niedziela, 26 listopada 2023

Menakao Madagascar Chocolate 80 % Single Origin Dark / Noir ciemna z Madagaskaru

Miałam przeczucie, że zmiany czy nie zmiany, ale 80tka od Menakao dalej bez trudu zdobędzie 10. Nie mogę odżałować, że nie zdążyłam wrócić do dawnej, co sobie obiecałam. Po tym, jak marka przeszła w zasadzie gruntowne zmiany, a ich wyroby się zmieniły, ta właśnie tabliczka stała się moim głównym celem. Na niej najbardziej mi zależało. Trochę się tylko bałam, że nie sprosta bardzo wysokim oczekiwaniom. Choć "nie sprosta" nie równało się "nie posmakuje". Miałam dobre przeczucia, ale niestety doświadczenie mnie nauczyło, że im te lepsze, tym potem... no, różnie może być. Zamiast jednak rozmyślać, lepiej się wziąć za samą czekoladę. W końcu Menakao Madagascar Chocolate 72 % Single Origin Dark / Noir była bardzo dobra.

Menakao Madagascar Chocolate 80 % Single Origin Dark / Noir to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Madagaskaru, z regionu Ambanja, z doliny Sambirano.

Po otwarciu rozbrzmiał koncert kefiru i innego kwaskawego nabiału (jogurtu? twarogu?), cytrusów z cytryną i grejpfrutem na czele oraz rozmaitych ciemnych owoców. Ostatnich czułam niewiele i nie były jednoznaczne, acz do głowy przyszedł mi jogurt z jagodami. Może jakaś wiśnia pojedyncza się zaplątała. Obok zakręciło się trochę ziemi, łagodzonej orzechami (chyba włoskimi i migdałami). Mieszała się z kawą, niewątpliwie mocno paloną. Tę zaś mocno osłodził również palony karmel.

Czerwonawa, twarda tabliczka przy łamaniu trzaskała głośno i masywnie. Wyglądała na suchawą, a w przekroju na zbito-ziarnistą.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i gęsto. Była mazista i kremowa, gładkawa. Pokrywała podniebienie, wykazując lekką tłustość. Wydawała się bardzo pełna, esencjonalna, ale nie ciężka. Zmieniała się w lekko pylistą zawiesinę. Z czasem upuszczała sporo soczystości, która jednak nie zaburzyła gęstości. Mimo, że usta wypełniała rozlazła czekoladowa maź, kawałek zachowywał kształt niemal do końca. To z niego wszystko leniwie spływało.

W smaku pierwsza pojawiła się słodycz palonego karmelu, opływana soczystą kwaśnością cytryny.
Słodycz startowała ze średnio wysokiego poziomu i rosła delikatnie, trochę leniwie. Karmel zdawał się skrywać za lekką, kwiatową zasłoną.

Wyobraziłam sobie cytrynę wyciskaną z soku, który otworzył drogę innym cytrusom. Pojawił się grejpfrut wraz z lekką goryczką i cierpkością. Te zwróciły uwagę na skórkę cytryny i innych. Świeżo starta skórka mieszała się z gorzkością białych włókien, za sprawą których grejpfrut w cytrusowej strefie wyszedł na prowadzenie.

Gorzkość jakby bardziej czekoladowa pojawiła się szybko, a dzięki grejpfrutowej, odważyła się bardziej zaprezentować. Uszczknęła trochę paloności od karmelu i zaserwowała kawę... Kawę, którą przez moment spowił dym. Pomyślałam o kawie karmelowej, której charakter zaraz podkreśliła ziemia.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kwasek częściowo odbiegł od owoców. Na kwaśnej fali wypłynął nabiał. Głównie kefir, ale w głowie miałam też jogurt, twarożek... Może kefirowy twarożek?

Po chwili kefir i/lub jogurt przemieszały się z jagodami. Nabiał wprowadził do kompozycji delikatną nutkę ciemnych owoców.

Za tym wszystkim ziemia wydała mi się lekko... goryczkowato-gnilna? Może to też te ciemne owoce...? Przemknął wytrawniejszy kwasek. Kapusta? Szybko jednak zatonęła w owocach. Jagody, może pojedyncza porzeczka czarna czy wiśnie... Pokazały się i zaraz opadły z sił. Ziemia z kolei została nieco ugłaskana orzechami. Włoskimi? Takimi, które mieszają się z kawą... może jako orzechowo-ciemnoczekoladowe czekoladki podane do niej?

To zaś wykorzystały cytrusy i znów wkroczyły odważniej. Cytryna wraz ze skórką i grejpfrut prowadziły. Za nimi snuła się słodsza, choć też kwaskawa, pomarańcza.

Cytrusy wyszły bliżej końca bardziej słodko ze względu na karmel. Wciąż jednak dominował soczysty, tylko że właśnie słodszy, czerwony grejpfrut. I karmel jednak z czasem częściowo odpadł. Drobna nutka kwiatów zmieniła wydźwięk słodyczy z karmelowej na właśnie bardziej kwiatową i owocową.

Ziemia wyraźnie przeszła w kawę. Bardzo dużo kawy z cierpko-cytrusowym, grejpfrutowym echem. W pewnym momencie poczułam się, jakbym pijąc kawę, nieopatrznie zjadła trochę jej fusów.

Po zjedzeniu został posmak kawy z echem ziemi oraz wysoką, ale nie przesadzoną słodyczą karmelu. W tle kręcił się kwasek nabiału i soczyste grejpfruty z cytrynami. Nie było jednak kwaśno ze względu na karmel i paloność. Doszukałam się jeszcze nutki czerwono-ciemnych owoców w tle.

Czekolada była pyszna, ale jak na Menakao i 80% kakao jakaś taka... za łagodna. W tej kompozycji spory udział miał palony karmel, a wątki orzechowo-kwiatowe łagodziły cytryny z grejpfrutami, ziemię. Ziemia zakręciła się tu i ówdzie, po czym prawie zmieniła w kawę. Kawy czułam sporo i to mi się podobało. Jej gorzkość i cytrusowa soczystość, podkręcona kwaśnym nabiałem to cudny splot. Gdybym nie znała dawnej, pewnie byłabym po prostu bardzo zadowolona ze zjedzenia jej, a tak żal mi dzikości dawnej.

Smakowała inaczej niż tabliczka z 2018. Nowa wersja wyszła o wiele łagodniej. Mimo że wciąż czułam w niej mnóstwo grejpfrutów, cytryn i trochę ciemnych owoców zestawionych z nutami kwaskawego nabiału, kawą i ziemią, to jednak wszystko to wydawało się... spokojniejsze. Poszczególne nuty łagodziły a to kwiaty, a to orzechy. A do tego słodycz jako karmel o wiele bardziej się wyeksponowała. To ją czuć od pierwszej sekundy (nie jak w dawnej soczystą kwaśność). Dzisiaj prezentowana okazała się mniej kwachowato-wytrawniejsza niestety, bo to właśnie w tym charakterku tkwił urok dawnej. Nowa wciąż zachwyca, ale już nie aż tak.
Blisko jej do właśnie łagodniejszej Madecasse 80 %.


ocena: 9/10
cena: 29 zł (za 75 g; cena półkowa, ja dostałam rabat)
kaloryczność: 604,41 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś mogłabym wrócić

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.