Kiedy zobaczyłam tę tabliczkę w sklepie internetowym, zwróciła na siebie moją uwagę paroma rzeczami. Przede wszystkim regionem, bo do Panamy mam słabość, i samą marką / nazwą - wszak tej nie znałam. Zamawiając z niepolskich stron, odkryłam, że w sumie jest mnóstwo mi nieznanych. Co mnie cieszyło, bo w świecie kakao było wciąż mnóstwo do odkrycia. Maüa to marka z Hiszpanii, choć po zapisie bym nie zgadła. To ponoć "mieszanka kultur wyrażona w czekoladzie", stworzona przez urodzoną w Nikaragui Sylvię i Jaume z Majorki, który zawodowo zajmuje się kakao od 2008 i który to wyjechał do Nikaragui, by tam żyć. Zakochali się w sobie, dzieląc pasję do czekolady. Ich marka ponoć łączy "ciepło Morza Śródziemnego i blask Majorki z obfitością i żywiołowością tropików, skąd pochodzi kakao". Obecnie robią czekolady z kakao nie tylko lokalnego, ale kupują też z innych krajów.
A region, o którym wspomniałam? Cóż... No przede wszystkim skusiła mnie sama Panama (dawno nie jadłam), ale Bocas del Toro - miasto w archipelagu o tej samej nazwie - od razu skojarzyło mi się ze świetnym reżyserem, Guillermo del Toro. No, bo gdyby w mojej głowie nie pojawiało się kilkaset skojarzeń na sekundę, nie byłabym sobą.
Maüa Panama Finca Rio Uyama Bocas Del Toro Trinitario 72% Craft Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao trinitario acriollado z Panamy, z regionu miasta Bocas del Toro, znad rzeki Uyama.
Po otwarciu uderzył zapach lukrecji ugłaskanej masłem i przeplecionej wyrazistą, ciężko-soczystą wiśnią. Do głowy przyszła mi też nalewka wiśniowa. Wiśniowa cierpkość mieszała się z innymi, charakternymi czerwonymi owocami (porzeczkami?) i ostrymi przyprawami. Oprócz lukrecji czułam chili i wręcz przenikliwe goździki. W oddali poczułam jakby... kwaskawy miód? A także słodycz waniliowego ciasta. Wszystko to zarysowało się na ziemistym, ale nie mocno gorzkim, podłożu. Paloność przewinęła się, podbita maślanym motywem.
Tabliczka wyglądała ulepkowato i była tłusta w dotyku, lecz przy łamaniu okazała się twarda. Wydawała dosadnie-donośne, ale nie bardzo głośne trzaski podczas łamania.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym i bardzo maziście. Wykazywała wysoką tłustość, chyląc się w nieco ulepkowatym kierunku, ale także gładką kremowość i soczystość.
Końcowo trochę ściągała.
W smaku pierwszą poczułam słodycz... miodu, a właściwie czegoś słodkiego, do czego akurat miodu dodano tak mało, że ledwo go czuć i bardziej przeszkadza, niż pomaga ogólnemu wydźwiękowi słodyczy. Przez myśl przemknęła mi jakaś jasna babka, babeczka waniliowa z dodatkiem miodu.
Słodycz jednak zaraz nabrała charakteru owoców. Pomyślałam o bananowo-jabłkowym przecierze, który zaraz przecięła ostrożna kwaskawo wiśniowa nalewka. Podkreśliła banana, który wyszedł niemal na pierwszy plan jako bardzo dojrzały owoc.
Nalewka wiśniowa jakby trochę zadrapała, po czym wzmocniła słodycz. Nieco wyraźniej wyłonił się miód. Miała ciężki charakter, choć alkoholowość po chwili się zagubiła, zostawiając samą, bardzo dojrzałą głównie słodką, ale jednocześnie cierpką i kwaśną wiśnię. Słodycz dodała do niej jeszcze truskawki... ale wręcz gnilne, ciemne.
W oddali zaznaczyła się gorzkość. Wyszła delikatnie, tym bardziej, że od razu trzymała jej się maślaność. I jakby... zbyt łagodny, przesłodzony, złudnie alkoholowy, marcepan w cierpko-ciemnej czekoladzie?
W gorzkości przemknęła mi też bardzo łagodna, czarna herbata o jasnobursztynowym kolorze.
Babeczka waniliowa zmieniła się w... za wysokie waniliowe lody?
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa znowu poczułam miód, ale tym razem już więcej. Zarysował się wyraźnie przy świeżych, kwaśnych morelach. Takich niezbyt dojrzałych, co to próbowano je dosłodzić miodem? Dosłodzone owoce pomagały wzmocnić słodycz. Mimo kwaśniejszych elementów, czuć bardziej dosadną słodycz niż niską kwaśność - ta trzymała się tyłów.
Acz w niej właśnie nieśmiało zaznaczył się... przecier tym razem bardziej... jabłkowo-ananasowy? Niby kwaskawy, ale też słodki i niknący w kompozycji.
W kwasku mignęła jeszcze odrobina śmietanki. Umocniła wizję lodów zrobionych na śmietance. Naprawdę pełnej, tłustej, przez co wyszły ciężkawo. Też dołożyła się do łagodzenia gorzkości, ale chyba też trochę słodyczy. Ta przestała być tak intensywna, ale wyszło to kosztem owoców, bo przycichły słodkie banany. Mi do głowy przyszło jakieś miodowo-waniliowe ciasto z kremem. I podane z lodami!
Po herbacie zjawiła się... odrobinka ziemi? Palono-dymny motyw trochę wzmocnił gorzkość, a ziemia ustabilizowała się. Zaserwowała ziemiście-korzenne przyprawy, z lukrecją na czele. Była słodka, rześka, ale i ostra... Tylko ostrawa? Poczułam odrobinę goździków i chili. Nieco zgłuszyły słodycz.
Po zjedzeniu został posmak ziemistych przypraw i samej ziemi. Na pewno czułam chili, lukrecję i goździki, ale nie mocno ostre. Ostrość złagodziła kwaśność moreli i wiśni. Może też gnilne truskawki?
Te były już słodsze. Ogólna słodycz jawiła się jako wysoka, ale bardzo... namieszana. M.in. czułam w niej jakby za małą ilość miodu - za małą, by go dobrze poczuć i by zachwycił, a tylko dziwnie pobrzmiewający. Bo słodko było wystarczająco, nawet ryzykownie.
Całość smakowała mi, ale parę zastrzeżeń mam. Była bardzo słodka i niestety za mało gorzka. Gdyby gorzkość była wyższa, ta słodycz byłaby ok, ale przy takiej tylko gorzkawości, mi za bardzo się rządziła. Gorzkawość łagodnej herbaty, ziemi trochę za bardzo odpuściła. Wkroczyła maślana nuta, wpuszczająca śmietankę i łagodny marcepan. Kwaśność mogłaby się lepiej rozwinąć właśnie z gorzkością. Wiśnie, wiśniowa nalewna, gnilne truskawki i niedojrzałe morele mieszały się z bardzo słodkimi bananami, co zapewniło bogaty owocowy splot, jednak o dziwo nie uczyniło kompozycji przede wszystkim owocową. Akcenty miodu i przypraw z lukrecją na czele miały wiele do powiedzenia i to chyba dlatego. Konsystencja i tłustość niestety trochę leciały w kierunku ulepka, było tłusto, co mi niezbyt podeszło. A jednak wrażenie ogólne w porządku.
Też bardzo słodka od dosłownie "owocków", ale z poważniejszym karmelem Georgia Ramon Panama Finca Quebrada Limon Trinitario 72 % była o wiele bardziej gorzka, dzięki czemu smaczniejsza. Była bogata w nuty czerwonych owoców (w tym też głównie wiśni i trochę truskawek), ale cechowała ją drzewność i orzechowość oraz nutka liści tabaki.
Korzenność i echo miodu, nieznaczną kwaśność czułam też w Zotter Labooko Panama 72 % z 2021, ale ogólnie nie były zbyt podobne ze względu na kawowe i piernikowo-chlebowe nuty Zottera. Zotter zachwycił, tylko tłustością podpadł.
ocena: 7/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: 6,82 € (za 70g; około 30 zł)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.