sobota, 19 sierpnia 2023

Lindt Excellence Mango & Almond Dark Chocolate ciemna 47 % z kawałkami mango i migdałami

Seria Lindt Excellence już dawno wypadła z kręgu moich zainteresowań z racji tego, że oferuje jedynie 47-49% i skupia się na dodatkach. Ponadto obecnie tabliczki najeżone, które oprócz tytułowego dodatku zazwyczaj zawierają jeszcze jakieś zapychacze w ogóle nie wydają mi się atrakcyjne do jedzenia. Już nawet nie chodzi o tę serię. Jednak tu w dodatku Lindt bardzo się ceni. Za nic więc sama nie kupiłabym czekolady tego typu z mango, bo przy całym moim lubieniu świeżego mango, na rzeczy o jego smaku czy z nim patrzę bardzo sceptycznie. W moim odczuciu mango w czymś po prostu nie wychodzi najlepiej. Pewnego dnia jednak ojciec zapytał, czy chcę - wielce zadowolony i dumny zadzwonił prosto z Żabki, którą tam chyba u niego w mieście niedawno na tamten moment otworzyli. Powiedziałam, że jak z ceną nie zwariowali, to może kupić, bo przygarnę. No i tak oto tabliczka jest. Pomyślałam, że choć część spróbuję, zjem. Ot, poznawczo, jak to coś takiego odbiorę.

Lindt Excellence Mango & Almond Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 47 % kakao z "kawałkami z dodatkiem mango" (7%) oraz z kawałkami migdałów (7%).

Po rozerwaniu sreberka uderzył intensywny i zaskakująco wyrównany, słodki zapach ciemnej czekolady i migdałów oraz mango. Ono przywodziło na myśl śmietankowy deser właśnie w wariancie mango lub lody na bazie śmietanki o smaku mango, z sosem z mango. Cechowała je "słodyczowa" ciężkość. Nie było sztuczne, ale nie oddawało też surowego owocu... no, może leciutko. Podrzuciło za to skojarzenie ze śmietankowym deserem. Całość odznaczała się bowiem też wysoką słodyczą. Czekolada nieco paloną i likierową, zahaczającą o cukrową.

Tłustawo-ulepkowata tabliczka przy łamaniu nie trzaskała. Wydała mi się wręcz sugerująca miękkość, jakby zaraz miała zacząć się rozpuszczać. Była delikatna, nieco krucha z racji obecności dodatków. Dodano ich mnóstwo: raczej średniej wielkości, ale też drobnicy. Zarówno kawałków mango, jak i w w dużej mierze posiekanych płatków migdałów.
W ustach czekolada od razu miękła i rozpływała się szybko. Trochę zalepiała, zmieniając się w gęsto-tłusty krem. Chwilami wydawała się miękko-ulepkowatym zlepkiem dodatków.
Te wyłaniały się z niej prędko, lecz gryzłam dopiero, gdy zniknęła. Wydawało się, że dodatków jest mniej więcej po równo (z procentów w składzie wynika, że migdały przeważają).
Migdały to różnej wielkości płatki zarówno całe, jak i posiekane drobne - mniej i nieco bardziej pochrupujące subtelnie. Niektóre były bardziej twardawe, jednak żadne nie były nadto twarde - wszystkie jakości "w porządku".
Mango wystąpiło w postaci kawałków początkowo dość twardych. Miękły dopiero z czasem i bez problemów. Były minimalnie lepkawe. Rozpuszczały się powoli, trochę oblepiały zęby gdy je gryzłam, ale żadna z tych cech nie wyróżniała się. Łatwo je pogryźć i zaraz znikały. Wyszły minimalnie soczyście i trochę jak twarde żelki (?).

W smaku najpierw poczułam wysoką słodycz i lekką gorzkość. Słodycz od razu wyszła cukrowo i przesadnie, choć jednocześnie nieco palono. W niej bardzo szybko zaznaczył się też egzotyczny, ciężko słodki owoc (nie od razu jednoznaczny). Całość wydała mi się lekko palono-cukrowo likierowa (ale bez procentów). Pomyślałam o syropie lub sosie...

Sosie, syropie czy nawet likierze czekoladowo-migdałowym? Całość lekko przesiąkła bowiem migdałami. Zaznaczyły swoją obecność, lecz zaraz uwagę od nich odciągnęło mango. Czuć je nawet w kęsach bez jego kawałków.

Rozwinęło motyw bardzo słodki, ciężki. Po chwili przedstawiło się jako mango nieco likierowe albo... lody o smaku mango z sosem mango. Takim zasładzająco słodkim, nieco cukrowym, ale też trochę... naturalnawym. Na pewno nie było to świeżo-surowe mango. Myśli krążyły wokół mango słodyczy, a więc też deserów, pralin itd. Wyłaniające się spod czekolady kawałki mango podkręcały niemal "słodziuteńki" smak, który miał w sobie coś trochę galaretkowo-przecierowo.

O dziwo jednak nie zagłuszyło zupełnie czekolady. Ta oprócz cukrowości z czasem roztoczyła lekką gorzkość. Miała palony klimat kawy i czekoladowo-kakaowego likieru, syropu / sosu. Skojarzyła mi się z takimi spływającymi po jakiś deserach lub dodatkami smakowymi do kawy. Mowa o deserach... np. mousse'ach na bazie śmietanki i kawie ze śmietanką? Migdałowej nucie, którą całość przesiąkła, raz po raz zdarzyło się pójść w nieco marcepanowym kierunku.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sama czekoladowość przeszła na tyły, jakby lękając się trochę mango. Ono bowiem nasiliło się, a słodycz (jego i ogólna) drastycznie wzrosła, drapiąc w gardle. Mango wydało mi się przerysowane, "słodziuteńkie" i podkręcone. Odnotowałam też lekki kwasek. W całości doszukałam się cytryny, moreli... miksu owoców, choć niewątpliwie ciężkie mango stało na przodzie.

Bliżej końca czekolada wydawała się jeszcze bardziej cukrowa, a gorzka w stopniu nieznacznym. Cechowała ją maślaność i śmietankowość. Lekka cierpkość walczyła, acz średnio wychodziło jej przebicie się.

Na koniec zajęłam się dodatkami. Smakowały... sobą.
Płatki migdałów cechowała delikatność. Wydały mi się naturalnie słodkawe, mało wyraziste, ale rozpoznawalne. Tonowały słodycz swoją migdałową "neutralnością". Same w sobie nie kojarzyły się z marcepanem. Chwilami gubiły się jednak za mango.
Kawałki mango okazały się niby wyraziste, ale średnio intensywne. Słodki smak naturalnego owocu walczył z motywem jakiegoś... sosu, galaretki czy czegoś... podkręconego. Z czasem te kawałki (gdy czekolada już zniknęła) przybierały wręcz "słodziuteńki" wydźwięk. Cukierkowa, ciężkawa słodycz miała w sobie sztuczny wątek. Może nie silny, ale wyczuwalny i trochę irytujący.
Gryzione razem, migdały i mango, stworzyły całkiem ciekawe poważniejsze migdałowe i nie aż tak zasładzające, a cięższo-słodkie połączenie. Nie zawsze jednak, bo często jeden z dodatków dominował.

Po zjedzeniu został posmak trochę sztucznawego w kontekście słodyczy, ciężko-cukrowego mango oraz cukrowo słodkiej, lekko cierpko-palonej czekolady ciemnej (czy raczej "ciemnawej"). Do tego zaskakująco wyrazisty motyw neutralnawych migdałów. Przesłodzenie i drapanie w gardle szybko dawało się we znaki, ale po zniknięciu kęsa i dodatków w ogóle męczyło. Kojarzyło się to z ciemnoczekoladowo-śmietankowymi pralinkami mango. Mi już przy pierwszej kostce zrobiło się za słodko i po niej i połowie kolejnej sobie darowałam.

Całość nie wyszła źle, ale nie mam też jej za co chwalić. Jak na swoją zawartość kakao, czekolada okazała się całkiem znośna, jednak - co wynika właśnie z tej zawartości - zasładzająca. To nie dla mnie. Dodatków dużo, dobrze wyczuwalne - po takiej tego raczej się oczekuje. Migdały w porządku, acz mam wątpliwości czy to taki świetnie pasujący element. Mango? Wyszło w porządku, niezachwycająco, ot. Można trochę jako ciekawostkę zjeść, jak już jest. Mnie po kostce znudziła (po prostu nie widzę sensu jedzenia takich czekolad). 

Mama też już po malutkim kęsie nie miała ochoty na więcej, ale ona więcej zjadła (też jednak niewiele). Zgodziłyśmy się, że na to, czym ma być, to w sumie czekolada ta była. Opinia Mamy brzmiała następująco: "Niby ciemna 47% kakao, a strasznie słodka, te migdały były jakieś małe kawałki i tylko tyle, że sobie w zęby powłaziły, a to mango... to to akurat może i ciekawe, fajne takie galaretki. W całości jednak czułam jakby jakiś syrop, lekarstwo na kaszel i to mi przeszkadzało. Ogólnie mi nie smakowała". Zgodziłyśmy się też, że od Lindta można by oczekiwać więcej. Nie jest to też tabliczka w typie żadnej z nas - acz po prostu zła też nie jest.


ocena: 6/10
kupiłam: ojciec kupił w Żabce
cena: dostałam, więc nie znam
kaloryczność: 534 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, migdały 7%, tłuszcz kakaowy, przecier z mango 3,6%, bezwodny tłuszcz mleczny, syrop fruktozowy, mąka ryżowa, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, regulator kwasowości (kwas cytrynowy), błonnik cytrusowy, substancja żelująca (pektyna)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.