choć na smak nie była tak chamsko cukrowa, jak można by się spodziewać, i tak w końcu przegięła jawnością cukru i zaczęła drapać w gardle. Mimo że zaczęła męczyć, nie osłabiła intensywnego, mlecznego smaku. Końcowo mleko podchodziło pod śmietankę.

Po zjedzeniu został posmak cukru oraz mleczno-kakałkowy, prawie cierpkawy motyw. Całość zawalczyła o lekką szlachetność odrobinką wanilią i kakao, ale i tak... wpisało się to w cukrowo-mleczną toń. 

Czekoladki jak na coś takiego wyszły zaskakująco nieźle. Nie był to czysty, sam cukier. Mimo przesadzonej słodyczy, czuć także echo wanilii i kakao, a mleczność pokazała się z bardzo zacnej, wyrazistej strony. Choć to zupełnie nie moja bajka, bo nie lubię takiego poziomu słodyczy i obecnie nie po drodze mi z mleczną czekoladą, spośród halloweenowych słodyczy, to opcja zdecydowanie najlepsza i po prostu bezpieczna.
Poziom tych czekoladek wydał mi się bliski Biedronka Belgijska Czekolada Mleczna - tylko że wspomniana była bardziej maślana i jednak nieco szlachetniejsza, mimo wyższej słodyczy, a dzisiaj prezentowana mleczna. Oceniam to jako czekoladę mleczną (bo obstawiam, że z tym strzelającym cukrem to coś w gazetce pomieszali).

Mama, do której te czekoladki powędrowały, najpierw trochę oburzyła się na moje powyższe porównanie, jednak zjadła nieco więcej i w końcu przyznała mi rację, acz podkreślając, że wspomniana czekolada jest lepsza, a halloweenowe czekoladki i tak jej nie smakowały. Ujęła to tak: "w zasadzie nawet nie ma niczego takiego, co bym mogła wskazać jako wadę. Po prostu były nudne. I poziom ich i tej czekolady zbliżony, ale czekolada jakby tak pretendowała do czegoś lepszego i jej to wychodziło, a te czekoladki jednak leciały w dół. To taka mleczna maślaność jakby dziecięca, jak z czekoladek dla dzieci bardziej... I forma nieprzyjemna - no zwykła czekolada lepiej wychodzi w kostkach, a nie jakieś dziwne, niewygodne krążki".


ocena: 8/10
kupiłam: ojciec kupił w Lidlu
cena: jak wyżej, ale cena to 6,99 zł za 100g
kaloryczność: 541 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, mleko pełne w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii Bournon

---------
To małe zaskoczenie, że w siatkach można znaleźć też coś dobrego. To zestawienie pokazało jednak, że naprawdę różnie można trafić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.