sobota, 25 listopada 2023

(Słodki Przystanek) Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 % ciemna (miniaturka) ciemna z Ekwadoru

Tabliczki z Ekwadoru ma w ofercie w zasadzie większość marek, które tworzą czekolady plantacyjne. Beskid oczywiście też. Gdy dostałam jako dodatek do przesyłki z nowościami tę miniaturkę, pomyślałam, że to jakaś smakowa, stylizowana na coś czy... coś tego typu. Uznałam bowiem, że dopisek "limon" odnosi się do np. cytrusów ("lemon"?), jednak dopytałam i szybko oświecono mnie, że to region Ekwadoru (o czym może wiedziałam, ale zapomniałam). A miniaturka była zapowiedzią nowości. Stąd bardzo się ucieszyłam, bo oto znalazłam się w posiadaniu beskidowej nowości z Ekwadoru, z jakiegoś ciekawego regionu.

Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ekwadoru, z kantonu Limón Indanza, z prowincji Morona-Santiago; wersja mini o wadze około 10g.

Po otwarciu poczułam sok z wiśni, oczami wyobraźni zobaczyłam miękkie i przejrzałe, drylowane owoce, wzmocnione czarnymi porzeczkami i aronią. Było kwaśno-cierpko, a jednocześnie bardzo słodko za sprawą karmelowej krówki. I jakby karmelowego kremu-smarowidła na sowicie przypieczonym chlebie. Te z owocami połączyły zawilgocone kwiaty, chyba róże. Zwieńczenie soczystości stanowiła cytryna z limonką, a ja w tle odnotowałam - jeszcze właśnie chyba z cytrusową nutką - herbatę i ziemię, która przypominała jej o goryczce.

Mała i raczej cienka tabliczka była jedynie twardawa (pewnie z racji gabarytów), co przy łamaniu przełożyło się na średnio głośne trzaski. Okazała się też dość krucha.
W ustach rozpływała się w tempie średnim. Odznaczała się kremową gęstością i niską tłustością. Wydała mi się mazista, a z czasem nieco lżejsza dzięki wypływającej z kremowej mazi soczystości. Takimi właśnie smugami pokrywała podniebienie.

W smaku od początku rozbrzmiał słodki, średnio mocno palony karmel, zapraszający jeszcze słodsze krówki. Wydawały się otulać orzechy laskowe.

Już po chwili orzechy zrobiły się smakiem wiodącym. Słodziutkie, niemal maślane laskowce dominowały. Łatwo o myśl o kremie orzechowo-karmelowym i kremie orzechowo-czekoladowym, z lekką gorzkością.

W tle odważyła się zaznaczyć soczystość... Jakby czarne porzeczki świeże i surowe, ale tonące w bezkresnej czekoladowości... Mieszane, rozciskane w jakimś czekoladowym kremie? Pomyślałam o porzeczkowym dżemie czekoladowym... Któremu nie brakowało szlachetnej gorzkości. A w końcu po prostu o dżemie z ciemnych owoców. Pojawiło się trochę wiśni jako sok i kompot.

Słodycz krówkowo-karmelową do owocowych nut gładko doprowadziły kwiaty. Ich nie brakowało. Pomyślałam o wilgotnych płatkach róż i ciemnej, zawilgoconej kwiaciarni... I kwiatowych herbatach? W dodatku lekko posłodzonych miodem.

A jednak też z goryczką płatków kwiatów? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa subtelnie wkradła się i rozgościła na dobre herbata. Powiedziałabym, że ciemna i gorzkawa, ale z ogromnym udziałem kwiatów.

Orzechy laskowe z karmelowo-krówkowym zwieńczeniem wciąż były bardzo wyraźne, acz już nie dominowały. Z czasem zmieniły się w orzechowy, słodki krem i ogólnie nieco rozmyły.

Owoce przybrały na soczystości, podkreślone duetem cytryny i limonki. Kwiaty troszeczkę ozdobiły także je. Razem jeszcze umocniły czarne porzeczki. Surowe i świeże, dosłownie jeszcze rosnące na krzaku.

Orzechy nieco słabły... Choć wciąż utrzymywały się wyraźnie, blisko pierwszego planu. Pomyślałam o zarumienionych croissantach z czekoladowymi dżemami-nadzieniami bazującymi na ciemnych owocach... O rogalikach poprzekrajanych i wysmarowanych jakimiś kremami karmelowymi... Towarzyszyło im sporo krówek. Przemknęło mi też troszeczkę miodu, wsiąkającego w jeden z croissantów. Słodycz była wysoka, ale i goryczka kakao nie odleciała.

Z czasem orzechy zmieniły się prawie całkowicie w bardziej chlebowe nuty. Może też trochę słodu? Palonego, gorzkawego. Laskowce pobrzmiewały jedynie jako echo. A wymienionym wypiekom towarzyszyła herbata... poprzez którą wemknęła się wilgotna, czarna ziemia. Mieszała się z wilgocią kwiaciarni i jakby to na nią opadły płatki kwiatów oraz trochę czarnych porzeczek.

Po zjedzeniu został wyraźnie owocowy posmak głównie czarnych porzeczek i limonki oraz herbaty z wiśnią. Za nią stało trochę ziemi. Całość nie zapomniała też o krówkowo-laskowej słodyczy i łagodności. Orzechy jako orzechowy, słodki krem wróciły wyraźnie.

Całość była pyszna i ciekawa. Ogrom krówkowo-karmelowej słodyczy w harmonii zgrał się dzięki orzechom laskowym i kwiatom z nutami bardziej gorzkawymi, a więc herbaty czy potem ziemi. Croissanty i chleb także dzięki owocom i dżemowo-kremowym nutom wyszły bardzo spójnie. Czarne porzeczki i wiśnie, a raczej kompoty, soki i czekoladowy dżem z nich miały kwaśność podkreśloną cytrusami, acz choć ogólnie dużo było tu owoców, czekolada wcale tak mocno owocowo nie wyszła. To mi się bardzo podobało. Ryzykowna słodycz zatrzymała się w odpowiednim punkcie, że nie wydawała się za mocna, a uzasadniona.

Była zupełnie inna niż ostrzejsza i trochę lukrecjowa  Beskid Ekwador 70 % z 2019, ale też bardzo inna od różano-cytrynowo-herbacianej i ziemistej, z nutami truskawek i pierników Beskid Ekwador National Arriba Hazienda Zolita 70 % z 2020. Czuć specyfikę regionu, stąd nie mogłam się doczekać pełnowymiarowej. Co też w niej się rozwinie? Wersja mini wydała mi się właśnie łagodniejsza, ale z racji nut, charakteru, od podlinkowanych. Wydaje się świetną zapowiedzią i nie pozostawia niedosytu.


ocena: 10/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: koniecznie chcę pełnowymiarową

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.