Niedługo po wersji 100%, którą jadłam w formie tubki postanowiłam przetestować inny, bardziej kombinowany krem migdałowy Grizly. Ufam temu producentowi, więc biorąc pod uwagę ciekawy wariant i to, że nie występuje w formie mniejszej, zdecydowałam się na to duże opakowanie. Wyszłam z założenia, że skoro białoczekoladowość Grizly Gold Kremu pistacjowego z białą czekoladą, migdałami i kokosem nie przeszkadzała mi jak np. w Sticky Blenders Matcha Nerkowiec czy Sticky Blenders Migdał Ciasteczka Korzenne, nie powinna i w tym. Migdał i kokos kusiły tak bardzo! Ciekawe, że producent sam zachwala krem jako jeden z ich najbardziej udanych. Jak skromnie! Nie no, uważam, że gdy ma się powód do dumy, warto o tym mówić. Chciałam też móc go zachwalać.
Grizly Krem migdałowy z białą czekoladą i kokosem (Mandlovy krem s bilou cokoladou a kokosem) to gładki "krem z prażonych migdałów z białą czekoladą i kokosem".
przed i po uporaniu się z olejem |
Na wierzchu wydzieliła się ogromna ilość oleju - chyba pierwszy raz w życiu na taką trafiłam. Zlałam około 7,5 łyżek (do słoiczka, by w razie czego potem dodawać w zależności od potrzeby - potem z tego, wraz jak jadłam, do pasty wróciła 1 łyżka).
Resztę, czyli 2,5 łyżki, a także jakby warstewkę tłuszczo-czekolady, na którą trafiłam pod olejem, przemieszałam od razu. Było to strasznie problematyczne... chwilami wydawało się wręcz niemożliwe. Jednolitej konsystencji za nic nie mogłam uzyskać i w końcu się zmęczyłam i uznałam, że nie musi być idealnie. Masa pozbijała się w grudki, była twarda i sucha. Nie chciało to się połączyć grzecznie z jakby nieco wodnistym olejem. W konsekwencji uzyskałam w miarę kremową, ale wciąż znacząco grudkowatą mieszaninę kremu i oleju. Po długim mieszaniu nie było to nieprzyjemnie suche czy tłuste, ale i suchawe, i tłustawe. Znośne jednak.
Krem cechowała przeogromna gęstość. Był ruchomy i zwięzły, dość tłusty, ale w pełny, zbito-zwarty sposób. Już gołym okiem widać w nim drobinki migdałów (głównie skórek) oraz pojedyncze wiórko-kawałki przemielonego kokosa.
Jedzony krem wykazywał lepkość, zalepiając gęsto i rozpływając się w umiarkowanym tempie. Chwilami, gdy trafiłam na gęstszą czy suchszą grudkę, zwalniał. Czuć w nim pełną, maślano-śmietankową tłustość, kojarzącą się z topioną czekoladą, ale też suchawość pasty migdałowej. Wydawał się miękki. Kremowość również się pojawiła, mieszając się z subtelnym, miazgowym efektem oraz oleistością. Ta na szczęście nie była ciężka. Sporadycznie nawet zdarzyło mi się odnieść wrażenie, że była leciutko wodnista.
Z czasem wyłaniało się sporo drobinek. Były to głównie skórki migdałów, ale też po prostu twardsze drobineczki oraz trochę przemielonych wiórków kokosowych. Gryzłam i ciamkałam je już na sam koniec. Okazały się trzeszczące trochę marcepanowo-kokosowo. Zarówno migdały, jak i kokos. Nadały subtelnej chrupkości. Nie wymagały dokładnego gryzienia, ale stanowiły przyjemne urozmaicenie konsystencji.
W smaku pierwsza przywitała się bardzo wysoka słodycz, oddająca jakby "słodziusie mleczko". Pomyślałam o mleku o smaku białej czekolady, bo i ona błyskawicznie dała o sobie znać. Tuż za nimi pojawił się wyważony duet migdałów i kokosa, także dokładających się do słodyczy - swoją szlachetną, naturalną.
Wszystko to roztoczyło bezkresną śmietankowość. Była wyraźnie mleczna, o czym przesądziła biała czekolada. Wydała mi się wręcz slodziuteńka i w dużej mierze waniliowa. Wanilia i biała czekolada mieszały się z kokosem tak, że szybko zaczęły wydawać się jednością. Kokos sam w sobie jawił się jako słodziutko mleczny.
Migdały także wyszły słodziutko, lekko maślanie. Z czasem jednak odnotowałam też subtelną, prażono-pieczoną nutkę, która pilnowała, by nie doszło do przesłodzenia. Zdarzyło im się wpleść lekką gorzkawość skórek. Chwilami delikatne migdały wymykały się na prowadzenie wyraźnie. Ogólnie zaś zgrywały się z resztą w harmonii, ale zaznaczając, że to one stanowią bazę.
Nie było to takie oczywiste, bo mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach kokos walczył o dominację. Cechowała go słodycz, wzmocniona tym, że otulała go śmietankowa biała czekolada. Na sekundę ten duet zaskarbił sobie większość uwagi. Po gorzkawo-skórkowych epizodach ta czekoladowo-kokosowa spółka wydawała się jeszcze słodsza, aż nieco przesadnie.
Po chwili jednak z czasem migdały wybroniły się. Prażono-pieczony motyw pokusił się o szlachetną gorzkość. Odważniej odezwały się skórki migdałów. Wśród nich odnotowałam też jakby świeższą migdałowo-kokosową soczystość.
Pod koniec jednak i słodycz bardziej dała mi się we znaki. Wydawała mi się nieco nazbyt wysoka, bo biała czekolada zaszalała, starając się zawładnąć sobie podsumowanie. Zasugerowała odlegle duet wyidealizowanego Raffaello (recenzja prawdziwego z 2020, meh) i Princessy (od tej prawdziwej lepiej trzymać się z daleka), które aż nieco zadrapała w gardle.
Na szczęście jednak, gdy masa już zniknęła, zostały drobinki migdałów, głównie skórek, a także trochę kokosa do pogryzienia. Wówczas dominowały migdały bardziej gorzkawe, jakby suche smakowo skórki. Inne drobinki wyszły bardziej neutralnie. Kokos raz po raz też jeszcze podskoczył, już bardziej świeżo-wiórkowy. Wciąż słodki, ale i w pewien sposób soczysty. Wśród drobinek grał o wiele mniej ważną rolę niż gorzkawe migdały.
Po zjedzeniu został posmak słodkiej, waniliowej i już nieco zbyt cukrowej białej czekolady, ale też motyw niemal neutralnych migdałów. Świetnie połączył to naturalnie słodki kokos.
Całość wydała mi się zrobiona bardzo dobrze, ale nie idealnie. Wyraziste migdały na pewno na plus, acz wolałabym, by poszły w bardziej surowym, ewentualnie pieczonym a nie prażonym kierunku. Ale... może właśnie dzięki temu wplotły całkiem sporo wytrawności? Wiele dobrego zrobiły gorzkawe skórki. Krem był bowiem bardzo, bardzo słodki. Wręcz słodziuteńki i mleczny. Kokos wyraźnie wyczuwalny, jednak mogli go dodać więcej kosztem białej czekolady. Tej czuć tu mnóstwo. Chwilami w moim odczuciu za wiele, bo maksymalnie podkręciła i tak wysoką słodycz. A tu wolałabym, by tej naturalnej aż tak nie podrasowywała. Smakowo jednak naprawdę mi smakował, mimo że trochę zasłodził.
Jednak... niezbyt podobała mi się konsystencja. To było potworne do przemieszania. Miły miazgowy efekt, bez kawałków, ale z drobineczkami, nie za wysoka tłustość - byłyby miłe, gdyby nie ta twardość i momentami suchość. Bardzo się to podzieliło na olej i masę, szkoda. Wydaje mi się, że lepiej by było, gdyby robili to w mniejszych słoiczkach - mniejsza ilość może by aż tak się nie rozwarstwiła i nie była by aż tak oporna do przemieszania.
Przypomniało mi to trochę Grizly Gold pistacjowy z kokosem i białą czekoladą - podlinkowany wydawał się jednak jakby... świeższo-zielony, mniej prażony. I delikatniejszy. Słodki na jednym poziomie, ale bez gorzkości. Który bardziej mi smakował to chyba nie do rozsądzenia (na pewno dzisiaj opisywany przegrał pod względem konsystencji niespójnej i za to punkt odjęłam). Zależy od dnia.
Grizly na pewno radzi sobie z białą czekoladą o wiele lepiej niż Sticky Blenders.
ocena: 8/10
kupiłam: grizly.pl
cena: 39,99 zł za 500g
kaloryczność: 568 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: grizly.pl
cena: 39,99 zł za 500g
kaloryczność: 568 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: prażone migdały 80%, biała czekolada 15% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, laktoza, serwatka w proszku, emulgatory: lecytyna sojowa i E476; ekstrakt z wanilii Bourbon z Madagaskaru), rozdrobniony kokos 5%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.