czwartek, 23 listopada 2023

Orfeve L’Esterre 80% Noir de Noir / Extra Fine Grenada Island ciemna z Grenady

Po przecukrzonej Orfeve L’Esterre 70% Noir de Noir / Extra Fine Grenada Island, w której niewątpliwie krył się potencjał i ciekawe nuty, dzisiaj prezentowana tabliczka bardzo mnie zaciekawiła. Niecodzienne wątki mogły się bowiem lepiej rozwinąć, gdy miazgę obdarto z rządzącej się cukrowości. Chyba że... producent nie wie, jak obchodzić się z kakao? Liczyłam, że nie w tym problem, acz wielkich nadziei, że bardzo pozytywnie się zdziwię, nie żywiłam. Tę tabliczkę wykonano z kakao ze zbioru 2021, któe prażono 56 minut w 112 stopniach Celsjusza. Konszowanie trwało 68 godzin, a dojrzewanie 14 dni. Są to więc inne wartości niż w przypadku 70%. Dostosowywanie obróbki do zawartości sugerowało, że producent wie, co robi. Ma jakieś konkretne założenie. A jak ze smakiem?

Orfeve L’Esterre 80% Noir de Noir / Extra Fine Grenada Island to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao trinitario z Grenady z parafii Saint Andrew, z plantacji L’Esterre; należąca do linii tradycyjnej (czyli gładkich tabliczek).

Po otwarciu poczułam wytrawny zapach gotującej się fasoli i grochu o podwyższonej, ale jakby naturalnej słodyczy i słodkiego miodu. Do głowy przyszedł mi miód fasolowy albo inny słodki, acz z pewną wytrawnością. Wszystko to mieszało się z roślinną rześkością. Czułam też świeże surowe orzechy, choć nie umiałam ich nazwać. Mimo miodowości, słodycz była niska. Wydawało się, że jedynie musnęła silny, owocowy splot opierający się na soczyście kwaśnej marakui i nektarynce. Towarzyszył im banan i słodko-kwaśne czerwone pestkowce (czereśnie?). Wszystko zwieńczyła subtelna palona gorzkość.

Tabliczka sprawiała wrażenie kremowej, acz bardzo masywnej i trochę suchawej. Przy łamaniu trzaskała bardzo głośno właśnie w masywnym i suchawym niczym wyschnięty krem, kontekście. Nie zważała na linie podziału.
W ustach rozpływała się powoli, długo zachowując kształt, ale łatwo mięknąc. Była tłusto-mazista i lepka. Zawarła w sobie lekką kremowość śmietanki, a z czasem zdradzała drobną chropowatość. Pokrywała podniebienie konkretnie i dość oleiście, a znikała właśnie mieszając oleistość z soczystością.

W smaku od początku czułam wyraźną słodycz miodowego ciasta zrobionego na bazie fasoli. Wytrawny motyw gotowanych strączków wydawał się na stałe scalony ze słodyczą, przez co pomyślałam o miodzie fasolowym. W ciągu kolejnych sekund pomyślałam o tej czekoladzie jako o bardzo roślinnej.

Świeżej, zielonej... Słodycz nieco wzrosła, choć i tak była stonowana. Do ciasta i fasoli (i grochu?) dołączyły banany. Częściowo były jednak jeszcze niedojrzałe i zielone. Trochę cierpkie. W słodko-roślinnym splocie pojawił się słodko-rześki syrop... może z agawy? Albo wyjątkowo roślinnie smakujący miód z odrobiną cierpkości.

Odnotowałam kwaśność. Zapowiedziała owoce, choć nie wyrywała się na przód. Marakuja mieszała się ze słodko-kwaskawą... nektarynką? I czymś czerwonym pestkowym? Owoce spokojnie rozwijały się w tle. Do głowy przyszedł mi kwaśny roślinny, wegański zamiennik jogurtu owocowego.

Zaraz pojawiła się też gorzkość. Reprezentowała palono-pieczoną nutę, przez co przełożyła się na wyobrażenie o nieco przypalonym cieście. I niewątpliwie kakaowym. Jakieś fasolowe, posłodzone miodem i bananami zdrowe brownie?

Po nim bardzo wyraźnie rozbrzmiała cierpkość ziemi. Czarna, wilgotna ziemia porastana przez zielone, pokryte rosą - albo nawet po porannym deszczu - rośliny mieszła się z orzechami włoskimi i pekan. Zaraz jednak to pekany wyrwały się na przód, łącząc goryczkę skórek orzechowych z tłustą orzechowością. Stanowiły przez długi czas bardzo istotny element kompozycji.

Ta właśnie orzechowa tłustość po zetknięciu z soczystą kwaśnością zaobfitowała w mnóstwo wegańskiej, zrobionej z orzechów (pekan?) kwaśnej śmietany. Po tym, jak rozeszła się jej spora fala, nieco osłabła. Wrócił natomiast wegański - pekanowy już teraz? - jogurt owocowy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa z cierpkości wyłoniła się zielona herbata. Świeżość i rośliny doprawiły ją nieco anyżem, lukrecją. I wkroiły plaster cytryny?

Owocowa kwaśność rozwinęła się. Kwaśność marakui podkręciła cytryna. Nektarynka... umocniła się, łącząc kwaśność ze słodyczą. Tę z kolei podniosły banany. Już nie tylko niedojrzałe, ale i sporo dojrzałych; mieszanka. Owocowy wątek był bardzo egzotyczny.

Owoce z poważniejszymi nutami połączyła goryczkowato-cierpka skórka cytryny. Poprzez nią i do owoców dobiegła jakby roślinna słodycz miodu (fasolowego?) oraz agawy... wspartych lukrecją. Nie była to jednak nawet ostrość, a sugestia. Znowu pomyślałam o cieście słodzonym miodem i bananami. Niewątpliwie słodkimi. Bananowo-fasolowe brownie podkreśliło paloność.

W tle owoce nieco się zmieniły. Żółte trochę przycichły. Została marakuja, szukając innego towarzystwa. Natknęła się na słodko-kwaskawe w niemal winny, wiśniowy sposób czereśnie (odmianę kordia?), albo może też same cierpkawe wiśnie z pojedynczymi cytrynowymi przebłyskami i... cierpkie kiwi? Ono wpisywało się w zieloności...

A jednak na końcówce cierpka zieloność wyszła już bardzo delikatnie. Banany jakby dojrzały, a na przód wybiegło nieco przypalone zdrowe brownie, tym razem jeszcze na pewno ze sporą ilością pekanów, a także palony karmel, zrobiony z miodu i syropu z agawy. Chyba podane z kwaskowatą wege śmietanką, też z pekanów.

W posmaku został banan, ale znów jakby mniej dojrzały. Już słodki, ale też trochę cierpkawy... i cierpkość zielonej herbaty oraz skórek pekanów, zmieszana z cierpko-kwaśnymi i egzotycznymi żółtymi owocami, może echem "winno-wiśniowej" czereśni kordia i słodyczą fasolowo-kakaowego ciasta. Całość wydawała się roślinnie-chłodna.

Czekolada smakowała mi i wydała się ciekawa - to przeważyło, że nie 8, a 9. Gorzko-kwaśna kompozycja zawarła sporo orzechów pekan, trochę włoskich, fasolę, strączkowość - głównie jako zdrowe brownie - a także mnóstwo owoców: marakui, bananów (o różnym stopniu dojrzałości), czereśni (jakby charakterniejszych, winnych), nektarynek z cytrynowym podkręceniem. Myśli o fasolowym miodzie czy wege śmietanie z pekanów były bardzo zaskakujące. Chłodno-roślinna warstwa przełożyła się na nuty zielonej herbaty, jej cierpkość i chłodek lukrecji. Również ciekawe.

Przypominała Orfeve L’Esterre 70% Noir de Noir / Extra Fine Grenada Island pod względem nut, ale nie efektu - dzisiaj prezentowana okazała się znacznie smaczniejsza. Wyszła po prostu jak jej mniej słodka, a bardziej gorzko-kwaśna wersja. Wyraźna wytrawność fasoli, ciasto na bazie fasoli, ziemia i herbata zielona występujące w obu, w przypadku dzisiaj opisywanej wzbogaciły się o rozwiniętą nutę orzechów włoskich i pekan (słabszą w podlinkowanej). Banany w 80% wydawały się niedojrzałe i cierpkawe w momencie gdy w 70% zasładzały. Owoce, w tym marakuja występująca w obu, pozwoliły sobie na upuszczenie kwaśności. Owocowy wątek w dzisiejszej był o wiele istotniejszy.
Zaprezentowana dziś 80% smakowała mi bardziej, choć i tak w sobie nie rozkochała.


ocena: 9/10
cena: 59 zł (za 70g; cena półkowa; ja dostałam zniżkę)
kaloryczność: 602 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarna kakao, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełny surowy cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.