wtorek, 22 sierpnia 2023

Grizly Krem z orzechów laskowych 100% w tubce

Po kolejne tubki Grizly sięgnęłam z bardzo mieszanymi uczuciami. Byłam trochę zła na siebie, że w ogóle je kupiłam. Musiałam zjeść je prędzej, niż planowałam. Myślałam, że sobie trochę poczekają, ale to, że któraś tubka była nieszczelna i wyciekł olej, a więc była jakby otwarta, nie dawało mi spokoju (dopiero przy wyciskaniu zawartości tych odkryłam, iż zawiniła właśnie jedna z kremem z laskowców). Zależało mi, by jeść świeże. W dodatku po migdałowych wiedziałam już, że w moim przypadku tubki wcale nie są wygodną opcją. Acz przyznaję, że wciąż to ratunek od kupowania od razu wielkich opakowań.


Grizly Krem z orzechów laskowych 100% to krem 100 % z orzechów laskowych; gładki; u mnie w wersji w  tubce.

Od razu po zerwaniu srebrnej folii zabezpieczającej, z tubki wydostał się wyrazisty zapach laskowej słodyczy trochę otulonej goryczką skórek. Był zachwycająco intensywny i świeży, przywodzący na myśl młode i świeże orzechy laskowe tylko co wydobyte z łupinek. Także w trakcie degustacji aromat wydawał się świeżo-surowy. Połączył słodycz i goryczkę w idealnych proporcjach tak, że goryczka dodała słodyczy szlachetności i głębi, nieco ją tym samym wzmacniając.

Zabezpieczona sreberkiem (jak pasta do zębów) tubka to bezmyślna forma. Masy w środku nie da się przemieszać, a przydałoby się, bo oleju wydzieliło się całkiem sporo - trochę ponad 1 łyżeczka na tubkę. Po migdałowych już wiedziałam, czego się spodziewać, więc to zlałam. Po łyżeczce, trochę przemieszałam, co było średnio łatwe. Paru grudkom musiałam poświęcić dłuższą chwilę, by uzyskać jednolitą konsystencję.
przed uporaniem się z olejem
Reszta pasty wyciskała się z oporem, bardzo dużo (około ) w tubce zostało (zwłaszcza jedna z tubek była problematyczna - przytkała się, bo zrobiła się w środku sucha grudka). Ja wydobyłam to, rozcinając tubki. W warunkach domowych da się z tym uporać, ale i tak jest niewygodnie.
Masa była bardzo gęsta. Miejscami pozornie suchawa. Ciągnęła się i długo zachowywała zwartość. Była minimalnie oleiście-tłustawa, ogólnie właśnie zaskakująco nietłusta, ale masywna i konkretna bez dwóch zdań.
Już gołym okiem widać w jaśniutkiej masie miazgowe drobinki i mnóstwo skórek.
W trakcie jedzenia okazała się jeszcze gęstsza, niż na to wyglądała. W ustach jakby gęstniała, zalepiając konkretnie na długo. Była nie za mocno tłusta w pełny, esencjonalny sposób, a jej struktura wydała mi się nie gładka, a chropowata. Oczywiście bez kawałków do gryzienia, jednak z wyczuwalnym efektem miazgowym. Krem rozpływał się powoli, zostawiając na końcu lekko świeżo trzeszczące jak wiórki kokosowe skórki i drobinki. 

W smaku od pierwszych sekund słodycz uderzyła niczym grom. Krem wydał mi się aż "słodziusi" i "świeżusi". Natychmiast pomyślałam o młodziutkich, tylko co zerwanych z krzaka leszczyny orzechach i tylko co rozłupanych. Słodycz wskoczyła na bardzo wysoki poziom. Najpierw to ona zaprezentowała się w pełni, dominując zupełnie.

Zaraz jednak przeplotła ją szlachetna i subtelna gorzkość. Należała do świeżych skórek surowych orzechów. Była niska, a nadająca paście lekkiej powagi, szlachetności. Lekka gorzkawość przez moment ściągnęła na siebie uwagę, debiutując.

Za sprawą goryczki skórek wemknęła się pieczona nutka. Wydała mi się znikoma, jakby wręcz ukryta. Niemniej zawinęła się, obniżając na pewien czas słodycz. Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji, ta jednak znów wróciła. Cechowała ją lekka maślaność. Już tak nie rosła, jakby uspokoiła się i nie była aż tak "słodziusio" urocza. Splotła się w harmonijnym tańcu z gorzkawością. Pomyślałam raczej po prostu o surowych, bardzo świeżych orzechach laskowych. Czułam smak po prostu chrupanych orzechów - jakbym jadła je, nie zaś pastę.

Oczami wyobraźni widziałam mieszankę orzechów jasnych świeżych i surowych bez skórek, wśród których znalazło się parę właśnie w skórkach. Te czuć prawie cały czas wyraźnie.

Wyraźniej jednak, gdy drobinki, w tym mnóstwo drobinek skórek, zaznaczały swoją obecność na języku. Wtedy gorzkość świeżych skórek rosła.

Drobnicą w zasadzie niewymagającą gryzienia zajmowałam się, gdy całość się już rozpuściła. Ciamkałam i podgryzałam trzeszczące drobinki, które z zaskakującą mocą kontynuowały smak słodko-gorzkawej, niezwykle świeżej i jakby surowej laskowej pasty. Skórki wprowadziły poważniejszy, jakby suchawo-goryczkowaty smaczek.

Po zjedzeniu czułam dosłownie słodziusiość młodziutkich i świeżutkich surowych orzechów z nieco maślaną naleciałością oraz lekką goryczkę skórek, przy której miejsce znalazło leciutko pieczone echo. 

W tym kremie dosłownie zakochałam się już od pierwszego oblizania łyżeczki. Choć formę tubek uważam za beznadziejną, sama zawartość zachwyciła mnie w każdym aspekcie. Poczynając od boskiego, jakby zupełnie surowego i intensywnego zapachu słodkich laskowców, przez wyrazisty i jakby kompletnie surowy smak orzechów laskowych o wysokiej słodyczy i niskiej, acz niebagatelnej, szlachetnej gorzkości, kończąc na doskonałej, gęstej konsystencji, urozmaiconej miazgowym elementem, a bez kawałków do chrupania. To jakby... surowe orzechy w formie pasty - to było aż szokująco właśnie orzechowe, a nie jak pasta orzechowa (one w końcu zmieniają swój smak - pasty nie oddają 1:1 smaku orzecha gryzionego).


ocena: 10/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 9 zł za 75g
kaloryczność: 646 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie w tubce; normalne opakowanie 500g pewnie tak

Skład: 100% orzechy laskowe drobno zmielone prażone na sucho

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.