Żeby znaleźć cokolwiek o tej firmie, trochę się naszukałam i w końcu samą siebie rozbawiłam. Na stronie, na której ją kupiłam i w fakturze, figurowała jako Kankel. Przygotowując więc wstęp pod recenzję znalazłam opis Kankel i napisałam, że wydał mi się bardzo, bardzo bogaty, acz... w zasadzie niewiele mówiący. Może kreatywny, ale w zasadzie podobny wielu innym. To nie on jednak mnie skusił. Kankel miało przedział bardzo w moim typie, bo głównie od 75% do 80%. Nieprzekombinowane opakowania też mi pasowały, lecz to było kompletnie inne, jakby innej marki. Chciałam więc to sprawdzić. Może przeszli jakieś zmiany? Gdy zbliżał się jednak dzień degustacji, zwątpiłam. Pomyślałam, że to chyba jakiś błąd, że to zupełnie inna marka, ale... Asociación Chocolate Bean to Bar to hiszpańskie stowarzyszenie, zajmujące się promocją kakao. Na ich stronie znalazłam, że współpracują z właśnie m.in. Kankel. Wszyscy bowiem uważają, że kakao łączy ludzi. Tę tabliczkę wydano we współpracy, właśnie specjalnie... nie wiem z jakiej okazji (zakładam coś jak koleżeńska kooperacja Sekretów Czekolady z Beskidem Beskid Chocolate x Sekrety Czekolady Peru Piura Blanco 75% Secret Roast). Na opakowaniu znalazłam, że zostało zaprojektowane przez Wikochoco, a kakao zapewniło z plantacji Limón i Guantupi Amazing Chocolate. I tam właśnie było napisane, że to współpraca Asociación Bean to Bar Chocolate z Kankel, które prawdopodobnie odpowiadało za wyrób samej tabliczki.
(Kankel) Asociación Chocolate Bean to Bar Ecuador Hacienka Limón Guantupí 77 % to ciemna czekolada o zawartości 77% kakao Arriba Nacional z Ekwadoru, z regionu dorzecza rzeki Guayas.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach mocno kakaowego, wilgotnego biszkoptu, murzynka z czarnymi porzeczkami wewnątrz. Może wymieszanymi z odrobiną czerwonych. Owocową soczystość i rześkość podkręciła kwaskawa marakuja i limonka w tle, odpowiadające też za wysoką egzotyczność. Gorzkość ciasta podkreślił zaś likier, syrop kawowy i mocno grillowane orzechy. Trzymała się ich pikanteria czarnego pieprzu. Mieszał się ze specyficzną, dusznawą ostrością skansenu, starego drewna. Do głowy przyszła mi też sucha karma dla kotów. Za nim, w tle, pojawiła się lekka ziemistość i rośliny - głównie trawa, ale też trochę słodkawych kwiatów.
Twarda tabliczka trzaskała przy łamaniu bardzo głośno, kojarząc się z cienkimi i bardzo suchymi, łamanymi gałązkami. Przekrój straszył połyskującymi kryształkami.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, jakby trochę się ociągając. Początkowo wydała mi się ulepkowo-polewowa, dziwnie zwięzła i trochę maślana, lecz zaraz poszła w bardziej zawiesinowo-ziarnistym, szorstkim kierunku. Kremowość wystąpiła jako składowy element. Ciągle wydawało mi się, że zaraz trafię na kryształki cukru, ale nie. Potem doszła do tego lekka soczystość, a na końcu suchość i lekkie ściągnięcie.
W smaku przywitała mnie wysoka, egzotyczna słodycz. Miała lekki, niemal zwiewny charakter, ale wyrazistości jej nie brakowało. Pomyślałam o kwiatach i jakiś kwiatowych w smaku owocach, ale wychwyciłam też trochę palonego cukru.
Paloność wprowadziła słodkiego, ale też mocno kakaowego murzynka. Wyobraziłam sobie wilgotne, biszkoptowe ciasto kakaowe, które rozpostarło nad resztą kompozycji gorzkie skrzydła. Przemknęła mi w nim też nieco za mocna maślaność, acz nie dała rady zaburzyć gorzkości.
Egzotyczne owoce przywiodły na myśl papaję - jej słodko-rześki, nieco nawet wodnisty miąższ oraz ostre pestki. Poczułam ciężkawy, pikantnie-gorzkawy pieprz czarny. Ten jeszcze bardziej podkreślił gorzkość.
Gorzkość była wysoka, mimo że przeplotło ją sporo wątków łagodniejszych. Pomyślałam o drewnie i orzechach. O płonącym ognisku i orzechach przy nim grillowanych. Chwilami aż za mocno. Były nieokreślone, ale przeszły mi przez myśl laskowe i brazylijskie. Pieprzność i drewno zasugerowały skansen z drobnym akcentem ziemi w tle.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w gorzkości pojawiła się jeszcze palona kawa. Jakby tak kakaowe ciasto polano kawowym sosem? O cukrowym, trochę likierowym i mocno palonym charakterze. Słodycz cały czas była bardzo wysoka i chyliła się ku cukrowości, acz nie była strasznie nachalna.
Za słodyczą i gorzkością, w egzotycznej rześkości nieśmiało zaznaczył się kwasek - m.in. limonki?
Drewno... jakby zyskało wiele, wiele lat. Czułam wyraźnie stare, nieco ostrawe drewno. Umocniła się wizja skansenu. Było w tym coś cierpkiego...
I cierpkość właśnie podkradła się do owoców, soczystości. Zupełnie, jakby kakaowe ciasto zrobiono z czarnymi porzeczkami. W oddali przemknęła mi też rześka, kwaskawa marakuja i odrobina świeżo startej skórki limonki. Kwaśność ogólnie była jednak znikoma - miała w zasadzie tylko lekki chwilowy debiut, a owoce uparcie trzymały się papai. Ostrość jej pestek też nie dawała o sobie zapomnieć. Podsyciła ją szczypta imbiru.
Jej rześkość wprowadziła z czasem rośliny. Pomyślałam o zielonej trawie, porastającej żyzną, wilgotną ziemię, i pokrytej rosą. Roślinność przecięła sucha karma dla kotów, trochę ją rozbijając, ale roślinność utrzymała się do końca za sprawą pomocy słodyczy.
Wyobraziłam sobie płatki kwiatów ucierane z cukrem - zdecydowanie za dużą ilością cukru w stosunku do płatków. Te kryły lekką cierpkość, która na koniec przypomniała o pieprzno-imbirowej ostrości pestek papai. Rozgrzewały wraz z... likierem kawowym?
Po zjedzeniu został posmak pieprzu i nieokreślonych cierpkich owoców, wraz z sugestią kwasku... marakui i limonki? Czułam rześkość egzotycznych owoców i kwiatów, mieszających się z kwiatami z cukrem. Roślinność pokazała się jako kwitnące drzewa i stare drewno, a do tego doszła goryczka za mocno grillowanych orzechów i maksymalnie kakaowego, jak tylko się da, murzynka.
Czekolada smakowała mi, ale mam parę zastrzeżeń. Niezbyt podeszła mi jej ziarnistość - cały czas jakby wisiała w niej groźba kryształkowości. Stare drewno, grillowane orzechy i roślinność na plus, podobnie jak intensywna gorzkość i murzynek z pikantnie pieprznymi akcentami, które przywiodły na myśl papaję - i miąższ, i pestki. Owoce jednak tu jakby chciały, a nie mogły - zagubione akcent marakui czy czarnych porzeczek mógł się bardziej wyeksponować w miejsce nieco zbyt cukrowej słodyczy. Kontrastowo do kwiatów i egzotyki wyszła jakoś trochę topornie.
Pomyślałam o Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 %, którą jadłam m.in. jako miniaturkę. O wiele bardziej odpowiadała mi krówkowo-karmelowa słodycz Beskidu, która jakoś integralnie zgrała się z nutami orzechów, kwiatów, herbaty i ziemi. Kompoty i dżemy z ciemnych owoców wymieszanych z cytrusami stanowiły w niej znaczący wątek i choć owoców czułam w niej mnóstwo, nie wyszła bardzo owocowo, ale właśnie bardzo pozytywnie, ciekawie. Z kolei dzisiaj przedstawiana była dziwnie owocowo skąpa, że to raczej pozostawiało niedosyt.
ocena: 8/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: 6,18 € (za 75g; około 26 zł)
kaloryczność: 574 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.