czwartek, 17 października 2024

Grizly Krem z orzechów laskowych 100%

Od razu po zjedzeniu Grizly Krem z orzechów laskowych 100% w tubce wiedziałam, że kwestią czasu jest, aż wrócę do pełnowymiarowego, wielkiego opakowania. Ogólnie miałam plan przetestować różne kremy 100% Grizly, bo miałam już wstępne rozeznanie zrobione, że na pewno mogę się spodziewać czegoś dobrego. Mama też się zainteresowała "jakimś innym niż z fistaszków kremem", więc jako że chciałam, by dobrze zaczęła, zdecydowałam się właśnie na ten, ale skończyło się, że widząc, jak się z niego cieszę, odstąpiła mi całość. Przy okazji uznałam, że miło będzie sprawdzić, czy są jakieś różnice między tym, a sprzedawanym w tubkach.

Grizly Krem z orzechów laskowych 100% to krem 100 % z orzechów laskowych; gładki; tym razem u mnie w wersji w opakowaniu 500g.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam słodkie orzechy laskowe o lekkim stopniu prażenia, przechodzące w świeże i surowe orzechy. Swą słodycz przełamały lekką gorzkością skórek. Czułam się, jakbym miała do czynienia z młodymi i świeżymi, tylko co wyłuskanymi orzechami prawie zupełnie surowymi, które podkreśliły pojedyncze, podprażone sztuki. Dokładnie tak zapamiętałam zapach kremu z tubki. 

Na wierzchu wydzieliło się dużo oleju. Jakieś 18 łyżeczek zlałam (czyli jakieś 35g zawartości to olej, który się nie przydał), a wymieszałam ok. 7 łyżeczek (4 od razu, 3 potem już w trakcie jedzenia na przestrzeni dni).
Resztę łatwo wymieszałam do jednolitości, mimo że trafiłam na parę suchawych miejsc, grudek.
Pasta była bardzo gęsta i masywna. Nie wydała mi się zbyt tłusta. Oleistość wykazywała tylko przy mieszaniu, potem to ładnie wsiąkło. Cechowała ją subtelna miazgowość, a więc trochę drobinek orzechów i odrobinka konkretnie skórek.
W ustach wydawała się gęstnieć. Była kremowa i pełna, a także cudownie miazgowa. Rozpływała się powoli, aż na języku zostały trzeszczące skórki i drobinki orzechów. Krem w pudełku wydał mi się minimalnie gęstszy od tego z tubki.

W smaku w zasadzie nie wyłapałam żadnych różnic. Od początku czuć uroczo słodziutkie orzechy laskowe, jakby dopiero co zerwane z krzaka i wyłuskane z łupin. 

Wysoka słodycz dominowała, dopuszczając do siebie subtelną gorzkość świeżych skórek surowych laskowców. Dodała głębi słodyczy, lekko ją jednocześnie tonując. Słodycz, choć zahamowana, w zasadzie cały czas rosła. Acz delikatnie.

Łagodna gorzkość skórek ośmieliła znikomy prażony wątek. To trwało chwilę, bo w połowie rozpływania się porcji w ustach słodycz wydała mi się nią jeszcze podkręcona; ogólnie wzmocniona. To była wręcz słodziuteńkość, tak dobrze już mi znana z wersji w tubce. 

Drobinki orzechów podtrzymały myśli o orzechach surowych, świeżych i słodziutko-młodziutkich. Z punktowo zaznaczającą się jakby suchawą goryczką oraz przemykającym echem lekkiego prażenia. 

Po zjedzeniu został posmak świeżych, młodych orzechów laskowych, po prostu. Może z subtelnym echem prażenia, ale wpisującym się w naturalną, orzechową słodycz.

To nie krem, a majstersztyk. Idealna konsystencja gęsta i miazgowa, a do tego zniewalający smak orzechów prażonych minimalnie, wręcz świeżo-surowych. Pokazały swoją naturalną słodycz, ale i skórki lekko zaznaczyły swoją goryczkę, dodając głębi.

Mając aż 500g tego cuda, jadłam nie tylko sam krem osobno, ale pokombinowałam trochę, mimo że i tak najbardziej ukochałam jedzenie kremu samego.

Najpierw poszło klasyczne połączenie z kakao - wymieszałam jogurt (typu greckiego Piątnicy) z 2 łyżkami kakao surowego i dodałam łychę (około 40g) kremu Grizly. W obliczu gorzkawego, wyrazistego kakao, krem wydał mi się trochę stłamszony. Mocne kakao i delikatność, słodycz tej pasty średnio współgrały - musiałam zagarniać naprawdę spore porcje kremu. Chwilami kojarzyło się to trochę z deserem stylizowanym na ciemnoczekoladową wersję Ferrero Rocher.
Kolejnym wymysłem był twarożek z konfiturą różaną (płatki róż ucierane z cukrem trzcinowym), łychą kremu Grizly i ok. 40g orzechów laskowych, by było też na czym ząb zawiesić. Tak jak czułam, róża podniosła słodycz, ale tu świetnie sprawdziły się orzechy w skórkach, tonując ją. Krem przy róży i orzechach sam szedł w nieco bardziej świeżo-nugatowym kierunku. To tak mi posmakowało, że nawet powtórzyłam.

Ogólnie jednak i tak najlepiej mi się je ten boski krem po prostu sam, łyżeczką. Ale nie jest to jedyny sposób - można mu godne towarzystwo znaleźć, acz nie wszystko do niego chyba pasuje.


ocena: 10/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 29 zł (za 500g; chyba promocja? bo teraz cena jest znacznie wyższa)
kaloryczność: 646 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: 100% orzechy laskowe drobno zmielone prażone na sucho

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.