Tę tabliczkę postanowiłam zabrać na drogę pod Goryczkową Czubą bez jakiegoś szczególnego powodu. Na pewno nie obstawiałam, że będzie adekwatnie do nazwy goryczowa (choć tak naprawdę szczyt zawdzięcza ją nie goryczkowemu smakowi, a góralowi o tym nazwisku). Z Kasprowego ruszyłam czerwonym szlakiem bardzo widokową granią na Pośredni Goryczowy Wierch i potem trochę zboczem. Niedługo potem znalazłam się pod Goryczkową Czubą, jako że szlak przez szczyt nie biegnie (raczej nie dałoby się - jest tak ostry i no, nie do przejścia). Widoki były zachwycające i nie wiało jakoś szczególnie, więc moment był bardzo dobry na zdjęcia.
Lindt Les Grandes 34 % Haselnusse Feinherb (Ganze Nusse und caramelisierte Nuss-Stucken in feinherber Chocolade) to ciemna czekolada o zawartości 43% kakao z całymi orzechami laskowymi i karmelizowanymi kawałkami orzechów laskowych (orzechy laskowe stanowią 34% całości).
Po otwarciu uderzył mnie zapach orzechów laskowych, przeplecionych lekką goryczką tychże. Jednoczenie nie brakowało im słodyczy. Jedno i drugie podkręciła prażona nuta. Orzechy mieszały się z wyrazistą, przesłodzoną cukrem i wanilią czekoladą. Ta jakby starała się udawać ciemną, ale nie była jednoznacznie ciemna (choć mleczna na pewno też nie). Całość wyszła łagodnie, ale wydawała się przerysowana i jakby trochę... Nutellowata?
Tabliczka w dotyku wydała mi się nieco polewowo-ulepkowata, mimo że była twarda. Przy łamaniu trzaskała krucho i właśnie jako trochę krucha się przedstawiła. Orzechy a to łamały się wraz z nią, a to zostawały w którejś z części. Dodano ich dużo - zarówno całych, jak i kawałków. Prawie niemożliwym było odgryzienie kawałka czekolady, pozbawionego dodatków i by nie zahaczyć o orzecha czy jego kawałek.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym. Uraczyła mnie kremową gęstością. Miękła i trochę zalepiała, w nieco ulepkowaty sposób, z czasem odsłaniając leniwie orzechy. Było ich dużo, ale nie uczyniły z czekolady zlepka-ulepka.
Rzadko kiedy raz po raz nadgryzałam jakiegoś jakby obok czekolady - większość zostawiłam na koniec, gdy zniknęła. Nim to jednak nastąpiło, niektóre kawałki dzwoniły o zęby z racji obecności skorupki karmelu. Miejscami kawałki te wystąpiły w skupiskach. Jedne były mocno karmelizowane (większość), inne prawie wcale. Karmel trochę miejscami zaczynał się rozpuszczać wraz z czekoladą.
Z niektórych całych orzechów schodziły kawałki skórki.
Gdy na koniec gryzłam orzechy, całe okazały się chrupiące i prażono krucho-twarde (ale nie za mocno).
Kawałki orzechów w większości były twarde i krucho-szliście chrupkie ze względu na karmel. Zdarzały się bardziej miękkie, ale niewiele.
W smaku uderzyła mnie słodycz. Cukier ścigał się z waniliną, do której po chwili dołączyło waniliowe echo. Wanilinie prawie udało się zaskoczyć na waniliowy tor, acz w zasadzie czuć je obie.
W oddali zaznaczyła się nieśmiała goryczka, akcent kakao, jednak do gorzkości się to nawet nie zbliżyło.
Słodycz za to rosła odważnie, robiąc się trochę przerysowaną. Wpisał się w nią akcent orzechów laskowych, który czułam nawet we fragmentach bez orzechów (choć trochę o nie trudno) - obstawiam, że przesiąkła dodatkiem, ale też, że podkręcili ją trochę aromatami. W kęsach bowiem, w których trafiło mi się więcej czekolady, zahaczyła o plastik.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa raz po raz odzywał się karmel, rozchodzący się od kawałków orzechów. Dał się poznać jako mocno palony. Z kolei od całych orzechów rozchodził się ich smak - lekko prażonych, czasem ze skórką. Te tonowały trochę słodycz i odciągały uwagę od tańszych zapędów.
Mimo wszystko, z czasem słodycz wyszła aż trochę drapiąco-mdląco, a kakaowy motyw prawie zrezygnował z cierpkości. Bliżej końca czekolada wydała mi się trochę nutellowata. Czuć echo raczej taniego, maślano tłuszczowego kremu-smarowidła.
Uratowały ją orzechy. Tu jednak sporo zależało od tego, na jaki kawałek trafiłam. W zestawieniu wielu kawałków i całego, dominować próbowały minimalnie karmelizowane kawałki.
Gdy spróbowałam gryźć orzechy obok czekolady, miałam wrażenie, że przez jej intensywność i słodycz, nie wykorzystują swojego potencjału i zbytnio nikną - stąd gryzłam, gdy czekolada zniknęła.
Kawałki do kompozycji wkradały się karmelem, który na końcówce wyłaniał się wyraźniej. Był mocno palony, chwilami aż do goryczki. Starał się podkręcać tę czekoladową, ale szło mu to średnio. Bardziej karmelizowane kawałki wprowadziły przypaloną nutę, która w sumie wyszła całkiem w porządku. Te były nieco mniej orzechowe. Ogólnie kawałki były delikatniejsze w orzechowość.
Całe orzechy okazały się za to zachwycające. Podprażono je leciutko, dzięki czemu zachowały pełnię swego naturalnie słodkawego smaku. Raz po raz trafiające się skórki wniosły szlachetną, subtelną goryczkę.
Po zjedzeniu został posmak orzechów laskowych słodkich i lekko prażonych, zmieszanych z tymi przekarmelizowanymi i przypalonymi oraz za wysoką słodyczą. Do niej wkradło się poczucie przerysowania i echo plastikowego kremu typu Nutella.
Tabliczka bardzo mnie rozczarowała przede wszystkim smutnie plastikową bazą rodem z nisko-średniej półki. Orzechy całe były co prawda przepyszne, nie za mocno prażone i z paroma skórkami, a karmelizowane w sumie wyszły w porządku, jednak nie były na tyle zacne, by zachwycić jako całość. Taka słodycz i naaromatyzowanie sprawiły, że czekoladę po prostu zjadłam, bo już była - głównie w górach, potem kończąc, co mi zostało. Nie była zła - gdyby kosztowała tak do 10 zł, mogłaby mieć 6-7, jednak Lindt strasznie się ceni (na stronie producenta lindt.pl ta tabliczka kosztowała 28 zł). Daleko jej do naprawdę smacznej Moser Roth Chocolat Compose Dark Almond.
ocena: 5/10
kupiłam: Allegro
cena: 23,20 zł (za 150g)
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: Allegro
cena: 23,20 zł (za 150g)
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, orzechy laskowe 34%, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa, aromaty
Długo szukałem najlepszej czekolady z całymi orzechami laskowymi. Typowe Nussbeisser i jemu podobne są za słodkie. Willie's ciemna z orzechami i rodzynkami przytłoczyła orzechy ilością kakao. Po jej spróbowaniu doszedłem do wniosku, że to jednak musi być mleczna, ale nie za słodka. Najlepszą jak do tej pory znalazłem przez przypadek w duńskim Lidlu: herbe sahne z całymi orzechami laskowymi. Szkoda, że u nas jej nie ma :(
OdpowiedzUsuńWspomnianą Wiellie's jadłam niedawno w górach. Nie tylko kakao je przytłoczyło, ale też rodzynki. I wydaje mi się, że też zawiniło to, że orzechy posiekano. Nie wiązała bym tego w taki sposób, że to musi być mleczna, by wyszło.
UsuńBrzmi ciekawie, więc też żałuję, że jej u nas nie ma. Mam wrażenie, że kosztem zwykłych, a fajnych, do nas trafiają te, które brzmią chwytliwie, a smakowo nie wychodzą świetnie.